Posty

Wyświetlam posty z etykietą jimi hendrix

[Recenzja] Jimi Hendrix - "Jimi Plays Monterey" (1986)

Obraz
W połowie 1967 roku Jimi Hendrix był już wielką gwiazdą w Wielkiej Brytanii i innych krajach Europy Zachodniej. Tymczasem w Stanach pozostawał postacią praktycznie anonimową. Jedyne wydane na tamtejszym rynku wydawnictwo - singiel z utworami "Hey Joe" i "51st Anniversary" - nie trafiło nawet do notowania. Sytuacja zmieniła się po pierwszym amerykańskim występie tria Experience, 18 czerwca 1967 roku na Monterey Pop Festival (swego rodzaju prekursorze słynniejszego Woodstock Festival). Do udziału zespołu w tym wydarzeniu doszło dzięki wstawiennictwu Paula McCartneya. Organizatorzy liczyli na występ The Beatles, jednak grupa w tym czasie już nie koncertowała. McCartney zaproponował w zamian zespół Hendrixa. Choć trio nie miało dostać za swój udział żadnego wynagrodzenia, ani nie było zaplanowanych innych występów na tamtym kontynencie, muzycy (i menadżer Chas Chandler) postanowili wykorzystać szansę na zdobycie tam popularności. Zespół wyruszył więc do Stanów - za

[Recenzja] Jimi Hendrix - "Nine to the Universe" (1980)

Obraz
Tym razem Alan Douglas naprawdę się postarał. Wygrzebał z archiwum taśmy ze spontanicznymi jamami, które Jimi Hendrix zagrał z różnymi muzykami na przestrzeni 1969 roku. Nagrania zostały na nowo zmiksowane i często drastycznie skrócone, jednak tutaj Douglas zostawił oryginalne partie muzyków towarzyszących Jimiemu. I całe szczęście, bo pełnią oni często tak samo ważną rolę, jak Hendrix, a ich wzajemna współpraca jest głównym atutem w tych improwizacjach. Tytułowy "Nine to the Universe" to prawdopodobnie najstarsze wspólne nagranie Jimiego Hendrixa, Billy'ego Coxa i Buddy'ego Milesa, zarejestrowane 22 maja, na kilka miesięcy zanim muzycy stworzyli trio znane jako Band of Gypsys. Już tutaj słychać potencjał tego składu. Sekcja nie chowa się w tle, tylko wyraźnie zaznacza swoją obecność, jednocześnie dając sporo swobody gitarzyście. W pewnym momencie instrumentaliści zaczynają improwizować wokół motywu, na bazie którego powstała później kompozycja "Message to

[Recenzja] Jimi Hendrix - "Midnight Lightning" (1975)

Obraz
Album "Midnight Lightning" powstał w identyczny sposób, jak wydany parę miesięcy wcześniej "Crash Landing". Producent Alan Douglas zaangażował paru sesyjnych muzyków, by dograli swoje partie do niedokończonych nagrań Jimiego Hendrixa. Tym razem, poza partiami lidera, zostawiono tylko perkusję Mitcha Mitchella w jednym nagraniu. Wszystkie pozostałe ścieżki nagrano na nowo. Ponownie starano się zachować oryginalny klimat nagrań, choć można mieć zastrzeżenia do niektórych pomysłów (jak dodanie nachalnych żeńskich chórków w trzech utworach). W przeciwieństwie do swojego poprzednika, "Midnight Lightning" nie przyniósł wielu nieznanych wcześniej kompozycji. Utwór tytułowy, "Hear My Train a Comin'" i "Machine Gun" były już doskonale znane z koncertowych wykonań, wydanych na oficjalnych albumach. Pod tytułem "Gypsy Boy" kryje się alternatywna, wcześniejsza wersja "Hey Baby (New Rising Sun)", doskonale znanego z &q

[Recenzja] Jimi Hendrix - "Crash Landing" (1975)

