Posty

Wyświetlam posty z etykietą 2022

[Recenzja] Caterina Barbieri - "Spirit Exit" (2022)

Obraz
Latem wiele pod względem muzycznych premier się nie dzieje, co jednak nie oznacza, że w ogóle nie wychodzi nowa muzyka. Akurat "Spirit Exit" wyszedł już jakiś czas temu, na samym początku lipca. To już dziewiąty studyjny album Cateriny Barbieri, włoskiej artystki zafascynowanej modularnymi syntezatorami, która zadebiutowała w 2014 roku. Większe uznanie zdobyła jednak pięć lat później, a to za sprawą albumu "Ecstatic Computation", na którym odeszła od dronów na rzecz bardziej przystępnej elektroniki, sięgającej po inspiracje do ambient techno, ale też starszych nurtów, przede wszystkim progresywnej elektroniki ze szkoły berlińskiej. Najnowsze, choć nagrywane już w czasie globalnego lockdownu, dzieło stanowi kontynuację tego kierunku. Przy okazji otrzymujemy coś w rodzaju albumu koncepcyjnego, zainspirowanego mistycyzmem Teresy z Ávili, posthumanistyczną filozofią Rosi Braidotti czy metafizyczną poezją Emily Dickinson, a więc twórczością trzech kobiet, którym udało si

[Recenzja] black midi - "Hellfire" (2022)

Obraz
Poprzedni rok był pod jednym względem absolutnie wspaniały. Tyle świetnych płyt, ile się wówczas ukazało, to prawdziwa rzadkość. Jednak po tych nieco ponad sześciu miesiącach roku 2022 mogę stwierdzić tyle, że jeśli ustępuje on poprzedniemu, to tylko nieznacznie. Pierwsze półrocze, wypełnione wieloma interesującymi dziełami, pięknie rozpoczął "Ants From Up There", drugi album Black Country, New Road. Równie potężne otwarcie drugiego półrocza zapewnia z kolei "Hellfire", trzeci longplay black midi. Obie grupy wywodzą się z tej samej sceny i tak samo wspaniale się rozwijają, choć w całkiem różnych kierunkach. Trójka black midi nie jest jednak takim przełomem, jakim był "Cavalcade" względem debiutanckiego "Schlagenheim". Jeżeli tamte płyty miały się do siebie tak, jak "Discipline" do poprzedzającego go "Red" (choć stylistycznie bardziej pasowałoby odwrotne porównanie), to "Hellfire" i "Cavalcade" są jak, trzym

[Recenzja] The Pyramids - "Aomawa: The 1970s Recordings" (2022)

Obraz
O grupie The Pyramids wspominałem już przed dwoma laty, przy okazji premiery ostatniego jak dotąd albumu "Shaman!". Właśnie wydany boks "Aomawa: The 1970s Recordings" tworzy świetną okazję, by cofnąć się do najstarszych nagrań zespołu. W latach 70. ukazały się pod tym szyldem trzy albumy, po czym słuch o projekcie zaginął, aż do drugiej dekady XXI wieku, gdy oryginalny saksofonista Idris Ackamoor zaprezentował nowe wcielenie The Pyramids. To w zasadzie dwa różne zespoły. Ten dzisiejszy wychyla się o wiele dalej poza jazzowy idiom, stawia na większą komunikatywność, a odwołania do afrykańskiego dziedzictwa mają raczej skomercjalizowany wymiar. Dawniej muzyka zespołu odwoływała się do przeszłości w bardziej uduchowiony sposób, zachowując przy tym jazowy charakter i nie dbając specjalnie o przystępność. "Aomawa: The 1970s Recordings" to zbiór czterech płyt kompaktowych lub winylowych - po jednym dysku na każdy z trzech klasycznych albumów: "Lalibela"

[Recenzja] Perfume Genius - "Ugly Season" (2022)

