[Recenzja] Frank Zappa and The Mothers of Invention - "One Size Fits All" (1975)



Przy okazji "One Size Fits All" Frank Zappa postanowił odświeżyć szyld The Mothers of Invention, choć zespół o tej nazwie zakończył działalność w 1969 roku, tuż przed nagraniem "Hot Rats". Zresztą z oryginalnego składu pozostał tylko lider. Album powstawał etapami, na przestrzeni paru miesięcy, od sierpnia 1974 do kwietnia 1975 roku. W międzyczasie Zappa intensywnie koncertował, co częściowo zostało udokumentowane koncertówką "Roxy & Elsewhere". Na żywo towarzyszył mu rozbudowany skład, złożony z kilkunastu niezwykle utalentowanych muzyków. W studiu grupa została zredukowana do sekstetu, składającego się z tych najważniejszych współpracowników: Ruth Underwood, George'a Duke'a, Napoleona Murphy'ego Broke'a, Toma Fowlera oraz Chestera Thompsona.

To jeden z tych albumów Zappy, na których bardzo dużą rolę odgrywają wokalne wygłupy. W przeciwieństwie jednak do "Over-Nite Sensation" i "Apostrophe (')", na których muzyka miała bardziej komercyjny charakter, "One Size Fits All" wyróżnia się ambitniejszym charakterem. Oczywiście, tam również zdarzają się momenty bardziej złożone pod względem instrumentalnym, ale ten album jest taki praktycznie przez cały czas. Mnóstwo ciekawych rzeczy dzieje się w warstwie rytmicznej, przede wszystkim za sprawą perkusjonaliów Ruth Underwood. Tradycyjnie nie brakuje bardzo kreatywnych partii gitarowych lidera. Brzmienie dopełniane jest przez klawisze i dęciaki, często o bardzo frywolnym charakterze, podkreślając żartobliwy nastrój całości. Tyle że tutaj te żarty nie przysłaniają walorów artystycznych. Wszyscy instrumentaliści mogą wykazać się pomysłowością, umiejętnościami oraz doskonałym zgraniem między sobą.

Album zawiera jeden z najbardziej cenionych, a zarazem najbardziej niezwykłych utworów Zappy. "Inca Roads", blisko dziewięciominutowy otwieracz longplaya, uwagę zwraca nieustannymi zmianami metrum, w tym wieloma nietypowymi rozwiązaniami rytmicznymi. Nie brakuje też ekscytujących popisów solistów, a całość wypada przy tym całkiem przystępnie, na swój sposób nawet przebojowo. Innym ważnym utworem wydaje się "Sofa". W końcu to do jego tytułu nawiązuje okładka, a po przedstawieniu w nim dwóch liter otrzymamy "OSFA", czyli akronim "One Size Fits All". Ta krótka, ale bardzo treściwa kompozycja została przedstawiona w dwóch wersjach: instrumentalnej ("Sofa No. 1") oraz jeszcze bardziej zakręconej, z cudacznym wokalem ("Sofa No. 2"). Do najciekawszych fragmentów zaliczyłbym też na pewno "Florentine Pogen", rozpoczęty ciężkim, rockowym riffem, ale szybko okazujący się znacznie bardziej finezyjną i nieoczywistą kompozycją.

Bardzo udane są też całkiem liczne nagrania, w których Zappa prezentuje własną - a więc mocno niekonwencjonalną i interesująco udziwnioną - wersję bluesa. Zaliczają się do nich "Po-Jama People", "San Ber'dino" oraz "Andy". W dwóch ostatnich wokalnie udziela się jeden z idoli Franka, bluesman Johnny "Guitar" Watson, a w środkowym pojawia się też partia harmonijki w wykonaniu Captaina Beefhearta. Warto też wyróżnić gitarowe solo z "Po-Jama People", które przywołuje skojarzenia z pamiętnym popisem Zappy z "Willie the Pimp". Ogólnie całość trzyma bardzo wysoki poziom. Niespecjalnie przekonuje mnie tylko "Can't Afford No Shoes", z wyjątkowo konwencjonalnym brzmieniem i paroma sztampowymi zagrywkami, a zwłaszcza fortepianowa miniatura "Evelyn, a Modified Dog", która oferuje wyłącznie humor, sprawdzający się lepiej w utworach, które łączą go z walorami artystycznymi. Inna sprawa, że te dwa momenty razem trwają poniżej czterech minut.

