[Recenzja] Klaus Schulze - "Moondawn" (1976)

Klaus Schulze - Moondawn


Rok 1976 Klaus Schulze spędził głównie na nagrywaniu i koncertowaniu z efemeryczną grupą Go. Klawiszowiec znalazł się tam w niezwykle interesującym gronie muzyków reprezentujących różne kraje i rodzaje muzyki. Wymienić trzeba tu takie nazwiska, jak Steve Winwood, Al Di Meola, Michael Shrieve, nie zapominając oczywiście o Stomu Yamashta, który zorganizował cały ten projekt. Choć sesje eponimicznego debiutu Go zaczęły się już w lutym, Schulze zdążył już w tym roku nagrać materiał na swój kolejny solowy album, "Moondawn". Nie ulega wątpliwości, że to jeden z ważniejszych momentów jego dyskografii. Muzyk po raz pierwszy pracował w studiu z prawdziwego zdarzenia. Ponadto w przeciwieństwie do poprzednich nagrań, tym razem wykorzystał wyłącznie elektroniczne instrumenty, w tym sekwencer Synthanorma oraz syntezatory ARP 2600, ARP Odyssey, EMS Synthi-A, Farfisa Syntorchestra i nowość w swoim ekwipunku - kultowego Mooga, którego posiadaczem stał się chwilę wcześniej.

"Moondawn", jak wiele innych albumów Schulze'a, składa się z dwóch blisko półgodzinnych utworów - po jednym na każdą stronę płyty winylowej. W porównaniu z wcześniejszymi wydawnictwami na pewno zwraca uwagę duży postęp w kwestii brzmienia, które stało się po prostu bardziej profesjonalne. Lepiej słychać różne niuanse dźwiękowe, muzyka nabrała też większej przestrzeni. Twórca niewątpliwe dobrze wykorzystał możliwości studia, tworząc bardziej wielowarstwowe nagrania. Mniej słychać to na przykładzie "Floating". Pierwsze minuty to w zasadzie dość typowy kosmiczny ambient, choć wzbogacony o wokalne sample zanim stało się to modne. Ciekawiej robi się w momencie wejścia zapętlonych dźwięków z sekwencera, budujących podkład dla melodycznych linii Mooga. Całość zostaje wzmocniona perkusją, na której gościnnie zagrał Harald Grosskopf, choć przecież sam Schulze zaczynał karierę od bębnienia w Tangerine Dream i Ash Ra Tempel. "Floating" wprowadza w odpowiedni dla progresywnej elektroniki trans. Formalnie ciekawszym nagraniem jest jednak "Mindphaser". Zaczyna się od szumu wody i innych efektów, do których stopniowo dokładane są kolejne warstwy, jak ambientowe tło czy nastrojowe dźwięki Mooga. Fajne jest to nagłe wejście perkusji i brzmień organowych, choć mocno zalatuje "A Saucerful of Secrets" - jak zresztą wiele dokonań Schulze'a solo i z wspomnianymi zespołami - przynajmniej do czasu, gdy rozpoczyna się syntezatorowa solówka. Ten fragment powinien trafić szczególnie do miłośników rocka progresywnego w najbardziej klasycznym wydaniu, którzy na wcześniejszych płytach tego muzyka raczej nie mieli za bardzo czego szukać.

Nie da się jednak ukryć, że trochę ta muzyka się zestarzała, szczególnie w momentach z największym udziałem Mooga. To zresztą częsty paradoks nagrań, które miały sprawiać wrażenie futurystycznych, a tak niewątpliwie odbierano "Moondawn" w chwili wydania. Z kolei wyraźny postęp w kwestii produkcji i poszerzenie instrumentarium nie są w stanie ukryć stagnacji Klausa Schulze'a, który za pomocą nowych możliwości w zasadzie stara się robić to samo, co wcześniej, zamiast wykorzystać je do rozwoju. Ale to, mimo wszystko, całkiem sympatyczny album i być może najlepszy na start dla kogoś, kto nie miał dotąd w ogóle do czynienia z progresywną elektroniką.

Ocena: 7/10



Klaus Schulze - "Moondawn" (1976)

1. Floating; 2. Mindphaser

Skład: Klaus Schulze - syntezatory, sekwencer; Harald Grosskopf - perkusja
Producent: Klaus Schulze


Komentarze

  1. Zgadza się - to jest bardzo przyjemna płyta dla elektronicznych laików, którzy generalnie nie są fanami gatunku. Ja nie przepadam za elektronika, ale "Moondawn" (i "Timewind")) zawsze wprawiają mnie w dobry nastrój. A propos - zamieścisz recenzję jakiejś płyty Vangelisa?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak się uda, to niedługo będzie recenzja jednego z jego albumów. Bo poza tą jedną płytą zdecydowanie nie jestem wielbicielem twórczości Vangelisa.

      Usuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Pearl Jam - "Dark Matter" (2024)

[Recenzja] Maruja - "Connla's Well" (2024)

[Recenzja] Oren Ambarchi / Johan Berthling / Andreas Werliin - "Ghosted II" (2024)

[Recenzja] Cristóbal Avendaño & Silvia Moreno - "Lancé esto al otro lado del mar" (2024)

[Recenzja] Kin Ping Meh - "Kin Ping Meh" (1972)