[Recenzja] Herbie Hancock - "Future Shock" (1983)

Herbie Hancock - Future Shock


Prawie czterdzieści lat po swojej premierze "Future Shock" wciąż polaryzuje słuchaczy. Kontrowersje budzi jednak nie tyle zawarta na nim muzyka, co raczej firmujące ją nazwisko. Herbie Hancock w latach 60. należał do najbardziej cenionych pianistów jazzowych. Szerokie uznanie przyniosła mu przede wszystkim gra u boku Milesa Davisa, ale także autorskie albumy i liczne występy w roli sidemana. Na początku kolejnej dekady stał się prawdziwym nowatorem. Jego elektroniczne eksperymenty z tzw. trylogii Mwandishi niewątpliwie poszerzały granice jazzu. W tym samym dziesięcioleciu muzyk odnosił spore sukcesy komercyjne ze swoim jazz-funkowym zespołem Head Hunters, by z czasem zbliżyć się do stylistyki disco o nieznacznie już jazzowym zabarwieniu. Jednocześnie jednak grywał także jazz akustyczny, ku zadowoleniu swoich starszych wielbicieli. I nikt zapewne nie spodziewał się, że z początkiem lat 80. Hancock całkowicie porzuci gatunek, z którym był związany od ponad dwóch dekad.

Pianista zawsze starał się być na czasie. W swojej autobiografii podkreślał, że nie chodziło wyłącznie o kwestie merkantylne: Jeśli zastanawiałbym się, czego oczekują ode mnie ludzie, nigdy nie odkryłbym innej muzyki. Dlaczego tak trudno było uwierzyć, że muzyk może chcieć się zmieniać, a nie tylko grać dla pieniędzy? Skłamałbym twierdząc, że mi na nich nie zależało. Różnica polega na tym, że nigdy nie chciałem robić niczego tylko po to, żeby zwiększyć sprzedaż. Tworzyłem muzykę, którą grało moje serce [1]. Warto zauważyć, że w przypadku "Future Shock" Herbie nie podpiął się pod którąś z najmodniejszych wówczas stylistyk, a muzykę wciąż niszową, pomagając w jej spopularyzowaniu. Ponieważ sam nie do końca był świadomy, czego aktualnie słucha młodzież, poprosił o przygotowanie kompilacji swojego młodszego znajomego, Krishny Bookera, syna jazzowego basisty Waltera Bookera i siostrzeńca Wayne'a Shortera. W ten sposób odkrył hip-hop i electro.

Pozostało jeszcze znaleźć odpowiednich muzyków do nowego projektu. Wybór szybko padł na duet Material, projekt Billa Laswella i Michaela Beinhorna. To w zasadzie tę dwójkę należy uznać za głównych twórców materiału z "Future Shock". Muzycy przedstawili klawiszowcowi gotowe podkłady, do których mógł dograć swoje partie, głównie na nowoczesnych syntezatorach. Zaproszono też kilku dodatkowych instrumentalistów, w tym perkusistę Sly Dunbara czy gitarzystę Pete'a Coseya, znanego ze współpracy z Muddym Watersem i Milesem Davisem. Najważniejszym gościem okazał się jednak Derek Showard, profesjonalnie znany jako Grand Mixer D.ST, odpowiedzialny na płycie za hip-hopowe skrecze. Nikt normalny nie chciałby rysować płyty, ale to brzmienie było świetne, tak samo jak pomysł, by w ten sposób tworzyć rytm - tłumaczył Hancock. Skreczowanie brzmiało awangardowo, jak odgłosy, których szukaliśmy w czasach Mwandishi. (...) Ta muzyka wydała mi się ekscytująca i nieprzewidywalna, ponieważ skreczowanie pozwalało na nagłe zmiany kierunku, na docieranie do kolejnych dźwięków i melodii. To była awangarda w muzyce popularnej - odkrywanie tych możliwości dodało mi mnóstwo energii [1].

Album rozpoczyna jeden z największych hitów muzyka, "Rockit". Singiel z tym nagraniem dotarł do 8. miejsca w Wielkiej Brytanii oraz 71. w Stanach, ostatecznie pokrywając się tam złotem. W odniesieniu sukcesu niewątpliwie pomógł charakterystyczny teledysk z robotami, który należał do najczęściej emitowanych przez MTV. Przeładowane skreczami, samplami i kraftwerkową elektroniką nagranie to faktycznie świetny materiał na ejtisowy przebój. nie tylko za sprawą bombastycznej produkcji, ale też łatwo przyswajalnej linii melodycznej. W rejony bliskie electro oraz instrumentalnego hip-hopu muzycy zapuszczają się także w "Earth Beat", kawałku wprawdzie mniej przebojowym, za to równie ciekawie wyprodukowanym i przypominającym, że grają tu uzdolnieni instrumentaliści. "TFS" i "Autodrive" są natomiast bliższe tego, co Herbie grał na przełomie dekad, czyli stylistyki disco, jednak z wykorzystaniem nowocześniejszych technologii. Na płytę trafiły też dwie piosenki, zarówno jeśli chodzi o formę, jak i obecność partii wokalnych - odpowiednio Dwighta Jacksona Jr. i Lamara Wrighta. Tytułowy "Future Shock", zaczerpnięty z repertuaru Curtisa Mayfielda, to po prostu funkowy numer bliższy poprzedniej dekady, z niewieloma ejtisowymi rozwiązaniami. Za to naprawdę świetnie buja. Bardziej współcześnie, w chwili wydania, brzmiał natomiast "Rough", w którym wracają skrecze i inne efekty. W porównaniu z tytułowym kawałkiem jest nieco mniej chwytliwie, za to ciekawiej pod względem brzmieniowo-instrumentalnym.