Obraz
W połowie lat 70. praktycznie cały nadający się do publikacji materiał Jimiego Hendrixa został już wydany. Pozostały nagrania wątpliwej jakości, czy to w kwestii brzmienia, czy wykonania. Przedstawiciele Reprise Records pragnęli jednak dalej zbijać majątek na kolejnych pośmiertnych wydawnictwach artysty. Zaangażowali więc Alana Douglasa - producenta znanego przede wszystkim z współpracy z muzykami jazzowymi - aby skompilował kolejne wydawnictwo. Douglas, nie mając praktycznie innego wyjścia, zdecydował się na bardzo kontrowersyjne posunięcie: wygrzebanie z archiwum niedokończonych utworów i wzbogacenie ich o zupełnie nowe partie instrumentalne. Do ich nagrania zaangażował muzyków, którzy nigdy nawet nie spotkali Hendrixa, nie mówiąc już o wspólnym graniu. Ich rola polegała nie tylko na dodaniu brakujących lub zastąpieniu nienadających się fragmentów - w większości utworów zostały usunięte oryginalne partie sekcji rytmicznej. Jedynie dwa utwory zostawiono w ich oryginalnej formie

[Recenzja] Jimi Hendrix - "Loose Ends" (1974)

Obraz
Pierwsze trzy pośmiertne albumy Jimiego Hendrixa ze studyjnym materiałem - "The Cry of Love", "Rainbow Bridge" i "War Heroes" - trzymały poziom. To dlatego, że trafiły na nie głównie utwory, które powstawały z myślą o czwartym albumie muzyka i zostały jeśli nie całkiem, to przynajmniej w znacznym stopniu ukończone. Liczba materiału na przyzwoitym poziomie była jednak ograniczona. Nieograniczona była natomiast chciwość właścicieli praw do muzyki Hendrixa. Z czasem zaczęli wygrzebywać z archiwum coraz większe śmieci, byle tylko jeszcze trochę zarobić na martwym artyście. Już na "War Heroes" trafiło parę nagrań niskiej wartości, ale dopiero jego następca - "Loose Ends" - okazał się prawdziwym wysypiskiem śmieci (z paroma rzeczami, które nie powinny tam trafić). Odpowiadający za skompilowanie tego materiału John Jansen nie wyraził zgody na użycie jego nazwiska na okładce (został podpisany jako Alex Trevor). A amerykański i kanadyjski w

[Recenzja] Jimi Hendrix - "War Heroes" (1972)

Obraz
Archiwum z nadającymi się do publikacji studyjnymi nagraniami Jimiego Hendrixa zaczęło się wyczerpywać. "War Heroes" to kompilacja paru znanych już kawałków i studyjnych jamów. W przeciwieństwie do "The Cry of Love" i "Rainbow Bridge", zawierających głównie materiał z ostatniej studyjnej sesji muzyka (odbywającej się latem 1970 roku w jego własnym studio Electric Lady), tym razem sięgnięto po nagrania dokonane na przestrzeni wielu lat. Wykorzystano tu nawet "Highway Chile", nagrany i wydany już w 1967 roku, jako strona B singla "The Wind Cries Mary". Fakt, że utwór nie był wcześniej dostępny w Stanach, a to przecież jedna z najlepszych kompozycji z okresu debiutanckiego albumu Experience. W dodatku na "War Heroes" trafił w zupełnie nowym, stereofonicznym miksie. Są tu tez dwa utwory wydane w kwietniu 1970 roku na singlu (będącym ostatnim wydawnictwem Hendrixa opublikowanym za jego życia). Kawałek "Izabella" za

[Recenzja] Jimi Hendrix - "Rainbow Bridge" (1971)

Obraz
"Rainbow Bridge" to drugi studyjny album pośmiertny Jimiego Hendrixa. Teoretycznie stanowi ścieżkę dźwiękową do tak samo zatytułowanego, koncertowo-dokumentalnego filmu. Podstawą tego filmu jest jednak rejestracja występu z 30 lipca 1970 roku na hawajskiej wyspie Maui. Żaden fragment tego koncertu nie trafił na album. Wypełniają go głównie studyjne nagrania, w większości zarejestrowane w ciągu ostatniego roku życia Hendrixa, gdy muzyk pracował nad swoim czwartym, nieukończonym albumem. Wszystkie kompozycje (z wyjątkiem jednej przeróbki i wydanego już w wersji koncertowej "Room Full of Mirrors") mają tutaj płytową premierę, aczkolwiek większość z nich była już prezentowana na koncertach. Choć wiele utworów, nad którymi Hendrix pracował przed śmiercią, zostało już opublikowane na wydanym parę miesięcy wcześniej "The Cry of Love", "Rainbow Bridge" przynosi sześć kolejnych kompozycji z tego okresu. Utwory "Earth Blues" i "Room F

[Recenzja] Jimi Hendrix - "Isle of Wight" (1971)

