[Recenzja] King Gizzard & the Lizard Wizard - "Fishing for Fishies" (2019)



Australijska grupa King Gizzard & the Lizard Wizard wyróżnia się na scenie retro-rockowej. Przede wszystkim swoją studyjną (nad)aktywnością. W niespełna dekadę działalności wydała aż czternaście albumów. Pięć z nich ukazało się w samym 2017 roku. Oczywiście, taka produktywność nie mogła przełożyć się na wysoką jakość. O ile pierwszy wydany wówczas album, "Flying Miccrotonal Banana", okazał się jednym z ciekawszych wydawnictw ostatnich lat - przynajmniej w kategorii retro rocka - tak kolejne były już ewidentnie wysilone i niepotrzebne. Przez cały kolejny rok zespół milczał (nie licząc koncertów), by parę dni temu powrócić z kolejnym wydawnictwem, zatytułowanym "Fishing for Fishies". Czy dłuższa przerwa od nagrywania pomogła wrócić muzykom do dobrej formy? Cóż, nie do końca.

King Gizzard & the Lizard Wizard znany jest z częstych wolt stylistycznych, dokonywanych często z albumu na album (przy jednoczesnym zachowaniu rozpoznawalności). Nie inaczej jest w przypadku "Fishing for Fishies". Tym razem zespół postanowił nagrać longplay w klimacie boogie i bluesa. Z czasem materiał poszedł w nieco innym kierunku, ale wspomniane wpływy są wyraźnie słyszalne, przede wszystkim w warstwie rytmicznej i nierzadko tu słyszanych partiach harmonijki. Dochodzi do tego trochę elektroniki oraz typowych dla grupy elementów psychodelicznych. Całość jest natomiast w równie dla niej charakterystyczny sposób niepoważna. I to wiąże się z jednym z głównych zarzutów, jakie mam do tego wydawnictwa. Odnoszę wrażenie, że wygłupy stały się dla muzyków nadrzędnym celem. Objawia się to tym, że materiał ma bardzo kreskówkowy, wręcz infantylny charakter. Idzie to w parze z wyraźnym jej uproszczeniem. Na wspomnianym "Flying Microtonal Banana" muzycy eksperymentowali z mikrotonalnością, co świadczyło o pewnych ambicjach. Tym razem zaproponowali zestaw dziewięciu prostych, melodyjnych utworów. Pomimo rozbudowanego składu i instrumentarium (sześciu z siedmiu członków składu jest multiinstrumentalistami), nie ma tu jakiś szczególnie interesujących - a tym bardziej wirtuozerskich - popisów, praktycznie żadnej interakcji. Są to zwyczajne, choć pozornie udziwnione, piosenki.

Nie są to zresztą piosenki najwyższych lotów. Niby przyjemne, niby nie brakuje w nich chwytliwych melodii, ale takich, co to jednym uchem wpadają, by zaraz wylecieć drugim. Po kilku przesłuchaniach, z trudem mogę sobie cokolwiek z tego albumu przypomnieć. Wyjątek stanowi tytułowy "Fishing for Fishies" - z niego, niestety, utkwiły mi w pamięci wyjątkowo irytujące partie wokalne śpiewane przez Ambrose'a Kenny-Smitha falsetem. Cały jest zresztą wyjątkowo banalny, razi wymuszonym udziwnianiem, zupełnie nie przekonuje mnie stylizacja na piosenkę dla dzieci. Utwór rozpoczyna album i moim zdaniem nie był to szczególnie trafny pomysł. Gdybym nie znał zespołu wcześniej, po takim początku prawdopodobnie nie chciałbym słuchać dalej. Ale dalej jest już nieco lepiej. Kolejne kawałki uparcie krążą wokół tematyki i rytmów boogie, a przez tę monotonię zlewają się ze sobą, brakuje im wyrazistości. To taka miła muzyka do puszczenia w tle, gdy nie ma się ochoty na coś bardziej angażującego. Wielbiciele cięższych brzmień pewnie zwrócą uwagę na sabbathowe motywy w "Real's Not Real", a miłośnicy ambitniejszej muzyki może docenią wplecenie tu i ówdzie partii mniej typowych dla takiej muzyki instrumentów, jak flet czy wibrafon. Ale to tylko smaczki, które niewiele zmieniają, z których nic nie wynika. Najciekawsza jest końcówka albumu. "Acarine" i "Cyboogie" wyróżniają się za sprawą nawiązań do oldskulowej elektroniki, czy też raczej jej parodii. W pierwszym z nich ponadto fajnie wpleciono partię harmonijki, kontrastującą z resztą brzmień. Akurat te dwa utwory już w lutym ukazały się na jednym singlu, zapowiadając album o zupełnie innym charakterze, niż finalny produkt. Dobrze, że wtedy ich nie słyszałem, bo byłbym jeszcze bardziej rozczarowany tym wydawnictwem.

