Posty

Wyświetlam posty z etykietą nkr

[Recenzja] November - "En ny tid är här..." (1970)

Obraz
Trio November powstało pod koniec lat 60. w Sztokholmie. Nazwa upamiętnia pewien listopadowy wieczór 1969 roku, gdy muzycy, jeszcze pod szyldem Train, zagrali jako support przed grupą Fleetwood Mac. Muzykę graną przez zespół można nazwać zarówno ciężkim blues rockiem, jak i bluesowo zabarwionym hard rockiem. Inspiracje są dość oczywiste: Cream, The Jimi Hendrix Experience, Free, Ten Years After czy wspomniany Fleetwood Mac. Za to brzmienie - zaskakująco dobre - kojarzy się już raczej z Led Zeppelin lub nawet Black Sabbath. Tym, co odróżniało szwedzkie trio od anglosaskich grup, były teksty w ojczystym językiem. Trochę się tego obawiałem po doświadczeniach z niedawno recenzowanym Trettioåriga Kriget, jednak tutaj wokal brzmi lepiej, bardziej naturalnie. I nie da się ukryć, że właśnie ten egzotyczny  element wyróżnia November spośród podobnie grających kapel. Kiedy grupa występowała w Wielkiej Brytanii i postanowiła zaprezentować swoje utwory w anglojęzycznych wersjach, publiczność d

[Recenzja] Island - "Pictures" (1977)

Obraz
Jednym z ciekawszych przedstawicieli tzw. Nieznanego Kanonu Rocka (jakkolwiek głupio by to określenie nie brzmiało) jest pochodząca ze Szwajcarii grupa Island. Istniała tylko przez krótki okres drugiej połowy lat 70. - dokładne lata działalności nie są znane - i pozostawiła po sobie dwa wydawnictwa, w tym jedno opublikowane dopiero po wielu latach. Debiutancki album "Pictures" przyciąga uwagę już swoją niepokojącą okładką, stworzoną przez kontrowersyjnego H. R. Gigera, mającego na koncie także grafiki "Brain Salad Surgery" Emerson, Lake & Palmer, "Attahk" francuskiej grupy Magma, "To Mega Therion" Celtic Frost czy "How the Gods Kill" Danzig. Mroczny styl Gigera idealnie komponuje się z muzyką Island. W nagraniu tej płyty udział wzięli klawiszowiec Peter Scherer, grający na różnych instrumentach dętych René Fisch, perkusista Güge Jürg Meier oraz były wokalista hardrockowego Toad, Benjamin Jäger. W zespole nie było w tamtym czasie

[Recenzja] Trettioåriga Kriget - "Krigssång" (1975)

Obraz
Drugi album szwedzkiego kwartetu Trettioåriga Kriget, "Krigssång" ( pieśń wojenna ), to udana kontynuacja i rozwinięcie eponimicznego debiutu. Udało się zachować to, co tam się udało - czyli przede wszystkim to charakterystyczne, całkiem ciężkie na tamte czasy i dobrze zbalansowane brzmienie - a jednocześnie zaprezentować materiał bardziej zróżnicowany, niezlewający się w nierozpoznawalną masę. Dużo tutaj różnego rodzaju urozmaiceń. Już w otwierającym całość podniosłym utworze tytułowym istotną rolę pełni gitara akustyczna i melotron, jednak utwór stopniowo nabiera na intensywności, dochodzą ostrzejsze solówki i przede wszystkim mocna, głęboka partia basu. W "Metamorfoser" nastrój z początku jest jeszcze bardziej sielski, z czym kontrastuje cięższa, lekko jazzująca część środkowa. Dopiero folkowy "Jag Och Jag Och "Jag"" zawiera stricte akustyczną aranżację. Dla odmiany tuż po nim rozbrzmiewają dwa najcięższe utwory - "Mitt Mirakel"

[Recenzja] Trettioåriga Kriget - "Trettioåriga Kriget" (1974)

Obraz
Trettioåriga Kriget - wojna trzydziestoletnia w tłumaczeniu ze szwedzkiego - to bardzo dziwna nazwa dla zespołu. Kapela powstała w 1970 roku w Sztokholmie z inicjatywy szóstki nastolatków, w tym aż dwóch bębniarzy. Dość szybko z oryginalnego składu zostali tylko basista Stefan Fredin oraz perkusista Dag Lundquist, a poniekąd także Olle Thörnvall, który jednak porzucił grę na gitarze i harmonijce, aby skupić się wyłącznie na pisaniu tekstów. Nowymi muzykami zostali wokalista o swojsko brzmiącym nazwisku Robert Zima (z pochodzenia Austriak) oraz gitarzysta Christer Åkerberg. Kolejnych kilka lat muzycy spędzili na tworzeniu autorskiego materiału oraz szlifowaniu stylu. Dopiero w 1974 roku podpisali pierwszy kontrakt i nagrali swój debiutancki, eponimiczny longplay. Zawarta na nim muzyka jest różnie klasyfikowana, bywa nawet zaliczana do rocka progresywnego, jednak zdecydowanie dominują tu elementy hardrockowe czy nawet proto-metalowe. Taki "Kaledoniska Orogenesen" w najcięższ

