[Recenzja] Archie Shepp - "The Way Ahead" (1968)



W Impulse! Records trzymano rękę na pulsie. Choć w drugiej połowie lat 60. wytwórnia specjalizowała się w awangardowych odmianach jazzu, jej szefostwo nie pozostało obojętne na ówczesną popularność rocka psychodelicznego. Oczywiście, nie zaczęto nagle wydawać płyt w tym stylu. Jednak próbowano wzbudzić zainteresowanie jego odbiorców. W materiałach promocyjnych pośmiertnego albumu Johna Coltrane'a "Om" podkreślano, że muzycy nagrali go będąc na kwasie. Z kolei opublikowany w tym samym roku "The Way Ahead" Archie'ego Sheppa ozdobiono bardzo psychodeliczną grafiką. Bynajmniej nie sprawiło to, że hipisi zaczęli masowo kupować albumy z free jazzem. A może powinni, bo słuchanie ówczesnych wydawnictw Impulse! może wprowadzić w stan podobny ponoć do tego po zażyciu psychodelików. A poza tym znalazła się na nich naprawdę świetna muzyka.

Nie mogło być zresztą inaczej, skoro na takim "The Way Ahead" Sheppowi towarzyszą Ron Carter, Roy Haynes, Beaver Harris, Walter Davis Jr., Jimmy Owens oraz Grachan Moncur III. Szczególnie obecność tego ostatniego - wybitnego puzonisty, autora rewelacyjnego "Evolution" i współautora najlepszych płyt Jackiego McLeana - podnosi oczekiwania. Nie do końca spełnia je otwierająca całość kompozycja Davisa, "Damn If I Know (the Stroller)". To niemalże konwencjonalny blues, z bardzo zachowawczo grającym zespołem. Jedynie zadziorne solówki Sheppa dodają odrobinę freejazzowego charakteru. Całkiem odmienny charakter ma ponad dwukrotnie dłuższy "Frankenstein" - nowa interpretacja kompozycji Moncura, oryginalnie wydanej na "One Step Beyond" McLeana. To jeden z licznych dowodów kompozytorskiego talentu puzonisty. W tym nagraniu już cały skład wykazuje się sporą kreatywnością oraz zdolnością do kolektywnej improwizacji. No własnie - w porównaniu z poprzednim wydawnictwem saksofonisty, "The Magic of Ju-Ju", "The Way Ahead" jest znacznie bardziej zespołowym albumem, niezdominowanym tak mocno przez lidera. "Frankenstein" to granie niewątpliwie freejazzowe, bardzo swobodne, w którym wiele dzieje się jednocześnie, ale poszczególnym partiom (choć nie wszystkim) nie można odmówić sporej wyrazistości i melodyjności. W podobnym kierunku zmierza "Fiesta" Sheppa. a całości dopełnia interpretacja "Sophisticated Lady" Duke'a Ellingtona, której nastrojowy charakter kontrapunktują agresywne partie saksofonu. Żaden z tych dwóch utworów nie jest aż tak dobry, jak poprzedzające je nagranie, ale to wciąż wspaniała muzyka.

Na niektórych kompaktowych wznowieniach znalazł się bonus w postaci dwóch innych utworów. Choć zostały zarejestrowane podczas tej samej sesji, 29 stycznia 1968 roku, nieco inny jest skład. Waltera Davisa i Rona Cartera zastąpili Dave Burrell i Walter Booker, doszedł też grający na saksofonie barytonowym Charles Davis. Pierwszy z tych utworów. to kolejna rewelacyjna kompozycja Moncura, "New Africa". W porównaniu z podstawowym repertuarem, jest to znacznie bardziej uduchowione nagranie, trochę w klimacie dokonań Johna Coltrane'a z połowy dekady. Tu także liczy się przede wszystkim granie zespołowe, wzajemna interakcja, a nie solowe popisy - których też nie brakuje, aczkolwiek nikt nie próbuje skupiać uwagi wyłącznie na sobie, kosztem pozostałych instrumentalistów. Drugi bonus to "Bakai", kompozycja trębacza Cala Masseya, znana przede wszystkim z eponimicznego debiutu Trane'a z 1957 roku. Cztery lata później nagrał ją też sam kompozytor, choć ta wersja nie ukazała się aż do końca lat 80. Musieli ją jednak słyszeć Shepp i pozostali uczestnicy sesji "The Way Ahead", gdyż ich wykonanie jest bardzo podobne, tylko trochę zadziorniejsze. Oba bonusy po raz pierwszy ukazały się na kompilacji "Kwanza" z 1974 roku, zbierającej niewykorzystane nagrania z różnych sesji Sheppa. W międzyczasie Moncur ponownie nagrał "New Africa" podczas sesji do tak samo zatytułowanego albumu z 1969 roku.

"The Way Ahead" mógłby być nieco lepszym, bardziej spójnym albumem, gdyby na podstawowym wydaniu któryś z tych bonusów zajął miejsce niezbyt pasującego "Damn If I Know". Zapewne o wyborze tego ostatniego zadecydowała jego długość, dzięki której obie strony winylowego wydania mogły mieć wyrównaną długość. Mogła to być też celowa próba dotarcia do nieco szerszej publiczności. Mimo wszystko, jest to bardzo dobry album. Za jego największe zalety uważam bogate brzmienie i zespołowe podejście muzyków. Wielbiciele takiej stylistyki nie będą rozczarowani.

Ocena: 8/10



Archie Shepp - "The Way Ahead" (1968)

1. Damn If I Know (the Stroller); 2. Frankenstein; 3. Fiesta; 4. Sophisticated Lady

Skład: Archie Shepp - saksofon tenorowy; Jimmy Owens - trąbka; Grachan Moncur III - puzon; Walter Davis Jr. - pianino; Ron Carter - kontrabas; Roy Haynes - perkusja (1,3); Beaver Harris - perkusja (2,4)
Producent: Bob Thiele


Komentarze

  1. Ostatniu sprawdzilem poprzedni album:Magic of ju-ju i jest nawet niezly i nie tak chaotyczny jak inne wyda.Free-jazzowe.Jest sporo swingu-czyli muzyki kojarzacej sie Nowym Orleanem,byc moze to efekt zesplowego grania wlasnie.Cos czego nie w Polskim/Europejskim jazzie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jazz praktycznie zawsze jest zespołowym graniem. A ten pozornie chaotyczny - bo jest to zawsze chaos pozorny - wymaga od muzyków znacznie większych umiejętności wzajemnej współpracy. Europejski free jazz jest bardziej ekstremalny, więc wykonawcy wykazują się bardzo dużym kunsztem w kwestii grania zespołowego.

      Usuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Pearl Jam - "Dark Matter" (2024)

[Recenzja] ||ALA|MEDA|| - "Spectra Vol. 2" (2024)

[Recenzja] Santana - "Welcome" (1973)

[Recenzja] Van der Graaf Generator - "The Least We Can Do Is Wave to Each Other" (1970)

[Recenzja] Death - "Human" (1991)