Obraz
Niemal równo rok po słynnym występie na festiwalu Woodstock, Jimi Hendrix wziął udział w podobnym wydarzeniu na terenie Wielkiej Brytanii. Odbywający się w dniach 26-31 sierpnia 1970 roku Isle of Wight Festival zgromadził ponad sześćset tysięcy widzów, przed którymi zagrali m.in. Miles Davis, The Who, The Doors, Free, Ten Years After, ale też wykonawcy stojący dopiero u progu sławy, jak Jethro Tull, trio Emerson, Lake & Palmer czy Rory Gallagher (jeszcze nie jako solista, lecz członek Taste). Jednym z najbardziej wyczekiwanych momentów był występ Hendrixa (oraz wspomagających go Billy'ego Coxa i Mitcha Mitchella). Nie wszystko przebiegło jednak zgodnie z planem. Zapowiadany na niedzielny wieczór 30 sierpnia, z powodu poślizgu, rozpoczął się dopiero we wczesnych godzinach rannych w poniedziałek. Zespół był nieprzygotowany, nie odbył wcześniej żadnej próby, a rozdrażnienie Hendrixa (prawdopodobnie nie występującego na czysto) spowodowane licznymi problemami technicznymi i pu

[Recenzja] Jimi Hendrix - "The Cry of Love" (1971)

Obraz
Niewielką ilość albumów wydanych za życia Jimiego Hendrixa rekompensują dziesiątki wydawnictw pośmiertnych. Niepublikowanego wcześniej materiału było pod dostatkiem. Zwłaszcza, że muzyk przed śmiercią intensywnie pracował nad czwartym studyjnym longplayem. W pewnym momencie miał już tyle utworów, że rozważał wydanie kolejnego dwupłytowego, a może nawet trzypłytowego albumu. Wciąż jednak nie był zadowolony z efektów i uparcie rejestrował nowe podejścia, a także poprawiał miksy. W międzyczasie sporo koncertował, co jeszcze bardziej oddalało premierę nowego wydawnictwa. Sytuacja zmieniła się 18 września 1970 roku, gdy Hendrix przedawkował leki nasenne, co doprowadziło do jego śmierci. Nie pozostało nic innego, jak dokończyć album bez niego. Zajęli się tym Mitch Mitchell i inżynier dźwięku Eddie Kramer, którzy od początku byli zaangażowani w projekt. Hendrix już od stycznia 1969 roku planował zatytułować album "First Rays of the New Rising Sun", choć przez chwilę rozważał

[Recenzja] Hendrix - "Band of Gypsys" (1970)

Obraz
Do wydania tego albumu doszło wyłącznie przez niedopatrzenie. W połowie lat 60. Jimi Hendrix podpisał kontrakt z niejakim Edem Chalpinem. Gdy dwa lata później Chas Chandler wykupywał wszystkie zobowiązania gitarzysty, ten już zdążył zapomnieć o tamtej umowie. Nie zapomniał o niej jednak Chalpin, który postanowił upomnieć się o swoje, gdy tylko Hendrix stał się gwiazdą. Po przegranej sprawie sądowej, muzyk został zobligowany do nagrania albumu z premierowym materiałem dla Chalpina. Jimi nie chciał się w to specjalnie angażować, dlatego zdecydował się na wydanie koncertówki zarejestrowanej z efemerycznym zespołem Band of Gypsys. Jego dotychczasowa grupa, The Jimi Hendrix Experience, przestała istnieć parę miesięcy po wydaniu albumu "Electric Ladyland", gdy ze składu odszedł coraz bardziej sfrustrowany Noel Redding. Na jego miejsce Hendrix ściągnął swojego kumpla z wojska, Billy'ego Coxa. W składzie na razie pozostał perkusista Mitch Mitchell. Trio zaczęło pracę nad n

[Recenzja] The Jimi Hendrix Experience - "Electric Ladyland" (1968)

Obraz
Jimi Hendrix nie zamierzał nagrywać następcy "Axis: Bold as Love" w podobnym pośpiechu. Tym razem zamiast jednej, trwającej około miesiąca sesji, odbyło się ich kilka, na przestrzeni nieco ponad roku. Materiał powstawał w lipcu i grudniu 1967 roku, a także w styczniu i od kwietnia do sierpnia 1968 roku. Prace nad albumem przedłużały się z jednej strony przez perfekcjonizm Hendrixa, który objawiał się rejestrowaniem nawet kilkudziesięciu podejść do jednego utworu, a z drugiej strony przez jego niezwykłą płodność artystyczną - napisał tyle utworów, że starczyło ich na album dwupłytowy. Zapewne nie bez znaczenia był też fakt, że podczas tych sesji zaczęło dochodzić do rozłamu pomiędzy członkami Experience. Hendrix był coraz bardziej niezadowolony z gry Noela Reddinga, którego w rezultacie można usłyszeć tylko w pięciu z szesnastu utworów. Ale Mitch Mitchell również nie jest obecny w niektórych kawałkach. Na albumie wystąpiło za to wielu gości, jak Brian Jones z The Rolling

