[Recenzja] Toad - "Toad" (1971)



Cykl "Trzynastu pechowców" - część 6/13

Szwajcarska scena rockowa kojarzy się raczej z ekstremalnym graniem w stylu Celtic Frost czy Coroner. Jednak już w latach 70. działało tam parę ciekawych zespołów, by wspomnieć tylko o psychodeliczno-krautrockowym Brainticket, hardrockowo-bluesowym Toad, czy progresywnych Island i Circus. Pierwsze trzy są zresztą powiązane ze sobą personalnie. Basista Werner Frohlich i perkusista Cosimo Lampis wystąpili na debiutanckim albumie Brainticket, "Cottonwoodhill", jednak nie do końca odpowiadała im stylistyka, więc stworzyli własny zespół, przyjmując nazwę Toad. Składu dopełnili gitarzysta Vittorio "Vic" Vergeat (z pochodzenia Włoch) i wokalista Benjamin Jaeger. Ten ostatni odłączył się wkrótce po nagraniu debiutanckiego albumu i kilka lat później wziął udział w nagraniu jedynego wydawnictwa Island, "Pictures", zawierającego muzykę zbliżoną do dokonań Van der Graaf Generator czy tria Emerson, Lake & Palmer, ale kierującą się w bardziej awangardowe rejony. Moim zdaniem jest to najciekawszy rockowy album ze Szwajcarii, jednak jest to dość trudna w odbiorze muzyka, która nie mogła liczyć na szerokie uznanie. Do założeń niniejszego cyklu zdecydowanie bardziej pasuje Toad, który grał bardziej mainstreamowo i na tyle dobrze, że mógł zyskać większa popularność.

Eponimiczny debiut kwartetu został zarejestrowany pod koniec 1970 roku w londyńskim De Lane Lea Studios. Producentem nagrań był Chris Schwegler, natomiast rolę inżyniera dźwięki pełnił słynny Martin Birch, ówczesny współpracownik Deep Purple i Fleetwood Mac. W sumie zarejestrowano dziewięć utworów, z których siedem trafiło na album, a dwa pozostałe - "Stay" i "Animal World" - na wydany równolegle singiel (jego strona A jest obecna na wszystkich kompaktowych reedycjach debiutu, strona B tylko na niektórych z nich). Longplay został wydany w 1971 roku w Szwajcarii, Niemczech i we Włoszech, a rok później także w Wielkiej Brytanii. Grupa nie zdobyła jednak popularności poza swoją ojczyzną, gdzie pewnym powodzeniem cieszył się singiel "Stay" - ponoć jedyny hardrockowy utwór, jaki trafił na tamtejsze notowanie.

Inspiracje zespołu są oczywiste: Cream, Jimi Hendrix, The Jeff Beck Group, Led Zeppelin i Black Sabbath. Brzmienie jest tutaj bardzo, jak na tamte czasy, ciężkie. Świetny jest też miks, w którym mono uwypuklone zostały partie basu. Bardzo pasuje to do tej muzyki, która ma wyraźnie jamowy charakter, a wszystkie instrumenty odgrywają ważną rolę.. Zdecydowanie najbardziej błyszczy tu Frohlich, który wykorzystuje bas w podobny sposób do Jacka Bruce'a, a więc przede wszystkim jako instrument solowy i melodyczny. Intensywna praca Lampisa i czasem naprawdę niezłe riffy Vergeata również mogą się podobać (w przeciwieństwie do raczej stereotypowych solówek tego drugiego). Jaeger też daje radę. A jednak utwory w znaczniej części wydają się mało charakterystyczne, co pewnie było główną przyczyną braku sukcesu. Zwykle jednak nadrabiają ogromną dawką energii oraz całkiem sporym zróżnicowaniem. Są tutaj i bardziej rozbudowane nagrania, łączące riffowy czad z akustycznymi zwolnieniami ("Cottonwood Hill", momentami mocno sabbathowy "Life Goes On"), i bardziej zwarte, typowo hardrockowe kawałki ("A Life That Ain't Worth Living", instrumentalny "Tank", "Stay"). Czasem robi się bardziej funkowo ("Pig's Walk" z bardzo hendrixową gitarą) lub bluesowo ("They Say I'm Mad", bardzo w stylu Jeff Beck Group, z Jaegerem naśladującym sposób śpiewania Roda Stewarta). Pewnym zaskoczeniem może być natomiast "The One I Mean" z partia wokalną przypominającą momentami "The Court of the Crimson King", której jednak towarzyszy tylko prosty akompaniament gitary akustycznej.

Niezbyt oryginalne to granie i słabsze od tego, z czego czerpie, ale to wciąż bardzo solidny hard rock. Naprawdę podoba mi się brzmienie, proporcje pomiędzy instrumentami, jamowy charakter tego materiału, a także spora dawka energii, jaką niesie. Wszystkie te elementy sprawiają, że mniej istotne stają się pewne, wciąż zauważalne, braki muzyków tworzących ten zespół (przede wszystkim brakowało im zdolności kompozytorskich). Toad nagrał później jeszcze parę płyt, ale z każda kolejną było coraz gorzej. W miarę broni się jeszcze następny w dyskografii "Tomorrow Blue", utrzymany w podobnej stylistyce, choć nieco bardziej zorientowany na blues. Można zarzuć mu właściwie to samo, co debiutowi. Ponadto, na gorsze wyszło przejście funkcji wokalisty przez Vergeata, zmniejszenie roli basu, a także wysunięcie na pierwszy plan sztampowych partii gitary. Tak naprawdę spokojnie można ograniczyć się do eponimicznego wydawnictwa Toad i olać całą resztę.

Ocena: 7/10



Toad - "Toad" (1971)

1. Cottonwood Hill; 2. A Life That Ain't Worth Living; 3. Tank; 4. They Say I'm Mad; 5. Life Goes On; 6. Pig's Walk; 7. The One I Mean

Skład: Benjamin Jaeger - wokal; Vic Vergeat - gitara; Werner Frohlich - gitara basowa; Cosimo Lampis - perkusja
Producent: Chris Schwegler


Komentarze

  1. Świetny album! Dzięki za polecenie kolejnego mało znanego wykonawcy!

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzisiaj trafiłem na ten album przypadkiem, kiedy chciałem puścić sobie Lucifer friend na YouTube i w playliście z tym zespołem pojawił się właśnie "toad"...i byłem zachwycony. Riffy bardzo dobre, bass genialny, bardzo też podoba mi się barwa wokalisty. Fakt, nie jest to może poziom najlepszych krążków Black Sabbath czy Led zeppelin, ale z Uriah Heep, UFO, Atomic rooster czy nawet Deep purple, jak najbardziej może konkurować. Jeden z najlepszych poznanych przeze mnie albumów w ostatnim czasie. Jestem ciekaw czy znasz jeszcze jakieś ciekawe, mniej znane zespoły/albumy hard rockowe. Te które tu opisujesz już w większości znam, więc bardziej mi chodzi o te, które np czekają w kolejce, albo je lubisz ale nie planujesz opisywać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sporo tego słyszałem, ale większość zupełnie mnie nie zainteresowała, a o naprawdę nielicznych zachowałem dobre mniemanie do dziś. Te ostatnie są tu już opisane, np. T2, High Tide czy Night Sun.

      Usuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Death - "Human" (1991)

[Recenzja] Republika - "Nowe sytuacje" (1983) / "1984" (1984)

[Recenzja] Present - "This Is NOT the End" (2024)

[Zapowiedź] Premiery płytowe kwiecień 2024

[Recenzja] Death - "The Sound of Perseverance" (1998)