Posty

Wyświetlam posty z etykietą ciężkie poniedziałki

[Recenzja] Death - "Human" (1991)

Obraz
Cykl "Ciężkie poniedziałki" S02E05 Od tego albumu zaczyna się ten właściwy Death. Na "Human" zespół jeszcze bardziej niż dotychczas komplikuje swoją muzykę, czego efektem jest płyta niezwykle, jak na ówczesny metal ekstremalny, błyskotliwa. Pomogła w tym niewątpliwie kolejna zmiana składu, jaka nastąpiła tuż po pierwszych przymiarkach do nagrania tego longplaya. Dążący do absolutnej perfekcji Chuck Shuldiner, nie po raz pierwszy i nie ostani, skonfliktował się z pozostałymi muzykami, w rezultacie czego musiał stworzyć zespół od podstaw. Propozycję dołączenia do Death przyjęli gitarzysta Paul Masvidal i perkusista Sean Reinert - obaj z właśnie formułującego się Cynic - a także Steve Di Giorgio, wcześniej basista Sadus i Autopsy. Ten ostatni nie dotrwał jednak do końca prac nad albumem i część partii basu w "Cosmic Sea" dograł już jego następca, Scott Carino. Di Giorgio wrócił do zespołu w 1993 roku. Nie ma sensu udawać, że na "Human" nie chodzi gł

[Recenzja] Venom - "Black Metal" (1982)

Obraz
Cykl "Ciężkie poniedziałki" S02E04 Kiedy muzycy Venom wymyślili tytuł dla swojego drugiego albumu, "Black Metal", zapewne nawet nie myśleli o tym, że przyjmie się on jako nazwa całego muzycznego stylu. Inna sprawa, z choć brytyjskie trio było jedną z głównych inspiracji wszelkiej maści grup black-metalowych, to w zasadzie poza tą całą infantylną otoczką satanistyczną, nie ma z nimi wiele wspólnego. Estetycznie bliżej tu speed czy już nawet thrash metalu, na który Venom faktycznie miał duży wpływ w kwestiach stricte muzycznych. A podejmowane przez ówczesnych dziennikarzy próby wciśnięcia zespołu do Nowej Fali Brytyjskiego Heavy Metalu nie były wcale aż tak bardzo pozbawione sensu. Cała ta scena powstała przecież w odpowiedzi na wybuch popularności punk rocka, gdy okazało się, że do grania w zespole nie trzeba wcale specjalnych umiejętności ani środków finansowych na profesjonalne studio nagraniowe. Czytaj też:  [Recenzja] Diamond Head - "Lightning to the Nations

[Recenzja] Burzum - "Filosofem" (1996)

Obraz
Cykl "Ciężkie poniedziałki" S02E03 W tym roku minie trzydzieści lat, odkąd krystalicznie czysty Kristian "Varg" Vikernes został więźniem muzycznym, skazanym z zemsty za jego walkę z komercjalizacją black metalu. Podczas garowania musiał znosić niebywałe tortury - zamknięto go w jednoosobowej celi, gdzie nową muzykę mógł tworzyć jedynie przy pomocy komputera. Może i taka wersja wydarzeń brzmi absurdalnie, ale identyczna narracja w innej sprawie cieszy się od kilku tygodni dużą popularnością. Pojawienie się tu recenzji Burzum, jednoosobowego projektu Vikernesa, nie oznacza, że popieram którekolwiek z zachowań lub przekonań lidera - skazanego przez sąd mordercy, prawdopodobnie podpalacza i niedoszłego terrorysty oraz autora ideologi, będącej przedziwnym połączeniem elementów nazizmu, szowinizmu, alterglobalizmu i pogaństwa. Sama muzyka jest jednak na tyle ciekawa, że warto oddzielić twórczość od twórcy, jak już robiłem niejednokrotnie w przeszłości, choćby w przypadku

[Recenzja] Celtic Frost - "To Mega Therion" (1985)

