[Recenzja] Night Sun - "Mournin'" (1972)



Cykl "Trzynastu pechowców" - część 5/13

Po raz pierwszy w tym cyklu przyjrzymy się wykonawcy nie pochodzącemu z Wielkiej Brytanii, lecz z Niemiec. Na początku lat 70. tamtejsza scena zdominowała była przez ambitne zespoły, przekładające artystyczne ambicje nad sukcesy komercyjne. Pomimo wielu różnic, prasa muzyczna wrzuciła je wszystkie do jednego nurtu, pogardliwie nazwanego krautrockiem. Nie brakowało jednak grup, których nie interesowało eksperymentowanie, lecz naśladowanie anglosaskich twórców z głównego nurtu. Niektórym z nich wychodziło to na tyle dobrze, że przy nieco większym szczęściu, mogłyby zdobyć pewną popularność. Jednym z takich przypadków jest Night Sun.

Zespół powstał w 1970 roku na gruzach właśnie rozwiązanej grupy Take Five (nazwanej tak od słynnego jazzowego standardu, napisanego przez Paula Desmonda dla Dave Brubeck Quartet), specjalizującej się w jazzujących przeróbkach rockowych i bluesowych hitów. Nazwa początkowo brzmiała Night Sun Mournin', jednak szybko ją skrócono. Skład kilkakrotnie się zmieniał, jednak cały czas byli w nim grający na instrumentach klawiszowych i dętych Knut Rossler oraz perkusista Ulrich Staudt. Ostateczny kształt grupy wykrystalizował się w 1971 roku, gdy do powyższej dwójki dołączyli śpiewający basista Bruno Schaab i gitarzysta Walter Kirchgassner. Kwartet zarejestrował, z pomocą słynnego producenta Conny'ego Planka, materiał na swój jedyny - jak się miało okazać - album, "Mournin'". Choć wydawcą był Polydor, longplay ukazał się wyłącznie w Niemczech i Kanadzie. Wydawca zapewne nie widział sensu w wydawaniu w innych krajach albumu zespołu, który nie mógł go promować ze względu na odejście gitarzysty (który postanowił przerzucić się na wiolonczelę i poświęcić muzyce klasycznej), a w konsekwencji zakończenie działalności. Większość muzyków właściwie całkiem wycofała się z muzycznego biznesu, choć Schaab przewinął się jeszcze przez skład krautrockowego Guru Guru.

Podobnie jak ich rodacy z Lucifer's Friend na swoim eponimicznym debiucie, muzycy Night Sun zaproponowali muzykę wyraźnie czerpiącą z dokonań Led Zeppelin, Black Sabbath i Deep Purple. Proporcje są nieco inne, ale to dokładnie ta sama stylistyka. Zeppelinowe skojarzenia wywołuje przede wszystkim warstwa wokalna, choć pod względem umiejętności Schaab znacznie ustępuje Robertowi Plantowi i jego śpiew jest najsłabszym ogniwem tego albumu. Warstwa instrumentalna najczęściej kieruje się w stronę Purpli - Kirchgassner niewątpliwie był pod wpływem Ritchiego Blackmore'a (choć w jego grze słychać więcej bluesa), a Rossler na szeroką skalę korzysta z elektrycznych organów (ich brzmienie kojarzy się jednak raczej z psychodelią lat 60. niż charakterystycznym brzmieniem Jona Lorda). Skojarzenia z tą grupą wywołuje przede wszystkim rozpędzony "Nightmare", którego nie sposób nie skojarzyć z utworami w rodzaju "Speed King" czy "Highway Star". Ale zdarzają się też cięższe momenty, o bardziej posępnym nastroju, które wypadają bardzo sabbathowo. Takie są przede wszystkim "Got a Bone of My Own", "Slush Pan Man" i "Living with the Dying" (ostatni z nich został urozmaicony sflangerowaną solówką na perkusji). Jednak nawet w tych momentach, gdy wpływy którejś z brytyjskich grup przeważają, pojawiają się też elementy typowe dla pozostałych. Różni się tylko ich wzajemny stosunek.

Zresztą inspiracje Night Sun wykraczają poza dokonania słynnej hardrockowej trójcy. Częściowo balladowy "Come Down" w swoich łagodniejszych momentach nie kojarzy się z żadnym z tych zespołów, które nigdy nie grały w tak oniryczny sposób. Nawet wokal nie przypomina już Planta, a raczej... Thoma Yorke'a. Utwór niepozbawiony jest jednak zaostrzeń, dzięki którym doskonale pasuje do reszty albumu. Drugim nagraniem świadczącym o szerszych horyzontach muzyków jest finałowy "Don't Start Flying", w którym Rossler zamienia klawisze na jazzujące dęciaki (według opisu na trąbkę i fagot, ale brzmi to raczej jak saksofon), które doskonale uzupełniają się z hardrockowymi riffami. Tutaj skojarzenia idą przede wszystkim w stronę King Crimson lub Nucleus. W sumie szkoda, że nie ma na tej płycie więcej grania o takim bardziej jazz-rockowym charakterze, bo instrumentaliści posiadali całkiem spore umiejętności. Słychać to nawet w tych stricte hardrockowych kawałkach, z nierzadko porywającymi partiami gitary i organów oraz z niebanalną grą sekcji rytmicznej. Pod względem muzycznym jest to chyba nawet trochę lepszy album od przywołanego wcześniej debiutu Lucifer's Friend, który jednak wypada dużo lepiej pod względem wokalnym. Oba wydawnictwa nalezą do ścisłej czołówki takiego grania i spokojnie można postawić je pomiędzy klasycznymi dokonaniami Black Sabbath, Led Zeppelin oraz Deep Purple.

Ocena: 8/10



Night Sun - "Mournin'" (1972)

1. Plastic Shotgun; 2. Crazy Woman; 3. Got a Bone of My Own; 4. Slush Pan Man; 5. Living with the Dying; 6. Come Down; 7. Blind; 8. Nightmare; 9. Don't Start Flying

Skład: Bruno Schaab - wokal i gitara basowa; Walter Kirchgassner - gitara; Knut Rossler - instr. klawiszowe, trąbka, fagot; Ulrich Staudt - perkusja i instr. perkusyjne
Producent: Conny Plank


Komentarze

  1. Ten miks purplowo-sabbathowo- zeppelinowy w mojej ocenie wypada bardzo przekonująco. Bardzo podoba mi się brzmienie oparte na hammondach i ostrej gitarze. Otwieracz bardzo agresywny i moim zdaniem jest zdecydowanie najsłabszym utworem na płycie. Reszta naprawdę rewelacyjna i bardzo równa. Brakuje właściwie słabych momentów. Krzyczący wokal też może się podobać. Ogólnie kolejny świetny NKR.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Pearl Jam - "Dark Matter" (2024)

[Recenzja] Death - "Human" (1991)

[Recenzja] ||ALA|MEDA|| - "Spectra Vol. 2" (2024)

[Recenzja] Present - "This Is NOT the End" (2024)

[Recenzja] Republika - "Nowe sytuacje" (1983) / "1984" (1984)