[Recenzja] King Gizzard & The Lizard Wizard - "L.W." (2021)



King Gizzard & The Lizard Wizard słynie z częstych zmian stylu, dokonywanych nierzadko z albumu na album. Tym razem jednak po raz trzeci w karierze, a drugi z rzędu, proponuje zabawy ze skalami mikrotonowymi, psychodelią i orientalizmami. Jako trzecia część tego mikrotonowego cyklu, rozpoczętego przez "Flying Microtonal Banana" w 2017 roku, a zarazem bezpośrednia kontynuacja zeszłorocznego "K.G.", "L.W." przynosi raczej przewidywalną muzykę. Nie poczytuję tego za wadę, gdyż stylistyczne poszukiwania i wybory Australijczyków często bywają niezbyt trafne, natomiast w takim graniu odnajdują się wyjątkowo dobrze, a przy tym brzmi dość oryginalnie. Zastanawiam się jednak, czy kompozycje na dwa najnowsze albumy powstawały równolegle, a jeśli tak, to czy nie lepszym rozwiązaniem byłaby selekcja tych najlepszych i opublikowanie ich na jednym longplayu?

"K.G." i "L.W." można traktować jako całość. dwie płyty tego samego albumu. Stylistyka jest identyczna, podobnie jak pomysł, by wszystkie utwory płynnie przechodziły w kolejne. Poprzednik wydaje się jednak trochę bardziej eklektyczny, natomiast ten album - przynajmniej do pewnego momentu - okazuje się bardzo równy stylistycznie. Pierwsze osiem utworów można w zasadzie potraktować jak jedno długie nagranie. Pomimo pewnych zmian nastroju czy natężenia dźwięków, tworzą naprawdę spójną całość, czerpiącą przeważnie ze sprawdzonych rozwiązań. Większość motywów i melodii brzmi bardzo charakterystycznie dla tej grupy, wręcz balansując na granicy autoplagiatu. Są przy tym wciąż tak samo dziwne, a zarazem autentycznie przebojowe (np. "O.N.E.", "Ataraxia"), co akurat działa niewątpliwie na ich korzyść. Dzięki temu słucha mi się ich naprawdę dobrze, pomimo wrażenia powtórki z rozrywki. A zdarzają się też pewne drobne urozmaicenia, jak funkowa rytmika w "If Not Now, Then When?", bardziej egzotyczne brzmienia w "Static Electricity", "East West Link" czy "See Me", albo wplecione tu i ówdzie syntezatory lub inne klawisze.

Niestety, jest też pewien zgrzyt. Po raz kolejny muzycy postanowili zwieńczyć całość cięższym utworem. O ile jednak w kończącym poprzednika "The Hungry Wolf of Fate" sabbathowy riff jest tylko dodatkiem do typowej dla nich piosenki, tak tym razem poszli jeszcze dalej. "K.G.L.W." jedynie przez pierwsze czterdzieści sekund - w których powraca motyw z tak samo zatytułowanego intra poprzedniego albumu - utrzymane jest w stylu reszty materiału. Potem jednak utwór nabiera ciężaru i w zasadzie staje się typowo doom metalowym kawałkiem. Sam w sobie nie jest zły - choć nie za bardzo znajduję uzasadnienie dla długości przekraczającej osiem minut - ale nie pasuje do reszty albumu i rozwala jego budowaną przez ponad pół godziny spójność. Na wcześniejszym longplayu zdarzają się utwory o odrębnym charakterze - jak wspomniany "The Hungry Wolf of Fate", bardziej akustyczny "Straws in the Wind" czy taneczny "Intrasport" - jednak wszystkie pasują do całości. "K.G.L.W" jest natomiast kompletnie wyrwany z kontekstu.

Pomijając to niepasujące zakończenie, bardzo mi odpowiada takie oblicze zespołu. Obawiam się tylko, że muzykom brakuje pomysłów, by dalej je rozwijać. "K.G." i "L.W." to w zasadzie kopie "Flying Microtonal Banana", różniące się głównie jakością poszczególnych kompozycji (i to raczej na własną niekorzyść). Pod względem brzmienia, aranżacji czy melodycznej różnorodności słychać bardzo mały postęp i to tylko w niektórych kawałkach, głównie z poprzedniego albumu. To chyba faktycznie powinien to być jeden album, zawierający tylko te najlepsze - i pasujące do siebie - nagrania. Może wtedy byłoby to wydawnictwo bliższe poziomu pierwszej części mikrotonowego cyklu. A tak powstały dwie zaledwie dobre płyty.

Ocena: 7/10



King Gizzard & The Lizard Wizard - "L.W." (2021)

1. If Not Now, Then When?; 2. O.N.E.; 3. Pleura; 4. Supreme Ascendancy; 5. Static Electricity; 6. East West Link; 7. Ataraxia; 8. See Me; 9. K.G.L.W.

Skład: Stu Mackenzie - gitara, instr. klawiszowe, wokal; Ambrose Kenny-Smith - gitara, instr. klawiszowe, wokal; Joey Walker - gitara, instr. klawiszowe, wokal; Cook Craig - gitara, instr. klawiszowe, wokal; Lucas Harwood - gitara basowa, instr. klawiszowe, wokal; Michael Cavanagh - perkusja i instr. perkusyjne, wokal
Producent: King Gizzard & The Lizard Wizard


Komentarze

  1. W recenzji "K.G." było widać więcej optymizmu, czy "L.W." okazał się rozczarowaniem?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To drugi niemal identyczny album zespołu w krótkim czasie, tylko tym razem z kompletnie niepasującym zakończeniem - stąd mniejszy entuzjazm. Rozczarowaniem się nie okazał, bo w sumie nie spodziewałem się ani rozwoju, ani albumu lepszego od poprzedniego.

      Usuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Death - "Human" (1991)

[Recenzja] Republika - "Nowe sytuacje" (1983) / "1984" (1984)

[Recenzja] Present - "This Is NOT the End" (2024)

[Zapowiedź] Premiery płytowe kwiecień 2024

[Recenzja] Extra Life - "The Sacred Vowel" (2024)