King Gizzard & the Lizard Wizard to zespół, który ma wiele pomysłów na swoją muzykę, ale za mało talentu i umiejętności, by przekuwać je w coś naprawdę interesującego. Czasem wychodzi mu coś fajnego ("Flying Microtonal Banana", końcówka najnowszego albumu), częściej jest to tylko wysilone wydziwianie, mające na celu ukrycie kompletnie nijakich kompozycji i bezbarwnego wykonania. "Fishing for Fishies" tylko utwierdza mnie w tym przekonaniu.

Ocena: 5/10



King Gizzard & the Lizard Wizard - "Fishing for Fishies" (2019)

1. Fishing for Fishies; 2. Boogieman Sam; 3. The Bird Song; 4. Plastic Boogie; 5. The Cruel Millennial; 6. Real's Not Real; 7. This Thing; 8. Acarine; 9. Cyboogie

Skład: Stu Mackenzie - wokal (1-4,6,8,9), gitara (1,2,4-6,8), instr. klawiszowe (1-3,5,6-9), gitara basowa (2,3,5-7), flet (3,4,8), perkusja i instr. perkusyjne (2,8), wibrafon (5,7); Ambrose Kenny-Smith - wokal (1,2,4-6,8), harmonijka (1,2,4-8), instr. klawiszowe (2,6,9), instr. perkusyjne (5); Joey Walker  - gitara (1,5,7), gitara basowa (2,4,6), instr. klawiszowe (7-9), instr. perkusyjne (4), dodatkowy wokal (4,7); Cook Craig - gitara (1,2,7), gitara basowa (1,3,5), instr. klawiszwe (9), dodatkowy wokal (4); Lucas Skinner - instr. perkusyjne (3-5,7), gitara basowa (5), instr. klawiszowe (9), dodatkowy wokal (4); Michael Cavanagh - perkusja i instr. perkusyjne (1-9), dodatkowy wokal (4); Eric Moore - perkusja (1,6)
Gościnnie: Han-Tyumi - dodatkowy wokal (9)
Producent: King Gizzard & the Lizard Wizard


Komentarze

  1. Panie Pawle a po co ta recenzja, album który dostał 5/10? po co...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak mam coś do napisania o jakimś albumie, to piszę, nie zastanawiając się po co. A może kogoś interesuje moja opinia o nowym albumie zespołu, który kiedyś tu zachwalałem (poniekąd słusznie, bo przypomniałem sobie "Flying Microtonal Banana" i podtrzymuję swoje pozytywne zdanie o tym albumie).

      Usuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Julia Holter - "Something in the Room She Moves" (2024)

[Recenzja] Alice Coltrane - "The Carnegie Hall Concert" (2024)

[Recenzja] Laurie Anderson - "Big Science" (1982)

[Recenzja] Księżyc - "Księżyc" (1996)

[Zapowiedź] Premiery płytowe marzec 2024