[Recenzja] Celtic Frost - "To Mega Therion" (1985)

Celtic Frost - To Mega Therion


Cykl "Ciężkie poniedziałki" S02E02

Co łączy albumy "Brain Salad Surgery" Emerson, Lake & Palmer, "Pictures" Island i "Attahk" francuskiej grupy Magma z "To Mega Therion" Celtic Frost? Najbardziej oczywista odpowiedź to wskazanie na okładki autorstwa kontrowersyjnego szwajcarskiego twórcy H.R. Gigera. Jednak podobieństwa okazują sie sprowadzać nie tylko do tego, bo jak na tak wczesny przykład ekstremalnego metalu, płyta szwajcarskiego tria pokazuje dość progresywne myślenie o muzyce. Wczesna twórczość grupy uważana jest za kamień węgielny black i death metalu, bywa też zaliczana do thrash czy doom metalu. Jednak inspiracje muzyków były szerokie, od Black Sabbath, Judas Priest czy Venom, przez hardcore punk, aż po nową falę z okolic Joy Division, Bauhaus, Christian Death i Siouxie and the Banshees. Zespół od początku stosował niezbyt typowe dla metalu rozwiązania. Na debiutanckim EP "Morbid Tales" w instrumentarium pojawiły się skrzypce, a na pierwszym pełnowymiarowym albumie, "To Mega Therion" właśnie, słychać waltornię. Instrument ten doskonale dopełnia metalowe partie śpiewającego gitarzysty Toma Warriora (właśc. Thomasa Gabriela Fischera), bębniarza Reeda St. Marka oraz basisty Dominika Steinera, który załapał się na tę sesję jako chwilowy zastępca współzałożyciela grupy, Martina Aina.


Gościnne partie Wolfa Bendera na waltorni słychać jedynie w trzech nagraniach, ale rozmieszczonych dość równomiernie, dzięki czemu istotnie wpływają na odbiór albumu. "Innocence and Wrath" to wprawdzie tylko miniaturowe intro, jednak już tutaj efekt jest bardzo ciekawy. Połączenie waltorni, gitar i bębnów wypada przepotężnie, niemal niczym muzyka Wagnera, choć znacznie prościej i bardziej treściwie. "Dawn of Megiddo" to już pełnoprawny utwór, częściowo utrzymany w raczej wolnym jak na tę płytę tempie, za to nadrabiając miażdżącym, sabbathowo-doomowym ciężarem, z mocarnymi wejściami waltorni, dodającej rozmachu i klimatu. Jest jeszcze finałowy "Necromantical Screams", gdzie dzieje się najwięcej ze wszystkich utworów na albumie, zarówno pod względem zmian tempa, jak i różnych dodatków - nie tylko nastrojowych partii waltorni, ale także wybijającego się na pierwszy plan basu czy chórków Claudii-Marii Mokri. Jej śpiew, pojawiający się także w "The Usurper" i "Circle of the Tytants", może kojarzyć się z falsetami Kinga Diamonda, kontrastując z niskim, brutalnym wokalem Fischera. Oba wspomniane w poprzednim zdaniu kawałki należą do najbardziej reprezentatywnych dla tego albumu: to bardzo surowe, ciężkie i agresywne granie w szybkim tempie. Od całości najbardziej natomiast odstaje "Tears in a Prophet's Dream", w całości zdominowany przez efekty dźwiękowe i dziwne wokalizy, stylistycznie łączący dark ambient z industrialem.

"To Mega Therion" pokazuje, że muzyków Celtic Frost nie interesowało jedynie robienie hałasu, choć oczywiście dominują tu typowo metalowe patenty, a wszystko inne jest jedynie dodatkiem. Trochę może szkoda, że trio nie zdecydowało się poeksperymentować na nieco większą skalę i np. dodać waltornię do podstawowego składu - fragmenty z jej udziałem są nie tylko oryginalne, ale też efekt jest świetny - jednak i tak warto docenić próby przełamania metalowych schematów.

Ocena: 7/10



Celtic Frost - "To Mega Therion" (1985)

1. Innocence and Wrath; 2. The Usurper; 3. Jewel Throne; 4. Dawn of Megiddo; 5. Eternal Summer; 6. Circle of the Tyrants; 7. (Beyond The) North Winds; 8. Fainted Eyes; 9. Tears in a Prophet's Dream; 10. Necromantical Screams

Skład: Tom G. Warrior - woksl, gitara, efekty; Dominic Steiner - gitara basowa, efekty; Reed St. Mark - perkusja i instr. perkusyjne, efekty
Gościnnie: Wolf Bender - waltornia (1,4,10); Claudia-Maria Mokri - dodatkowy wokal (2,6,10); Horst Müller i Urs Sprenger - efekty (9)
Producent: Horst Müller, Tom G. Warrior, Karl Walterbach


Komentarze

  1. Celtic Frost to jeden z najbardziej oryginalnych i charakterystycznych zespołów metalowych. Ich pierwsze 3 płyty to czysty kult. Morbid Tales to jeszcze proste i bezpośrednie granie, trzeci Into the Pandemonium to awangardowe granie z dużą dozą rocka a nawet deko elektroniki i damskich wokali ale To Mega Therion to metalowa płyta którą bym zabrał na bezludną wyspę. Cholernie buja, każdy utwór to czysta dycha, niesmowity wokal no i ten klimat. Wieje siarką ale nie w przesadzonym stylu jak w norweskim black metalu (który się inspiwował oprócz Bathory, Venom, Sarcofago właśnie Celtic Frost) ale wyniika to z samego stylu gry, w którym nie potrzeba tony blastów a w zasadzie w ogóle blastów aby było piekielnie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. a jeszcze taka ciekawostka. Celtic Frost jest tak zespołem uniwersalnym że basista Nirvany opowiadał że przed sesją albo pierwszej płyty albo Nevermind ciągle słuchali kasety która ich zainspirowała gdzie na jednej stronie był nagrany Celtic Frost i to rzeczywiście w brzmeniu Nirvany słychać. Właśnie ta ociężałość brzmienia. Choć jednak dla nie fanów metalu bardziej wskazywaną płytą jest Into the Pandemonium ale Nirvanie zdecydowanie bliżej do To Mega Therion i Morbid Tales. Z resztą uważam że Celtic Frost jest bardziej muzycznie znaczącym zespołem od Metalliciy i Slayer. Bo Metallica zainspirowała thrash, Slayer thrash i death metal a Celtic Frost i thrash i death i black metal jak i również po części stoner i np. taką Nirvanę. Oczywiście dla ogółu ludzi to zespół nieznany bo fani Iron Maiden wiedzą co to Slayer, Metallicę to wiadomo zna nawet moja babcia a Celtic Frost jest mało powiedziane znanym a wręcz kultem w metalu (oczywiście tym właściwym z lat 80-ych, nie dla fanów Nightwish czy Sabaton ).

    OdpowiedzUsuń
  3. Recenzje innych albumów CF wjadą na bloga? (Jestem ciekawy zwłaszcza opinii nt. "Monotheist").

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Pearl Jam - "Dark Matter" (2024)

[Recenzja] Oren Ambarchi / Johan Berthling / Andreas Werliin - "Ghosted II" (2024)

[Recenzja] Cristóbal Avendaño & Silvia Moreno - "Lancé esto al otro lado del mar" (2024)

[Zapowiedź] Premiery płytowe maj 2024

[Recenzja] Kin Ping Meh - "Kin Ping Meh" (1972)