[Recenzja] Duke Ellington, Charlie Mingus and Max Roach - "Money Jungle" (1963)



Edward Kennedy "Duke" Ellington, jeden z najsłynniejszych pianistów jazzowych, znany jest przede wszystkim jako lider bigbandowej orkiestry. Album "Money Jungle" powstał jednak w składzie trzyosobowym. Producent Alan Douglas - dziś pamiętany głównie jako twórca najbardziej kontrowersyjnych pośmiertnych wydawnictw Jimiego Hendrixa - zasugerował Duke'owi współpracę z Charliem Mingusem i Maxem Roachem. Było to niezwykle dziwne połączenie. Urodzony w 1899 roku Ellington związany był przede wszystkim z tradycyjnymi odmianami jazzu, jak swing. Ponad dwadzieścia lat od niego młodsi Mingus i Roach to już przedstawiciele jazzu nowoczesnego, jedni z największych innowatorów tamtych czasów (aczkolwiek Mingus grywał już z Ellingtonem jako początkujący muzyk). Efekt tej współpracy jest jednak zaskakująco udany. I choć okazał się niezrozumiały dla wielu wielbicieli pianisty, dziś jest dość zgodnie uznawany za kanoniczną pozycję.

Sesja nagraniowa zamknęła się w ciągu jednego dnia, siedemnastego września 1962 roku, choć nie obyło się bez pewnych problemów. Mingus i Roach musieli przeżyć spore rozczarowanie, kiedy Ellington oznajmił im, wbrew wcześniejszym ustaleniom, że będą grać wyłącznie jego kompozycje. Z siedmiu utworów, które trafiły na płytę, trzy zostały już wcześniej nagrane przez jego orkiestrę ("Warm Valley", "Solitude" oraz napisany wspólnie z Juanem Tizolem "Caravan"), pozostałe stworzył tuż przed tą sesją. Same nagrania początkowo przebiegały sprawnie. Basista i perkusista stwierdzili nawet, że nie potrzebują żadnych prób, więc w rezultacie to, co słyszymy na albumie, to pierwsze rzeczy, jakie muzycy razem zagrali. Znaczna część utworów to pierwsze podejścia, które wyszły tak dobrze, że nie było sensu nagrywać kolejnych. Pomiędzy muzykami nie panowała jednak idealna zgoda. Faktem jest, że w pewnym momencie Mingus, znany ze swojego wybuchowego charakteru, wpadł we wściekłość, chwycił kontrabas i opuścił studio. Za namową Duke'a, który wybiegł za nim, zdecydował się jednak wrócić. Nie do końca znany jest powód jego gniewu, gdyż krążą różne wersje - jedna mówi o niezadowoleniu basisty z gry Roacha, inna o złości za niewykorzystanie żadnej z jego kompozycji. O tym, że współpraca tria nie ułożyła się najlepiej, świadczy też to, że muzycy nie dali się przekonać do kolejnej wspólnej sesji (a wcześniej podobno podpisali kontrakt na dwa albumy).

