Posty

Wyświetlam posty z etykietą metallica

[Recenzja] Metallica - "72 Seasons" (2023)

Obraz
Z reguły trzymam się z daleka od współczesnych płyt rockowych dinozaurów. Premiera nowego albumu Metalliki to jednak na tyle istotne - bardziej ze względu na towarzyszący hype niż kwestie muzyczne - wydarzenie w mainstreamie, że trudno je zignorować. Najsłynniejszy przedstawiciel metalu nieczęsto wypuszcza nowe tytuły. "72 Seasons" to dopiero jego czwarte duże wydawnictwo w XXI wieku, jeśli pominąć osławione akompaniowanie Lou Reedowi na "Lulu". Inna sprawa, że przynajmniej bez dwóch poprzednich, "Death Magnetic" i "Hardwired… to Self-Destruct", dyskografia amerykańskiego kwartetu spokojnie mogłaby się obejść - muzycy przyjęli tam całkowicie konformistyczną postawę, grając w sprawdzonym, lubianym przez fanów stylu. Także na najnowszym wydawnictwie próbują przekonać słuchaczy, że znów mają po dwadzieścia-parę lat i grają dla młodzieży. Nawet teksty skupiają się na tematyce dojrzewania, co sugeruje już tytuł - chodzi oczywiście o siedemdziesiąt dwi

[Recenzja] Metallica - "Hardwired... to Self-Destruct" (2016)

Obraz
Metallica od dawna polaryzuje słuchaczy. Dla prawdziwych metalowców skończyła się na "Kill 'em All", swoim długogrającym debiucie. No, może na "Ride the Lightning", "Master of Puppets", najdalej na "…And Justice for All". Później były już tylko próby dotarcia do masowego słuchacza, koniunkturalny powrót do korzeni na "Death Magnetic" oraz kompletnie niezrozumiany "Lulu", gdzie kwartet wcielił się w zespół wspierający Lou Reeda, dawnego frontmana The Velvet Underground (bardzo ważna kapela w rozwoju rocka, wstyd nie znać). Ale jest też liczniejsze grono słuchaczy i głównonurtowych krytyków, dla których Metallica to jedna z grup wszech czasów, o której można pisać wyłącznie z pozycji kolan, a jeśli już wykazywać mniejszy entuzjazm, to wyłącznie w stosunku do kontrowersyjnych "St. Anger" i "Lulu". Moje podejście do Metalliki jest zdecydowanie chłodniejsze niż u obu tych grup. Był to ważny zespół w moi

[Artykuł] Najważniejsze utwory Metalliki

Obraz
Dla jednych Metallica to jeden z najważniejszych zespołów metalowych wszech czasów, dla innych - grupa, która dla kasy i sławy zrobi wszystko, nawet nagra kawałek w stylu country (co zresztą zrobiła w 1996 roku, tworząc "Mama Said"). Prawda leży pewnie gdzieś pośrodku, chociaż osobiście skłaniam się ku tej drugiej opcji. Faktem pozostaje jednak, że pięć pierwszych albumów zespołu to klasyka gatunku (metalu oczywiście, nie country), którą każdy powinien znać. O wielkości tych płyt stanowią przede wszystkim utwory znajdujące się na poniższej liście. Z późniejszego okresu zmieściły się tylko dwa utwory. Metallica w pierwszej połowie lat 80.: Kirk Hammett, Cliff Burton, Lars Ulrich i James Hetfield. 1. "The Four Horsemen" (z albumu "Kill 'em All", 1983) Utwór początkowo nosił tytuł "The Mechanix" i należał do repertuaru grupy Panic - Metallica wzięła go na warsztat, gdy dołączył do nich gitarzysta tamtej grupy, a jednocześnie autor

[Recenzja] Metallica - "Beyond Magnetic" EP (2011)

Obraz
Trzy lata po premierze "Death Magnetic" ukazał się suplement do tego albumu. EPka "Beyond Magnetic" to zbiór wcześniej niepublikowanych nagrań, które powstały podczas sesji wspomnianego longplaya. Premiera wydawnictwa nie przypadkiem zbiegła się w czasie z obchodami 30-lecia istnienia Metalliki. Zespół z tej okazji zagrał cztery specjalne koncerty w Fillmore Theatre w San Francisco - odbyły się w dniach 5, 7, 9 i 10 grudnia 2011 roku. Podczas każdego z nich został zagrany premierowo jeden nowy utwór. Następnie jego wersja studyjna była udostępniania do darmowego ściągnięcia. 13 grudnia zupełnie niepodziewanie wszystkie cztery zostały wydane na fizycznym nośniku. Utwory pod względem stylistycznym nawiązują do dokonań zespołu z lat 1984-91. Spokojnie mogłoby zatem znaleźć się na "Death Magnetic". Każdy z nich pasowałby tam bardziej, niż "The Unforgiven III". Rozpoczynający EPkę "Hate Train", zbudowany na świetnym riffie, jest zre

