Posty

Wyświetlam posty z etykietą jazz rock

[Recenzja] 15-60-75 The Numbers Band ‎- "Jimmy Bell's Still in Town" (1976)

Obraz
Historia grupy 15-60-75, dla uproszczenia nazywanej The Numbers Band, sięga końca lat 60. Jej członkami od samego początku byli śpiewający gitarzysta Robert Kidney oraz saksofonista Terry Hynde (brat Chrissie Hynde z Pretenders). Pozostali muzycy zmieniali się regularnie. Przez skład przewinął się m.in. przyszły współzałożyciel nowofalowego Devo, basista Gerald Casale. Porywające występy przyniosły zespołowi sporą rzeszę fanów w rodzinnym Ohio. Muzykom nie zależało jednak na sukcesie. Nie chcieli występować poza swoim stanem, ani nie szukali wydawcy. Nikt też nie proponował im takiej współpracy. Pomimo tego, grupa pozostaje wciąż aktywna i posiada kilka płyt na koncie. Po latach pewne uznanie zdobył debiutancki "Jimmy Bell's Still in Town", zarejestrowany 16 czerwca 1975 roku podczas występu w Cleveland, Ohio. Grupa supportowała wówczas Boba Marleya. Oryginalnie album został wydany w 1976 roku własnym sumptem na winylu i kasecie, a egzemplarze osiągają dziś wysokie sumy n

[Recenzja] Elephant9 - "Arrival of the New Elders" (2021)

Obraz
Norweskie trio Elephant9 działa już od kilkunastu lat i zdążyło wydać kilka albumów, jednak dotąd nie miałem okazji recenzować jego dokonań. Wspominałem co prawda o dwóch koncertówkach o wspólnym tytule "Psychedelic Backfire", które uznałem za jedne z najlepszych płyt 2019 roku, jednak pełnych recenzji nie było. Zespół nie każe jednak długo czekać na swoje kolejne wydawnictwa, a ja w końcu postanowiłem poświęcić mu trochę miejsca. Opublikowany w tym miesiącu "Arrival of the New Elders", szósta pozycja w studyjnej dyskografii grupy, to w zasadzie longplay niewiele różniący się od poprzednich. Muzycy pozostają wierni dotychczasowym inspiracjom, obejmującym takich wykonawców, jak Miles Davis, The Tony Williams Lifetime, Mahavishnu Orchestra, Weather Report, King Crimson czy Hawkwind. Konsekwencję zespołu widać już po samej okładce, utrzymanej w stylu poprzednich, a także po instrumentarium, tradycyjnie ograniczającym się do różnych klawiszy, basu oraz perkusji, z okazj

[Recenzja] Picchio Dal Pozzo - "Picchio Dal Pozzo" (1976)

Obraz
Scena Canterbury była niezwykle ciekawym zjawiskiem. Specyficzne połączenie rocka psychodelicznego z wpływami jazzu i innych ambitnych rodzajów muzyki okazało się naprawdę świetnym pomysłem na granie. Jednak prawdziwie wybitnych albumów w tym nurcie nie ma aż tak wiele. Kilka wielkich płyt nagrały w pierwszej połowie lat 70. grupy Soft Machine, Gong i Caravan, jednak każda z nich poszła później w innym, mniej ciekawym kierunku. Z kolei Hatfield and the North, Matching Mole, National Health, Quiet Sun czy Khan okazały się jedynie efemerydami, które nie pozostawiły po sobie wiele materiału - aczkolwiek ten istniejący faktycznie prezentuje wysoki poziom. Trafiło się też kilka znakomitych albumów nagranych przez członków tych grup, by wspomnieć o "Fish Rising" Steve'a Hillage'a oraz wybitnym "Rock Bottom" Roberta Wyatta. I to by było chyba wszystko, jeśli chodzi o przedstawicieli nurtu faktycznie związanych z miastem Canterbury. O twórczości ich licznych naślado

[Recenzja] Frank Zappa - "Sleep Dirt" (1979)

