[Recenzja] Centipede - "Septober Energy" (1971)



Przed paroma dniami zmarł Keith Tippett - wybitny muzyk, o którym kilkakrotnie już pisałem na łamach tej strony, dlatego nie będę po raz kolejny zamieszczał jego biogramu. Dodam tylko, że był prawdziwym artystą, dla którego liczyła się sztuka, a nie sukces czy zyski, które traktował jako ewentualne korzyści, a nie cel sam w sobie. Niech muzyka nigdy nie będzie sposobem na zarabianie pieniędzy [1] - tymi słowami wyjaśniał, dlaczego odrzucił propozycję Roberta Frippa i nie dołączył na stałe do składu King Crimson, co byłoby korzystne pod względem finansowym, ale ograniczyłoby jego swobodę artystyczną. Najbardziej ambitnym przedsięwzięciem Tippetta był projekt Centipede, który zagrał kilka koncertów oraz pozostawił po sobie jeden album. "Septober Energy" to blisko półtoragodzinny utwór w czterech częściach, utrzymany na pograniczu nowoczesnego jazzu i ambitnego rocka, odwołujący się także do współczesnej muzyki poważnej. Podobne próby były w tamtym okresie często podejmowane, ale nigdy aż z takim rozmachem. W występach i nagraniach uczestniczyło bowiem ponad pięćdziesięciu muzyków. Stąd też nazwa projektu. Centipede, którą powszechnie tłumaczy się jako stonoga, ale oznaczającą skolopendrę  - gatunek jadowitego wija o licznych parach odnóży.

W składzie tego efemerycznego zespołu znalazło się wiele muzyków z tej ambitniejszej części ówczesnej brytyjskiej sceny muzycznej. Z tych bardziej znanych warto wymienić saksofonistów Eltona Deana, Iana McDonalda, Alana Skidmore'a i Karla Jenkinsa, trębaczy Iana Carra i Marka Chariga, puzonistę Nicka Evansa, basistów Roya Babbingtona i Jeffa Clyne'a, perkusistów Roberta Wyatta i Johna Marshalla, wokalistów Boza Burrella i Julie Tippetts, a także samego Roberta Frippa, który na koncertach grał na gitarze, a w studiu zajął się produkcją. Byli to zatem głównie członkowie takich zespołów, jak The Keith Tippett Group, King Crimson, Soft Machine oraz Nucleus. Wielu zresztą występowało lub współpracowało z kilkoma z nich [2]. W tamtym czasie grupy te łączyły także podobne inspiracje, obejmujące przede wszystkim jazz elektryczny, szczególnie dokonania Milesa Davisa ("Bitches Brew", "In a Silent Way") oraz The Tony Williams' Lifetime ("Emergency!"), ale też dzieła muzyki współczesnej. Te same wpływy, choć w innych proporcjach oraz ilościach, można usłyszeć również na "Septober Energy". Pod względem struktury album wywołuje silne skojarzenia z "Third" Soft Machine, który także wypełniają cztery blisko dwudziestominutowe nagrania. Tippett zaproponował jednak muzykę o bardziej akustycznym brzmieniu, wywodzącą się raczej z free jazzu niż fusion.

Pianista - sam uważający się przede wszystkim za kompozytora i aranżera - pracę nad "Septober Energy" rozpoczął już w drugiej połowie lat 60., tuż przed sformowaniem The Keith Tippett Group. Choć utwór w znacznej części miał opierać się na improwizacjach, skomponowanie wszystkich tematów i rozpisanie ich na tak duży aparat wykonawczy, zajęło artyście kilka lat. W międzyczasie miał też oczywiście inne zajęcia. Jednak po nagraniu dwóch albumów z własną grupą ("You Are Here... I Am There", "Dedicated to You, But You Weren't Listening") oraz dwóch z King Crimson ("In the Wake of Poseidon", "Lizard"), zaczął zbierać odpowiedni skład. Oprócz muzyków ze swojego i zaprzyjaźnionych zespołów, zaprosił także licznych przedstawicieli brytyjskiej sceny jazzowej oraz studentów London School of Music grających na instrumentach smyczkowych. Po kilku próbach, 15 listopada 1970 roku na deskach londyńskiego Lyceum Theatre odbyło się premierowe wykonanie "Septober Energy". Wkrótce odbyły się kolejne występy - we Francji, Holandii i ponownie w Wielkiej Brytanii. Wiosną następnego roku Tippett zakontraktował Centipede z Neon Records, pododdziałem RCA.  W czerwcu odbyła się sesja nagraniowa, na którą wydawca nie dał muzykom zbyt wiele czasu - studio zostało wynajęte zaledwie na trzy dni.

