[Recenzja] Death - "Leprosy" (1988)

Death - Leprosy


Cykl "Ciężkie poniedziałki" S02E01

Mniej więcej równo siedem lat temu zadebiutował tu cykl "Ciężkich poniedziałków", w ramach którego prezentowałem wybranych twórców ciężkiego rocka i metalu. Aż dziwne, że nie było wśród nich Death - zespołu, który lubiłem i jako kuc, i nie przestałem doceniać nawet w okresie największej awersji do metalu. Tyle że raczej za późne płyty. Zespół - a właściwie Chuck Schuldiner, bo od początku do końca był to jego projekt ze stale zmieniającymi się współpracownikami - do perfekcji w swoim stylu dochodził przez jakąś dekadę. Wczesne dokonania, choć prekursorskie dla death metalu, to jeszcze nie ten Death, który charakteryzowało wręcz progresywne myślenie o muzyce. Szczególnie debiutancki "Scream Bloody Gore" jawi się jako płyta równie infantylna, co jej okładka. Za to już kolejny "Leprosy" stanowi może nie milowy, ale zdecydowany krok ku ciekawszemu, bardziej przemyślanemu i złożonemu graniu.

Schuldinerowi w nagraniach albumu towarzyszyła zupełnie nowa ekipa w porównaniu z wydanym ledwie kilkanaście miesięcy wcześniej debiutem. W międzyczasie muzyk przeprowadził się z Kalifornii do Florydy, pozostawiając resztę składu na Zachodnim Wybrzeżu. W nowym wcieleniu dołączyli do niego gitarzysta rytmiczny Rick Rozz i bębniarz Bill Andrews. Na uwzględnienie w okładkowym opisie składu załapał się też basista Terry Butler, jednak muzyk zasilił zespół dopiero po zakończeniu nagrań, a za wszystkie partie basu w rzeczywistości odpowiadał lider. Producentem albumu został niejaki Dan Johnson, jednak na odnotowanie zasługuje raczej nazwisko inżyniera dźwięku - debiutującego w tej roli Scotta Burnsa, który wkrótce stał się prominentną postacią na metalowej scenie Florydy. To jemu grupa zawdzięcza bardziej selektywne, ale wciąż agresywne i potężne brzmienie, z dobrze słyszalnym basem, który momentami wybija się nawet na pierwszy plan.


"Leprosy" to niespełna czterdzieści minut bezlitosnego, niedającego żadnego wytchnienia deathmetalowego napieprzania. Growlowy rzyg Schuldinera, świdrujące solówki, gęste riffy i intensywna sekcja rytmiczna tworzą muzykę niezwykle agresywną i masywną, nawet na standardy ówczesnego metalu, budzącą grozę niczym Black Hawk na pikniku. A jednak nie jest to głupie granie. Już na tym albumie robi wrażenie połączenie ekstremalnego łomotu z techniczną wirtuozerią. Świetne są te liczne zmiany tempa, nagle przejścia od obsesyjnego czadu do miażdżących zwolnień i odwrotnie. Szczególnie błyskotliwie wypadają pod tym względem tytułowy "Leprosy", "Pull the Plug" czy finałowy, zapowiadający już przyszłą ewolucję grupy "Choke on It", gdzie nieco zaekperymentowano z brzmieniem gitary. Z drugiej strony, poza wyróżniającym się ostatnim utworem - i w mniejszym stopniu pozostałymi wymienionymi - poszczególne nagrania trochę za bardzo się ze sobą zlewają, bazując wciąż na tych samych patentach i nie wnosząc nic unikalnego.

Drugi album Death to jedna z płyt, które zdefiniowały death metal, a zarazem jeden z najlepszych przykładów tej stylistyki w stanie czystym. Inna sprawa, że późniejsze próby Chucka Shuldinera i instrumentalistów, z jakimi akurat współpracował, poszerzenia ram stylu wypadają znacznie ciekawiej od niewykraczającego poza te ramy "Leprosy". Jeżeli jednak ktoś szuka ekstremalnego metalowego wygrzewu, bez wielkiego kombinowania, ale zagranego na wysokim poziomie, to lepiej trafić byłoby trudno.

Ocena: 7/10



Death - "Leprosy" (1988)

1. Leprosy: 2. Born Dead; 3. Forgotten Past; 4. Left to Die; 5. Pull the Plug; 6. Open Casket: 7. Primitive Ways; 8. Choke on It

Skład: Chuck Schuldiner - wokal, gitara, gitara basowa; Rick Rozz - gitara; Bill Andrews - perkusja
Producent: Dan Johnson


Komentarze

  1. W sumie dziwne że nie masz ocenionego żadnego Cannibal Corpse. Obok Death może być to najistotniejszy przedstawiciel death metalu. Chociaż ja nigdy nie doszedłem do poziomu słuchania takiej muzyki, nawet gdy próbowałem kucać

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W przeciwieństwie do Death nie jest to kapela zaliczana do prekursorów stylu. Chyba nigdy nie słyszałem żadnego albumu CC w całości.

      Usuń
  2. Do drugiego prekursora (a raczej pierwszego) zalicza się jeszcze Possessed.

    OdpowiedzUsuń
  3. Będzie kontynuacja "Ciężkich poniedziałków"? S02E02 itp.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wznawianie tego cyklu dla jednej recenzji nie miałoby sensu, prawda? Będą kolejne, ale nieregularnie.

      Usuń
    2. No pytam, bo już prawie 3 miesiące odstępu, więc może zmieniłeś plany...

      Usuń
    3. Trzy miesiące to nie jest długo. Podobne lub dłuższe odstępy są też w pozostałych, tych nieformalnych cyklach, czyli np. recenzjach danego wykonawcy czy z danego stylu. Na pewno już bliżej niż dalej do kolejnego odcinka "Ciężkich poniedziałków".

      Usuń
  4. Czym różni się black metal od death metalu? Jakoś ciężko mi znaleźć jednoznaczną odpowiedź 🙈

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Serio, taki komentarz w 2024 roku? Gdy zamiast czekać kilka godzin na odpowiedź, można:

      1) poszukać artykułów na ten temat w Google;
      2) przeczytać definicje obu stylów na Wikipedii lub np. RYM-ie;
      3) poprosić o wyjaśnienie Sztuczną Inteligencję (nie jestem zwolennikiem tej metody, ale w tym przypadku ChatGPT dał mi dość niezłą odpowiedź);
      4) odpalić na YouTube lub w wybranym serwisie streamingowym przykładowe kawałki z obu stylów - na pewno sam od razu wyłapiesz różnice.

      Usuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Polish Jazz Quartet - "Polish Jazz Quartet" (1965)

[Recenzja] SBB - "SBB" (1974)

[Zapowiedź] Premiery płytowe maj 2024

[Recenzja] Light Coorporation - "Rare Dialect" (2011)

[Recenzja] Gentle Giant - "In a Glass House" (1973)