Obraz
"Sleep Dirt" to kolejny, po wydanym cztery miesiące wcześniej "Studio Tan", zbiór nagrań niewykorzystanych na poprzednich albumach. Pięć z siedmiu zawartych tu utworów - z wyjątkiem "Time Is Money" i tytułowego - Frank Zappa planował umieścić na czteropłytowym wydawnictwie "Läther". Wydawca, moim zdaniem słusznie, rozbił ten materiał na cztery osobne longplaye. Sam artysta nie miał praktycznie żadnego wpływu na ich kształt. Odrzucono chociażby jego sugestię, by recenzowany tu zbiór zatytułować "Hot Rats III", pomimo potencjalnych korzyści merkantylnych, jakie mogłoby to zapewnić. Akurat taką decyzję wytwórni trudno mieć za złe. "Sleep Dirt" co prawda nawiązuje do jazz-rockowej stylistyki "Hot Rats" i "Waka/Jawaka" (nieformalnego "Hot Rats II"), jednak pod względem jakościowym ustępuje im znacząco. Większość materiału powstała w grudniu 1974 roku, podczas prac nad albumem "One Size Fits All&qu

[Recenzja] Jazz Q - "Pori Jazz 72" (2020)

Obraz
Wydawnictwo GAD Records od lat robi świetną robotę, publikując archiwalne materiały wykonawców z naszej części Europy. Jedną z najnowszych pozycji w jej katalogu jest zapis koncertu, jaki czechosłowacka grupa Jazz Q Praha zagrała 15 lipca 1972 roku na fińskim festiwalu Pori Jazz. Zespół jedynie rozgrzewał publiczność przed występem Chicka Corei, dostając zaledwie czterdzieści minut, co nie przeszkodziło mu zagrać w absolutnie porywający sposób. Przez długie lata można było tylko się tego domyślać. Bo przecież gdyby występ się nie udał, to muzycy pewnie nie byliby skłonni zamieszczać na swoim albumie "Pozorovatelna (The Watch Tower)" utworu upamiętniającego to wydarzenie - napisanego zresztą specjalnie na ten występ "Pori 72". Dopiero w ostatniej dekadzie, w archiwum fińskiego nadawcy telewizyjno-radiowego YLE, znaleziono taśmy z zapisem koncertu. Jednak lider zespołu, Martin Kratochvíl, wcale nie był przekonany do publikacji tego materiału, doszukując się potknięć m

[Recenzja] Soft Machine - "Live in France" (1995)

Obraz
Z recenzowaniem dyskografii Soft Machine zmagam się, z przerwami, już od blisko czterech lat. Wciąż jednak pozostaje wiele ciekawego materiału do opisania. Ktoś może się zastanawiać, po co recenzować tyle archiwalnych koncertówek, które w dodatku często mają podobny repertuar. Otóż nawet jeśli zespół grał kompozycje doskonale znane z regularnych albumów, to za każdym razem prezentował je w zupełnie inny sposób. Ponadto, muzyka stale zmieniającej skład grupy nieustannie ewoluowała, często drastycznie zmieniając się z płyty na płytę. Koncertowe albumy pozwalają dokładniej prześledzić, co działo się pomiędzy poszczególnymi sesjami nagraniowymi; dowiedzieć się, w jaki sposób przebiegały zmiany w muzyce Soft Machine. Nie inaczej jest w przypadku "Live in France", znanego też pod tytułem "Live in Paris May 2nd, 1972". Na dwie płyty kompaktowe trafił kompletny zapis występu z 2 maja 1972 roku w paryskiej Olympii. Zespół był już po nagraniu, ale jeszcze przed wydaniem a

[Recenzja] Zappa / Beefheart / Mothers - "Bongo Fury" (1975)