[Recenzja] Metallica - "Death Magnetic" (2008)

Obraz
"Death Magnetic" to pierwszy w karierze Metalliki krok wstecz. Popełniony całkowicie świadomie, z przyczyn merkantylnych. Aby odzyskać zaufanie fanów, stracone po wydaniu "St. Anger", muzycy nagrali album bezpośrednio nawiązujący do najbardziej cenionego okresu swojej działalności (lat 1984-88). "Death Magnetic" jest zatem albumem wymuszonym, nagranym pod publikę, a nie z potrzeby artystycznego wyrazu. Sytuacji na pewno nie ratuje fatalne brzmienie. Zespół nawiązał współpracę z producentem Rickiem Rubinem, jednym z największych winowajców tzw. loudness war . Album jest nagrany tak głośno, że dźwięk został nienaturalnie zniekształcony. Irytujące jest także jego niezmienne natężenie, całkowita kompresja i brak dynamiki. Warto jednak dodać, że istnieje także miks albumu z mniej zniekształconym dźwiękiem, z wersji dołączonej do gry "Guitar Hero III: Legends of Rock", chętnie bootlegowany przez fanów. "Death Magnetic" już samą struk

[Recenzja] Metallica - "St. Anger" (2003)

Obraz
"St. Anger" był nagrywany w trudnym dla zespołu okresie. Nieco wcześniej opuścił go Jason Newsted (podczas sesji zastąpił go producent Bob Rock), a pozostali muzycy byli wyczerpani po latach nadużywania pewnych substancji (co dokładniej zostało omówione w dokumencie "Some Kind of Monster"). W rezultacie powstał album nieprzemyślany, który spotkał się z dość jednoznaczną krytyką. Główne zarzuty, jakie są mu stawiane, to: garażowe brzmienie (zwłaszcza w przypadku perkusji, która brzmi jak walenie w metalowe przedmioty), inspiracja nu metalem (skandowane partie wokalne, brak gitarowych solówek, przeplatanie fragmentów agresywnych z wręcz popowymi), oraz monotonia (utwory trwają średnio po siedem minut, a niewiele się w nich dzieje). Wszystko się zgadza. Sam przez wiele lat należałem do zagorzałych przeciwników tego albumu. Ale po ostatnim przypomnieniu go sobie, zacząłem nieco inaczej na niego patrzeć. Przede wszystkim, nie ma nic złego w tym, że zespół chciał

[Recenzja] Metallica - "S&M" (1999)

Obraz
Trzy dekady po pierwszych próbach łączenia rocka z orkiestrą (m.in. w wykonaniu Deep Purple, Moody Blues, Pink Floyd, Procol Harum), zakończonych niepowodzeniem i dlatego przez wiele lat niekontynuowanych, nastąpiła druga fala podobnych eksperymentów. Dość powszechne jest przekonanie, że zapoczątkowana została przez Metallikę i album "S&M". Jednak w rzeczywistości na pomysł jako pierwsi wpadli muzycy grupy Scorpions. Kilka lat wcześniej nawiązali oni współpracę z Michaelem Kamenem, który miał zająć się zaaranżowaniem partii orkiestry. Kamen szybko jednak zrezygnował z projektu, po czym... zgłosił się do muzyków Metalliki i sprzedał im pomysł połączenia sił z orkiestrą. Scorpionsi ostatecznie zatrudnili innego aranżera i nagrali swój symfoniczny album "Moment of Glory". Wcześniej jednak wydany został metallikowy "S&M", skompilowany z dwóch występów, z 21 i 22 kwietnia 1999 roku w kalifornijskim Berkeley Community Theatre. Zespołowi towarzysz

[Recenzja] Metallica - "Garage Inc." (1998)