"Future Shock" okazał się jednym z największych komercyjnych sukcesów w solowej karierze Herbiego Hancocka, porównywalnym jedynie ze starszym o dekadę "Head Hunters" - oba albumy pokryły się w USA platyną. Jak jednak ocenić ten kontrowersyjny album? Na pewno nie należy próbować porównywać go z jazzowymi dokonaniami pianisty, ponieważ to zupełnie inna stylistyka. Właściwe będzie zestawienie go z innymi ówczesnymi płytami electro, na których tle wypada niezwykle udanie, łącząc typowe dla niej elementy z odrobinę większym kunsztem instrumentalnym. Oczywiście, jest tu też naprawdę sporo typowej dla takiego grania naiwności, czy wręcz kiczu, ale ma to swój urok i jest przy tym całkowicie bezpretensjonalne, pełne energii i autentycznej radości, jaką Herbie czerpał z odkrywania nowych możliwości.

Ocena: 7/10

[1] H. Hancock, L. Dickey, Herbie Hancock. Autobiografia legendy jazzu, wydawnictwo Sine Qua Non, 2015.



Herbie Hancock - "Future Shock" (1983)

1. Rockit; 2. Future Shock; 3. TFS; 4. Earth Beat; 5. Autodrive; 6. Rough

Skład: Herbie Hancock - instr. klawiszowe; Michael Beinhorn - instr. klawiszowe, wokal; Bill Laswell - gitara basowa; D.ST. (Derek Showard) - skrecze (1,4,6), dodatkowy wokal (6); Pete Cosey - gitara (2); Sly Dunbar - perkusja i instr. perkusyjne (2,6); Daniel Poncé - instr. perkusyjne (1,4); Dwight Jackson Jr. - wokal (2); Lamar Wright - wokal (6); Bernard Fowler, Nicky Skopelitis, Roger Trilling - dodatkowy wokal
Producent: Material i Herbie Hancock


Komentarze

  1. Nie mam odwagi, a trochę też czasu (chodzi oczywiście o to, ile płyt czeka w kolejce) sprawdzić sobie choćby niesławnego "Future 2 Future", ale po ocenach i opiniach na jego temat mam wrażenie, że z czasem ten balans między interesownością i duchem poszukiwacza trochę się Hancockowi załamał :D Pewnie przez te same obawy przegapiłem "Future Shock", więc dzięki za sygnał, że jednak warto sprawdzić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tytuł podobny, więc może poziom też? ;)

      Usuń
    2. Absolutnie nie. Z każdą dekadą poziom mainstreamu jest coraz niższy, więc siłą rzeczy album inspirowany electro i wczesnym hip-hopem jest mniej żenujący od nawiązującego do XXI-wiecznego popu. Dochodzi też różnica wieku Hancocka - rzadko kiedy muzycy po sześćdziesiątce potrafią twórczo i umiejętnie czerpać ze współczesnych trendów. Do głowy przychodzą mi tylko David Bowie ("Blackstar") i Pharoah Sanders ("Promises"; przy czym Sanders po prostu dograł tu dość tradycyjne partie do nowoczesnej muzyki Floating Pointsa), ale to wyjątki potwierdzające regułę. Obaj zresztą nie czerpali z dzisiejszego mainstreamu, a z ciekawszych nurtów. A Herbie na "F2F" sięgnął po chyba najgorsze możliwe wzorce.

      Usuń
  2. No tego się nie spodziewałem.....Chyba właśnie wezmę sobie ten album na telefon i "przerobię". Kiedyś patrzyłem na twój RYM i ten album był tam chyba z oceną 5/10, a kawałek "Rockit" kojarzę, ale przy takiej ocenie to nie sądziłem że będzie recka.

    OdpowiedzUsuń
  3. Niespodziewałem się raczej wyważonej recenzji, a tu jednak zaskoczenie. Przydałoby się i takie podejście w recenzjach płyt z gatunku fusion.
    W swojej analizie Hein uważa nawet "Rockit" za najważniejszy wkład Hancocka w historię muzyki.
    https://www.ethanhein.com/wp/2019/the-rockit-rhizome/

    OdpowiedzUsuń
  4. Okazuje się że nieświadomie znałem Rockit od 11 roku życia - a wszystko dzięki GTA...

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Zapowiedź] Premiery płytowe maj 2024

[Recenzja] Light Coorporation - "Rare Dialect" (2011)

[Recenzja] Cristóbal Avendaño & Silvia Moreno - "Lancé esto al otro lado del mar" (2024)

[Recenzja] Polish Jazz Quartet - "Polish Jazz Quartet" (1965)

[Recenzja] Soft Machine - "Fifth" (1972)