Obraz
Cykl "Ciężkie poniedziałki" S02E02 Co łączy albumy "Brain Salad Surgery" Emerson, Lake & Palmer, "Pictures" Island i "Attahk" francuskiej grupy Magma z "To Mega Therion" Celtic Frost? Najbardziej oczywista odpowiedź to wskazanie na okładki autorstwa kontrowersyjnego szwajcarskiego twórcy H.R. Gigera. Jednak podobieństwa okazują sie sprowadzać nie tylko do tego, bo jak na tak wczesny przykład ekstremalnego metalu, płyta szwajcarskiego tria pokazuje dość progresywne myślenie o muzyce. Wczesna twórczość grupy uważana jest za kamień węgielny black i death metalu, bywa też zaliczana do thrash czy doom metalu. Jednak inspiracje muzyków były szerokie, od Black Sabbath, Judas Priest czy Venom, przez hardcore punk, aż po nową falę z okolic Joy Division, Bauhaus, Christian Death i Siouxie and the Banshees. Zespół od początku stosował niezbyt typowe dla metalu rozwiązania. Na debiutanckim EP "Morbid Tales" w instrumentarium pojawiły

[Recenzja] Death - "Leprosy" (1988)

Obraz
Cykl "Ciężkie poniedziałki" S02E01 Mniej więcej równo siedem lat temu zadebiutował tu cykl "Ciężkich poniedziałków", w ramach którego prezentowałem wybranych twórców ciężkiego rocka i metalu. Aż dziwne, że nie było wśród nich Death - zespołu, który lubiłem i jako kuc, i nie przestałem doceniać nawet w okresie największej awersji do metalu. Tyle że raczej za późne płyty. Zespół - a właściwie Chuck Schuldiner, bo od początku do końca był to jego projekt ze stale zmieniającymi się współpracownikami - do perfekcji w swoim stylu dochodził przez jakąś dekadę. Wczesne dokonania, choć prekursorskie dla death metalu, to jeszcze nie ten Death, który charakteryzowało wręcz progresywne myślenie o muzyce. Szczególnie debiutancki "Scream Bloody Gore" jawi się jako płyta równie infantylna, co jej okładka. Za to już kolejny "Leprosy" stanowi może nie milowy, ale zdecydowany krok ku ciekawszemu, bardziej przemyślanemu i złożonemu graniu. Schuldinerowi w nagraniac

[Recenzja] Saxon - "The Eagle Has Landed" (1982)

Obraz
Cykl "Ciężkie poniedziałki" #12 Saxon, najbardziej pracowity zespół wywodzący się z Nowej Fali Brytyjskiego Heavy Metalu, do dziś wydaje kolejne płyty co dwa, trzy lata. Nigdy jednak nie odnosił aż takich sukcesów komercyjnych, jak Iron Maiden czy Def Leppard, ani nie wydaje się otoczony kultem w stopniu zbliżonym do Venom lub Diamond Head. Duża aktywność studyjna mogła w tym przypadku zadziałać na niekorzyść grupy. Co lepsze kawałki są rozproszone na różnych płytach i otoczone tam mniej wyrazistym materiałem. Najlepiej więc siegnąć po jakąś kompilację lub koncertówkę. A jeśli to drugie, to zdecydowanie po "The Eagle Has Landed". Tyle że raczej w wersji rozszerzonej z szesnastoma utworami, zamiast oryginalnej z ledwie dziesięcioma. Dopiero w takim wydaniu jest to prawdziwe best of Saxon, nawet jeśli nie do końca wyczerpuje temat. Pierwsza koncertówka zespołu podsumowuje najlepszy okres jego twórczości, czyli same początki, z przełomu lat 70. i 80., złotych czasów NW

[Recenzja] Diamond Head - "Lightning to the Nations" (1980)

Obraz
Cykl "Ciężkie poniedziałki" #11 Nurt Nowej Fali Brytyjskiego Heavy Metalu (NWOBHM) powstał w sprzeciwie do wybuchu popularności punk rocka. Przedstawiciele tej sceny pokazywali swoje przywiązanie do niemodnego już hard rocka i metalu. Paradoksalnie mieli jednak wiele z punkiem wspólnego - od często amatorskiej produkcji nagrań, po nie zawsze dobry warsztat wykonawczy. Z dziesiątek zespołów tylko nielicznym udało się szerzej zaistnieć. Wielkie komercyjne sukcesy odniosły przede wszystkim grupy Iron Maiden i Def Leppard - choć ta druga dopiero po zmianie stylu na bardziej popowy - a także, na mniejszą skalę, Saxon. Parę innych kapel dorobiło się kultowego statusu, jak uznawany za prekursora thrash i black metalu Venom czy Diamond Head, będący głównym źródłem inspiracji dla wczesnej Metalliki oraz Megadeth. Metallica nigdy nie kryła się ze swoją fascynacją brytyjskim zespołem. Już na pierwszych występach muzycy włączali do swojego repertuaru takie kompozycje Diamond Head, jak &q

