[Recenzja] Jimi Hendrix - "The Cry of Love" (1971)



Niewielką ilość albumów wydanych za życia Jimiego Hendrixa rekompensują dziesiątki wydawnictw pośmiertnych. Niepublikowanego wcześniej materiału było pod dostatkiem. Zwłaszcza, że muzyk przed śmiercią intensywnie pracował nad czwartym studyjnym longplayem. W pewnym momencie miał już tyle utworów, że rozważał wydanie kolejnego dwupłytowego, a może nawet trzypłytowego albumu. Wciąż jednak nie był zadowolony z efektów i uparcie rejestrował nowe podejścia, a także poprawiał miksy. W międzyczasie sporo koncertował, co jeszcze bardziej oddalało premierę nowego wydawnictwa. Sytuacja zmieniła się 18 września 1970 roku, gdy Hendrix przedawkował leki nasenne, co doprowadziło do jego śmierci. Nie pozostało nic innego, jak dokończyć album bez niego. Zajęli się tym Mitch Mitchell i inżynier dźwięku Eddie Kramer, którzy od początku byli zaangażowani w projekt.

Hendrix już od stycznia 1969 roku planował zatytułować album "First Rays of the New Rising Sun", choć przez chwilę rozważał też tytuł "People, Hell and Angels". Oba zostały później wykorzystane na innych pośmiertnych wydawnictwach. Tymczasem zdecydowano się na tytuł "The Cry of Love" - tak właśnie nazywała się ostatnia trasa Hendrixa (wspieranego przez Mitcha Mitchella i Billy'ego Coxa), podczas której prezentowano zresztą wiele utworów z przygotowywanego albumu. Na longplay trafiły głównie nagrania z sesji trwającej od 16 czerwca do 24 sierpnia 1970 roku w właśnie wybudowanym studiu Hendrixa, Electric Lady w Nowym Jorku. Liderowi towarzyszyli wówczas Mitchell i Cox, przez studio przewinęło się też paru innych muzyków. Nieco wcześniej, bo w grudniu 1969 roku, zarejestrowano podkład utworu "Ezy Ryder" (w tym partię perkusji w wykonaniu Buddy'ego Milesa), do którego podczas wspomnianej wyżej sesji dograno partie solowe i wokalne (w tym chórki Steve'a Winwooda i Chrisa Wooda z Traffic). Za to utwór "My Friend" powstał już w marcu 1968 roku, podczas sesji "Electric Ladyland", w zupełnie innym składzie: Hendrixowi towarzyszą tu Noel Redding, Stephen Stills na pianinie, gitarzysta rytmiczny Kenny Pine, perkusista Jimmy Mayes oraz grający na harmonijce Paul Caruso. Potrzebny był bowiem jakiś wypełniacz, gdyż zdecydowano się nie umieszczać tu utworów "Stepping Stone" i "Izabella", wydanych na singlu w kwietniu 1970 roku, ani studyjnych podejść do kompozycji znanych z "Band of Gypsys", a nagrania "Dolly Dagger" i "Room Full of Mirrors" zostały - zgodnie z sugestią Michaela Jeffreya - odłożone na kolejne pośmiertne wydawnictwo.

Hendrix zdążył zarejestrować wszystkie swoje partie i wziąć udział w miksie niektórych utworów, jednak nie ze wszystkich był w pełni zadowolony. W chwili jego śmierci, utwory były na różnym etapie ukończenia. Jedynie "Ezy Ryder", "Night Bird Flying" i "Straight Ahead" zostały w pełni przez niego zaakceptowane. W przypadku "Freedom", "Astro Man" i "Drifting" planował jeszcze dokonać niewielkich poprawek (ten ostatni chciał wzbogać dodatkową partią gitary lub wibrafonem - Kramer i Mitchell zdecydowali się na to drugie rozwiązanie). "Angel" i "In From the Storm" wciąż były dalekie od ukończenia - ostateczne miksy obu i partia perkusji w pierwszym z nich, zostały przygotowane już po śmierci Hendrixa. A "Belly Button Window" to surowe demo nagrane przez samego Jimiego, które postanowiono zostawić w takiej autentycznej, niedokończonej formie (jest to zresztą ostatnie nagranie, jakiego dokonał w studiu). Nie wiadomo w jakim stopniu ostateczny kształt longplaya pokrywa się z wizją Hendrixa. Jak wiadomo, planował wydanie co najmniej dwupłytowego albumu, tymczasem "The Cry of Love" zawiera niespełna czterdzieści minut muzyki i zmieścił się na jednej płycie winylowej. Wątpliwe jest też, czy chciałby umieścić tutaj odrzut z poprzedniego albumu, który w dodatku został zarejestrowany w zupełnie innym składzie. Dokonałby pewnie jeszcze wielu poprawek w pozostałych utworach.