Na winylowych wydaniach utwory są ułożone w innej kolejności, niż je rejestrowano. Jednak na pierwszym kompaktowym wznowieniu, dokonanym przez Blue Note w 1987 roku (oryginał ukazał się nakładem United Artists Records), wzbogaconym o liczne odrzuty z sesji, wszystkie nagrania pojawiają się w takim porządku, jak powstawały. I słuchając albumu w takiej wersji, można zauważyć wzrastające napięcie między muzykami, stopniowo narastające z każdym kolejnym utworem. Punktem kulminacyjnym - najprawdopodobniej to właśnie po jego nagraniu wkurwiony Mingus opuścił studio - jest tytułowy "Money Jungle". Takiej brutalności na próżno można szukać w ówczesnym bopie, z wyłączeniem free jazzu i to w sumie nie całego. Charlie szarpie struny kontrabasu z niespotykaną wręcz agresją, Duke gra w wyjątkowo dysonansowy sposób, a Max uzupełnia całość swoją gęstą, intensywną grą. W sumie niegłupim posunięciem było rozpoczęcie oryginalnego albumu od tego właśnie nagrania, bo trudno o otwarcie bardziej zaskakujące, atakujące słuchacza równie mocno, a tym samym przyciągające jego uwagę. Później jest już z tym różnie. Raczej udaje się to w momentach o wciąż dużej ekspresji ("Very Special", "Wig Wise", a zwłaszcza w nowej wersji popularnego standardu "Caravan", w którym napięcie jest już prawie takie, jak w nagranym tuż potem kawałku tytułowym) albo tych o niekonwencjonalnym podejściu (nastrojowy "Fleurette Africaine" z bardzo ciekawymi partiami basu). Mniej absorbujące są natomiast fragmenty, w których Roach i Mingus schodzą na dalszy plan, a prym wiodą konwencjonalne partie Ellingtona, jak dzieje się w bardzo typowych balladach "Warm Valley" i "Solitude". Obie zostały nagrane już po tej całej awanturze, gdy napięcie zostało rozładowane, a na jego miejsce najwyraźniej przyszło lekkie zmęczenie. Aczkolwiek nie można tym utworom odmówić pewnego uroku.

Pomimo panującej w trakcie sesji atmosfery - a chyba raczej dzięki niej - powstał bardzo udany album. Jak można się spodziewać po takich nazwiskach, wykonanie jest tu naprawdę porywające. Nawet wtedy, gdy muzycy grają w wyraźnym kontrapunkcie, cały czas przytomnie odpowiadają na to, co robią pozostali, dzięki czemu ich partie nie rozjeżdżają się ze sobą. Jednak właśnie wtedy, gdy słychać narastającą złość, gdy już naprawdę niewiele brakuje do pogrążenia się w chaosie lub rzucenia przez muzyków instrumentami, właśnie wtedy efekt jest najbardziej porywający. Bo cała reszta, to po prostu bardzo solidnie, bardzo sprawnie zagrany jazzowy mainstream, w którym jednak brakuje czegoś nadzwyczajnego. Paradoksalnie, gdyby Ellingtonowi, Mingusowi i Roachowi współpraca udała się lepiej, to album prawdopodobnie wiele by na tym stracił.

Ocena: 8/10



Duke Ellington, Charlie Mingus and Max Roach - "Money Jungle" (1963)

1. Money Jungle; 2. Fleurette Africaine (African Flower); 3. Very Special; 4. Warm Valley; 5. Wig Wise; 6. Caravan; 7. Solitude

Skład: Duke Ellington - pianino; Charlie Mingus - kontrabas; Max Roach - perkusja
Producent: Alan Douglas


Komentarze

  1. Świetnie, że recenzujesz takie płyty. Często dziwią mnie tylko twoje oceny, takiemu wybitnemu nagraniu dajesz tylko 8, czyli tyle samo co mają jakieś płyty blues-rockowe u ciebie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na stronie ze skalą ocen jest wyjaśnione czym są te oceny i jak należy je traktować.

      Usuń
  2. Jak się przyjrzałem okładce (w ramach przypominania sobie tego albumu na YouTube), to zobaczyłem, że nawet na niej Mingus ma wyraźnie wkur$!#$@%@# minę :D Trzyma ten kontrabas i robi takie oczy, jakby chciał zagrać co ma zagrać i wyjść, żeby nie patrzeć więcej na tę dwójkę.

    OdpowiedzUsuń
  3. Po przeczytaniu tej recenzji album podoba mi się jeszcze bardziej :))

    OdpowiedzUsuń
  4. Polecam przepiękną płytę Duka Ellingtona "Far East Suite"

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Republika - "Nowe sytuacje" (1983) / "1984" (1984)

[Recenzja] Death - "Human" (1991)

[Recenzja] Present - "This Is NOT the End" (2024)

[Zapowiedź] Premiery płytowe kwiecień 2024

[Recenzja] Extra Life - "The Sacred Vowel" (2024)