[Recenzja] Spiritualized® - "Everything Was Beautiful™" (2022)

Spiritualized - Everything Was Beautiful


Przez długi czas unikałem pisania o nowych płytach twórców z bogatym dorobkiem, którego nie miałem zrecenzowanego. Wychodziłem z założenia, że najpierw powinienem opisać przynajmniej te istotniejsze dokonania z przeszłości. Czego często i tak nie robiłem. W efekcie nie informowałem o wielu ciekawych premierach. A szkoda byłoby w tym roku nie wspomnieć chociażby o "Everything Was Beautiful™", najnowszym albumie Spiritualized®. To jeden z tych zespołów, o których istnieniu nie dowiecie się z głównonurtowych mediów, jednak w alternatywnych kręgach są doskonale znane i otoczone szacunkiem. Historia grupy zaczęła się trzydzieści lat temu, jednak jej korzenie sięgają o kolejne dziesięć lat wstecz. To właśnie w 1982 roku Jason Pierce, wraz z kilkoma innymi nastolatkami, zaingerował działalność Spacemen 3 - kapeli, która postawiła sobie za cel granie narkotycznej muzyki po wcześniejszym zażyciu odpowiednich substancji. Udało się nawet zarejestrować kilka albumów, jednak grupa nie przetrwała do kolejnej dekady.

Na gruzach Spacemen 3 powstały nowe zespoły, w tym dowodzony przez Pierce'a Spiritualized - wówczas jeszcze bez symbolu zarejestrowanego znaku towarowego. Debiutancki "Lazer Guided Melodies" z 1992 roku to bardzo przyjemna kontynuacja psychodelicznych odlotów poprzedniego projektu lidera, jednak czerpiąca także z bardziej współczesnych sobie nurtów, jak dream pop, shoegaze czy ambient pop. Z perspektywy czasu istotniejszy wydaje się trzeci w dyskografii, a zarazem pierwszy pod szyldem poszerzonym o ®, album "Ladies and Gentlemen We Are Floating in Space", na którym do wcześniejszych wpływów doszły elementy gospel, bluesa, a momentami nawet jazzu, co pomogło stworzyć całkiem oryginalny, rozpoznawalny styl. Świetny klimat i brzmienie, w połączeniu z mocnymi kompozycjami, czynią ten longplay jednym z ciekawszych rockowych wydawnictw lat 90. Nieco mniej udaną kontynuacją okazał się kolejny w dyskografii "Let It Come Down", a później bywało raczej średnio. "Everything Was Beautiful™" - choć bezpośrednio nawiązuje do "And Nothing Hurt" sprzed czterech lat - to w końcu powrót do wysokiej formy. Album bierze niemal wszystko, co najlepsze na wspomnianych wyżej wydawnictwach i prezentuje to w zdecydowanie bardziej skondensowanej formie. Czterdzieści cztery minuty to na standardy tej grupy niewiele czasu. Bardzo dobrze tu jednak spożytkowanego.

Materiał na longplay powstawał przez kilka lat - korzenie co najmniej jednej kompozycji sięgają 2014 roku; sesje odbywały się w jedenastu różnych studiach, a poza podstawowym składem w nagraniach wzięło udział ponad dwudziestu gości, w sumie trzydziestu muzyków. Rozbudowane aranżacje, niemal ocierające się o symfoniczny rozmach, to kolejna charakterystyczna cecha stylu Spiritualized®. Orkiestracje i gospelowe chóry bynajmniej nie mają na celu ukryć niedostatków samych kompozycji, ponieważ te obroniłyby się pewnie w skromniejszych aranżach. Coś jednak by straciły - ten rozmach zdaje się być ich integralnym elementem, po prostu świetnie się w tej muzyce sprawdzającym. Na pewno warto też zauważyć, że w porównaniu z poprzednim albumem, który szedł w bardziej bluesowo-gospelowym kierunku, na nierezygnującym z takich wpływów "Everything Was Beautiful™" zdecydowanie więcej jest nawiązań do psychodelii i dream popu, od których zespół zaczynał. 