Keith Tippett (25.8.1947 - 14.6.2020)

Było to zdecydowanie zbyt krótko, by ogarnąć tak potężne przedsięwzięcie. Fripp, wsparty przez inżyniera dźwięku Mike'a Thompsona, miał tak dużo pracy jako producent, że nie zdołałby już zarejestrować przygotowanych przez siebie partii gitary (jego miejsce zajął Brian Godding). Pewien problem stwarzał też fakt, że studio było po prostu zbyt małe, by pomieścić wszystkich muzyków naraz. Musieli czekać na zewnątrz, czekać na wywołanie, po czym rejestrować swoje partie. W ten sposób zabrakło interakcji, jaka miała miejsce podczas koncertów. Wiele osób zaangażowanych w tej projekt zgodnie twierdziło, że wspólne występy były wiekopomnym wydarzeniem, ale w studiu nie udało się osiągnąć równie porywającego efektu. Nie istnieją niestety żadne zapisy koncertów, więc nie można sprawdzić, jak było naprawdę. Jednak album pozostawia dość mieszane odczucia u większości słuchaczy i krytyków, rzadko budzi wyłącznie zachwyt lub negatywne wrażenia.

Fragmenty otwierające każdą z płyt, czyli "Part 1" i "Part 3", kierują się przede wszystkim w stronę  muzyki granej przez freejazzowe bigbandy z poprzedniej dekady. We fragmentach starannie skomponowanych i zaaranżowanych (jak początek np. pierwszej części, z grającymi w trio Deanem, Charigiem i Evansem, a następnie subtelną solówką na skrzypcach Wilfa Gibsona) słychać duży kunszt Tippetta oraz grających instrumentalistów, jednak podczas improwizacji w większym gronie trochę się to chyba zaczyna wymykać spod kontroli. Same przejścia pomiędzy tymi nieokiełznanymi i tymi staranniej poukładanymi, wydają się trochę zbyt toporne. Wciąż można tutaj wyłapać wiele fantastycznych partii, tylko czasem one po prostu nie bardzo się ze sobą kleją, a ich nagromadzenie jest zbyt przytłaczające. Dla odmiany, "Part 2" oraz "Part 4" są już znacznie bardziej uporządkowane, bliższe jazz rocka, więcej w nich melodii i charakterystycznych motywów (w tym też niemal hardrockowych, choć bardziej wyrafinowanych, gitarowych riffów). Ostatnia cześć to zresztą po prostu znacznie rozbudowana wersja kompozycji "Green and Orange Night Park" Tippetta, znanej już z "Dedicated to You, But You Weren't Listening". Wszystkim czterem fragmentom mogę natomiast zarzucić pewną rozwlekłość i nie do końca spójny charakter. Natomiast na plus, poza świetnymi partiami instrumentalnymi, można też zaliczyć zróżnicowaną warstwę wokalną, czasem przypominającą afrykańskie zaśpiewy, czasem kojarzącą się z francuską Magmą, a kiedy indziej z jeszcze czymś innym.

"Septober Energy" to naprawdę unikalny, imponujący, bezkompromisowy i bardzo ambitny projekt. Jego realizacja co prawda nieco przerosła Keitha Tippetta i zaproszonych przez niego muzyków, ale wciąż jest to album wart uwagi i godny podziwu, bo przy takich założeniach i tak krótkim czasie na pracę w studiu, łatwo było o popełnienie znacznie gorszych błędów. Pewnie korzystne byłoby skrócenie całości do jednej płyty i najbardziej esencjonalnych fragmentów, bo całość jest dość nierówna. Ale w tych bardziej udanych momentach naprawdę świetna.

