Posty

Wyświetlam posty z etykietą trzynastu pechowców

[Recenzja] The Damnation of Adam Blessing - "The Damnation of Adam Blessing" (1969)

Obraz
Cykl "Trzynastu pechowców" - część 13/13   W dotyczasowym odsłonach cyklu pojawiły się kapele z Wielkiej Brytanii, Niemiec, Szwajcarii, Danii, a nawet Japonii, natomiast zabrakło przedstawiciela Stanów Zjednoczonych. Korzystając z ostatniej okazji, postanowiłem zakończyć serię płytą pochodzącą właśnie stamtąd. Wybrałem eponimiczny debiut The Damnation of Adam Blessing, praktycznie zapomnianej grupy z Cleveland, Ohio. Swoją dziwną nazwę zawdzięczała wokaliście, Billowi Constable'owi, ukrywającemu się pod pseudonimem Adam Blessing. Pod tym szyldem ukazały się w sumie trzy albumy, z czego najlepszy jest pierwszy. To bardzo przyjemna, bezpretensjonalna mieszanka psychodelii i hard rocka, z lekkimi naleciałościami bluesa, folku czy jazzu. Jak na płytę tak mało znaną - poza środowiskiem kolekcjonerów winylowych rarytasów, dzięki którym dowiedziałem się o jego istnieniu - debiut kwintetu zaskakuje na co najmniej kilku poziomach. Na pewno nie jest to kolejny NKR nagrywany w gar

[Recenzja] Nosferatu - "Nosferatu" (1970)

Obraz
Cykl "Trzynastu pechowców" - część 12/13   Niemieckie grupy rockowe z przełomu lat 60. i 70. można podzielić na te, które inspirując się anglosaskim graniem szły w bardziej eksperymentalnym kierunku - tak narodził się bardzo różnorodny nurt zwany krautrockiem - oraz te, które wychodząc z tego samego punktu, trzymały się mainstreamu. Nosferatu to ten drugi przykład. Eponimiczny, choć w streamingu dostępny pod wprowadzającym w błąd tytułem "Krautrock Essentials", a zarazem jedyny album sekstetu z Frankfurtu nad Menem dokonuje syntezy popularnych w tamtym czasie odmian rocka, bardzo mocno wzorując się na scenie brytyjskiej. Efekt jest na pewno bardziej przyjemny niż okładka, która mogła zaważyć na popularności grupy. Bardziej jednak prawdopodobne, że zespół po prostu zginął w tłumie bardziej oryginalnych od niego wykonawców. W życzliwszym wariancie można zrzucić winę na wydawcę, który nawet nie opublikował żadnego singla promującego album. Całość rozpoczyna najbard

[Recenzja] Culpeper's Orchard - "Culpeper's Orchard" (1971)

Obraz
Cykl "Trzynastu pechowców" - część 11/13 Skandynawska scena muzyczna w epoce klasycznego rocka nie zrodziła żadnego twórcy, który cieszyłby się międzynarodową rozpoznawalnością. Myliłby się jednak ten, co sądziłby, że nie działo się tam nic ciekawego. Wręcz przeciwnie: w każdym ze skandynawskich krajów działało kilka naprawdę godnych uwagi zespołów, obracających się najczęściej w bliskich rejonach rocka progresywnego. W samej Danii byli to przede wszystkim  Burnin Red Ivanhoe, Day of Phoenix, Pan, Secret Oyster, Thors Hammer czy chyba najbardziej z nich ceniony Culpeper's Orchard, któremu postanowiłem przyjrzeć się bliżej. Zespól - pierwotnie złożony ze śpiewających gitarzystów Cy Nicklina i Nielsa Henriksena, basisty Michaela Friisa oraz perkusisty Rodgera Bakera - wydał na początku lat 70. trzy albumy, z których najciekawszy jest eponimiczny debiut. Na kolejnych, "Second Sight" i "Going for a Song", muzycy zwrócili się w stronę dość zwyczajnego

[Recenzja] Flower Travellin' Band - "Satori" (1971)

