[Recenzja] Dedalus - "Dedalus" (1973)



Debiutancki album włoskiego Dedalus bywa czasem zaliczany do nurtu Canterbury. W końcu o przynależności do niego nie decyduje pochodzenie - choć większość głównych przedstawicieli wywodzi się z tego brytyjskiego miasta - ale to, jaką się wykonuje muzykę. Tak samo jak istnieją nieniemieccy przedstawiciele krautrocka czy niefrancuscy przedstawiciele zeuhlu, tak też można spotkać niebrytyjskich wykonawców nawiązujących do kanterberyjskiego brzmienia. Dość powiedzieć, że Gong, jeden z głównych przedstawicieli tej stylistyki, powstał we Francji, a przez jego skład przewinęli się muzycy o przeróżnych narodowościach. Mniej znanych reprezentantów można znaleźć też w wielu innych krajach. Szczególnie dobrze pod tym względem wypadają Włochy, gdzie oprócz Dedalus działał też Picchio dal Pozzo, mający zresztą znacznie więcej wspólnego z kanterberyjską stylistyką.

W przypadku Dedalus podobieństwa dotyczą nie tyle całego nurtu Canterbury, co tylko jednego z tworzących go zespołów. Na myśli mam oczywiście Soft Machine, szczególnie z okresu od "Third" do "Fifth". Włosi w bardzo podobny sposób łączą rock z jazzem, zbliżone jest też brzmienie, choć bogatsze o gitarę, syntezator, egzotyczne perkusjonalia oraz nietypowy w tej stylistyce instrument, jakim jest wiolonczela. Równie dobrze można przyrównać Dedalus do wczesnego Weather Report, przede wszystkim w subtelniejszych momentach, gdy na pierwszy plan wybijają się brzmienia klawiszowe i perkusjonalia. Z kolei partie gitary, nie tak znów częste, wywołują skojarzenia z Johnem McLaughlinem i jego Mahavishnu Orchestra. Na szczęście, czerpiąc niemało od innych wykonawców jazz-rockowych i fusion, Dedalus potrafił połączyć te wpływy w dość unikalną całość. Ponadto, muzycy niewątpliwie posiadali wystarczające umiejętności do grania w takiej stylistyce. Swoje możliwości wykorzystują nie tylko podczas prezentowania porywających partii solowych, ale też - a może przede wszystkim - przykładają dużą wagę do grania zespołowego. Znajdują przy tym odpowiedni balans między graniem muzyki niekonwencjonalnej, a przystępnej. Trwający niespełna czterdzieści minut longplay składa się z pięciu nagrań, z których większość czasu zajmują dwa: dziewięciominutowy "Santiago" oraz zbliżający się do kwadransa "CT 6". I to właśnie w nich zespół ma najwięcej swobody i może bez ograniczeń zaprezentować na co go stać. Ale reszta płyty także wypada bardzo przyjemnie, żeby wspomnieć tylko o najbliższym stylistyki Weather Report "Conn".

W późniejszym czasie Dedalus bardzo mocno się zradykalizował muzycznie. Wydany w 1974 roku drugi album Włochów, "Materiale per tre esecutori e nastro magnetico", całkowicie odchodzi od muzyki inspirowanej Soft Machine i Weather Report na rzecz swobodnej improwizacji i muzyki konkretnej. Niestety, większe ambicje w tym przypadku nie szły w parze ze wzrostem jakości. Pomimo kilku interesujących fragmentów pokazuje raczej zagubienie i nieporadność muzyków. Szkoda, że zespół nie pozostał przy stylistyce eponimicznego debiutu, bo w takim graniu był naprawdę dobry. Nie odkrywał może niczego nowego, ale i nie ustępował wykonawcom, na których się wzorował.

