Posty

Wyświetlam posty z etykietą brian eno

[Recenzja] Harold Budd / Brian Eno with Daniel Lanois - "The Pearl" (1984)

Obraz
Prawdopodobnie ostatni istotny ambient Eno, a może po prostu ostatni istotny album w przebogatej i wciąż się poszerzającej dyskografii tego artysty. Na "The Pearl" po raz kolejny połączył siły z amerykańskim pianistą Haroldem Buddem. Duet już wcześniej przygotował wspólnie materiał na "The Plateaux of Mirror", drugą odsłonę tetralogii "Ambient". Tym razem dodatkowo wspomógł ich Daniel Lanois, od pewnego czasu stały współpracownik Eno, z którym wkrótce mieli zająć się produkcją płyt U2 - taka odklejka od poważniejszych zajęć, choć finansowo bardziej od nich opłacalna. Trójka muzyków spotkała się w Kanadzie, gdzie wynajęli wspólnie dom i przez dwa tygodnie dzień w dzień pracowali nad materiałem. Nagrania przebiegły więc błyskawicznie, ale był to dopiero początek blisko rocznego procesu, kiedy Eno już w znacznej mierze samodzielnie pracował nad obróbką materiału. "The Pearl" przypomina "The Plateaux of Mirror", chociaż trochę też się od ni

[Recenzja] Brian Eno with Daniel Lanois and Roger Eno - "Apollo: Atmospheres and Soundtracks" (1983)

Obraz
Już wiadomo, że wielokrotnie przekładany start misji Artemis 1 także dzisiaj nie dojdzie do skutku. Ale też zainteresowanie nowym programem kosmicznym nie jest tak wielkie, jak pół wieku temu, gdy realizowano kolejne loty pod nazwą Apollo. Dziś eksploracja kosmosu nie wydaje się już tak ekscytująca, choćby przez wyeksploatowanie tej tematyki na wszelkie sposoby przez popkulturę. Jednym z najbardziej udanych przykładów jest album  "Apollo: Atmospheres and Soundtracks" Briana Eno, nagrany przez niego we współpracy z Danielem Lanois i swoim bratem Rogerem. Materiał powstał jako ścieżka dźwiękowa filmu dokumentalnego o programie Apollo,  "For All Mankind" w reżyserii Ala Reinerta, którego premiera odbyła się jednak dopiero w 1989 roku. Utwory z albumu można usłyszeć też w kilku innych filmowych produkcjach, jak "Trainspotting" i  "28 dni później"  Danny'ego Boyle'a czy "Traffic" Stevena Soderbergha. Wracając do tematów kosmicznych,

[Recenzja] Brian Eno - "Ambient 4: On Land" (1982)

Obraz
Cztery lata po zainaugurowaniu serii "Ambient" kultowym "Music for Airports", ukazała się czwarta i - jak pokazał czas - ostatnia odsłona tetralogii Briana Eno. W przeciwieństwie do dwóch środkowych albumów, "On Land" artysta firmuje wyłącznie własnym nazwiskiem. Jednak w nagraniach wspomogło go kilku gości: Bill Laswell i Michael Beinhorn, czyli producencki duet Material, a także trębacz Jon Hassell czy gitarzyści Axel Gros i Michael Brook. Za produkcję ponownie odpowiada Eno, natomiast rolę jednego z inżynierów dźwięku objął Daniel Lanois, co rozpoczęło wieloletnią współpracę tej dwójki. Polegała ona zarówno na tworzeniu własnej muzyki - z bardzo dobrym skutkiem - jak i na objęciu produkcyjnej pieczy nad najsłynniejszymi albumami grupy U2, co już niekoniecznie jest dla nich powodem do dumy. Skupmy się zatem na "Ambient 4: On Land". Osiem kompozycji lidera - jedynie rozpoczynający album "Lizard Point" powstał przy pomocy muzyków Materi

[Recenzja] Brian Eno / David Byrne - "My Life in the Bush of Ghosts" (1981)