Obraz
Metallica przez całą swoją karierę chętnie sięga po cudze kompozycje, zarówno podczas koncertów, jak i nagrywając je w studiu. W końcu uzbierało się ich tyle, że postanowiono skompilować je na jednym wydawnictwie (wcześniej dostępne były wyłącznie na stronach B singli i EPkach). Muzycy na tym jednak nie poprzestali i nagrali jedenaście nowych przeróbek, które wypełniły pierwszy dysk wydawnictwa zatytułowanego "Garage Inc.". Na drugim zebrano piętnaście utworów z lat 1984-96. Nagrania z EPki "The $5.98 E.P.: Garage Days Re-Revisited" i z singli wydanych w latach 80. to hołd dla zespołów, które ukształtowały styl Metalliki. Znajdziemy tu po dwa nagrania hardrockowego Budgie ("Crash Course in Brain Surgery", "Breadfan") i punkrockowego Misfits ("Last Caress" i "Green Hell" połączone w jedno nagranie, zakończone żartobliwym cytatem z "Run to the Hills" Iron Maiden), ale przede wszystkim przeróbki mniej znanych g

[Recenzja] Metallica - "ReLoad" (1997)

Obraz
Zespół zaprzecza, że "ReLoad" to zbiór odrzutów z "Load". Twierdzi, co prostu potrzebował więcej czasu na ich dopracowanie. Co w sumie i tak brzmi jak przyznanie, że to utwory gorszego sortu. Ok, jest tu kilka niezłych momentów. Zwłaszcza na początku albumu. Rozpędzony "Fuel" świetnie sprawdza się na żywo, a "The Memory Remains" jako przebojowy singiel. Szkoda, że drugi z nich spaprano przez dodanie skrzeczącej wokalizy Marianne Faithfull. Bronią się ciężki "Devil's Dance" i grunge'owy "Where the Wild Things Are" z fajną zwrotką w stylu Alice in Chains, ale słabszym refrenem. W finałowym "Fixxxer" pojawiają się nawet sabbathowe riffy, ale ogólnie utwór wydaje się zbyt przekombinowany i chaotyczny. I to by było tyle. Dominują tu zupełnie bezbarwne kawałki, o których zapomina się zaraz po przesłuchaniu ("Better Than You", "Slither", "Carpe Diem Baby, "Bad Seed", "

[Recenzja] Metallica - "Load" (1996)

Obraz
Muzycy Metalliki nie śpieszyli się z nagraniem następcy "Czarnego albumu". Gdy już jednak weszli do studia, nagrali tyle materiału, że wystarczyło go na dwa wypełnione po brzegi longplaye. "Load" to pierwszy z nich. Czternaście utworów i prawie równie osiemdziesiąt minut muzyki. Muzyki, która zdecydowanie nie przypadła do gustu wszystkim, którzy liczyli na powrót do cięższego brzmienia. Zespół postawił na rozwój i kontynuowanie drogi obranej na poprzednim wydawnictwie. Członkowie zespołu chłonęli wszelkie nowości w ciężkim graniu i dlatego wyraźnie słychać tu naleciałości grunge'owe (raczej z okolic Alice in Chains i Soundgarden, niż Nirvany i Pearl Jam) i stonerowe, ale muzycy dali też wyraz swojej fascynacji southern rockiem. Wbrew powszechnym opiniom na albumie nie brakuje ciężaru (choć nie jest to już thrashowy ciężar), czego dowodem takie utwory, jak np. "2 X 4", "The House Jack Built", "King Nothing" i "Cure"

[Recenzja] Metallica - "Metallica" (aka "The Black Album") (1991)

Obraz
Piąty longplay Metalliki - zwyczajowo zwany "Czarnym albumem", gdyż oficjalnego tytułu brak - okazał się punktem zwrotnym w karierze zespołu. Muzycy postanowili całkiem zerwać ze swoimi thrashowymi korzeniami, nagrywając znacznie bardziej przystępny, melodyjny i łagodniejszy album. Nie spodobało się to wielu fanom, którzy w efekcie oskarżali grupę o sprzedanie się i zaczęli ją bojkotować. Nie miało to jednak żadnego znaczenia, bo nowa muzyka - z dużą pomocą medialnej promocji, zwłaszcza w MTV - przyciągnęła nowe, znacznie większe grono odbiorców. Zmiana stylu okazała się strzałem w dziesiątkę nie tylko pod względem komercyjnym. Wpłynęła pozytywnie także na samą muzykę. Poprzedni w dyskografii "...And Justice for All" był świadectwem zagubienia zespołu po śmierci Cliffa Burtona, dobitnie pokazując kompozytorskie braki pozostałych muzyków. Uproszczenie kompozycji okazało się najbardziej logicznym wyjściem z tej sytuacji. Przy okazji ujawnił się talent muzyków

[Recenzja] Metallica - "...And Justice for All" (1988)

