[Recenzja] King Gizzard and the Lizard Wizard - "Butterfly 3000" (2021)



King Gizzard and the Lizard Wizard nie zwalnia tempa. Nie minęła jeszcze połowa 2021 roku, a dyskografia Australijczyków powiększyła się w tym czasie już o dwa albumy z premierowym materiałem. Najnowszy, "Butterfly 3000", właśnie trafił do streamingu i do sprzedaży. Tym razem zespół po raz kolejny zmienił swój styl. Przynajmniej pozornie. Problem z tą grupą polega na tym, że muzycy co chwilę wymyślają nowy kierunek (lub powrót do któregoś z wcześniejszych, jak było niedawno w przypadku płytowego duetu "K.G." i "L.W."), ale nie dają sobie czasu, na skomponowanie ciekawych utworów, tylko od razu wchodzą do studia. Rezultatem tego są taśmowe kompozycje, oparte na tych samych schematach, powielające w kółko te same rozwiązania melodyczne, harmoniczne czy rytmiczne. Inne są tylko aranżacje. W przeciwieństwie do ostatnich albumów, na "Butterfly 3000" nie ma eksperymentów z mikrotonalnością ani ostrzejszych gitar. Jest za to sporo syntezatorów, akustycznej gitary oraz bardziej uwypuklonego basu. Wbrew zapowiedziom, nie słyszę tutaj wpływów synthpopu czy dream popu, a raczej mieszankę neo-psychodelii z indietronicą. 

Brzmi to wszystko naprawdę przyjemnie, tylko strasznie niecharakterystycznie. Przesłuchałem ten album dwa razy pod rząd, gdy tylko pojawił się na Bandcampie, ale żaden fragment nie zwrócił mojej uwagi bardziej od innych, a potem kompletnie nic nie zostało w głowie. Jednocześnie miałem wrażenie, że już te utwory wcześniej słyszałem, tylko inaczej zaaranżowane. Wychodzi tu schematyczne podejście do kompozycji. Co więcej, gdyby tak samo zaaranżować, dajmy na to, "Nonagon Infinity" to naprawdę trudno byłoby te dwa albumy od siebie odróżnić. Nawet ponownie - nie zliczę, który już raz - powtórzono patent z płynnymi przejściami między poszczególnymi kawałkami, co sprawia wrażenie, że cały longplay to jeden utwór. I tu dochodzimy do kolejnego problemu. To doprawdy paradoksalne i kuriozalne, że zespół, który grywa w tak różnych stylach, tworzy tak monotonne albumy, w całości podporządkowane jednej idei. Ta stylistyczna jednostajność, połączona ze schematycznymi kompozycjami, prowadzi do tego, że poszczególne kawałki za bardzo się ze sobą zlewają. I to pomimo tego, co wychodzi na jaw dopiero po kilku odsłuchach, że nie brakuje tutaj całkiem zgrabnych - choć niezbyt zróżnicowanych - melodii, jak np. w "Yours", "Dreams", "Interior People", a zwłaszcza "Catching Smoke". Trafia się też parę drobnych smaczków, jak orientalne zabarwienie "Shanghai" czy bardziej taneczny charakter "Blue Morpho" i "2.02 Killer Year". To wszystko świadczy o tym, że w zespole drzemie pewien potencjał. Może więc faktycznie muzycy byliby w stanie stworzyć coś ciekawszego, gdyby rzadziej wchodzili do studia, a więcej czasu spędzali w sali prób? 

Jeśli King Gizzard and the Lizard Wizard koniecznie chce utrzymać to szalone tempo wydawania kolejnych albumów, to może powinien postawić chociaż na większy eklektyzm poszczególnych wydawnictw. Wówczas zawarte na nich utwory różniłyby się od siebie przynajmniej stylistyką. Zapewne będę dalej sięgał po ich kolejne longplaye - zwłaszcza, ze słuchanie takiego "Butterfly 3000" czy wcześniejszych "K.G." i "L.W." dostarcza, mimo wszystko, trochę przyjemności - jednak nie zamierzam ich już recenzować, jeśli zespół nie rozwiąże opisanych wyżej problemów.