Obraz
Żyjemy w czasach post-muzyki, gdy trudno zaproponować coś całkowicie oryginalnego, ale wciąż można łączyć ze sobą rzeczy pozornie do siebie nieprzystające, wywodzące się z różnych środowisk czy kultur. "Ugly Season", najnowsze dzieło występującego pod pseudonimem Perfume Genius Michaela Hadreasa, to przykład albumu, który nie jest łatwo zaszufladkować. Znajdziemy tu elementy art popu, współczesnej poważki, ambientu, jazzu czy psychodelii, w której bardziej tradycyjne brzmienia przeplatają się z elektroniką, a granica pomiędzy popową melodyjnością a eksperymentem niemalże się zaciera. Jednak rozbijanie tej muzyki na czynniki pierwsze, wskazywanie skąd pochodzą konkretne składowe, absolutnie mija się z sensem. Istotą tego albumu jest bowiem właśnie bardzo kreatywne wymieszanie tego wszystkiego w sposób nieoczywisty, w wyniku czego powstała muzyka, jakiej wcześniej nie było. W kwestii formalnej należy nadmienić, że "Ugly Season" powstał na zamówienie, jako akompaniamen

[Recenzja] Moor Mother - "Jazz Codes" (2022)

Obraz
Pod pseudonimem Moor Mother ukrywa się Camae Ayewa, wokalistka znana m.in. z freejazzowego Irreversible Entanglements. Na swoich solowych płytach eksploruje jednak nieco inne rejony, często kierując się w stronę hip-hopu. Nie inaczej jest w przypadku najnowszego, zarejestrowanego z udziałem licznych gości albumu "Jazz Codes". To w zasadzie zbiór miniatur - osiemnaście nagrań trwa w sumie niespełna winylowe czterdzieści cztery minuty - za to bardzo dopracowanych. Wszystkie z nich płynnie między sobą przechodzą, tworząc jeden zróżnicowany, choć w pewnym sensie spójny kolaż. Motywem przewodnim całości - nie tylko w tekstach, ale też samej muzyce - wydaje się afroamerykańskie dziedzictwo kulturowe, choć oczywiście nie brakuje społeczno-politycznych nawiązań. Hip-hopowe bity łączą się tutaj z jazzowymi samplami i partiami granymi na żywo. Wśród instrumentalistów goszczących na płycie znaleźli się, oczywiście, muzycy Irreversible Entanglements. Najczęściej słyszymy ekspresyjny sak

[Recenzja] SVLBRD - "Somber" / Warmth - "The Night" (2022)

Obraz
Co łączy ze sobą te dwa albumy? Zarówno pod szyldem SVLBRD, jak i Warmth, kryje się ta sama osoba - Agustín Mena, hiszpański producent, a zarazem założyciel niezależnych wytwórni skupionych na muzyce elektronicznej, Archive oraz Faint. Jako twórca jest bardzo aktywny, wydając nawet po kilka albumów rocznie. Tylko w maju tego roku pojawiły się nowe wydawnictwa jego obu projektów. Początek miesiąca przyniósł premierę "Somber", natomiast już po czterech tygodniach ukazał się "The Night". Niewątpliwie łączy je ze sobą więcej niż to, że powstały z inicjatywy tego samego człowieka. Tym czymś jest przede wszystkim klimat, bynajmniej nie mający wiele wspólnego z ojczyzną autora. O wiele lepszym tropem okazują się okładki obu płyt, a także nazwa SVLBRD, odnosząca się do archipelagu Svalbard na Oceanie Arktycznym. Słyszymy tu elektroniczne pejzaże, które byłyby doskonałą ścieżką dźwiękową podczas spacerów w chłodny wieczór lub noc. gdzieś po oddalonych od cywilizacji pustkow

[Recenzja] Colin Stetson, Elliott Sharp, Billy Martin & Payton MacDonald - "Void Patrol" (2022)