Niemal wszystkie karty odsłania już otwierający "Always Together With You", z kosmicznymi efektami na początku, a następnie wyrazistą, nostalgiczną melodią i gospelowym ciepłem - szczególnie w chóralnie odśpiewanym refrenie - ale też z coraz bardziej rozmytym i zniekształconym brzmieniem. Bardziej żwawy, motoryczny "Best Thing You Never Had" to już psychodelia na całego, z gospelowo-jazzującymi smaczkami. W "Let It Bleed", jednym z najładniejszych utworów na płycie, nie rezygnując z rozmachu, przede wszystkim w refrenach, udało się stworzyć niemal pastoralny nastrój. Pewną niespodzianką może być nieco skromniejszy aranżacyjnie "Crazy", bliski stylistyki country, jednak z tym charakterystycznym dla grupy, rozmarzonym klimatem i znów bardzo ładną melodią. Powrót na właściwe tory następuje wraz z "The Mainline Song / The Lockdown Song" i "The A Song", kolejnymi psychodelicznymi odlotami, z wręcz orkiestrowym brzmieniem - w pierwszym z nich składa się na nie m.in. gospelowy chórek, zaś w drugim freejazzowe dęciaki - ale też wciąż wyrazistymi melodiami. Niemalże hymnowy "The A Song" byłby świetnym zwieńczeniem albumu. Jednak chyba jeszcze lepiej w tej roli sprawdza się jego faktyczny finał, najdłuższy na płycie "I'm Coming Home Again", pełen bluesowych gitar, jazzowych dęciaków i gospelowych śpiewów, zanurzonych w bardziej psychodelicznych dźwiękach. Muzycy fantastycznie budują tu dramaturgię i odpowiednią atmosferę.

"Everything Was Beautiful™" w żadnym wypadku nie jest albumem przełomowym. Bardziej przypomina suplement do wydanego ćwierć wieku temu "Ladies and Gentlemen We Are Floating in Space". Zaskakująco wręcz udany, na którym upływ czasu zdradza tylko bardziej zachrypnięty wokal Pierce'a, ale niewnoszący do tematu właściwie nic nowego. Nawet jeśli jest to jeden z najlepszych zbiorów utworów wydanych kiedykolwiek przez Spiritualized®, a przy okazji jedna z lepszych jak dotąd płyt 2022 roku, to jednak zbyt zachowawczo podchodzi do pomysłów sprzed prawie trzech dekad, bym mógł wystawić wyższą ocenę. Niemniej jednak warto posłuchać, szczególnie jeśli jest się miłośnikiem wczesnych dokonań zespołu. A jeśli ktoś jeszcze nie miał do czynienia ze Spiritualized®, najpierw powinien nadrobić przynajmniej trzeci i pierwszy album.

Ocena: 7/10



Spiritualized® - "Everything Was Beautiful™" (2022)

1. Always Together With You; 2. Best Thing You Never Had (The D Song); 3. Let It Bleed (For Iggy); 4. Crazy; 5. The Mainline Song / The Lockdown Song; 6. The A Song (Laid In Your Arms); 7. I'm Coming Home Again

Skład: Jason Pierce - wokal i gitara; John Coxon - gitara, instr. klawiszowe; Doggen Foster - gitara; Tom Edwards - instr. klawiszowe; Thomas Wayne - gitara basowa; Kevin Bales - perkusja
Producent: Jason Pierce


Komentarze

  1. Dzięki za recenzje. 'Ladies...' posiadam, a nie wiedziałem, ze w tym roku wydali coś nowego i wartego posłuchania. Trzeba nadrobić.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Zapowiedź] Premiery płytowe maj 2024

[Recenzja] Polish Jazz Quartet - "Polish Jazz Quartet" (1965)

[Recenzja] Light Coorporation - "Rare Dialect" (2011)

[Recenzja] Cristóbal Avendaño & Silvia Moreno - "Lancé esto al otro lado del mar" (2024)

[Recenzja] Soft Machine - "Fifth" (1972)