Ocena: 6/10


King Gizzard and the Lizard Wizard - "Butterfly 3000" (2021)

1. Yours; 2. Shanghai; 3. Dreams; 4. Blue Morpho; 5. Interior People; 6. Catching Smoke; 7. 2.02 Killer Year; 8. Black Hot Soup; 9. Ya Love 04:15; 10. Butterfly 3000

Skład: Stu Mackenzie - wokal,  gitara, instr. klawiszowe; Ambrose Kenny-Smith - gitara, instr. klawiszowe, wokal; Joey Walker - gitara, instr. klawiszowe, wokal; Cook Craig - gitara, instr. klawiszowe, wokal; Lucas Harwood - gitara basowa, instr. klawiszowe, wokal; Michael Cavanagh - perkusja i instr. perkusyjne, wokal
Producent: Stu Mackenzie


Komentarze

  1. Dostrzegam w dyskografii KGLW fajny materiał do zakładów, w jakim stylu nagrają kolejny album :D Jeśli faktycznie zdarza im się rozmijać z tym, co wcześniej zapowiadają, to zabawa byłaby jeszcze ciekawsza.

    OdpowiedzUsuń
  2. Obstawiam, że wszystkie ich albumy są ogrywane przez zespół na zjaraniu, bo ich muzyka idealnie pasuje do takiego stanu i czasem na trzeźwo zwyczajnie nudzą, natomiast... :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Podobno nadchodzący album "Timeland" jest silnie inspirowany muzyką techno i house. Na płycie będziemy mogli usłyszeć rapującego Ambrose. :p

    W ogóle ten album ma dziwną otoczkę. Czytałem że nagrali go w 2020 roku, ale stwierdzili że jest "ahead of its time" i wrzucili go do zamrażalki. Potem chcieli go wydać z okazji noworocznego festiwalu na przełomie 2021/2022, ale impreza się nie odbyła i płyta nie ujrzała światła dziennego. Teraz mimo że zespół nie ogłosił oficjalniej daty to różne sklepy muzyczne w tym empik (https://www.empik.com/made-in-timeland-king-gizzard-the-lizard-wizard,p1291062287,muzyka-p) stawiają pre ordery z datą 11 lutego. Żeby było śmieszniej fani znaleźli album na półkach jakiegoś muzycznego sklepu w Madrycie, który sprzedaje płytę jak gdyby było już po premierze.
    https://www.reddit.com/r/KGATLW/comments/sgamh2/my_copy_bought_in_madrid/

    OdpowiedzUsuń
  4. Słyszałeś najnowszy singiel? Mageneta Mountain: https://www.youtube.com/watch?v=65qVLlCspvU

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Teraz już tak ;). Poprzedni "The Dripping Tap" zrobił na mnie większe wrażenie, ale ten też wydaje się całkiem fajny. A w dodatku jest utrzymany w zupełnie innym stylu niż poprzedni. Zaliczam to na plus, bo od pewnego czasu zaczęła mi uwierać ta stylistyczna jednostajność ich poszczególnych płyt, zaskakująca w przypadku zespołu, który próbuje sił w każdym możliwym gatunku.

      Usuń
    2. Ten album będzie bardzo różnorodny stylistycznie. Pojawią się też akcenty metalowe (Gaia). ;) To będzie ich pierwsze dwupłytowe wydawnictwo. Ciekawe jest to, że najpierw wytłoczyli album na winylu, z którego zrobili vinyl-ripa i ta wersja będzie na streamingu. Na winylu będzie wersja z oryginalnych taśm.

      Usuń
    3. Tylko po co ta cała zabawa, skoro po zgraniu do formatu cyfrowego i tak nie będzie to brzmiało analogowo?

      Usuń
    4. Nie wiem, ale jak się wsłuchasz w te single to momentami słychać takie winylowe świerczenie/poskrzypiwania/szumienie (nie wiem jak to nazwać xd).

      Usuń
  5. Nowy singiel. W piątek premiera albumu. :D
    https://www.youtube.com/watch?v=gfvEodNPQGs

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niezły rozrzut stylistyczny tych singli. Na razie zapowiada się fajny album, ale trochę ta długość i ilość utworów mnie niepokoi.

      Usuń
  6. Słuchałeś już nowego albumu? Będzie recenzja?

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Pearl Jam - "Dark Matter" (2024)

[Recenzja] Maruja - "Connla's Well" (2024)

[Recenzja] Oren Ambarchi / Johan Berthling / Andreas Werliin - "Ghosted II" (2024)

[Recenzja] Cristóbal Avendaño & Silvia Moreno - "Lancé esto al otro lado del mar" (2024)

[Recenzja] Kin Ping Meh - "Kin Ping Meh" (1972)