[Recenzja] Magma - "K.A" (2004)


Powroty rockowych wykonawców po latach fonograficznego milczenia zwykle nie należą do udanych. Od każdej reguły zdarzają się jednak wyjątki. I jednym z nich jest francuska Magma. Równo dwadzieścia lat po kontrowersyjnym "Merci" zespół powrócił z materiałem, który spokojnie można zaliczyć do jego najlepszych albumów. Oczywiście, pod względem personalnym jest to już zupełnie inna grupa, choć na jej czele niezmiennie stoi Christian Vander, a w składzie nie mogło zabraknąć Stelli Vander. Pozostali muzycy w większości dołączyli jeszcze w latach 90., gdy Magma była aktywna wyłącznie koncertowo. W 1998 roku ukazał się nawet premierowy singiel "Flöë Ëssi" / "Ëktah", zarejestrowany w bardzo podobnym składzie, ale jeszcze bez klawiszowca Frédérica d'Oelsnitza oraz wokalistów Himiko i Antoine'a Paganottich (córki i syna Bernarda Paganottiego, byłego basisty Magmy). Te dwa krótkie utwory pokazały, że Vander wciąż ma coś do zaoferowania - aczkolwiek niekoniecznie coś nowego - i rozbudziły apetyt na więcej. Ale na pełen album fani musieli poczekać jeszcze całe sześć lat.

Enigmatyczny tytuł "K.A" to skrót od "Köhntarkösz Anteria". To oczywiste nawiązanie do albumu "Köhntarkösz" z 1974 roku, którego "K.A" jest prequelem. Vander zresztą zaczął pracę nad tym utworem - bo cały longplay jest jedną kompozycją w trzech częściach - już w 1973 roku. Wczesna wersja była prezentowana w tamtym czasie podczas koncertów (fragmenty tych wykonań trafiły na koncertówkę "Inédits" z 1977 roku, którą mogę polecić jedynie największym wielbicielom Magmy ze względu na fatalne brzmienie). Od tamtego czasu przeszedł wiele zmian, dzięki czemu jest jednym z najbogatszych utworów Magmy, pełnym aranżacyjnych niuansów. Wielogłosowe, quasi-operowe partie wokalne w języku kobaiańskim odgrywają tutaj chyba jeszcze większą rolę niż na wcześniejszych wydawnictwach; bardzo mało tutaj fragmentów stricte instrumentalnych (pojawiają się dopiero w drugiej połowie). Jednak wokale są bardzo zróżnicowane i interesująco rozpisane. Sporo dzieje się też w samej muzyce. Oczywiście, podstawą brzmienia dalej jest transowa gra sekcji rytmicznej, choć sam rytm wielokrotnie się zmienia. A czasem nawet staje się bardziej subtelny, na jazzową modłę. Nie brakuje też ciekawych ozdobników na elektrycznym pianinie, syntezatorze czy gitarze, która rzadko kiedy w przypadku tego zespołu była tak wyeksponowana. Pomimo trochę innego rozłożenia akcentów, album spokojnie mógłby ukazać się w latach 70. - co jednak nie znaczy, że brakuje tutaj momentów brzmiących całkiem świeżo, żeby wspomnieć tylko o zwolnieniu w "K.A II" czy o początku "K.A III". Więcej o tych fragmentach nie napiszę, sprawdźcie sami.

Pomimo sporego wyeksploatowania zeuhlowej stylistyki przez Magmę i jej naśladowców, okazało się wciąż możliwe nagranie albumu świeżego i... porównywalnego z najlepszymi dokonaniami sprzed lat. Bo "K.A" to ta sama półka, co klasyczne "Köhntarkösz" i "Mëkanïk Dëstruktïẁ Kömmandöh". Jest to jedna z najbardziej kunsztownych kompozycji i aranżacji Vandera, fantastycznie wykonana, z dużą swobodą i lekkością, co równoważy obecny tu patos. Dużo daje też profesjonalna produkcja, dzięki której album jest mniej surowy od dawnych dokonań. Ale i chyba nieco bardziej przystępny.

Ocena: 9/10



Magma - "K.A" (2004)

1. K.A I; 2. K.A II; 3. K.A III

Skład: Stella Vander - wokal, instr. perkusyjne; Isabelle Feuillebois - wokal; Antoine Paganotti - wokal; Himiko Paganotti - wokalEmmanuel Borghi - instr. klawiszowe; Frédéric d'Oelsnitz - instr. klawiszowe; James Mac Gaw - gitara; Philippe Bussonnet - gitara basowa; Christian Vander - perkusja i instr. perkusyjne, wokal
Producent: Magma


Komentarze

  1. Słuchałeś może bootlega Rehearsals for K.A.? Coś prawdziwie fascynującego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie miałem okazji, a nawet nie wiedziałem do tej pory, że coś takiego istnieje. Z jakiego powodu uważasz, że jest to aż tak dobre? To nagrania z lat 70.?

      Usuń
  2. Tak! To nagrania z 1973. Ścieżki 1-7 pochodzą z czasów sprzed MDK (jeszcze bez Jannicka Topa na basie), zaś reszta bootlegu to nagrania w składzie koncertowym z lat 73-74. Jakość dźwięku jest zaskakująco dobra - lepsza niż na oficjalnym Inedits. Istnieją też bootlegi, gdzie zespół faktycznie grał KA w 1973, jednak jakość dźwięku jest tak tragiczna że trudno mi cokolwiek o nich powiedzieć.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Death - "Human" (1991)

[Recenzja] Republika - "Nowe sytuacje" (1983) / "1984" (1984)

[Recenzja] Present - "This Is NOT the End" (2024)

[Zapowiedź] Premiery płytowe kwiecień 2024

[Recenzja] Extra Life - "The Sacred Vowel" (2024)