[Recenzja] Van Halen - "Van Halen" (1978)

Obraz
Cykl "Ciężkie poniedziałki" #10 Od połowy lat 70. muzyka hardrockowa stawała się coraz bardziej wtórna, toporna, sztampowa i merkantylna. Najlepszym tego przykładem zyskujące wówczas coraz większą popularność grupy w rodzaju Kiss czy Aerosmith. Tymczasem zespoły, które niegdyś zdefiniowały tę stylistykę i miewały większe ambicje, albo zakończyły działalność, albo przechodziły poważny kryzys. W 1978 roku Deep Purple był już w zawieszeniu, Led Zeppelin mozolnie pracował nad swoim ostatnim, zdecydowanie najsłabszym albumem, a Black Sabbath coraz bardziej się sypał, muzycznie i personalnie. Na tym tle czymś świeżym i ekscytującym mógł wydawać się eponimiczny debiut grupy Van Halen. Amerykański kwartet dowodzony przez gitarzystę Eddiego Van Halena - z jego bratem Alexem na bębnach, basistą Michaelem Anthonym oraz wokalistą Davidem Lee Rothem - zaproponował tu muzykę, która wyznaczyła kierunek rozwoju ciężkiego rocka. A może raczej kierunek dalszej dewaluacji tej muzyki. Pomysł

[Recenzja] Anthrax - "Among the Living" (1987)

Obraz
Cykl "Ciężkie poniedziałki" #9 1986 mógł być najlepszym rokiem dla thrash metalu, który pomimo swojej brutalności i ciężaru coraz bardziej przenikał do mainstreamu. To wtedy grupy Metallica, Megadeth i Slayer wydały swoje najsłynniejsze stricte thrashowe płyty: "Master of Puppets", "Peace Sells… But Who's Buying?" oraz "Reign in Blood". Do kompletu zabrakło jedynie pełnowymiarowego wydawnictwa Anthrax - nowojorski kwintet dopiero pracował nad "Among the Living". Album ukazał się dopiero na początku kolejnego roku, jednak w dyskografii zespołu jest dokładnie tym, czym wspomniane wyżej klasyki dla ich twórców. Tym, co od razu zwraca uwagę, okazuje się znaczny progres w kwestii brzmienia. Za odpowiednią jakość nagrań - i właściwy dla takiej muzyki ciężar - zadbał producent oraz inżynier dźwięku Eddie Kramer, znany ze współpracy z Jimim Hendrixem, Led Zeppelin, Erikiem Claptonem czy The Rolling Stones. Jednak "Among the Living&

[Recenzja] Paradise Lost - "Icon" (1993)

Obraz
Cykl "Ciężkie poniedziałki" #8 Twórczość Paradise Lost ewoluowała w bardzo konsekwentny sposób, stopniowo odwracając się o sto osiemdziesiąt stopni, a potem powoli wracając do punktu wyjścia. Trzy pierwsze albumy Brytyjczyków, wraz z wczesnymi dokonaniami grup Anathema i My Dying Bridge, uchodzą za początek tzw. metalu gotyckiego, który w tamtych czasach był hybrydą doom metalu (miażdżący ciężar, wolne tempa), death metalu (brutalność, growle) oraz rocka gotyckiego (charakterystyczny klimat). Płyty "Icon" i "Draconian Times" przyniosły jednak zwrot ku bardziej melodyjnymi graniu, z czystym śpiewem i coraz większą rolą brzmień klawiszowych. Te ostatnie powoli zaczęły dominować na "One Second", by niemal całkiem wyprzeć gitary na zdradzającym silną inspirację Depeche Mode "Host". Początek XXI wieku przyniósł powrót gitarowego brzmienia, ale też stylistykę bliską ówczesnego rock-metalowego mainstreamu. Miłą niespodzianką okazał się album &

[Recenzja] Testament - "The New Order" (1988)