Z drugiej strony, nie jest wcale pewne, że wizja Hendrixa byłaby lepsza. Już raz popełnił błąd, wydając album dwupłytowy (a tamten materiał miał kilka wybitnych momentów, których tutaj brakuje). Tymczasem Kramer i Mitchell wykonali kawał naprawdę dobrej roboty, jeśli chodzi o wybór i - gdzie było potrzebne - dokończenie utworów. "The Cry of Love" brzmi jak przemyślany, pełnoprawny album. Dominują na nim energetyczne, autentycznie przebojowe kawałki w rodzaju bluesrockowych "Freedom" i "Ezy Rider", brzmiącego jak zelektryfikowane country "Night Bird Flying", funkowego "Straight Ahead" (wykonywanego już w czasach Band of Gypsys) i najbardziej hardrockowego "In From the Storm". Pomiędzy nimi znajdują się dwie urocze ballady, "Drifting" i "Angel", a także przypomnienie o psychodelicznych korzeniach w postaci "Astro Man". W klimat całości całkiem nieźle wpasował się pubowy, luzacki "My Friend". Podobnie jak i surowy, akustyczny blues "Belly Button Window". Trudno zresztą wyobrazić sobie lepsze zakończenie tego albumu, niż ostatnie studyjne, a do tego w pełni solowe, niemalże intymne nagranie Jimiego Hendrixa.

"The Cry of Love" to naprawdę przyjemny, sprawnie skompilowany album. Zdecydowanie najlepsze z pośmiertnych studyjnych wydawnictw Jimiego Hendrixa. Najbardziej spójne, z najrówniejszym materiałem, który przynajmniej częściowo został przez niego zaakceptowany. A jednak brakuje tu jakiś naprawdę wybitnych momentów, przez co "The Cry of Love" ustępuje wszystkim czterem albumom wydanym za życia Hendrixa. 

Ocena: 7/10



Jimi Hendrix - "The Cry of Love" (1971)

1. Freedom; 2. Drifting; 3. Ezy Ryder; 4. Night Bird Flying; 5. My Friend; 6. Straight Ahead; 7. Astro Man; 8. Angel; 9. In From the Storm; 10. Belly Button Window

Skład: Jimi Hendrix - wokal i gitara, pianino (1); Billy Cox - gitara basowa (1-4,6-9); Mitch Mitchell - perkusja (1,2,4,6-9); Buddy Miles - perkusja (3); Noel Redding - gitara basowa (5)
Gościnnie: Juma Sultan - instr. perkusyjne (1,7); Albert Allen i Arthur Allen - dodatkowy wokal (1); Buzzy Linhart - wibrafon (2); Billy Armstrong - instr. perkusyjne (3); Steve Winwood i Chris Wood - dodatkowy wokal (3); Kenny Pine - gitara (5); Jimmy Mayes - perkusja (5); Stephen Stills - pianino (5); Paul Caruso - harmonijka (5); Emeretta Marks - dodatkowy wokal (9)
Producent: Jimi Hendrix, Eddie Kramer i Mitch Mitchell


Komentarze

  1. Brakuje wielu innych znakomitych utworów z tego okresu jak Stepping Stone czy Room Full Of Mirrors. Chyba celowo ich nie wydano aby wydać je na kolejnej pośmiertnej kompilacji. Od tej płyty wolę The First Rays... gdzie wszystkie te utwory umieszczono. Muzyka bardziej zwarta i mniej psychodeliczna niż na Electric Ladyland. Przepiękne zadumane Drifting zawsze mnie rozwala.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Pearl Jam - "Dark Matter" (2024)

[Recenzja] ||ALA|MEDA|| - "Spectra Vol. 2" (2024)

[Recenzja] Santana - "Welcome" (1973)

[Recenzja] Van der Graaf Generator - "The Least We Can Do Is Wave to Each Other" (1970)

[Recenzja] Death - "Human" (1991)