Obraz
Album "Master of Puppets" osiągnął spory sukces, czyniąc Metallikę jednym z najbardziej popularnych zespołów metalowych. Potwierdzeniem statusu okazała się możliwość supportowania Ozzy'ego Osbourne'a na jego amerykańskiej trasie. Następnie kwartet udał się do Europy, gdzie grał trasę już jako headliner. Niestety, podczas pobytu w Szwecji doszło do tragicznego wypadku autokaru grupy, w wyniku którego zginął Cliff Burton. Pozostali muzycy postanowili jednak kontynuować karierę, a nowym basistą został Jason Newsted. Pierwszym wydawnictwem z nowym muzykiem była EPka "The $5.98 E.P. / $9.98 CD: Garage Days Re-Revisited", zawierająca wyłącznie przeróbki utworów innych wykonawców, jak Budgie czy Diamond Head, a już rok później ukazał się album z premierowym materiałem, zatytułowany "...And Justice for All". Longplay jest, niestety, wyraźnie słabszy od poprzednich. Wielkim rozczarowaniem okazuje się już samo brzmienie, z suchymi gitarami, płaską p

[Recenzja] Metallica - "Master of Puppets" (1986)

Obraz
Jeden z najsłynniejszych albumów metalowych. Cieszący się uznaniem także wśród osób nie słuchających tak ciężkiej muzyki na co dzień. To dlatego, że "Master of Puppets" to nie tylko metalowe łojenie, ale także przemyślane kompozycje i dobre melodie. Styl zespołu dojrzał, podobnie jak sami muzycy (w końcu zmężniał głos Hetfielda), co słychać nawet w tych bardziej agresywnych utworach. "Master of Puppets" nie wziął się jednak znikąd. Zespół po prostu rozwinął pomysły z poprzedniego longplaya. Nawet struktura albumu jest niemal identyczna. Zwłaszcza pierwsza strona: na otwarcie rozpędzony, agresywny utwór z akustycznym wstępem ("Battery"), potem utwór tytułowy ("Master of Puppets"), następnie bardziej melodyjny kawałek ("The Thing That Should Not Be") i na koniec mocna ballada ("Welcome Home (Sanitarium)"). Każdy z nich brzmi dużo dojrzalej od swojego pierwowzoru. I o ile dwa ostatnie stawiam mniej więcej na równi z ich

[Recenzja] Metallica - "Ride the Lightning" (1984)

Obraz
W ciągu roku, jaki dzieli wydanie "Ride the Lightning" od premiery debiutanckiego "Kill 'em All", muzycy Metalliki poczynili znaczne postępy. Przede wszystkim jako kompozytorzy. Drugi album zespołu brzmi bardziej dojrzale i różnorodnie, choć wciąż słychać tu tę surową prostotę, młodzieńczą energię i mimo wszystko dość infantylną agresję. Na żadnym innym albumie sygnowanym tą nazwą nie ma jednak  tak dobrze wyważonych proporcji pomiędzy tymi elementami. Akustyczny wstęp "Fight Fire with Fire" to tylko zmyłka - dalej zespół gra nawet bardziej zajadle, niż na poprzednim albumie. Utwór tytułowy nie jest dużo łagodniejszy. Oba mogłyby być mocnymi momentami debiutu. Ale już "For Whom the Bell Tolls" zaskakuje pomysłowym wstępem oraz bardziej wyrazistą melodią. Prawdziwym ciosem dla fanów metalowej łupanki okazał się natomiast "Fade to Black" - pierwsza w repertuarze zespołu ballada. Nie żadne tam smęcenie, po prostu bardzo ładny

[Recenzja] Metallica - "Kill 'em All" (1983)

Obraz
Metallica skończyła się na "Kill 'em All" - to zdanie pojawia się praktycznie w każdej dyskusji na temat amerykańskiego zespołu. Faktem jest, że debiutancki album grupy rzeczywiście wyróżnia się na tle jej dyskografii. Już nigdy później muzycy nie grali tak agresywnej i bezkompromisowej muzyki, będącej połączeniem metalowego ciężaru i punkowego tempa. "Kill 'em All" to album, który zapoczątkował nowy styl ciężkiego grania, zwany thrash metalem. Całość aż kipi od młodzieńczej energii, jednak wyraźnie słychać też brak doświadczenia muzyków. Dominuje tu raczej toporne, proste metalowe granie (np. "Hit the Lights", "Motorbreath", "Whiplash"), ze szczeniackim wokalem Jamesa Hetfielda, prymitywną grą na perkusji Larsa Urlicha i chaotycznymi solówkami Kirka Hammeta. Jedynie basista Cliff Burton dysponował nieco większymi umiejętnościami, co najlepiej słychać w jego solowym popisie w pierwszej połowie instrumentalnego "(A