[Recenzja] Kvartetten Som Sprängde ‎- "Kattvals" (1973)

Obraz
Album "The End of the Game" Petera Greena przypomniał mi o innym albumie z dzikim kotem na okładce, tym razem pochodzącym ze Szwecji. Szwedzka scena rockowa lat 70. to temat mało znany, a warty zgłębienia. Działało tam wtedy kilka naprawdę interesujących kapel, by wspomnieć tylko o Älgarnas Trädgård, Fläsket Brinner, International Harvester, Kultivator, Ragnarök, Samla Mammas Manna, Trettioåriga Kriget czy o bohaterze dzisiejszej recenzji - Kvartetten Som Sprängde. Nazwę tę można przetłumaczyć jako wybuchowy kwartet , co wydaje się o tyle nieszczęśliwe, że w momencie nagrywania  płyty było to trio. Jakiś czas wcześniej , z powodu różnic artystycznych, ze składu odeszła wokalistka Margareta Söderberg. Pozostali muzycy - gitarzysta Finn Sjöberg i klawiszowiec Fred Hellman, obaj dopiero zaczynający karierę, oraz doświadczony jazzowy perkusista Rune Carlsson, który miał już za sobą udział m.in. w nagraniu "Astigmatic" Krzysztofa Komedy - postanowili kontynuować jako

[Recenzja] Sir Lord Baltimore - "Kingdom Come" (1970)

Obraz
Recenzując płyty różnych mniej znanych przedstawicieli hard rocka trudno nie wymieniać takich nazw, jak Black Sabbath, Led Zeppelin czy Deep Purple. Często uprawnione wydaje się także wspomnienie prekursorów w rodzaju Jimiego Hendrixa, Cream, The Jeff Beck Group czy nawet Blue Cheer. A wszystko dlatego, że tak naprawdę niewiele jest w tym stylu faktycznie unikalnych twórców, których muzyka nie zdradzałaby mniej lub bardziej ewidentnie inspiracji wyżej wymienionymi. Nie inaczej jest w przypadku amerykańskiego trio Sir Lord Baltimore. Wprawdzie niektórzy krytycy i słuchacze próbują przypisać mu status nowatora i prekursora, jednak fakty raczej tego nie potwierdzają. Debiutancki album Amerykanów, "Kingdom Come", ukazał się w grudniu 1970 roku, gdy tego typu granie nie było już niczym wielce zaskakującym. Surowe, mocno przesterowane brzmienie i intensywność tej muzyki przywołują skojarzenia z Blue Cheer. O ile jednak tamta grupa czerpała inspiracje najprawdopodobniej bezpośre

[Recenzja] May Blitz - "May Blitz" (1970)

Obraz
Na przełomie lat 60. i 70. działało wiele grup, którym zwyczajnie się nie powiodło. W najlepszym razie pozostawiły po sobie jeden, dwa albumy, które przepadały komercyjnie, po czym drogi muzyków się rozchodziły. Niektórzy mieli szczęście dołączyć do kapel, które radziły sobie lepiej, inni dalej grali bez powodzenia, by w końcu całkiem zerwać z muzyką. Świetnie widać to na przykładzie brytyjskiej grupy May Blitz, powiązanej zresztą z innym zespołem tego typu, Bakerloo. Od tria Bakerloo wszystko się zaczęło. Kiedy po nagraniu jednej płyty skład opuścił śpiewający gitarzysta Clem Clempson - odszedł do bardziej popularnego Colosseum - basista Terry Poole i perkusista Keith Baker nawiązali współpracę z Kanadyjczykiem Jamesem Blackiem. Muzycy zmienili nazwę na May Blitz, ale zanim zdążyli cokolwiek nagrać, Pool i Baker zdecydowali przejść do innych kapel. Lepiej wybrał ten drugi - Uriah Heep to dziś o wiele bardziej znana nazwa niż Vinegar Joe, choć kariera Bakera w tym zespole zakończył

[Recenzja] Salem Mass - "Witch Burning" (1971)