Obraz
Cykl "Ciężkie poniedziałki" #7  Ze wszystkich ewentualnych kandydatów do poszerzenia thrash-metalowej Big 4 najbardziej sensownym wyborem może być Testament. Nie stawiałbym ani na Exodus, który zawsze wydawał mi się zbyt jednostajny, ani na Overkill, gdzie na płytach z klasycznego okresu słyszę zbyt wiele niezamierzonego kiczu. O innych kapelach nie ma chyba nawet co wspominać - mało kto w ogóle je proponuje ze względu na niszową popularność lub względy geograficzne. Tymczasem grupie Testament całkiem sprawnie wychodziło łączenie thrashowego łojenia z dość wyrazistymi kompozycjami, zdarzały się jej wypady w odrobinę inne rejony muzyczne, a do tego nawet nieźle radziła sobie pod względem komercyjnym. Dlaczego więc zespół nie jest wymieniany jednym tchem z Metalliką, Slayerem, Megadeth i Anthrax? Mimo wszystko kompozycje kwintetu nie są aż tak charakterystyczne, jak u wyżej wymienionych. Nie bez znaczenia jest też fakt zadebiutowania dopiero w 1987 roku, gdy tzw. wielka czw

[Recenzja] Anthrax - "Spreading the Disease" (1985)

Obraz
Cykl "Ciężkie poniedziałki" #6 Kilka lat temu dużym wydarzeniem muzycznym okazała się wspólna trasa tzw. wielkiej czwórki thrash metalu - zespołów Metallica, Slayer, Megadeth i Anthrax. Właśnie obecność wśród Big 4 tej ostatniej grupy wywołuje największe kontrowersje wśród ortodoksyjnych fanów. Krytyka Anthrax najczęściej skupia się na silniejszych wpływach klasycznego heavy metalu, nieco bardziej humorystycznym podejściu do grania, a zwłaszcza na wydaniu dwóch inspirowanych hip-hopem singli. Nic więc dziwnego, że fani gatunku chętnie zobaczyliby w tym miejscu którąś z bardziej konwencjonalnych kapel - w kolejce czekają m.in. Exodus, Overkill i Testament. Wielka czwórka jest jednak terminem przede wszystkim marketingowym, a właśnie te cztery grupy odniosły największy sukces komercyjny. Prawdziwy sukces Anthrax i dostrzeżenie zespołu poza metalową niszą to dopiero 1987 rok, gdy ukazał  się zarówno album "Among the Living", wypełniony rasowym thrash metalem, jak i

[Recenzja] Pantera - "Cowboys From Hell" (1990)

Obraz
Cykl "Ciężkie poniedziałki" #5 To jeden z tych albumów, które wprowadziły muzykę metalową w lata 90. "Cowboys From Hell" okazał się także nowym początkiem dla zespołu Pantera. O czterech wcześniejszych płytach sami muzycy najchętniej by zapomnieli. Wypełnia je muzyka w najlepszych momentach bliska stylistyce Judas Priest z najbardziej komercyjnego okresu, w pozostałych - bez reszty zanurzona w glam-metalowym kiczu. A jednak już w tamtym wstydliwym okresie musiał w zespole drzemać pewien potencjał, który dostrzegł Derek Shulman - szef wytwórni Atco Records, a wcześniej wokalista bardzo interesującej, choć mało znanej prog-rockowej grupy Gentle Giant. Zainteresowany grupą Shulman postanowił wysłać na jej koncert jednego ze swoich pracowników, który okazał się tak zachwycony koncertem, że jeszcze w nocy skontaktował się z przełożonym, przekonując go do podpisania kontraktu. Współpraca z większym labelem dała muzykom możliwość nagrywania z doświadczonym producentem. Pie

[Recenzja] Pentagram - "Relentless" (1985/93)

Obraz
Cykl "Ciężkie poniedziałki" #4 W latach 70. Black Sabbath wydawał się zjawiskiem zupełnie odrębnym od reszty ciężkiego rocka. Kwartet preferował raczej wolne tempa oraz mroczniejszą atmosferę. Wszystko zmieniło się w kolejnej dekadzie, gdy zespół - już bez Ozzy'ego Osbourne'a w składzie - zwrócił się w stronę bardziej typowego heavy metalu. Jednocześnie jednak pojawili się liczni naśladowcy oryginalnego wcielenia Brytyjczyków, a całe to zjawisko nazwano doom metalem. Jako czołowych przedstawicieli najczęściej wymienia się szwedzki Candlemass oraz amerykańskie Saint Vitus, Trouble i Pentagram. Ostatni z tych zespołów powstał już na początku lat 70., jednak przez całą dekadę wydał tylko kilka singli. W międzyczasie kilkakrotnie zmieniał nazwę - m.in. na Macabre, Virgin Death czy Wicked Angel - by jednak zawsze wrócić do tej pierwotnej. Wydawnictwo o tytule "Relentless" oficjalnie jest uznawane za wznowienie eponimicznego debiutu Pentagram z 1985 roku. W rz

