[Recenzja] Elephant9 - "Arrival of the New Elders" (2021)



Norweskie trio Elephant9 działa już od kilkunastu lat i zdążyło wydać kilka albumów, jednak dotąd nie miałem okazji recenzować jego dokonań. Wspominałem co prawda o dwóch koncertówkach o wspólnym tytule "Psychedelic Backfire", które uznałem za jedne z najlepszych płyt 2019 roku, jednak pełnych recenzji nie było. Zespół nie każe jednak długo czekać na swoje kolejne wydawnictwa, a ja w końcu postanowiłem poświęcić mu trochę miejsca. Opublikowany w tym miesiącu "Arrival of the New Elders", szósta pozycja w studyjnej dyskografii grupy, to w zasadzie longplay niewiele różniący się od poprzednich. Muzycy pozostają wierni dotychczasowym inspiracjom, obejmującym takich wykonawców, jak Miles Davis, The Tony Williams Lifetime, Mahavishnu Orchestra, Weather Report, King Crimson czy Hawkwind. Konsekwencję zespołu widać już po samej okładce, utrzymanej w stylu poprzednich, a także po instrumentarium, tradycyjnie ograniczającym się do różnych klawiszy, basu oraz perkusji, z okazjonalnie pojawiającą się gitarą (tej ostatniej jest nieco więcej na płytach nagranych z udziałem Reine'ego Fiske'a, który jednak tym razem nie wspomógł tria).

Na album składa się tylko osiem utworów o łącznym czasie trwania zbliżającym się do czterdziestu czterech minut. Podoba mi się ta tendencja, jaką zaobserwowałem też na innych tegorocznych albumach, powrotu do winylowej długości płyt. Wydawanie dłuższych płyt z premierowym materiałem naprawdę nie ma przeważnie sensu. Trudno wówczas utrzymać równy poziom i zbudować odpowiednią dramaturgię. "Arrival of the New Elders" te problemy nie dotyczą. Całkiem trafionym pomysłem okazało się rozpoczęcie albumu dość subtelnym, nieśpiesznym utworem tytułowym, zdominowanym przez brzmienia elektrycznych instrumentów klawiszowych Ståle'a Storløkkena, wspartych wyrazistą grą sekcji rytmicznej, a momentami także fortepianem. Tempo wzrasta dopiero w drugim na płycie "Rite of Accession", napędzanym energetyczną grą sekcji rytmicznej, której towarzyszą ostrzejsze, przesterowane dźwięki elektrycznego pianina lub organów. Jednak dla równowagi wpleciono tu także partie melotronu oraz sporo akustycznej gitary, na której zagrał basista Nikolai Hængsle. Pomimo nieco innego instrumentarium, nagranie kojarzy mi się z pierwszym wcieleniem Mahavishnu Orchestra. Skojarzenia z tą grupą, tylko tym razem jej łagodniejszymi nagraniami, wywołuje także początek "Sojourn". I tak album sobie płynie, częściej stawiając na tworzenie nastroju ("Tales of Secrets", "Throughout the Worlds", "Solar Song") niż bardziej dynamicznego granie ("Chasing the Hidden", "Chemical Boogie" - oba utrzymane na pograniczu wczesnego fusion i krimzonowania). 

Muszę przyznać, że bardzo przyjemnie się tego wszystkiego słucha. Świetne jest brzmienie, z tymi wszystkimi oldskulowymi klawiszami i wyrazistą sekcją rytmiczną. Podoba mi się też gra muzyków, z jednej strony wyrafinowana, świadcząca o dużym warsztacie instrumentalnym, ale całkowicie pozbawiona popisywania się umiejętnościami. Trio stawia zdecydowanie na grę zespołową. Nie mogę też przyczepić się do aranżacji, które pomimo skromnego składu, zdają się całkiem bogate i kunsztowne. Natomiast pewnym problemem są kompozycje, którym brakuje czegoś charakterystycznego. Właściwie tylko w "Rite of Accession" pojawia się bardziej wyrazisty motyw i w ogóle ten utwór moim zdaniem bardzo wybija się na tle pozostałych. Zupełnie nie przeszkadza mi to podczas słuchania "Arrival of the New Elders" w całości, ale wątpię, bym kiedyś poczuł chęć powrotu do tego albumu. Pomimo tego, zdecydowanie polecam go wszystkim wielbicielom muzyki na pograniczu jazzowego mainstreamu początku lat 70. oraz ambitniejszego rocka tego okresu. Elephant9 całkiem udanie przywołuje ten klimat, co zresztą udowodnił już na wcześniejszych płytach.

Ocena: 7/10



Elephant9 - "Arrival of the New Elders" (2021)

1. Arrival of the New Elders; 2. Rite of Accession; 3. Sojourn; 4. Tales of Secrets; 5. Throughout the Worlds; 6. Chasing the Hidden; 7. Chemical Boogie; 8. Solar Song

Skład: Ståle Storløkken - instr. klawiszowe; Nikolai Hængsle - gitara basowa, gitara (2); Torstein Lofthus - perkusja i instr. perkusyjne
Producent: Elephant9


Komentarze

  1. Polecam sięgnąć po "Atlantis", bo jakoś Cię do tej pory ominął, a to chyba ich najlepsza studyjka. A pod numerem 4. jest bardzo ładny, akustyczny instrumental.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to posłuchałem i zdania o zespole nie zmieniłem. Super grają, świetnie brzmią, ale gdzie tu kompozycje? Oni cały czas jamują, w czym oczywiście nie ma nic złego, ale przydałyby się bardziej charakterystyczne motywy i jakieś większe różnice miedzy poszczególnymi albumami.

      Usuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Pearl Jam - "Dark Matter" (2024)

[Recenzja] ||ALA|MEDA|| - "Spectra Vol. 2" (2024)

[Recenzja] Santana - "Welcome" (1973)

[Recenzja] Van der Graaf Generator - "The Least We Can Do Is Wave to Each Other" (1970)

[Recenzja] Death - "Human" (1991)