[Recenzja] The Pyramids - "Aomawa: The 1970s Recordings" (2022)

The Pyramids - Aomawa: The 1970s Recordings


O grupie The Pyramids wspominałem już przed dwoma laty, przy okazji premiery ostatniego jak dotąd albumu "Shaman!". Właśnie wydany boks "Aomawa: The 1970s Recordings" tworzy świetną okazję, by cofnąć się do najstarszych nagrań zespołu. W latach 70. ukazały się pod tym szyldem trzy albumy, po czym słuch o projekcie zaginął, aż do drugiej dekady XXI wieku, gdy oryginalny saksofonista Idris Ackamoor zaprezentował nowe wcielenie The Pyramids. To w zasadzie dwa różne zespoły. Ten dzisiejszy wychyla się o wiele dalej poza jazzowy idiom, stawia na większą komunikatywność, a odwołania do afrykańskiego dziedzictwa mają raczej skomercjalizowany wymiar. Dawniej muzyka zespołu odwoływała się do przeszłości w bardziej uduchowiony sposób, zachowując przy tym jazowy charakter i nie dbając specjalnie o przystępność.

"Aomawa: The 1970s Recordings" to zbiór czterech płyt kompaktowych lub winylowych - po jednym dysku na każdy z trzech klasycznych albumów: "Lalibela" z roku 1973, "King of Kings" z 1974 oraz "Brith / Speed / Meeting" z 1976 (które przy okazji doczekały się indywidualnych wznowień i w końcu trafiły do oficjalnego streamingu), a jeden pozostały na niepublikowany wcześniej na fizycznym nośniku materiał koncertowy z 1975 roku.

Już debiutancki "Lalibela" pokazuje, w jakim graniu zespół czuł się najlepiej. Na oryginalnym wydaniu znalazły się tylko dwa rozbudowane utwory, które przy okazji tego wznowienia poporcjowano na odpowiednio sześć i trzy części. Tytułowy "Lalibela" rozpoczyna się w niesamowicie klimatyczny sposób. Saksofony i flety grają jakby egipską melodię, a towarzyszą temu polirytmiczne partie egzotycznych perkusjonalii, w tym balafonu i kongów. W dalszych częściach słyszymy z jednej strony muzykę kojarzącą się z jakimiś pierwotnymi, pełnymi życia i radości rytuałami, znów z mnóstwem perkusyjnych dźwięków, fletów oraz grupowych zaśpiewów, a z drugiej - fragmenty bliższe stylistyki free, z charczącymi saksofonami i przesterowaną gitarą basową. W zasadzie z tych samych elementów zbudowana jest druga kompozycja, "Indygo". Świetnie wypada pierwsze osiem minut z hipnotycznym ostinatem basu oraz nastrojowymi partiami dęciaków i perkusjonalii. Kolejne sześć minut to granie bardziej energetyczne i pogodne, znów nieco rytualistyczne, by wyciszyć się w subtelnej, niemalże mistycznej kodzie.

"King of Kings" to bezpośrednia kontynuacja debiutu, eksplorująca te same muzyczne rejony, choć w trochę bogatszej brzmieniowo odsłonie, za sprawą gościnnego udziału dodatkowych muzyków. Już w otwieraczu, "Mohgo Naba (King of Kings)" pojawia się melodyjne ostinato pianina, świetnie dopełniające się z intensywnym pulsem basu, a kontrastujące z dzikimi partiami saksofonów, fletów, przeróżnych instrumentów perkusyjnych oraz afrykańskimi zaśpiewami. Te same elementy powracają w nie mniej energetycznym, trzyczęściowym "Queen of the Spirits", gdzie dzieje się jeszcze więcej, choć nie w jednym momencie. Nastrojowa końcówka wprowadza kolejne nowe dźwięki - ugandyjskiej harfy oraz zachodnioafrykańskich skrzypiec goge. "Nsorama (The Strars)" przez pierwszą połowę przypomina natomiast te bardziej uduchowione utwory Johna Coltrane'a, zaczynając się melodyjnie, by stopniowo nabierać coraz bardziej swobodnego i agresywnego charakteru. W dalszej części napięcie jednak nieco siada, gdy muzycy zostawiają więcej przestrzeni dla fortepianowej, a następnie basowej solówki. Całości dopełnia niemalże piosenkowy "My Africa" z partiami wiolonczeli, który jednak pod względem atmosfery nie ustępuje wcześniejszym utworom i idealnie je dopełnia. "King of Kings" można więc uznać za dojrzalszy i bardziej dopracowany album od debiutu.