"One Size Fits All" bez wątpienia należy do ścisłej czołówki najlepszych dokonań Franka Zappy z lat 70. - znacznie lepiej wykorzystuje potencjał zgromadzonych instrumentalistów od dwóch poprzednich płyt studyjnych, choć trzeba załapać tą żartobliwą konwencję, by w pełni docenić ten album. Co ciekawe, na okładce oryginalnego albumu zapowiedziane zostało następne wydawnictwo, nagrane przez tych samych muzyków równolegle z "One Size Fits All". Ostatecznie nie doszło do wydania takiego longplaya, a zarejestrowany wówczas materiał został rozproszony na kilku różnych płytach. Kolejne sesje odbywały się już w innych składach, a choć wciąż z udziałem wielu utalentowanych muzyków, to dość powszechna jest opinia, że Zappa nigdy już nie zebrał tak dobrego zespołu, jak ten towarzyszący mu tutaj.

Ocena: 8/10



Frank Zappa and The Mothers of Invention - "One Size Fits All" (1975)

1. Inca Roads; 2. Can't Afford No Shoes; 3. Sofa No. 1; 4. Po-Jama People; 5. Florentine Pogen; 6. Evelyn, a Modified Dog; 7. San Ber'dino; 8. Andy; 9. Sofa No. 2

Skład: Frank Zappa - gitara, wokal (4,6,9), dodatkowy wokal; George Duke - instr. klawiszowe, wokal (1,8,9), dodatkowy wokal; Napoleon Murphy Brock - saksofon tenorowy, flet, wokal (5,8), dodatkowy wokal; Tom Fowler - gitara basowa (1,3-9); Chester Thompson - perkusja, efekty, dodatkowy wokal; Ruth Underwood - instr. perkusyjne
Gościnnie: James Youman - gitara basowa (2); Captain Beefheart - harmonijka (7); John Watson Jr. - wokal (7,8)
Producent: Frank Zappa


Komentarze

  1. Brakuje jakiejkolwiek wzmianki o świetnych występach wokalistów (George Duke na "Inca Roads"!).

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajny artykuł, dzięki. Dorzucam link do kapitalnego (moim zdaniem) dokumentu, w którym George Duke opowiada o kulisach pracy z FZ i między innymi o tym jak powstawał Inca Roads. Sam zresztą twierdzi, że tamten skład był w stanie zagrać wszystko.
    https://www.youtube.com/watch?reload=9&v=ERFUbX648S4

    OdpowiedzUsuń
  3. Zajebisty album! Jeden z moich ulubionych w Jego przepastnym dorobku:) A co sądzisz o utworze Andy?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trzyma bardzo wysoki poziom, ale to nie jest jeden z utworów, które najbardziej mnie tu zachwycają.

      Usuń
  4. Willie the Pimp -znam z wykonania Stevie RAy vaughana,ciekawe czy to cover czy inna piosenka?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kawałek, który masz na myśli, nazywa się "Willie the Wimp" i nie ma nic wspólnego z Zappą.

      Usuń
  5. O tak - to jedna z górek Franka. A Sofa, choć niby taki przebojowy, ma świetną, dość skomplikowaną harmonię, no i rytmikę, z tymi przesunięciami podbicia do następnego taktu. Świetnie się go gra. To właśnie Sofę Vai zagrał na płycie-hołdzie Frankowi.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Pearl Jam - "Dark Matter" (2024)

[Recenzja] ||ALA|MEDA|| - "Spectra Vol. 2" (2024)

[Recenzja] Santana - "Welcome" (1973)

[Recenzja] Van der Graaf Generator - "The Least We Can Do Is Wave to Each Other" (1970)

[Recenzja] Death - "Human" (1991)