Obraz
Frank Zappa i Don Van Vliet, lepiej znany pod pseudonimem Captain Beefheart, poznali się jeszcze jako nastolatkowie. Połączyło ich zainteresowanie bluesem i wkrótce zaczęli razem grywać. Z czasem jednak każdy z nich poszedł w swoją stronę, realizując się w odmiennych stylach muzycznych. Pozostali w przyjacielskich stosunkach i jeszcze nie raz ze sobą współpracowali. Już pod koniec lat 60. zaowocowało to jednymi z najsłynniejszych i najbardziej porywających albumów rockowych. Najpierw Zappa pomógł w produkcji i wydaniu "Trout Mask Replica", a dosłownie chwilę później Beefheart wziął udział w sesji "Hot Rats", udzielając się wokalnie w utworze "Willie the Pimp". Wówczas obaj byli u szczytu swoich możliwości, więc z powodzeniem - przynajmniej artystycznym, bo od strony finansowej różnie to wyglądało - kontynuowali kariery osobno. Ich drogi ponownie przecięły się dopiero na początku 1975 roku, w nie do końca pomyślnych okolicznościach. Był to bardzo tru

[Recenzja] Frank Zappa and The Mothers of Invention - "One Size Fits All" (1975)

Obraz
Przy okazji "One Size Fits All" Frank Zappa postanowił odświeżyć szyld The Mothers of Invention, choć zespół o tej nazwie zakończył działalność w 1969 roku, tuż przed nagraniem "Hot Rats". Zresztą z oryginalnego składu pozostał tylko lider. Album powstawał etapami, na przestrzeni paru miesięcy, od sierpnia 1974 do kwietnia 1975 roku. W międzyczasie Zappa intensywnie koncertował, co częściowo zostało udokumentowane koncertówką "Roxy & Elsewhere". Na żywo towarzyszył mu rozbudowany skład, złożony z kilkunastu niezwykle utalentowanych muzyków. W studiu grupa została zredukowana do sekstetu, składającego się z tych najważniejszych współpracowników: Ruth Underwood, George'a Duke'a, Napoleona Murphy'ego Broke'a, Toma Fowlera oraz Chestera Thompsona. To jeden z tych albumów Zappy, na których bardzo dużą rolę odgrywają wokalne wygłupy. W przeciwieństwie jednak do "Over-Nite Sensation" i "Apostrophe (')", na któryc

[Recenzja] Dedalus - "Dedalus" (1973)

Obraz
Debiutancki album włoskiego Dedalus bywa czasem zaliczany do nurtu Canterbury. W końcu o przynależności do niego nie decyduje pochodzenie - choć większość głównych przedstawicieli wywodzi się z tego brytyjskiego miasta - ale to, jaką się wykonuje muzykę. Tak samo jak istnieją nieniemieccy przedstawiciele krautrocka czy niefrancuscy przedstawiciele zeuhlu, tak też można spotkać niebrytyjskich wykonawców nawiązujących do kanterberyjskiego brzmienia. Dość powiedzieć, że Gong, jeden z głównych przedstawicieli tej stylistyki, powstał we Francji, a przez jego skład przewinęli się muzycy o przeróżnych narodowościach. Mniej znanych reprezentantów można znaleźć też w wielu innych krajach. Szczególnie dobrze pod tym względem wypadają Włochy, gdzie oprócz Dedalus działał też Picchio dal Pozzo, mający zresztą znacznie więcej wspólnego z kanterberyjską stylistyką. W przypadku Dedalus podobieństwa dotyczą nie tyle całego nurtu Canterbury, co tylko jednego z tworzących go zespołów. Na myśli ma

[Recenzja] Zappa / Mothers - "Roxy & Elsewhere" (1974) + "Roxy by Proxy" (2014)