Obraz
"My Life in the Bush of Ghosts", jeden z najbardziej wizjonerskich albumów w historii muzyki popularnej, powstał jako poboczny projekt, a w zasadzie produkt uboczny. Gdzieś pomiędzy sesjami nagraniowymi "Fear of Music" i "Remain in Light" Talking Heads frontman grupy David Byrne oraz współpracujący z nią jako producent Brian Eno znaleźli czas na to, by trochę poeksperymentować. Korzeni muzyki zawartej na płycie można doszukiwać się w utworze "I Zimbra" z "Fear of Music" oraz na albumie nagranym mniej więcej tym samym czasie przez Eno z Jonem Hassellem, "Fourth World, Vol. 1: Possible Musics". Jej bezpośrednim rozwinięciem jest z kolei materiał stworzony później na "Remain in Light". Wspólny mianownik dla tych wszystkich wydawnictw stanowią wpływy tzw. muzyki świata, szczególnie afrykańskiej i bliskowschodniej. Podobnie, jak u Talking Heads, utwory często opierają się na funkowej rytmice. Tym, co wyróżnia "My Lif

[Recenzja] Laraaji - "Ambient 3: Day of Radiance" (1980)

Obraz
Trzecia odsłona ambientowej tetralogii Briana Eno jest najbardziej nietypową częścią serii, choć wciąż w pewnym stopniu wpisuje się w jej założenia. "Ambient 3: Day of Radiance" wyróżnia się przede wszystkim najmniejszym udziałem Eno, którego wkład sprowadza się tu roli producenta. Kompozytorem całego materiału i zarazem jedynym wykonawcą jest niejaki Laraaji, a właściwie Edward Larry Gordon, klasycznie wyszkolony amerykański multiinstrumentalista. Po studiach zaczął karierę aktora i stand-upera, jednocześnie pogrywając na elektrycznym pianinie w amatorskiej grupie jazz-rockowej Wind of Change. Prawdziwym przełomem było dla niego odkrycie wschodniego mistycyzmu, który zainspirował go do tworzenia bardziej uduchowionej muzyki w egzotycznych klimatach. W tym okresie nabył swoją pierwszą cytrę, którą przerobił na elektryczny instrument. Przed "Ambient 3" nagrał tylko dwie autorskie płyty, obie wydane w niskim nakładzie. Do jego współpracy z Eno doszło spontanicznie, a

[Recenzja] Jon Hassell / Brian Eno - "Fourth World, Vol. 1: Possible Musics" (1980)

Obraz
Przeogromną dyskografię Briana Eno można podzielić na na trzy główne kategorie. Do pierwszej z nich zaliczają się te bardziej piosenkowe albumy, zarejestrowane przeważnie z dużą ilością gości. Druga to muzyka instrumentalna, ambientowa, nagrywana samodzielnie lub w małym gronie współpracowników. I w końcu ostatnia, najliczniejsza kategoria, czyli te wszystkie płyty, na których Eno pojawił się w charakterze członka zespołu, sidemana lub producenta. Do nich właśnie zalicza się "Fourth World, Vol. 1: Possible Musics", bo chociaż nazwisko artysty pojawia się na okładce na równi z Jonem Hassellem, to tak naprawdę był to głównie chwyt marketingowy. Eno w tamtym czasie był już rozpoznawalną postacią - choćby dzięki współpracy z Davidem Bowie czy grupą Talking Heads - więc sądzono, że jego nazwisko napędzi sprzedaż longplaya, co ostatecznie się nie powiodło. W rzeczywistości głównym kompozytorem tego materiału, wiodącym muzykiem i przede wszystkim twórcą zaprezentowanej tu muzyki czw

[Recenzja] Harold Budd / Brian Eno - "Ambient 2: The Plateaux of Mirror" (1980)