Obraz
"Void Patrol" to projekt czterech doświadczonych muzyków, reprezentujących różne pokolenia. Najbardziej znany z tego grona jest niewątpliwie Colin Stetson, zafascynowany minimalizmem saksofonista, w ostatnich latach wzięty twórca muzyki filmowej, mający na koncie także wpółprace m.in, z Fredem Frithem, Anthonym Braxtonem, Tomem Waitsem, Davidem Byrne'em czy Arcade Fire. Multiinstrumentalista Elliott Sharp, tutaj udzielający się głównie jako gitarzysta, to kolei prawdziwa legenda nowojorskiego undergroundu, aktywny od końca lat 70., mający na koncie płyty z muzyką poważną, free improvisation, jazzem, bluesem, noise'em, no wave oraz elektroniką. Perkusista Billy Martin to z kolei muzyk dość popularnego w latach 90. trio Medeski Martin & Wood, znany też z wielu innych, głównie jazzowych projektów. Bardziej anonimową postacią wydaje się klawiszowiec Payton MacDonald, choć miał on okazję grać u samego Steve'a Reicha. Debiutancki album tego kwartetu wykorzystuje doś

[Recenzja] Porcupine Tree - "Closure / Continuation" (2022)

Obraz
Porcupine Tree powraca po trzynastu latach fonograficznej przerwy. Dla przedstawicieli pewnych kręgów - miłośników klasycznego rocka i jego pogrobowców - jest to niewątpliwie najważniejsza muzyczna premiera pierwszego półrocza 2022 roku. Ważniejsza pewnie nawet od wracającego po jeszcze dłuższej nieobecności Jethro Tull. Tam, na wydanym w styczniu "The Zealot Gene", był to zresztą powrót nieco oszukany, bo ten sam zespół od lat koncertował i nagrywał jako solowy projekt Iana Andersona, zaś poza liderem nie zaangażowano żadnego muzyka z wcześniejszych wcieleń grupy. Tutaj natomiast faktycznie doszło do odnowienia współpracy Stevena Wilsona z Richardem Barbierim i Gavinem Harrisonem, choć bez udziału wieloletniego basisty Colina Edwina. Trzynaście lat to szmat czasu. W tym okresie zdążyłem poznać twórczość Porcupine Tree i przejść od zachwytu - myśląc, że to bardzo nowoczesne, oryginalne przetworzenie pomysłów Pink Floyd - po kompletne rozczarowanie, kiedy odkryłem, że to po pr

[Recenzja] Opus Kink - "'til the Stream Runs Dry" (2022)

Obraz
Opus Kink to kolejny przedstawiciel młodej brytyjskiej sceny rockowej, któremu warto bliżej się przyjrzeć. Chociaż sekstet istnieje od 2017 roku, dotąd opublikował jedynie kilka singli. Jednak jego dyskografia właśnie poszerzyła się o wydawnictwo nieco większego formatu - EP "'til the Stream Runs Dry". Oprócz niektórych ze znanych już wcześniej nagrań, trafiły tu także utwory całkowicie premierowe - z delikatną przewagą tych drugich, jeśli liczyć klimatyczne intro "Into the Stream". W sumie to tylko niespełna dwadzieścia pięć minut muzyki. To jednak wystarcza, by pokazać potencjał grupy, która w przyszłości może wyrosnąć na poważną konkurencję dla obecnej wielkiej trójki brytyjskiego rocka, czyli black midi, Squid i Black Country, New Road. Najbliżej Opus Kink do tego ostatniego zespołu, ale z tych najbardziej intensywnych i znerwicowanych fragmentów debiutanckiego "For the First Time". Takie skojarzenia na pewno wywołuje warstwa wokalna, ale też rozbu

[Recenzja] Krzysztof Komeda Quintet - "Live in Praha 1964" (2022)

Obraz
Wydawnictwo GAD Records nie przestaje zaskakiwać swoimi odkryciami. Najnowsze z nich to zapis występu kwintetu Krzysztofa Komedy na pierwszej edycji Międzynarodowego Festiwalu Jazzowego w Pradze. Materiał ten przez prawie sześć dekad przeleżał w archiwum Českého Rozhlasu, czyli Czeskiego Radia. Słuchając tych nagrań aż trudno uwierzyć, że nikt wcześniej, np. zaraz po powstaniu, nie wpadł na pomysł ich wydania. Zaskakuje przede wszystkim bardzo dobra jakość rejestracji, z doskonale słyszalnym każdym instrumentem, bez żadnych zniekształceń lub szumów. Bo tego, że wykonanie stoi na najwyższym poziomie, można było się spodziewać po autorze najsłynniejszego dzieła jazzu polskiego - "Astigmatic", a także towarzyszących mu instrumentalistach, również czołowych postaciach ówczesnej krajowej sceny, czyli Tomasza Stańki, Michała Urbaniaka, Jacka Ostaszewskiego i Czesława Bartkowskiego. Bardzo przyjemne uzupełnienie stanowi niezwykle klimatyczna okładka w klimacie starych płyt jazzowych