Obraz
Miasto Salem w stanie Massachusetts zasłynęło dzięki licznym procesom czarownic, do jakich dochodziło tam w XVII wieku. Wydarzenia te zainspirowały niezliczoną ilość pisarzy, filmowców czy muzyków. Jednym z najbardziej znanych przykładów jest z pewnością utwór "Witch Hunt" ze słynnego albumu Rush, "Moving Pictures". Temat najwyraźniej jeszcze bardziej zainteresował pewien kwartet z Idaho, który przyjął nazwę Salem Mass, a swojemu jedynemu albumowi nadał tytuł "Witch Burning". To dość tajemniczy zespół, o którym niewiele dziś wiadomo, poza tym, że wspomniane wydawnictwo opublikował na własny rachunek, bez pomocy żadnej wytwórni fonograficznej. Wypełnia go w zasadzie typowa dla tamtych czasów muzyka, czerpiąca jednocześnie z psychodelii i hard rocka. Działały wtedy setki takich grup, z których o większości nikt już dziś nie pamięta, bo z reguły brakowało im czegoś, co by je wyróżniało. Nie dotyczy to Salem Mass, w którego przypadku tym czymś było rozbud

[Recenzja] The Damnation of Adam Blessing - "The Damnation of Adam Blessing" (1969)

Obraz
Cykl "Trzynastu pechowców" - część 13/13   W dotyczasowym odsłonach cyklu pojawiły się kapele z Wielkiej Brytanii, Niemiec, Szwajcarii, Danii, a nawet Japonii, natomiast zabrakło przedstawiciela Stanów Zjednoczonych. Korzystając z ostatniej okazji, postanowiłem zakończyć serię płytą pochodzącą właśnie stamtąd. Wybrałem eponimiczny debiut The Damnation of Adam Blessing, praktycznie zapomnianej grupy z Cleveland, Ohio. Swoją dziwną nazwę zawdzięczała wokaliście, Billowi Constable'owi, ukrywającemu się pod pseudonimem Adam Blessing. Pod tym szyldem ukazały się w sumie trzy albumy, z czego najlepszy jest pierwszy. To bardzo przyjemna, bezpretensjonalna mieszanka psychodelii i hard rocka, z lekkimi naleciałościami bluesa, folku czy jazzu. Jak na płytę tak mało znaną - poza środowiskiem kolekcjonerów winylowych rarytasów, dzięki którym dowiedziałem się o jego istnieniu - debiut kwintetu zaskakuje na co najmniej kilku poziomach. Na pewno nie jest to kolejny NKR nagrywany w gar

[Recenzja] Nosferatu - "Nosferatu" (1970)

Obraz
Cykl "Trzynastu pechowców" - część 12/13   Niemieckie grupy rockowe z przełomu lat 60. i 70. można podzielić na te, które inspirując się anglosaskim graniem szły w bardziej eksperymentalnym kierunku - tak narodził się bardzo różnorodny nurt zwany krautrockiem - oraz te, które wychodząc z tego samego punktu, trzymały się mainstreamu. Nosferatu to ten drugi przykład. Eponimiczny, choć w streamingu dostępny pod wprowadzającym w błąd tytułem "Krautrock Essentials", a zarazem jedyny album sekstetu z Frankfurtu nad Menem dokonuje syntezy popularnych w tamtym czasie odmian rocka, bardzo mocno wzorując się na scenie brytyjskiej. Efekt jest na pewno bardziej przyjemny niż okładka, która mogła zaważyć na popularności grupy. Bardziej jednak prawdopodobne, że zespół po prostu zginął w tłumie bardziej oryginalnych od niego wykonawców. W życzliwszym wariancie można zrzucić winę na wydawcę, który nawet nie opublikował żadnego singla promującego album. Całość rozpoczyna najbard

[Recenzja] Culpeper's Orchard - "Culpeper's Orchard" (1971)

Obraz
Cykl "Trzynastu pechowców" - część 11/13 Skandynawska scena muzyczna w epoce klasycznego rocka nie zrodziła żadnego twórcy, który cieszyłby się międzynarodową rozpoznawalnością. Myliłby się jednak ten, co sądziłby, że nie działo się tam nic ciekawego. Wręcz przeciwnie: w każdym ze skandynawskich krajów działało kilka naprawdę godnych uwagi zespołów, obracających się najczęściej w bliskich rejonach rocka progresywnego. W samej Danii byli to przede wszystkim  Burnin Red Ivanhoe, Day of Phoenix, Pan, Secret Oyster, Thors Hammer czy chyba najbardziej z nich ceniony Culpeper's Orchard, któremu postanowiłem przyjrzeć się bliżej. Zespól - pierwotnie złożony ze śpiewających gitarzystów Cy Nicklina i Nielsa Henriksena, basisty Michaela Friisa oraz perkusisty Rodgera Bakera - wydał na początku lat 70. trzy albumy, z których najciekawszy jest eponimiczny debiut. Na kolejnych, "Second Sight" i "Going for a Song", muzycy zwrócili się w stronę dość zwyczajnego