Obraz
Druga odsłona czteroczęściowego cyklu "Ambient" powstała w kooperacji Briana Eno z amerykańskim kompozytorem oraz pianistą Haroldem Buddem. Było to ich drugie wspólne przedsięwzięcie po nagranym trzy lata wcześniej "The Pavilion of Dreams", sygnowanym jedynie nazwiskiem Budda, ale wyprodukowanym przez Eno i wyraźnie naznaczonym jego muzycznymi koncepcjami. Tam jednak mieliśmy do czynienia z bardziej rozbudowanym aparatem wykonawczym. "The Plateaux of Mirror" wypada na tym tle bardziej minimalistycznie, czerpiąc z rozwiązań proponowanych przez Eno na "Music for Airports", którym zainaugurowano serię "Ambient". Album wypełnia dziesięć stosunkowo krótkich nagrań. Najkrótszy "Steal Away" nie osiąga nawet półtorej minuty, za to najdłuższe "First Light" i "An Arc of Doves" zbliżają się ledwie do siedmiu. Jak na ambientowe standardy jest to wręcz zbiór miniaturek. Trzeba jednak podkreślić, że słucha się ich jak je

[Recenzja] Brian Eno - "Ambient 1: Music for Airports" (1978)

Obraz
Co łączy Briana Eno i Ornette'a Colemana? Obaj wydali album, który może nie tyle zapoczątkował nowy nurt, co ostatecznie go zdefiniował, a nawet dał mu nazwę swoim tytułem. Początków ambientu można doszukiwać się już w  musique d’ameublement Erika Satie, kompozytora tworzącego na przełomie XIX i XX wieku, a także w niektórych eksperymentach Johna Cage'a. Już od wczesnych lat 70. twórcy wywodzący się z krautrocka, ale też sam Eno w swoich różnych projektach, tworzyli muzykę, która pod koniec dekady zyskała własne określenie. Już w innej recenzji opisałem, w jaki sposób brytyjski artysta doszedł do zdefiniowania tej stylistyki i określenia jej muzyką otoczenia - bo niczym otaczająca nas przestrzeń może być nieangażującym tłem, ale równie dobrze można poświęcić jej całą uwagę. Geneza albumu "Ambient 1: Music for Airports" ściśle wiąże się z inną anegdotą. Brian Eno nie przepadał za lataniem, podróż samolotem była dla niego zawsze stresująca. Tymczasem jego muzyczne zobo

[Recenzja] Brian Eno - "Before and After Science" (1977)

Obraz
Zanim Brian Eno całkowicie pogrążył się w ambiencie, przygotował jeszcze jeden album o bardziej piosenkowym charakterze. Materiał na "Before and After Science" powstawał przez dwa lata, w trakcie których artysta pracował też nad innymi projektami. Z myślą o tej płycie napisał, jak sam twierdzi, blisko sto kompozycji, z których ostatecznie wybrał dziesięć. Podczas nagrań towarzyszył mu naprawdę imponujący zestaw instrumentalistów. Niektórzy - jak Robert Fripp, Robert Wyatt (tutaj występujący jako Shirley Williams), Phil Collins, Phil Manzanera, Bill MacCormick czy Hans-Joachim Roedelius i Dieter Moebius - mieli już sposobność współpracować z Eno przy różnych okazjach. Inni, jak Fred Frith z Henry Cow oraz Jaki Liebezeit z Can, dopiero na tej sesji połączyli z nim siły. "Before and After Silence" wyraźnie dzieli się na dwie, nierówne części. Pierwsze sześć utworów to granie silnie oparte na rytmie, natomiast w czterech pozostałych akompaniament sprowadza się do bliski

[Recenzja] Cluster & Eno - "Cluster & Eno" (1977)

Obraz
Do tej współpracy musiało w pewnym momencie dojść. Choć Brian Eno i duet Cluster wyszli z zupełnie innych punktów na muzycznej mapie - ten pierwszy zaczynał od art-rockowych quasi-piosenek, drudzy natomiast od grania mocno eksperymentalnego - to z czasem ich twórczość coraz bardziej się do siebie zbliżała. W grę niewątpliwie wchodziły wzajemne inspiracje. Brytyjczyk otwarcie przyznawał się do fascynacji dokonaniami Dietera Moebiusa i Hans-Joachima Roedeliusa pod szyldem Cluster, natomiast niemiecki zespół... a kto wówczas z muzyków eksplorujących elektroniczne brzmienia nie był pod wpływem Eno? Muzycy po raz pierwszy nawiązali współpracę w 1976 roku, wówczas jeszcze jako Harmonia i z udziałem Michaela Rothera. Jako trio spotkali się w czerwcu następnego roku, czego wynikiem jest ten album, nagrywany pod nadzorem Conny'ego Planka i z udziałem kilku gości, jak Holger Czukay, basista Can. Jak na takie nazwiska, "Cluster & Eno" nieco rozczarowuje. Po takiej współpracy ocz