Ocena: 7/10

[1] Smith Sid, Na dworze Karmazynowego Króla, wydawnictwo KAGRA, 2003

[2] Elton Dean, Marc Charig i Nick Evans stanowili trzon The Keith Tippett Group, a w 1969 roku zasilili też skład Soft Machine. Dean utrzymał się w nim przez parę lat, Charing i Evans musieli odejść po paru miesiącach. Obaj wraz z Tippettem wzięli udział w nagraniu "Lizard" King Crimson. Na płytach The Keith Tippett Group można usłyszeć także Roberta Wyatta z Soft Machine oraz Jeffa Clyne'a i Roya Babbingtona z Nucleus. Babbington, John Marshall i Karl Jenkins to muzycy Nucleus, którzy w późniejszych latach zasilili skład Soft Machine. Na "Septober Energy" wystąpili również Ian McDonald i Boz Burrell (w różnym czasie członkowie King Crimson), Ian Carr z Nucleus, a także Gary Windo i Mongezi Feza (obaj zagrali później na "Rock Bottom" Wyatta). 



Centipede - "Septober Energy" (1971)

Okładka wydania amerykańskiego.
LP1: 1. Septober Energy (Part 1); 2. Septober Energy (Part 2)
LP2: 1. Septober Energy (Part 3); 2. Septober Energy (Part 4)

Pianino: Keith Tippett
Instr. dęte: Elton Dean - saksofon altowy, saxello; Ian McDonald - saksofon altowy; Dudu Pukwana - saksofon altowy; Jan Steel - saksofon altowy, flet; Larry Stabbins - saksofon tenorowy; Alan Skidmore - saksofon tenorowy; Brian Smith - saksofon tenorowy; Gary Windo - saksofon tenorowy; Karl Jenkins - saksofon barytonowy, obój; Dave White - saksofon barytonowy, klarnet; John Williams - saksofon sopranowy, saksofon basowy; Ian Carr - trąbka, skrzydłówka; Marc Charig - skrzydłówka; Mick Collins - trąbka; Mongezi Feza - trabka kieszonkowa; Peter Parkes - trąbka; Dave Amis - puzon; Nick Evans - puzon; Dave Perrottet - puzon; Paul Rutherford - puzon
Gitara: Brian Godding
Sekcja rytmiczna: Roy Babbington - gitara basowa, kontrabas; Brian Belshaw - kontrabas; Jeff Clyne - kontrabas; Gill Lyons - kontrabas; Dave Markee - kontrabas; Harry Miller - kontrabas; Tony Fennell - perkusja; John Marshall - perkusja i instr. perkusyjne; Robert Wyatt - perkusja
Skrzypce: Esther Burgi; Mica Gomberti; Wilf Gibson; Louise Jopling; Colin Kitching; Garth Morton; Steve Rowlandson; Channa Salononson; Philip Saudek; Roddy Skeaping; Carol Slater; Wendy Treacher; John Trussler
Wiolonczele: Catherine Finnis; Michael Hurwitz; Timothy Kramer; John Rees-Jones; Katherine Thulborn; Suki Towb
Wokal: Boz Burrell; Zoot Money; Maggie Nicols; Mike Patto; Julie Tippetts
Producent: Robert Fripp


Komentarze

  1. Szkoda, że nie ma gitary Frippa na płycie, solo Goddinga jest beznadziejnie stereotypowe.

    OdpowiedzUsuń
  2. Innym prawdziwie wybitnym muzykiem, który brał udział w nagrywaniu tego albumu jest Paul Rutherford, który zresztą w 1971 był u chyba szczytu swoich możliwości. Nagrywał z prawdziwymi gwiazdami muzyki improwizowanej - można go usłyszeć na m.in. płytach Alexandra von Schlippenbacha, Globe Unity Orchestra czy "Actions" Dona Cherrego. Muszę w końcu wysłuchać Centipede - słyszałem o tym już od tak dawna, a jakoś nigdy nie było mi po drodze z tym albumem.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Pearl Jam - "Dark Matter" (2024)

[Recenzja] ||ALA|MEDA|| - "Spectra Vol. 2" (2024)

[Recenzja] Santana - "Welcome" (1973)

[Recenzja] Van der Graaf Generator - "The Least We Can Do Is Wave to Each Other" (1970)

[Recenzja] Death - "Human" (1991)