[Recenzja] The Jimi Hendrix Experience - "Smash Hits" (1968)

Obraz
Trzecie długogrające wydawnictwo The Jimi Hendrix Experience to kompilacja. "Smash Hits" ukazał się w kwietniu 1968 roku, niespełna rok po fonograficznym debiucie tria. Trzeba jednak pamiętać, że Hendrix był już wtedy prawdziwą gwiazdą. Szczególnie w Wielkiej Brytanii, gdzie cieszył się wsparciem czołowych muzyków tamtejszej sceny rockowej, w tym członków tych największych grup, jak The Beatles, The Rolling Stones, The Who czy Cream. W czasie wydania tej składanki Experience był wymieniany w jednym szeregu z tamtymi zespołami. Całkiem zresztą zasłużenie. "Smash Hits" - początkowo wydany tylko w Europie - to teoretycznie typowy wypełniacz, mający zapewnić wytwórni zysk w czasie, gdy trio pracowało nad nowym materiałem (a praca ta przeciągała się przez dążenie do perfekcji Hendrixa). W rzeczywistości jednak jest to całkiem pożądane uzupełnienie podstawowej dyskografii (a przynajmniej było takie do czasu wymyślenia reedycji z bonusami). Oprócz czterech utworów z

[Recenzja] The Jimi Hendrix Experience - "Axis: Bold as Love" (1967)

Obraz
Podpisany przez Jimiego Hendrixa kontrakt zakładał wydanie dwóch albumów w 1967 roku. Muzyk chciał mieć to najwidoczniej jak najszybciej z głowy, bo nagrania na drugi longplay rozpoczęły się niedługo po zarejestrowaniu, a jeszcze przed majową premierą "Are You Experienced" (w Stanach wydano go dopiero w sierpniu, po sukcesie występu Experience na Monterey Festival). Debiutancka sesja zakończyła się na początku kwietnia, a już w maju trio Hendrixa wróciło do studia. Przed końcem czerwca materiał był gotowy. Wydanie "Axis: Bold as Love" nieco się opóźniło, gdyż Jimi zostawił w taksówce taśmę z gotowym miksem pierwszej strony albumu, przez co trzeba było ponownie wykonać tę pracę. Udało się jednak wydać longplay przed końcem roku (w Stanach premierę przesunięto na luty 1968 roku, żeby nie robić za wcześnie konkurencji dla wciąż dobrze się sprzedającego debiutu). Zdania na temat drugiego albumu The Jimi Hendrix Experience są podzielone, ale z przewagą pozytywny

[Recenzja] The Jimi Hendrix Experience - "Are You Experienced" (1967)

Obraz
Jimi Hendrix to prawdziwa ikona - muzyki rockowej i całej popkultury. Jeden z najbardziej wpływowych i inspirujących gitarzystów w dziejach. Jego eksperymenty z brzmieniem gitary znacząco wpłynęły na rozwój muzyki rockowej, przyczyniając się do powstania jej cięższych odmian. Choć trzeba pamiętać, że prekursorów było więcej - podobne rzeczy robili w tamtym czasie Eric Clapton (u Johna Mayalla i przede wszystkim z trio Cream) czy Jeff Beck (z The Yardbirds), a Hendrix sam przyznawał się do inspiracji nimi. Na jego status na pewno wpłynęła też przedwczesna śmierć, w momencie, gdy był wciąż u szczytu sławy. Niewątpliwie był jednak bardzo utalentowanym i kreatywnym muzykiem, o czym najlepiej świadczy chyba to, że współpracę z Jimim planował jeden z najwybitniejszych muzyków jazzowych, Miles Davis. O ile jednak sam Hendrix jest ikoną, tak jego twórczość zdaje się nieco ignorowana przez współczesnych słuchaczy. Każdy kojarzy wielki hit "Hey Joe", wielu wielbicieli rocka na p