[Recenzja] Brian Eno - "Discreet Music" (1975)

Obraz
"Discreet Music" można uznać za przełomowe wydawnictwo Briana Eno, który po raz pierwszy podpisał się pełnym nazwiskiem i - nie licząc płyt nagranych z Robertem Frippem - zaproponował całkowicie instrumentalny materiał. Właściwie mamy tutaj do czynienia z dwoma osobnymi projektami. Pierwszą stronę winyla wypełnia trwająca pół godziny kompozycja tytułowa, zarejestrowana przez artystę 9 maja 1975 roku w domowym studiu. Właśnie tutaj po raz pierwszy zrealizował swoją koncepcję muzyki otoczenia , ambientu, która zgodnie z założeniami miała przenikać się z dźwiękami codziennego życia, tworząc nieabsorbujące uwagi tło. Co ciekawe, początkowo miał to być jedynie podkład dla gitary Frippa, przygotowany z myślą o planowanej trasie duetu. Kiedy jednak Eno przypadkiem usłyszał nagranie otworzone w spowolnionym o połowę tempie, podjął decyzję o opublikowaniu go właśnie w takiej formie. Jest to zatem dzieło bardzo ascetyczne. Przez całe trzydzieści minut słychać jedynie zapętlone dźwięki

[Recenzja] Fripp & Eno - "Evening Star" (1975)

Obraz
Druga połowa 1975 roku przyniosła aż trzy wydawnictwa Briana Eno. Najpierw, we wrześniu, ukazał się "Another Green World". Następnie, w odstępie kilku grudniowych dni, do sprzedaży trafiły "Evening Star" oraz "Discreet Music". Środkowy z nich, sygnowany wspólnie z Robertem Frippem, w rzeczywistości zawiera materiał zarejestrowany najwcześniej, jeszcze poprzedniej zimy. Duet rozwija tu pomysły zaprezentowane na wydanym dwa lata wcześniej "(no pussyfooting)". Znajdziemy tu zatem proto-ambientowe pejzaże z zapętlonymi dźwiękami gitary Frippa lub pianina Eno, zatopionymi w syntezatorowych tłach. Oryginalne winylowe wydanie składa się z dwóch stron o nieco odmiennym charakterze. Pierwsza połowa przynosi cztery krótsze formy. bardzo przyjemne, utrzymane w raczej pastoralnym nastroju. Najbardziej błyszczy z nich tytułowy "Evening Star", z naprawdę pięknymi partiami gitary. To jakby zapowiedź "Requiem" z crimsonowego "Beat",

[Recenzja] Eno - "Another Green World" (1975)

Obraz
Na początku 1975 roku Brian Eno przeżył niegroźny wypadek, który jednak w znacznym stopniu zadecydował o charakterze jego późniejszej twórczości. Według znanej anegdoty, przypadającej na okres rekonwalescencji artysty, odwiedziła go znajoma, która przed wyjściem włączyła album z muzyką graną na harfie. Dźwięk był jednak ustawiony za cicho, a Eno nie był w stanie sięgnąć do sprzętu. Padający wówczas deszcz niemal całkowicie zagłuszał brzmienie harfy. To właśnie wtedy muzyk zaczął rozmyślać nad stylistyką, którą w niedalekiej przyszłości określił mianem ambientu. Co prawda już wcześniej istniały nagrania dające się tak klasyfikować, a cała koncepcja była zbliżona do  musique d’ameublement Erika Satie - muzyki nieabsorbującej uwagi, towarzyszącej codziennym czynnościom. Jednak to właśnie Eno ostatecznie ukształtował tę ideę i to głównie od niego czerpali późniejsi twórcy. W maju muzyk rozpoczął pracę nad swoim pierwszym w pełni instrumentalnym, ambientowym albumem "Discreet Music&qu

