[Recenzja] Jazz Q - "Pori Jazz 72" (2020)

Jazz Q - Pori Jazz 72


Wydawnictwo GAD Records od lat robi świetną robotę, publikując archiwalne materiały wykonawców z naszej części Europy. Jedną z najnowszych pozycji w jej katalogu jest zapis koncertu, jaki czechosłowacka grupa Jazz Q Praha zagrała 15 lipca 1972 roku na fińskim festiwalu Pori Jazz. Zespół jedynie rozgrzewał publiczność przed występem Chicka Corei, dostając zaledwie czterdzieści minut, co nie przeszkodziło mu zagrać w absolutnie porywający sposób. Przez długie lata można było tylko się tego domyślać. Bo przecież gdyby występ się nie udał, to muzycy pewnie nie byliby skłonni zamieszczać na swoim albumie "Pozorovatelna (The Watch Tower)" utworu upamiętniającego to wydarzenie - napisanego zresztą specjalnie na ten występ "Pori 72". Dopiero w ostatniej dekadzie, w archiwum fińskiego nadawcy telewizyjno-radiowego YLE, znaleziono taśmy z zapisem koncertu. Jednak lider zespołu, Martin Kratochvíl, wcale nie był przekonany do publikacji tego materiału, doszukując się potknięć muzyków. Nieco ustąpił dwa lata temu, przy okazji reedycji "Pozorovatelni", umożliwiając dodanie fragmentów nagrania wśród innych bonusów. Publikacja całego zapisu nastąpiła dopiero w sierpniu bieżącego roku.

"Pori Jazz 72" ukazuje zespół w ciekawym momencie. Już po rozpadzie oryginalnego składu i odejściu od freejazzowych korzeni (tamten etap utrwalono, w nie do końca oddający go sposób, jedynie na albumie "Coniunctio", nagranym wspólnie z bluesrockowym Blue Effect), ale jeszcze przed zarejestrowaniem "Pozorovatelna (The Watch Tower)". Ówczesny skład - w którym grającemu na klawiszach Kratochvilowi towarzyszyli gitarzysta Luboš Andršt, basista Vladimír Padrůněk oraz perkusista Michal Vrbovec - był pod silnym wpływem muzyki fusion, przede wszystkim ówczesnych dokonań Milesa Davisa, Herbiego Hancocka czy wspomnianego Chicka Corei. Nagrany pół roku później longplay charakteryzuje się jednak raczej subtelnym nastojem, natomiast na żywo kwartet połączył jazzowe wyrafinowanie ze zdecydowanie rockowym czadem i ciężarem. Kompozycje, w znacznej części powtórzone na studyjnym wydawnictwie, zaprezentowano w porażających żywiołowością wykonaniach. Wszyscy muzycy byli wówczas w doskonałej formie i nawet jeśli faktycznie zdarzały się jakieś potknięcia, to nie mają najmniejszego znaczenia przy tak porywająco zagranej muzyce.

Występ rozpoczęli od zwartego "Kartágo", napisanego jakiś czas wcześniej na występ w Kartaginie. W późniejszej wersji studyjnej jest to wolny, bardzo subtelny - nieco w klimacie "In a Silent Way" - utwór, w którym istotną rolę odgrywają skrzypce. Tutaj wykonanie jest o wiele żywsze, z zupełnie inną, szybszą i bardziej swingującą grą sekcji rytmicznej. Natomiast miejsce skrzypiec z powodzeniem zajęła gitara, ciekawie naśladując tamten instrument. Dwa kolejne utwory, "Pori 72" oraz "Pozorovatelna", są już zagrane w sposób bliższy tego, jak zaprezentowano je na albumie studyjnym. Jednak ten pierwszy ma tutaj jeszcze więcej energii, a Andršt gra niemalże jak McLaughlin na "Bitches Brew". To właśnie gitarzysta zdaje się być pierwszoplanową postacią w tej porywającej improwizacji, szczególnie podczas znakomitej, bardziej rockowej niż jazzowej solówki w ostatnich minutach, jednak świetne solo gra też lider, a sekcja rytmiczna nie zdaje się sprowadzić do prostej roli akompaniatorów. Doskonale słychać świetne zgranie całego składu. Subtelniejsza "Pozorovatelna" daje chwilę wytchnienia. Znów zwraca uwagę partia gitary, która w tej wersji jeszcze lepiej pasuje do ogólnego nastroju. Do bardziej energetycznego grania powracają w finałowym "Slez" i jest to jedyny utwór, którego nie powtórzyli w studiu. Nie bardzo by nawet pasował do reszty płyty. W tym nagraniu jest zdecydowanie najwięcej rockowego czadu, w stylu koncertów Jimiego Hendrixa z Band of Gypsys, choć gra Kratochvíla i brzmienie jego elektrycznego pianina nadają bardziej jazzowego charakteru. Całości nie brakuje, oczywiście, sporej finezji, choć w tak żywiołowym graniu łatwo byłoby ją utracić.