[Recenzja] Mercyful Fate - "Don't Break the Oath" (1984)

Obraz
Cykl "Ciężkie poniedziałki" #3 Pod pewnym względem jest to album lepszy od debiutu Mercyful Fate. "Melissa" ma brzmienie tylko trochę lepsze od nagrań demo, a "Don't Break the Oath" pod tym względem już niemalże przypomina profesjonalne nagranie. Oczywiście, taka surowa produkcja dla części słuchaczy może być zaletą, zwłaszcza że nieźle pasuje do tego złowieszczego klimatu. Osobiście wolę jednak dobrze zrealizowane płyty, dlatego doceniam ten delikatny postęp. Zwraca tu zresztą uwagę także wzbogacenie brzmienia o instrumenty klawiszowe, które odgrywają istotną rolę w rozbudowanym "The Oath", pokazującym zespół od nieco ambitniejszej strony, pozostając jednak w metalowych ramach. Są jeszcze świetne duety gitary z klawesynem, z zaskoczenia pojawiające się w "Nightmare" oraz "Come to the Sabbath". Takie ciekawe przełamania konwencji przydałyby się w muzyce metalowej znacznie częściej. W innych kwestiach jest to jednak pły

[Recenzja] Gary Moore - "After the War" (1989)

Obraz
Cykl "Ciężkie poniedziałki" #2   Album "After the War" to swego rodzaju podsumowanie dotychczasowej kariery Gary'ego Moore'a, ostatnie wydawnictwo przed drastyczną zmianą stylu i - tylko w wersji kompaktowej - delikatna zapowiedź przyszłego kierunku. Jest to też najlepsza płyta tego muzyka, jaką nagrał do tamtej pory. Na pewno pomogła współpraca z tylko jednym producentem, doświadczonym Peterem Collinsem, dzięki czemu całość faktycznie brzmi jak nagrana podczas jednej sesji, pomimo sporego zróżnicowania utworów. Być może to właśnie za sprawą Collinsa Moore przestał tutaj gonić za brzmieniowymi nowinkami. Zwraca uwagę bardziej powściągliwe wykorzystanie syntezatorów, a także powrót akustycznych bębnów, na których najczęściej gra Cozy Powell, choć w części nagrań zastępują go Simon Phillips lub Charlie Morgan. Podstawowego składu, oprócz Powella, dopełnili basista Bob Daisley i klawiszowiec Neil Carter, z którymi Moore współpracował już od dłuższego czasu,

[Recenzja] Mercyful Fate - "Melissa" (1983)

Obraz
Cykl "Ciężkie poniedziałki" #1 W nowym, cotygodniowym cyklu przyjrzę się nierecenzowanym dotąd przedstawicielom metalu i hard rocka, których twórczość uważam za wartą przypomnienia. Trudno o mocniejsze otwarcie tej serii, niż debiut jednego z najbardziej kultowych i wciąż inspirujących zespołów heavymetalowych z kontynentalnej części Europy, a zarazem głównego muzycznego towaru eksportowego Danii. Na Mercyful Fate, bo o nim oczywiście mowa, powoływali się najważniejsi przedstawiciele thrash i death metalu - włącznie z Metalliką, Slayerem czy Death - a ze względu na posępny klimat i okultystyczno-satanistyczną tematykę tekstów, grupa bywa wymieniana także wśród prekursorów black metalu. Jej dwa pierwsze, najbardziej klasyczne albumy to jednak przede wszystkim swego rodzaju odpowiedź na Nową Falę Brytyjskiego Heavy Metalu, czy - jak kto woli - rozwiniecie stylistyki Judas Priest i Black Sabbath w trochę bardziej ekstremalnym kierunku. Najbardziej charakterystycznym element