Obraz
Albumy "Over-Nite Sensation" i "Apostrophe (')" były najlepiej sprzedającymi się wydawnictwami Franka Zappy, jakie ukazały się do tamtej pory. Był to efekt pewnych kompromisów artystycznych, zwrócenia się w stronę bardziej konwencjonalnego rocka. Tym samym nie w pełni wykorzystany został olbrzymi potencjał, tkwiący w ówczesnym składzie The Mothers. Nieco inaczej zespół prezentował się podczas występów. Można się o tym przekonać słuchając dwupłytowego, w wersji winylowej, "Roxy & Elsewhere". Trafił tu materiał zarejestrowany podczas różnych koncertów, przede wszystkim w trakcie kilkudniowej serii występów w hollywoodzkim Roxy Theater (8-10 grudnia 1973 roku), a także na pensylwańskim Edinboro State College oraz w chicagowskim Auditorium Theatre (odpowiednio 8 i 11 maja 1974 roku). Poszczególne nagrania czasem są miksem kilku wykonań, ponadto dokonano pewnych poprawek i dogrywek w studiu. Repertuar składa się z utworów wcześniej nie wydanych na

[Recenzja] Het Pandorra Ensemble - "III" (1978)

Obraz
Pomimo swojego tytułu, "III" jest pierwszym i jedynym wydawnictwem holenderskiego kwartetu Het Pandorra Ensemble. Równie myląca jest okładka tego albumu, sugerująca granie z okolic punku i nowej fali. Zawarta tu muzyka nie ma absolutnie nic wspólnego z taką stylistyką. Należałoby ją raczej zaklasyfikować jako rock progresywny z dużą domieszką jazzu, za to zupełnie bez symfonicznej pompy. Słyszę tu przede wszystkim dwie możliwe inspiracje. Pierwsza to scena Canterbury, z naciskiem na grupę National Health (która jednak zadebiutowała w tym samym roku). Takie skojarzenia wywołuje zwłaszcza brzmienie, ale też swobodne, bardziej jazzowe niż rockowe struktury utworów. Druga prawdopodobna inspiracja to King Crimson, szczególnie instrumentalne fragmenty "Larks' Tongues in Aspic", "Starless and Bible Black" i "Red". Tutaj należałoby wskazać podobny sposób gry instrumentalistów. Album zawiera pięć całkowicie instrumentalnych, zapewne przynajmnie

[Recenzja] Centipede - "Septober Energy" (1971)

Obraz
Przed paroma dniami zmarł Keith Tippett - wybitny muzyk, o którym kilkakrotnie już pisałem na łamach tej strony, dlatego nie będę po raz kolejny zamieszczał jego biogramu. Dodam tylko, że był prawdziwym artystą, dla którego liczyła się sztuka, a nie sukces czy zyski, które traktował jako ewentualne korzyści, a nie cel sam w sobie. Niech muzyka nigdy nie będzie sposobem na zarabianie pieniędzy [1] - tymi słowami wyjaśniał, dlaczego odrzucił propozycję Roberta Frippa i nie dołączył na stałe do składu King Crimson, co byłoby korzystne pod względem finansowym, ale ograniczyłoby jego swobodę artystyczną. Najbardziej ambitnym przedsięwzięciem Tippetta był projekt Centipede, który zagrał kilka koncertów oraz pozostawił po sobie jeden album. "Septober Energy" to blisko półtoragodzinny utwór w czterech częściach, utrzymany na pograniczu nowoczesnego jazzu i ambitnego rocka, odwołujący się także do współczesnej muzyki poważnej. Podobne próby były w tamtym okresie często podejmowa

[Recenzja] Frank Zappa - "Apostrophe (')" (1974)

Obraz
Z niezwykle bogatej dyskografii Franka Zappy, "Apostrophe (')" jest właśnie tym albumem, który osiągnął najwyższą pozycję amerykańskiego notowania. Longplay doszedł aż do 10. miejsca listy Billboardu, przyniósł też artyście pierwszy umiarkowany przebój, "Don't Eat the Yellow Snow". Paradoks polega na tym, że wydawnictwo jest w praktyce zbiorem odrzutów z lat 1969-74. Cała pierwsza strona winylowego wydania to nagrania dokonane równolegle z albumem "Over-Nite Sensation". Strona B została natomiast skompilowana ze starszego materiału, który na przełomie lat 1973/74 poddano studyjnej obróbce i wzbogacono nowymi partiami. Ostateczny efekt brzmi zaskakująco spójnie. Ogólnie jest to wydawnictwo o charakterze zbliżonym do wspomnianego "Over-Nite Sensation" - dominuje bardziej przystępne granie, pokazujące komediowe oblicze Zappy. Cała pierwsze strona to coś na kształt quasi-suity, której tekstowym tematem przewodnim jest potężny... żółty