Obraz
Cykl "Trzynastu pechowców" - część 10/13 Japonia już w latach 70. miała bogatą scenę muzyczną. Działało tam wiele zespołów i wykonawców, którzy upodobali sobie sobie przede wszystkim takie gatunki, jak rock czy jazz, we wszystkich chyba odmianach. Niestety, większość z nich ograniczała się do kopiowania wzorców z muzyki północnoamerykańskiej oraz europejskiej, przeważnie nie zbliżając się nawet do poziomu tych najlepszych. Niektórzy jednak próbowali łączyć zachodnie wzorce z elementami japońskich tradycji muzycznych. Do nich właśnie zalicza się grupa Flower Travellin' Band, założona w 1970 roku przez muzyków posiadających już pewne doświadczenie. Głównie w odgrywaniu cudzych kompozycji. Na szybko skompletowany debiut "Anywhere" również składał się praktycznie z samych przeróbek, w tym zupełnie nieodkrywczych wersji "Black Sabbath" Black Sabbath i "21st Century Schizoid Man" King Crimson, czy bluesowego standardu "Louisiana Blues&

[Recenzja] Indian Summer - "Indian Summer" (1971)

Obraz
Cykl "Trzynastu pechowców" - część 9/13 Grupę Indian Summer niewątpliwie można uznać za pechową. Krótka działalność zespołu była pasmem rozczarowań. Brakowało kogoś, kto uwierzyłby w potencjał muzyków i właściwie pokierował ich karierą. Gdy nadarzyła się okazja na podpisanie kontraktu z renomowaną wytwórnią Vertigo Records, menadżer Jim Simpson postanowił dać szansę innym swoim podopiecznym, Black Sabbath (czas pokazał, że była to słuszna decyzja). O Indian Summer nie zapomniał jednak całkowicie. Gdy wystartowała nowa wytwórnia, Neon Records - odpowiedź RCA na Vertigo i Harvest, czyli dedykowane mniej komercyjnej muzyce poddziały Phillips i EMI - Simpson doprowadził do podpisania kontraktu z zespołu. Rzekomo, w tamtym czasie zainteresowana była nim inna wytwórnia, świetnie wówczas prosperująca Chrysalis. Tymczasem Neon okazał się niewypałem. W katalogu nie pojawił się żaden wykonawca, który zapewniłby finansową stabilność. W związku z tym, nagrany w styczniu 1971 roku

[Recenzja] Badger - "One Live Badger" (1973)

Obraz
Cykl "Trzynastu pechowców" - część 8/13 Badger powstał po koniec 1972 roku z inicjatywy grającego na klawiszach Tony'ego Kaye'a oraz basisty Davida Fostera. Pierwszy z nich nieco ponad rok wcześniej wcześniej opuścił grupę Yes, z którym nagrał trzy pierwsze albumy. Drugi także miał z nią powiązania - jest współautorem dwóch utworów z albumu "Time and a Word", w których gościnnie wystąpił (w tytułowym zagrał na gitarze akustycznej, w "Sweet Dreams" udzielał się wokalnie), zaś wcześniej występował z Jonem Andersonem w grupie The Warriors. Do tej dwójki wkrótce dołączył perkusista Roy Dyke, znany z Ashton, Gardner & Dyke. On z kolei ściągnął gitarzystę Briana Parrisha, wcześniej członka Parrish & Gurvitz. Jedne z pierwszych występów Borsuka odbyły się w dniach 15-16 grudnia 1972 roku w londyńskim Rainbow Theatre, w roli supportu Yes. Ówczesna trasa Yes była rejestrowana na potrzeby planowanej koncertówki - wydanej w następnym roku jako

[Recenzja] Message - "From Books and Dreams" (1973)

