[Recenzja] Tuxedomoon - "Half-Mute" (1980)



Post-punk przejął rolę, jaką dekadę wcześniej pełnił rock progresywny. Podczas gdy dawni innowatorzy zwrócili się w stronę bezpieczniejszej muzyki, a ich bezpośredni naśladowcy ograniczali się do nudnego epigoństwa, to właśnie wykonawcy post-punkowi przejęli eksperymentalne, poszukujące podejście. Jednym z najlepszych dowodów na udowodnienie tej tezy, jest twórczość kalifornijskiego tria Tuxedomoon. Zespół powstał w 1977 roku z inicjatywy dwóch studentów muzyki elektronicznej, Stevena Browna i Blaine'a L. Reiningera. W ciągu pierwszych lat działalności towarzyszyli im różni muzycy, aż w końcu wykrystalizował się trzyosobowy skład, uzupełniony przez Petera Dacherta (występującego pod pseudonimem Peter Principle). Inspiracje zespołu obejmowały przede wszystkim punk rock i muzykę elektroniczną, ale można usłyszeć też wyraźne wpływy progowej awangardy, jazzu, noise'u, muzyki kabaretowej i innych stylów. Jeszcze w latach 70. ukazały się dwie EPki ("No Tears" i "Scream with a View"), które zapewniły grupie rozpoznawalność na post-punkowej scenie. W 1980 roku został natomiast wydany pełnowymiarowy debiut, zatytułowany "Half-Mute".

Nagrywając ten longplay, muzycy grali na wszystkim, co akurat wpadło im w ręce. Instrumentarium obejmuje zatem gitary, bas, altowy i sopranowy saksofon, skrzypce, klawisze, a także programowane bębny. Brzmienie jest jednak bardzo chłodne, minimalistyczne - szczególnie, gdy akompaniament ogranicza się do syntezatorów i automatu perkusyjnego (np. "Loneliness", "James Whale"). Często jednak elektronika jest ciekawie dopełniania przez saksofon (np. "Nazca". "Fifth Column", "KM / Seeding the Clouds") lub skrzypce ("Tritone", "Volo Vivace", oba kojarzące się z twórczością grup avant-progowych). Dziesięć zawartych tu utworów (skomponowanych przez cały zespół) charakteryzuje spora różnorodność. Nierzadko same w sobie są złożone z pozornie niepasujących do siebie elementów, jak np. "59 to 1", w którym pojawia się niechlujny punkowy wokal, funkujący bas, minimalistyczna partia bębnów i niemalże freejazzowe partie saksofonu. Poszczególne nagrania tworzą jednak bardzo spójną całość, za sprawą podobnego klimatu. Zawarta tu muzyka jest posępna, niepokojąca. Jedynie singlowy "What Use?" wyróżnia się bardziej przebojowym charakterem i zdecydowanie mniej ponurym nastrojem. Pozostałe utwory, nawet jeśli pojawia się w nich wokal - którego jest tu stosunkowo mało - dalekie są od piosenkowych schematów. Są za to bardzo intrygujące (np. "Loneliness", "7 Years").

Zgodnie z punkowym etosem, album cechuje podejście zrób to sam, jednak wszelkie braki techniczne - zarówno jeśli chodzi o brzmienie, jak i wykonanie - nadrabiane są kreatywnością typową raczej dla wykonawców progresywnych. Muzycy może i nie byli wirtuozami, ale czerpiąc z przeróżnych stylistyk, stworzyli swój własny, oryginalny styl. Brzmienie z kolei może wydawać się nieco niedopracowane, zbyt surowe, ale doskonale podkreśla posępny nastrój albumu i również jest bardzo charakterystyczne. "Half-Mute" to bardzo udany debiut. I kolejny dowód, że w latach 80. nie brakowało ciekawej, ambitnej muzyki.

Ocena: 8/10



Tuxedomoon - "Half-Mute" (1980)

1. Nazca; 2. 59 to 1; 3. Fifth Column; 4. Tritone (Musica Diablo); 5. Loneliness; 6. James Whale; 7. What Use?; 8. Volo Vivace; 9. 7 Years; 10. KM / Seeding the Clouds

Skład: Steven Brown - saksofon altowy, saksofon sopranowy, instr. klawiszowe, programowanie, wokal; Blaine L. Reininger - gitara, gitara basowa, skrzypce, instr. klawiszowe, programowanie, głos (2); Peter Dachert - gitara basowa, gitara, syntezator, programowanie
Producent: Tuxedomoon


Komentarze

  1. Polecam utwór no tears ze wspomnianej wyżej epki 😉

    OdpowiedzUsuń
  2. Zawsze, gdy wspominasz o post-punku w kontekście roli, jaką przejął po rocku progresywnym, w głowie mam PROGRESYWNY King Crimson, który w latach 80. skierował się ku POST-PUNKOWI :D Wychodzi z tego taka malutka incepcja. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo King Crimson był jedynym zespołem z tych głównych przedstawicieli proga, który w latach 80. (i długo później, aż do czasu ostatniego albumu) zachował progresywne podejście - nie stał w miejscu, nie dostosowywał swojej muzyki na potrzeby mainstreamu, tylko czerpał z tego, co akurat ciekawego działo się w ambitniejszej muzyce, przetwarzając to na własny sposób.

      Usuń
    2. Kolejny post-punkowy album, który nadrabiam :) Szkoda, że Gentle Giant skończył tak słabo. Jestem strasznie ciekawy, jaką muzykę by nagrali, gdyby wzięli przykład z King Crimson, i nie szli w mainstreamowym kierunku.

      Usuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Pearl Jam - "Dark Matter" (2024)

[Recenzja] ||ALA|MEDA|| - "Spectra Vol. 2" (2024)

[Recenzja] Santana - "Welcome" (1973)

[Recenzja] Van der Graaf Generator - "The Least We Can Do Is Wave to Each Other" (1970)

[Recenzja] Death - "Human" (1991)