[Recenzja] EABS - "2061" (2022)

Obraz
Muzycy EABS wymyślili sobie, że każdy kolejny album będzie w jakiś sposób nawiązywał do poprzedniego. Po debiutanckim "Repetitions", zawierającym nowoczesne aranżacje kompozycji Krzysztofa Komedy, wydali "Slavic Spirits" z autorskim materiałem nawiązującym do czasów, gdy polscy jazzmani - włącznie z Komedą - wplatali motywy kojarzące się muzycznym dziedzictwem naszej słowiańskiej części świata. Nie do końca rozumiem, w jaki sposób z tamtego konceptu wyprowadzono album w hołdzie dla Sun Ra i jego futurystyczno-kosmicznej twórczości. Może chodzi o to, że on również odwoływał się w swojej muzyce do własnego dziedzictwa kulturowego. A przy tym był jednym z nielicznych amerykańskich jazzmanów, jacy odwiedzili nasz kraj w słusznie minionych - choć stopniowo powracających - czasach. Był rok 1986. Polski występ artysty, który twierdził, że pochodzi z Saturna, odbył się kilka miesięcy po tym, jak do Słońca zbliżyła się kometa Halleya. Po raz kolejny takie zbliżenie nastąpi w

[Recenzja] Faust - "Punkt." (2022)

Obraz
Pod koniec zeszłego roku ukazał się obszerny boks "1971-74", zbierający nagrania klasycznego składu krautrockowej grupy Faust. Oprócz rzeczy doskonale znanych - czyli kompletnej zawartości albumów "Faust", "So Far", "The Faust Tapes" oraz "Faust IV" - znalazło się też miejsce dla trzech dysków z rarytasami. Chociaż nie wyczerpano na nich tematu niealbumowych nagrań, przyniosły trochę ciekawego, częściowo niepublikowanego wcześniej materiału. Jedna z tych płyt, "Punkt.", właśnie doczekała się indywidualnego wydania. Jest to próba rekonstrukcji piątego albumu, nad którym prace zostały zarzucone, gdy przedstawiciele Virgin Records, ówczesnego wydawcy zespołu, dali jasno do zrozumienia, że oczekują czegoś o większym potencjale komercyjnym. Wkrótce potem zespół zakończył działalność. Stąd też tytuł tego dysku, w tłumaczeniu z niemieckiego oznaczający dosłownie kropkę, a w przenośni - definitywny koniec Faust. Co nie do końca jest p

[Recenzja] The Smile - "A Light for Attracting Attention" (2022)

Obraz
Od premiery ostatniego albumu Radiohead, "A Moon Shaped Pool", minęło już sześć lat. I nic nie wskazuje na to, by grupa miała w najbliższym czasie opublikować nowy materiał. Poszczególni muzycy skupiają się na pobocznych projektach, którym nie udawało się zapełnić luki po macierzystym zespole. Aż do teraz. Podczas zeszłorocznego, przeprowadzonego online Glastonbury Festival, jednym z partycypujących wykonawców było tajemnicze trio The Smile. Szybko się okazało, że za projektem stoją Thom Yorke i Jonny Greenwood wraz z bębniarzem afro-jazzowego Sons of Kemet, Tomem Skinnerem. Od początku tego roku muzycy podgrzewali atmosferę licznymi singlami, by w końcu wydać wyczekiwaną płytę długogrającą. "A Light for Attracting Attention", wyprodukowany przez stałego współpracownika Radiohead, Nigela Godricha, wydaje się naturalnym przedłużeniem tamtej grupy. Jednak bez balastu słynnej nazwy oraz ciążących na niej oczekiwań, Yorke i Greenwood zyskali większą swobodę. Co zdecydow