Ocena: 8/10



Dedalus - "Dedalus" (1973)

1. Santiago; 2. Leda; 3. Conn; 4. CT 6; 5. Brilla

Skład: Marco Di Castri - saksofon tenorowy, gitara, instr. perkusyjne; Fiorenzo Bonansone - wiolonczela, elektryczne pianino, syntezator (3); Furio Di Castri - gitara basowa, instr. perkusyjne; Enrico Grosso - perkusja i instr. perkusyjne; René Mantegna - instr. perkusyjne
Producent: Maurizio Salvadori


Komentarze

  1. Bardzo dobry jazz rock. Z Włoch polecam jeszcze Perigeo - Abbiamo Tutti Un Blues Da Piangere.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z jazzowo-progowych Włochów lubię Areę, Deadalus i Picchio dal Pozzo. Perigeo jest ok, ale brak mu własnej tożsamości.

      Usuń
    2. Picchio dal Pozzo też bardzo lubię, słuchałeś drugiej płyty? Area jest świetna, na razie znam tylko debiut, ale przyjdzie czas na następne płyty tego zespołu. Dobrze wspominam też Bella Band.

      Usuń
    3. Tak, słuchałem drugiego albumu. Trochę mniej na nim Canterbury, a więcej grania w stylu Henry Cow. Ogólnie spoko, ale debiut lepszy. Area moim zdaniem też najlepsza jest na debiucie, a kolejne albumy są stopniowo coraz słabsze. Jednak "Caution Radiation Area" i "Crac!" to wciąż świetna muzyka jest.

      Na podstawie tych trzech zespołów uważam, że Włochom ambitniejsza muzyka wychodziła wtedy, gdy była melodyjne. Im dalej szli w eksperymenty, tym słabszy był efekt.

      Usuń
  2. "Materiale per tre esecutori e nastro magnetico" jest lepszą płytą niż debiut, zupełnie nie rozumiem twoich zarzutów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A niby dlaczego lepszą?

      Ja mam dużą tolerancję trudnej muzyki - rozumiem, słucham i lubię free jazz czy avant-prog - ale ten album brzmi według mnie często jako przypadkowe dźwięki.

      Usuń
    2. Bardziej oryginalną, nieidiomatyczną. Jeśli nie lubisz takich dadaistycznych zabaw, to pewnie nie będzie to płyta dla ciebie. Z drugiej strony pierwszy Faust miał na tym blogu wysoką ocenę, więc może kilkukrotne przesłuchanie pomoże ci ją bardziej docenić.

      Usuń
    3. Nie wydaje mi się, żeby "Materiale..." był jakoś szczególnie idiomatyczny na tle muzyki free improvisation i musique concrete. Problem polega na tym, że muzycy chcieli grać taką stylistykę w stanie czystym, przez co skazali się na porównania z poważnymi kompozytorami, ustępując im inwencją. Faust wykorzystywał pewne techniki stosowane przez awangardzistów, ale trzymając się mimo wszystko rockowego gruntu - tym samym, z połączenia tych rzeczy powstała nowa jakość, a rezultat trudno z czymkolwiek porównać.

      Usuń
    4. Muzycy chcieli tu wyjść poza znane stylistyki, a nie grać w jakiejś określonej jak sugerujesz. A Bonansone chyba nawet poważnym kompozytorem był. Wykorzystywanie podobnych technik nie oznacza koniecznie, że cel jest taki sam.

      Usuń
    5. Może i chcieli, ale ostatecznie nie wyszli.

      Usuń
    6. Zamierzasz napisać jakąś dłuższą analizę tej płyty? Byłbym zainteresowany poznaniem dokładniej twoich argumentów.

      Usuń
    7. Nie, w planach miałem tylko tę jedną recenzję Dedalus.

      Usuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Death - "Human" (1991)

[Recenzja] Republika - "Nowe sytuacje" (1983) / "1984" (1984)

[Recenzja] Present - "This Is NOT the End" (2024)

[Zapowiedź] Premiery płytowe kwiecień 2024

[Recenzja] Death - "The Sound of Perseverance" (1998)