Obraz
Cykl "Trzynastu pechowców" - część 7/13 Założona w Düsseldorfie pod koniec lat 60. grupa Message nie zdobyła nigdy większego rozgłosu. I to pomimo wydania kilku niezłych płyt oraz wsparcia Dietera Dierksa - producenta i inżyniera dźwięku, który pomógł zaistnieć takim grupom, jak chociażby Ash Ra Tempel, Embryo, Tangerine Dream czy Scorpions. To właśnie dzięki Dierksowi muzycy Message podpisali kontrakt z należącą do Petera Hauke'a wytwórnią Bacillus Records. W tamtym czasie w skład grupy wchodzili aż trzej Brytyjczycy - śpiewający saksofonista i klawiszowiec Tommy McGuigan oraz gitarzyści Allan Murdoch i Billy Tabbert - a także dwóch Niemców, basista Horst Stachelhaus (wcześniej członek Birth Control) i perkusista Gerhard Schaber. Tych właśnie muzyków można usłyszeć na debiutanckim "The Dawn Anew Is Coming" (1972), zawierającym całkiem przyjemną mieszankę psychodelii z elementami hard rocka oraz rocka progresywnego, wyraźnie nawiązującą do twórczości b

[Recenzja] Toad - "Toad" (1971)

Obraz
Cykl "Trzynastu pechowców" - część 6/13 Szwajcarska scena rockowa kojarzy się raczej z ekstremalnym graniem w stylu Celtic Frost czy Coroner. Jednak już w latach 70. działało tam parę ciekawych zespołów, by wspomnieć tylko o psychodeliczno-krautrockowym Brainticket, hardrockowo-bluesowym Toad, czy progresywnych Island i Circus. Pierwsze trzy są zresztą powiązane ze sobą personalnie. Basista Werner Frohlich i perkusista Cosimo Lampis wystąpili na debiutanckim albumie Brainticket, "Cottonwoodhill", jednak nie do końca odpowiadała im stylistyka, więc stworzyli własny zespół, przyjmując nazwę Toad. Składu dopełnili gitarzysta Vittorio "Vic" Vergeat (z pochodzenia Włoch) i wokalista Benjamin Jaeger. Ten ostatni odłączył się wkrótce po nagraniu debiutanckiego albumu i kilka lat później wziął udział w nagraniu jedynego wydawnictwa Island, "Pictures", zawierającego muzykę zbliżoną do dokonań Van der Graaf Generator czy tria Emerson, Lake & Pa

[Recenzja] Night Sun - "Mournin'" (1972)

Obraz
Cykl "Trzynastu pechowców" - część 5/13 Po raz pierwszy w tym cyklu przyjrzymy się wykonawcy nie pochodzącemu z Wielkiej Brytanii, lecz z Niemiec. Na początku lat 70. tamtejsza scena zdominowała była przez ambitne zespoły, przekładające artystyczne ambicje nad sukcesy komercyjne. Pomimo wielu różnic, prasa muzyczna wrzuciła je wszystkie do jednego nurtu, pogardliwie nazwanego krautrockiem. Nie brakowało jednak grup, których nie interesowało eksperymentowanie, lecz naśladowanie anglosaskich twórców z głównego nurtu. Niektórym z nich wychodziło to na tyle dobrze, że przy nieco większym szczęściu, mogłyby zdobyć pewną popularność. Jednym z takich przypadków jest Night Sun. Zespół powstał w 1970 roku na gruzach właśnie rozwiązanej grupy Take Five (nazwanej tak od słynnego jazzowego standardu, napisanego przez Paula Desmonda dla Dave Brubeck Quartet), specjalizującej się w jazzujących przeróbkach rockowych i bluesowych hitów. Nazwa początkowo brzmiała Night Sun Mournin&#

[Recenzja] Leaf Hound - "Growers of Mushroom" (1971)

Obraz
Cykl "Trzynastu pechowców" - część 4/13 Leaf Hound to jeden z tych zespołów, którym nie udało się zdobyć popularności w czasach swojej działalności, a które dziś cieszą się pewną popularnością wśród wielbicieli starego rocka. Historia zespołu sięga 1969 roku, kiedy to w Londynie uformowała się grupa Black Cat Bones. Przez jej skład przewinęło się wielu muzyków, m.in. Paul Kossoff i Simon Kirke, którzy niedługo później połączyli siły z Paulem Rodgersem i Andym Fraserem, tworząc oryginalny skład popularnego Free. Już po ich odejściu, Black Cat Bones nagrał swój debiutancki - i, jak się wkrótce okazało, jedyny - album, "Barbed Wire Sandwich". Wydawnictwo przyniosło materiał bardzo mocno osadzony w bluesie, stylistycznie zbliżony do wspomnianego Free (choć zabrakło równie rozpoznawalnego wokalisty). W 1970 roku tego typu granie zdążyło się już osłuchać publiczności, którą teraz bardziej pociągała ostrzejsza muzyka w stylu Led Zeppelin, Black Sabbath czy Deep Pur