[Recenzja] Czesław Niemen - "Niemen Aerolit" (1975)

Obraz
Rozpad grupy Niemen był zapewne dla wielu rozczarowaniem. Wszak to właśnie ten skład nagrał album często uznawany za największe osiągnięcie Czesława Wydrzyckiego - "Marionetki" (czyli "Niemen vol. 1" i "...vol. 2"). Odpowiada też za dwa zagraniczne wydawnictwa: bardzo dobry "Strange Is This World" oraz już nieco mniej udany, zarejestrowany w okrojonym składzie "Ode to Venus". Po rozwiązaniu zespołu, jego lider, związany kontraktem z koncernem fonograficznym CBS, samodzielnie nagrał przeznaczony na rynek niemiecki longplay "Russische Lieder", a następnie zarejestrował, z pomocą paru znanych jazzmanów, wydany w Stanach "Mourner's Rhapsody". Po powrocie do kraju, już niezobligowany kontraktem, rozpoczął zbieranie nowego składu. Jego podstawą stali się muzycy bluesrockowej grupy Krzak: grający na skrzypcach Jan Błędowski, basista Jacek Gazda, perkusista Piotr Dziemski, a także gitarzysta Maciej Radziejewski, któ

[Recenzja] Area - "Crac!" (1975)

Obraz
Trzeci album włoskiego zespołu kontynuuje kierunek obrany na "Arbeit macht frei" i "Caution Radiation Area", łącząc rock progresywny z jazz-rockiem, free jazzem i awangardowymi eksperymentami. Tym razem największym zaskoczeniem jest jednak nagranie, w którym zespół wypada zadziwiająco konwencjonalnie. "Gioia e Rivoluzione" to właściwie poprockowy kawałek, z piosenkową strukturą, wyrazistą melodią oraz brzmieniem zdominowanym przez pianino, akustyczną gitarę i syntezator. Gdyby nie charakterystyczna barwa głosu Demetrio Stratosa, nie sposób byłoby rozpoznać czyj to utwór. Choć nawet wokalista śpiewa tu w bardziej zachowawczy sposób, nie pokazując pełni swoich umiejętności. Fajnie, że zespół był tak wszechstronny, ale powinien to być raczej niealbumowy singiel. Na longplayu jest zupełnie wyrwany z kontekstu i nie wpływa najlepiej na jego spójność. Na zupełnie przeciwnym biegunie mieści się "Area 5" - freejazzowa improwizacja ze swobodnymi, p

[Recenzja] The Mothers - "The Grand Wazoo" (1972)

Obraz
#zostańwdomu i słuchaj dobrej muzyki "The Grand Wazoo" powstał podczas tych samych sesji, na przełomie kwietnia i maja 1972 roku w kalifornijskim Paramount Studios, co wydany nieco wcześniej "Waka/Jawaka". Frank Zappa miał wówczas przerwę od koncertowania, wymuszoną obrażeniami po zepchnięciu i upadku ze sceny podczas londyńskiego występu w grudniu poprzedniego roku. Muzyk zawsze przejawiał dużą aktywność w tworzeniu nowego materiału i nie znosił bezczynności, dlatego tak szybko zabrał się do pracy, czego efektem były aż dwa albumy. W ogólnym zamyśle bardzo do siebie podobne - wypełniała je głównie instrumentalna muzyka o jazz-rockowym charakterze, nagrana z pomocą bardzo rozbudowanego składu - ale bezsprzecznie stanowiące odrębne, zamknięte dzieła. Co dodatkowo podkreśla fakt, że "Waka/Jawaka" ukazał się pod nazwiskiem Zappy, a "The Grand Wazoo" - pod szyldem The Mothers. Drugi z tych albumów różni się od swojego poprzednika chociażby