[Recenzja] Eno - "Taking Tiger Mountain (by Strategy)" (1974)

Obraz
Drugi z zaledwie czterech piosenkowych albumów Briana Eno, "Taking Tiger Mountain (by Strategy)" powstawał w nieco inny sposób niż poprzedni "Here Come the Warm Jets". Lider zrezygnował chociażby z nagrywania poszczególnych utworów w różnych składach. Tym razem nagrał większość materiału z pomocą jedynie czterech instrumentalistów. W sesji wzięli udział Phil Manzanera na gitarze, Brian Turrington na basie, Freddie Smith na bębnach, a także Robert Wyatt na przeszkadzajkach i jako dodatkowy wokalista. Przez studio przewinęło się też kilku dodatkowych muzyków, w tym Phil Collins, który zastąpił Smitha w jednym kawałku - był to rodzaj podziękowania za pomoc Eno przy tworzeniu "The Lamb Lies Down on Broadway" Genesis. Co ciekawe, także "Taking Tiger Mountain (by Strategy)" jest czymś na kształt albumu koncepcyjnego, a może raczej parodią takiej formy. Tytuł zaczerpnięto z chińskiej opery rewolucyjnej, ale wątek tego kraju pojawia się w tekstach zaled

[Recenzja] Eno - "Here Come the Warm Jets" (1974)

Obraz
Tytuł pierwszego albumu Briana Eno, "Here Come the Warm Jets", to ponoć nic innego, jak eufemizm oznaczający oddawanie moczu. To wyraźna sugestia, by nie traktować tego materiału zbyt poważne, ale podejść do niego z odpowiednim dystansem. Jednak ogromnym błędem byłoby jego ignorowanie, uznanie za niewiele wart wygłup ekscentrycznego muzyka. Eno dokonał tu rzeczy dość niezwykłej. Łącząc ówczesny mainstream, głównie spod znaku glam rocka, a także bardziej artystyczne oblicze tego gatunku, korzeniami sięgające dokonań The Velvet Underground, zaproponował niezwykle inspirujące dzieło, którego echa słychać w muzyce do dzisiaj. Mówiąc o wpływie tego albumu trzeba wymienić na pewno Davida Bowie - którego Trylogia Berlińska powstała nie tylko z udziałem, ale i pod silnym wpływem Eno - a także całe wręcz nurty w rodzaju post-punku czy shoegaze'u. Zadziwiać może już sam skład. W sesji nagraniowej wzięli udział Phil Manzanera, Andy Mackay i Paul Thompson - koledzy Briana z właśnie

[Recenzja] Fripp & Eno - "(No Pussyfooting)" (1973)

Obraz
Do współpracy Roberta Frippa i Briana Eno doszło spontanicznie, lecz jej efekt odegrał znaczną rolę w rozwoju muzyki elektronicznej. Rok 1972 okazał się punktem zwrotnym w karierach obu muzyków Pierwszy z nich był niezadowolony z kierunku, w jakim zaczął zmierzać King Crimson po wydaniu albumu "Islands" - w połowie roku rozwiązał ówczesny skład i rozpoczął poszukiwania nowych muzyków. Drugi czuł natomiast, że posada klawiszowca Roxy Music za bardzo ogranicza jego artystyczną swobodę. Obaj potrzebowali czegoś nowego. We wrześniu wspomnianego roku Eno zaprosił Frippa do swojego domowego studia, gdzie zaprezentował mu skonstruowane przez siebie urządzenie, będące de facto dwoma połączonymi magnetofonami. Nie był to jego oryginalny wynalazek. Podobnych konstrukcji używali wcześniej różni przedstawiciele minimalizmu, jak Terry Riley, Steve Reich czy Pauline Oliveros. Jednak możliwości, jakie dawał ten sprzęt, zainteresowały Frippa na tyle, że od razu postanowił go wypróbować. Magn