[Recenzja] Thelonious Monk - "Monk's Music" (1957)



Rok 1957 przyniósł aż cztery albumy sygnowane nazwiskiem Theoloniousa Monka. W tamtych czasach nie było w tym nic nadzwyczajnego. Normą było tak częste wydawanie płyt z premierowym materiałem. Natomiast warto zwrócić uwagę, że dwa z tych longplayów na stałe wpisały się do ścisłego kanonu hard bopu. A to już niemały wyczyn, nawet jak na złote lata jazzu. Pierwszym z tych albumów jest nagrany jeszcze w poprzednim roku "Brilliant Corners", drugim - "Monk's Music". Czy jednak uznanie, jakim cieszą się te dwa longplaye, jest w pełni uzasadnione? Nie mam co do tego wątpliwości w przypadku wcześniejszego wydawnictwa. Pochodzący z niego utwór tytułowy jest jednym z najbardziej wizjonerskich wykonań jazzowych z końcówki lat 50., a pozostałe nagrania również mają co zaoferować słuchaczowi. Do "Monk's Music" nie jestem już tak przekonany.

Teoretycznie nie ma do czego się tutaj przyczepić. W nagraniu albumu - sesja odbyła się w dniach 25-26 czerwca 1957 roku w nowojorskim Reeves Sound Studio - wziął udział bardzo ciekawy skład, złożony z doświadczonych, utalentowanych muzyków. W składzie septetu, poza liderem znalazła się sekcja rytmiczna z samym Artem Blakeyem na bębnach i Wilburem Ware'em na basie, a także rozbudowana sekcja dęta, w składzie obejmującym trębacza Raya Copelanda, saksofonistę altowego Gigiego Gryce'a oraz saksofonistów tenorowych Colemana Hawkinsa i Johna Coltrane'a. Parę miesięcy wcześniej Trane został zwolniony z kwintetu Milesa Davisa z powodu uzależnienia od heroiny, z którym właśnie sobie poradził i znalazł nowe zatrudnienie u Monka. Producentem sesji był natomiast prawdziwy fachowiec w tej dziedzinie, Orrin Keepnews.

Na album złożyło się sześć nagrań, w większości skomponowanych przez lidera i - z wyjątkiem "Crepuscule with Nellie" - rejestrowanych przez niego już wcześniej. W otwierającej album miniaturze "Abide With Me", przeróbce XIX-wiecznego chrześcijańskiego hymnu, gra wyłącznie czteroosobowa sekcja dęta, w sentymentalnej balladzie "Ruby, My Dear" wystąpili tylko trzej pozostali muzycy, a pozostałe nagrania zawierają już pełen septet. Wykonania są tutaj, oczywiście, na najwyższym poziomie, a muzycy mają sporo okazji do zaprezentowania swoich umiejętności (chociażby w bardzo ekspresyjnym, najdłuższym - i najlepszym - na płycie "Well, You Needn't", gdzie cały skład kolejno gra solówki), z zachowaniem wzorowej dyscypliny i harmonii z pozostałymi instrumentalistami. Natomiast brakuje mi tu czegoś, co odróżniłaby ten album od innych hardbopowych dzieł z tamtego okresu. Nie ma tutaj tak zapamiętywalnych momentów, jak "Brilliant Corners" czy "'Round Midnight". Zespół nie wykracza też w żadnym momencie poza hardbopową estetykę, co mogłoby być ciekawym urozmaiceniem.

Oczywiście, miłośnicy takiej stylistyki z pewnością znajdą tu wiele powodów do zachwytu. Mój podziw budzą umiejętności instrumentalistów i ich doskonała współpraca. Kompozycje nie robią jednak na mnie większego wrażenia i prawdę mówiąc, w ogóle nie zapadły mi w pamięć. Liczne odsłuchy, poprzedzające napisanie tej recenzji, były przyjemnie spędzonym czasem, ale nie mam poczucia, by w jakiś sposób mnie rozwinęły i pozwoliły inaczej spojrzeć na hard bop (za którym generalnie przepadam, choć nie jakoś bardzo mocno), czy jazz ogólnie. 

Ocena: 7/10



Thelonious Monk - "Monk's Music" (1957)

1. Abide With Me; 2. Well, You Needn't; 3. Ruby, My Dear; 4. Off Minor; 5. Epistrophy; 6. Crepuscule with Nellie 

Skład: Thelonious Monk - pianino (2-6); John Coltrane - saksofon tenorowy (1,2,4-6); Coleman Hawkins - saksofon tenorowy (1,2,4-6); Gigi Gryce - saksofon altowy (1,2,4-6); Ray Copeland - trąbka (1,2,4-6); Wilbur Ware - kontrabas (2-6); Art Blakey - perkusja (2-6)
Producent: Orrin Keepnews


Komentarze

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Republika - "Nowe sytuacje" (1983) / "1984" (1984)

[Recenzja] Death - "Human" (1991)

[Recenzja] Present - "This Is NOT the End" (2024)

[Zapowiedź] Premiery płytowe kwiecień 2024

[Recenzja] Extra Life - "The Sacred Vowel" (2024)