[Recenzja] T2 - "It'll All Work Out in Boomland" (1970)

Obraz
Cykl "Trzynastu pechowców" - część 3/13 T2 to jeden z tych niezliczonych zespołów, które nigdy nie zaznały sławy. A zarazem jeden z nielicznych, który naprawdę miał predyspozycje, by cieszyć się znacznie większym zainteresowaniem. Tworzący go muzycy posiadali wysokie, jak na zespół rockowy, umiejętności wykonawcze, byli też całkiem przyzwoitymi kompozytorami. A grana przez nich muzyka mieściła się mniej więcej w połowie drogi między dwoma popularnymi wówczas stylami: hard rockiem oraz rockiem progresywnym. T2 potrafiło czerpać z obu co najlepsze, jednocześnie nie popełniając częstych w nich błędów. Coś jednak poszło nie tak i zespół w czasie swojej działalności nie został zauważony. Być może przez natłok genialnych wydawnictw, jakie ukazały się na przełomie lat 60. i 70., a może przez podpisanie kontraktu z Decca Records, która słynęła z tłoczenia płyt w dość małych nakładach oraz zaniedbywania promocji swoich podopiecznych.  Zespół T2 pojawił się znikąd, wydał za

[Recenzja] Steel Mill - "Green Eyed God" (1972)

Obraz
Cykl "Trzynastu pechowców" - część 2/13 Niewiele wiadomo o tym brytyjskim zespole. Pojawił się znikąd i równie nagle słuch o nim i tworzących go muzykach zaginął. Na początku lat 70. wydał dwa single, które przeszły zupełnie bez echa. Ich los podzielił jedyny studyjny album, "Green Eyed God", początkowo wydany wyłącznie w Niemczech. Brytyjskie wydanie ukazało się dopiero w 1975 roku, gdy grupa już nie istniała, a jej członkowie definitywnie pożegnali się z muzycznym biznesem (z wyjątkiem basisty Jeffa Wattsa, który przez krótki czas współpracował z równie zapomnianą grupą Design). Można powiedzieć, że zespół miał pecha, nagrywając dla wytwórni, która nie zapewniła mu odpowiedniej promocji. Lecz powód, dla którego Steel Mill nie odniósł sukcesu, może też być zupełnie inny. "Green Eyed God" jest, niestety, albumem spóźnionym o parę lat. Muzycy fajnie mieszają tutaj elementy hard rocka, psychodelii i folku, dodając nawet odrobinę jazzu, ale tego t

[Recenzja] High Tide - "Sea Shanties" (1969)

Obraz
Cykl "Trzynastu pechowców" - część 1/13 W nowym, comiesięcznym cyklu recenzji przyjrzę się wykonawcom, którzy pomimo swojego potencjału i grania w popularnym stylu, nie odnieśli żadnego sukcesu. Nie będzie w nim zatem ani zespołów, których wydawnictwa trafiały na listy sprzedaży, a dopiero z czasem zostali zapomniani (jak np. East of Eden), ani tych, którzy z czasem zyskali wielkie uznanie (jak chociażby The Velvet Underground lub The Stooges), ani tych, których twórczość była zbyt awangardowa / eksperymentalna, by trafić do mainstreamu (jak przedstawiciele sceny Canterbury, krautrocka, zeuhlu czy nurtu Rock in Opposition). W Polsce tego typu muzykę określa się mianem NKR-ów. Jest to skrót od wewnętrznie sprzecznej nazwy Nieznany Kanon Rocka. Oczywiście, o żadnym kanonie nie może być tu mowy. Są to wykonawcy, którym zwykle jednak sporo brakowało do tych czołowych przedstawicieli gatunku. Zdania na temat jakości poszczególnych NKR-ów są mocno podzielone nawet wśród osó