[Recenzja] Flower Travellin' Band - "Satori" (1971)

Obraz
Cykl "Trzynastu pechowców" - część 10/13 Japonia już w latach 70. miała bogatą scenę muzyczną. Działało tam wiele zespołów i wykonawców, którzy upodobali sobie sobie przede wszystkim takie gatunki, jak rock czy jazz, we wszystkich chyba odmianach. Niestety, większość z nich ograniczała się do kopiowania wzorców z muzyki północnoamerykańskiej oraz europejskiej, przeważnie nie zbliżając się nawet do poziomu tych najlepszych. Niektórzy jednak próbowali łączyć zachodnie wzorce z elementami japońskich tradycji muzycznych. Do nich właśnie zalicza się grupa Flower Travellin' Band, założona w 1970 roku przez muzyków posiadających już pewne doświadczenie. Głównie w odgrywaniu cudzych kompozycji. Na szybko skompletowany debiut "Anywhere" również składał się praktycznie z samych przeróbek, w tym zupełnie nieodkrywczych wersji "Black Sabbath" Black Sabbath i "21st Century Schizoid Man" King Crimson, czy bluesowego standardu "Louisiana Blues&

[Recenzja] Indian Summer - "Indian Summer" (1971)

Obraz
Cykl "Trzynastu pechowców" - część 9/13 Grupę Indian Summer niewątpliwie można uznać za pechową. Krótka działalność zespołu była pasmem rozczarowań. Brakowało kogoś, kto uwierzyłby w potencjał muzyków i właściwie pokierował ich karierą. Gdy nadarzyła się okazja na podpisanie kontraktu z renomowaną wytwórnią Vertigo Records, menadżer Jim Simpson postanowił dać szansę innym swoim podopiecznym, Black Sabbath (czas pokazał, że była to słuszna decyzja). O Indian Summer nie zapomniał jednak całkowicie. Gdy wystartowała nowa wytwórnia, Neon Records - odpowiedź RCA na Vertigo i Harvest, czyli dedykowane mniej komercyjnej muzyce poddziały Phillips i EMI - Simpson doprowadził do podpisania kontraktu z zespołu. Rzekomo, w tamtym czasie zainteresowana była nim inna wytwórnia, świetnie wówczas prosperująca Chrysalis. Tymczasem Neon okazał się niewypałem. W katalogu nie pojawił się żaden wykonawca, który zapewniłby finansową stabilność. W związku z tym, nagrany w styczniu 1971 roku

[Recenzja] Badger - "One Live Badger" (1973)

Obraz
Cykl "Trzynastu pechowców" - część 8/13 Badger powstał po koniec 1972 roku z inicjatywy grającego na klawiszach Tony'ego Kaye'a oraz basisty Davida Fostera. Pierwszy z nich nieco ponad rok wcześniej wcześniej opuścił grupę Yes, z którym nagrał trzy pierwsze albumy. Drugi także miał z nią powiązania - jest współautorem dwóch utworów z albumu "Time and a Word", w których gościnnie wystąpił (w tytułowym zagrał na gitarze akustycznej, w "Sweet Dreams" udzielał się wokalnie), zaś wcześniej występował z Jonem Andersonem w grupie The Warriors. Do tej dwójki wkrótce dołączył perkusista Roy Dyke, znany z Ashton, Gardner & Dyke. On z kolei ściągnął gitarzystę Briana Parrisha, wcześniej członka Parrish & Gurvitz. Jedne z pierwszych występów Borsuka odbyły się w dniach 15-16 grudnia 1972 roku w londyńskim Rainbow Theatre, w roli supportu Yes. Ówczesna trasa Yes była rejestrowana na potrzeby planowanej koncertówki - wydanej w następnym roku jako

[Recenzja] Message - "From Books and Dreams" (1973)