[Recenzja] Dälek - "Precipice" (2022)

Obraz
Nowy album Dälek powstawał już od 2019 roku. Prace przerwał jednak wybuch pandemii. Przez kolejne miesiące świat pogrążał się w coraz większym chaosie, a Will Brooks i Mike Manteca - lepiej znani jako MC Dälek i DJ Mike Mare - poczuli, że przygotowane przez nich utwory nie są ani odpowiednio ciężkie, ani wystarczająco gniewne, jak na obecne czasy. Postanowili więc w znacznym stopniu przebudować nagrania, nadając im zupełnie innego charakteru. I prawdopodobnie właśnie dzięki temu powstał najlepszy longplay zespołu od dawna. Zapewne od czasu "Absence". Po tamtym wydawnictwie grupa popadła w pewną stagnację i jakby złagodniała. Tutaj znów słychać wiele kreatywności w warstwie instrumentalnej, a Brooks na pełnym wkurwie wyrzuca z siebie agresywne, choć bynajmniej nie prostackie wersy. To idealna muzyka na dzisiejsze czasy. Mimo że powstała z perspektywy Amerykanów, stanowi także adekwatne tło do sytuacji w naszym regionie, gdy wciąż wisi nad nami widmo pandemii i nie zawsze przem

[Recenzja] Damo Suzuki & Spiritczualic Enhancement Center - "Arkaoda" (2022)

Obraz
Japoński wokalista Kenji "Damo" Suzuki przybył do Europy Zachodniej pod koniec lat 60. Włóczył się od jednego miasta do kolejnego, zarabiając na życie ulicznymi występami. Właśnie w takich okolicznościach, podczas pobytu w Monachium, natknęli się na niego Holger Czukay i Jaki Liebezeit, muzycy krautrockowego Can. Przypadkiem akurat szukali nowego wokalisty. Damo jeszcze tego samego dnia trafił do studia. Jego głos można usłyszeć na trzech najsłynniejszych albumach niemieckiej grupy, mianowicie "Tago Mago", "Ege Bamyasi" oraz "Future Days", a także w kilku nagraniach z "Soundtracks". W 1973 roku, po ślubie z należącą do Świadków Jehowy Niemką i przejściu na to wyznanie, Suzuki postanowił całkowicie zerwać z muzyką. Do grania wrócił dekadę później, występując od tej pory głównie jako solista. Suzuki wciąż regularnie koncertuje, ale nie prowadzi żadnego zespołu. Zamiast tego korzysta z pomocy lokalnych muzyków. I tak np. gdy w 2018 roku gr

[Recenzja] Spiritualized® - "Everything Was Beautiful™" (2022)

Obraz
Przez długi czas unikałem pisania o nowych płytach twórców z bogatym dorobkiem, którego nie miałem zrecenzowanego. Wychodziłem z założenia, że najpierw powinienem opisać przynajmniej te istotniejsze dokonania z przeszłości. Czego często i tak nie robiłem. W efekcie nie informowałem o wielu ciekawych premierach. A szkoda byłoby w tym roku nie wspomnieć chociażby o "Everything Was Beautiful™", najnowszym albumie Spiritualized®. To jeden z tych zespołów, o których istnieniu nie dowiecie się z głównonurtowych mediów, jednak w alternatywnych kręgach są doskonale znane i otoczone szacunkiem. Historia grupy zaczęła się trzydzieści lat temu, jednak jej korzenie sięgają o kolejne dziesięć lat wstecz. To właśnie w 1982 roku Jason Pierce, wraz z kilkoma innymi nastolatkami, zaingerował działalność Spacemen 3 - kapeli, która postawiła sobie za cel granie narkotycznej muzyki po wcześniejszym zażyciu odpowiednich substancji. Udało się nawet zarejestrować kilka albumów, jednak grupa nie prz