[Recenzja] King Gizzard and the Lizard Wizard - "The Silver Cord" (2023)
Zeszłoroczny październik przyniósł aż trzy nowe albumy King Gizzard & the Lizard Wizard. Tym razem ukazuje się tylko jeden. I zgodnie z wcześniejszą zapowiedzią, "The Silver Cord" to przeciwieństwo, a zarazem dopełnienie, opublikowanego w czerwcu "PetroDragonic Apocalypse". Oba wydawnictwa są jak yin i yang: poprzedni utrzymany w metalowej stylistyce, najnowszy - zarejestrowany wyłącznie przy pomocy przeróżnych instrumentów klawiszowych, syntezatorów, elektronicznych bębnów i automatów perkusyjnych. Wciąż aktualne pozostaje pytanie, kiedy muzycy znajdują czas nie tylko na nagrywanie takich ilości muzyki, ale też dokonywanie tych wszystkich przewrotów stylistycznych. Wiadomo, że podstawę "The Silver Cord" stanowią nagrania ze stycznia tego roku w australijskim studiu zespołu. Liczne nakładki rejestrowano natomiast od marca do lipca w busach, hotelach i na lotniskach podczas trasy po Stanach i Europie, w tym także w Polsce. Całość zmiksowano w Australii