"Pori Jazz 72" to zapis świetnego koncertu jednej z najlepszych europejskich grup wykonujących jazz-rocka, w dodatku wyróżniający się znakomitym brzmieniem, co przecież nie jest normą w przypadku archiwalnych materiałów koncertowych. Dzięki temu można w pełni cieszyć się tą wspaniałą muzyką. Powiedziałbym nawet, że te nagrania jakością przebijają nagrany pół roku później album. I nie mam tu na myśli wyłącznie brzmienia.

Ocena: 8/10



Jazz Q - "Pori Jazz 72" (2020)

1. Kartago; 2. Pori 72; 3. Pozorovatelna; 4. Slez

Skład: Martin Kratochvíl - elektryczne pianino; Luboš Andršt - gitara; Vladimír Padrůněk - gitara basowa; Michal Vrbovec - perkusja
Producent: Michał Wilczyński i Łukasz Hernik


Komentarze

  1. Czesi mają duże zasługi dla fusion, a ich zespoły z tego okresu największej świetności fusion prezentowały świetny poziom. Powiem nawet, że w odbiorze mi się one bardziej podobają niż niektóre zespoły zza oceanu. Generalnie nie przepadałem za fusion w innych wykonaniach niż Miles'a, ale Jazz Q to jedna z moich ulubionych kapel, idealnie łącząca elektro-jazz z rockowym zacięciem. Zachęcam i cieszę się, że Pawlowi też się ten zespół spodobał. A na i-tunes można kupić za jedyne 35 zł dzieła wszystkie Jazz Q w postaci płyty "Komplet". 58 kawałków, kilka godzin słuchania. Mimo, że to skompresowana muzyka to jakość bardzo dobra, mam do porównania z CD, ale słucham tej płyty praktycznie zawsze na słuchawkach z komputera i nie czuje dyskomfortu. Polecam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fajny jest też album zespołu Jazz Celula - "Oheň až požár".
      Bardzo miło wspominam też SHQ - "Jazzove Nebajky".

      Usuń
    2. Tak, Jazz Celula czy SHQ Karela Velebnego to fajne zespoły, ale grające zupełnie inny jazz niż Jazz Q. Taki nowoczesny, ale nie awangardowy, bop czy hardbop. Zwłaszcza Jazz Celula jest dość zachowawczy, a SHQ bardziej zróżnicowany, często z wyeksponowanymi partiami basowymi. Z fusion one maja mało wspólnego, chociaż SHQ na niektórych płytach ma elektryczne klawisze, ale bliższe to wczesnym próbom Milesa z elektrycznymi instrumentami niż fusion. A to, że fajnie się je słucha to inna sprawa, choć trąca myszką.

      Usuń
    3. Pamiętam też, że Energit, jeśli się nie mylę, zrobił na mnie dobre wrażenie, ale to było dawno, i nic już nie pamiętam.

      Usuń
    4. Energit to było już prawdziwe fusion, czy raczej jazz rock z wiodącą gitarą i z wokalem. Na początku działali jako kwartet, później tworzyli większe składy z dęciakami i to przypominało Mahavishnu Orchestra. Ale nagrali mało płyt, bodajże dwie lub trzy. Mam tylko Energit, który bardzo mi przypomina SBB. Mnie nie porywa. Parę lat temu lider zespołu, gitarzysta Lubos Andrst nagrał płytę Time's Arrow w klimatach wczesnego Energit (płyta jest zreszta sygnowana jako Lubos Andrst & Energit). Też taka w stylu SBB.

      Usuń
    5. Co oprócz Jazz Q jest jeszcze warte przesłuchania?

      Usuń
    6. Z samego Jazz Q warto ich wspólny album z Blue Effect, "Coniunctio" - unikalne i bardzo ciekawe połączenie jazzu (w tym free), rocka oraz bluesa.

      Aż dziw, że nikt tu jeszcze nie wspomniał, że przecież z Czechosłowacji pochodzą światowego formatu jazzmani Miroslav Vitous i Jan Hammer.

      Usuń
    7. No i jest jeszcze George Mraz urodzony jako Jiří Mráz, wybitny basista, absolutna czołówka światowa.

      Usuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Pearl Jam - "Dark Matter" (2024)

[Recenzja] ||ALA|MEDA|| - "Spectra Vol. 2" (2024)

[Recenzja] Santana - "Welcome" (1973)

[Recenzja] Van der Graaf Generator - "The Least We Can Do Is Wave to Each Other" (1970)

[Recenzja] Death - "Human" (1991)