Obraz
Cykl "Trzynastu pechowców" - część 7/13 Założona w Düsseldorfie pod koniec lat 60. grupa Message nie zdobyła nigdy większego rozgłosu. I to pomimo wydania kilku niezłych płyt oraz wsparcia Dietera Dierksa - producenta i inżyniera dźwięku, który pomógł zaistnieć takim grupom, jak chociażby Ash Ra Tempel, Embryo, Tangerine Dream czy Scorpions. To właśnie dzięki Dierksowi muzycy Message podpisali kontrakt z należącą do Petera Hauke'a wytwórnią Bacillus Records. W tamtym czasie w skład grupy wchodzili aż trzej Brytyjczycy - śpiewający saksofonista i klawiszowiec Tommy McGuigan oraz gitarzyści Allan Murdoch i Billy Tabbert - a także dwóch Niemców, basista Horst Stachelhaus (wcześniej członek Birth Control) i perkusista Gerhard Schaber. Tych właśnie muzyków można usłyszeć na debiutanckim "The Dawn Anew Is Coming" (1972), zawierającym całkiem przyjemną mieszankę psychodelii z elementami hard rocka oraz rocka progresywnego, wyraźnie nawiązującą do twórczości b

[Recenzja] Toad - "Toad" (1971)

Obraz
Cykl "Trzynastu pechowców" - część 6/13 Szwajcarska scena rockowa kojarzy się raczej z ekstremalnym graniem w stylu Celtic Frost czy Coroner. Jednak już w latach 70. działało tam parę ciekawych zespołów, by wspomnieć tylko o psychodeliczno-krautrockowym Brainticket, hardrockowo-bluesowym Toad, czy progresywnych Island i Circus. Pierwsze trzy są zresztą powiązane ze sobą personalnie. Basista Werner Frohlich i perkusista Cosimo Lampis wystąpili na debiutanckim albumie Brainticket, "Cottonwoodhill", jednak nie do końca odpowiadała im stylistyka, więc stworzyli własny zespół, przyjmując nazwę Toad. Składu dopełnili gitarzysta Vittorio "Vic" Vergeat (z pochodzenia Włoch) i wokalista Benjamin Jaeger. Ten ostatni odłączył się wkrótce po nagraniu debiutanckiego albumu i kilka lat później wziął udział w nagraniu jedynego wydawnictwa Island, "Pictures", zawierającego muzykę zbliżoną do dokonań Van der Graaf Generator czy tria Emerson, Lake & Pa

[Recenzja] Night Sun - "Mournin'" (1972)

Obraz
Cykl "Trzynastu pechowców" - część 5/13 Po raz pierwszy w tym cyklu przyjrzymy się wykonawcy nie pochodzącemu z Wielkiej Brytanii, lecz z Niemiec. Na początku lat 70. tamtejsza scena zdominowała była przez ambitne zespoły, przekładające artystyczne ambicje nad sukcesy komercyjne. Pomimo wielu różnic, prasa muzyczna wrzuciła je wszystkie do jednego nurtu, pogardliwie nazwanego krautrockiem. Nie brakowało jednak grup, których nie interesowało eksperymentowanie, lecz naśladowanie anglosaskich twórców z głównego nurtu. Niektórym z nich wychodziło to na tyle dobrze, że przy nieco większym szczęściu, mogłyby zdobyć pewną popularność. Jednym z takich przypadków jest Night Sun. Zespół powstał w 1970 roku na gruzach właśnie rozwiązanej grupy Take Five (nazwanej tak od słynnego jazzowego standardu, napisanego przez Paula Desmonda dla Dave Brubeck Quartet), specjalizującej się w jazzujących przeróbkach rockowych i bluesowych hitów. Nazwa początkowo brzmiała Night Sun Mournin&#

[Recenzja] Leaf Hound - "Growers of Mushroom" (1971)

Obraz
Cykl "Trzynastu pechowców" - część 4/13 Leaf Hound to jeden z tych zespołów, którym nie udało się zdobyć popularności w czasach swojej działalności, a które dziś cieszą się pewną popularnością wśród wielbicieli starego rocka. Historia zespołu sięga 1969 roku, kiedy to w Londynie uformowała się grupa Black Cat Bones. Przez jej skład przewinęło się wielu muzyków, m.in. Paul Kossoff i Simon Kirke, którzy niedługo później połączyli siły z Paulem Rodgersem i Andym Fraserem, tworząc oryginalny skład popularnego Free. Już po ich odejściu, Black Cat Bones nagrał swój debiutancki - i, jak się wkrótce okazało, jedyny - album, "Barbed Wire Sandwich". Wydawnictwo przyniosło materiał bardzo mocno osadzony w bluesie, stylistycznie zbliżony do wspomnianego Free (choć zabrakło równie rozpoznawalnego wokalisty). W 1970 roku tego typu granie zdążyło się już osłuchać publiczności, którą teraz bardziej pociągała ostrzejsza muzyka w stylu Led Zeppelin, Black Sabbath czy Deep Pur