Trzeci album, "Brith / Speed / Merging", nie przyniósł dalszego rozwoju stylistyki, ale trzyma wysoki poziom. Wspaniałe się zaczyna, od dającego tytuł temu boksowi "Aomawa", w którym znajdziemy wszystko, co u grupy najlepsze: gęsty, egzotyczny i prawie mistyczny klimat, melodyjne fragmenty z grupowymi wokalami oraz bardziej ekspresyjne, prawie freejazzowe granie we fragmentach instrumentalnych. Pozostałe trzy kompozycje to już tradycyjne dla tej grupy formy składające się z kilku mniej lub bardziej zróżnicowanych części. Przy czym większość z nich w całości nie przekracza nawet ośmiu minut. Dwukrotnie dłuższy jest natomiast "Black Man and Woman of the Nile", w którym zespół ponownie pokazuje się od najlepszej strony, kreując interesujący klimat, kontrastowany bardziej intensywnymi fragmentami.

Koncertowy bonus to niespełna półgodzinny materiał, zarejestrowany w składzie z trzeciego albumu. Poza dwiema powtarzającymi się z nim kompozycjami, "Jamaican Carnival" oraz "Black Man and Woman of the Nile", na repertuar składają się dwa perkusyjne jamy. Na żywo zespół nie wypada ani lepiej, ani gorzej w porównaniu ze studyjnymi nagraniami. Warto natomiast poszukać wideo z tego występu, bo zespół na scenie prezentował się dość specyficznie. Jako bonus do tego typu wydawnictwa materiał ten wypada bardzo skromnie i pozostawia pewien niedosyt. Prawdopodobnie jednak nie zachowało się nic więcej, co mogłoby tu trafić. Ogólnie dobrze, że taki boks się ukazał, bo płyty The Pyramids z pierwszego okresu nie były dotąd łatwo dostępne na fizycznych nośnikach. Okazał się też świetnym pretekstem, bym przypomniał o tej grupie, a na pewno warto się z nią zapoznać będąc miłośnikiem spiritual jazzu. Ci, których przeraża sięganie po dość obszerny boks, mogą na próbę zacząć od drugiego, najlepszego albumu - "King of Kings".

Ocena: 8/10



The Pyramids - "Aomawa: The 1970s Recordings" (2022)

Disc 1, "Lalibela": 1. Lalibela (Lalibela Opus Pt. 1); 2. Sheba's Dance (Lalibela Opus Pt. 2); 3. High Priestess (Lalibela Opus Pt. 3); 4. Rock Churches (Lalibela Opus Pt. 4); 5. Dialogue of the Spirits (Lalibela Opus Pt. 5); 6. Mesenko Nights (Lalibela Opus Pt. 6); 7. Indigo (Indigo Suite Pt. 1); 8. YA A YA A YA A YA A (Anubis Awakens) (Indigo Suite Pt. 2); 9. Sunset at Giza (Indigo Suite Pt. 3)
Disc 2. "King of Kings": 1. Mohgo Naba (King of Kings); 2. Queen of the Spirits (Parts 1-3); 3. Nsorama (The Stars); 4. My Africa
Disc 3, "Birth / Speed / Merging": 1. Aomawa; 2. Birth / Speed / Merging (Parts 1-4); 3. Reaffirmation (Parts 1-4); 4. Jamaican Carnival (Parts 1-2); 5. Black Man and Woman of the Nile (Parts 1-4)
Disc 4, "Live at KQED, 1975": 1. Jamaican Carnival; 2. The King He Comes; 3. Black Man and Woman of the Nile; 4. Theme for Margaux and Kay


Skład: Idris Ackamoor - saksofon altowy, saksofon sopranowy, instr. perkusyjne, goge, cytra, wokal; Tony "Masai" Owens - saksofon sopranowy, flet, instr. perkusyjne (Disc 1); Margo Ackamoor - flet, instr. perkusyjne, wokal; Kimathi Asante - gitara basowa, harfa, adungu, flet, instr. perkusyjne, wokal; Mark Anthony Williams - kontrabas, wokal (Disc 3-4); Marcel Lytle - perkusja i instr. perkusyjne (Disc 1); Donald Robinson - perkusja i instr. perkusyjne (Disc 2); Augusta Lee Collins - perkusja i instr. perkusyjne (Disc 3-4); Bradie "Hekaptah" Speller - instr. perkusyjne (Disc 1-2); Kenneth Nash - instr. perkusyjne, wokal (Disc 3-4)
Gościnnie: Jerome Saunders - pianino, instr. perkusyjne (Disc 2); Chris Chafe - wiolonczela (Disc 2); Mcheza Ngoma - instr. perkusyjne, wokal (Disc 3)
Producent: -


Komentarze

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Zapowiedź] Premiery płytowe maj 2024

[Recenzja] Oren Ambarchi / Johan Berthling / Andreas Werliin - "Ghosted II" (2024)

[Recenzja] Cristóbal Avendaño & Silvia Moreno - "Lancé esto al otro lado del mar" (2024)

[Recenzja] Light Coorporation - "Rare Dialect" (2011)

[Recenzja] Pearl Jam - "Dark Matter" (2024)