[Recenzja] Hendrix - "Band of Gypsys" (1970)



Do wydania tego albumu doszło wyłącznie przez niedopatrzenie. W połowie lat 60. Jimi Hendrix podpisał kontrakt z niejakim Edem Chalpinem. Gdy dwa lata później Chas Chandler wykupywał wszystkie zobowiązania gitarzysty, ten już zdążył zapomnieć o tamtej umowie. Nie zapomniał o niej jednak Chalpin, który postanowił upomnieć się o swoje, gdy tylko Hendrix stał się gwiazdą. Po przegranej sprawie sądowej, muzyk został zobligowany do nagrania albumu z premierowym materiałem dla Chalpina. Jimi nie chciał się w to specjalnie angażować, dlatego zdecydował się na wydanie koncertówki zarejestrowanej z efemerycznym zespołem Band of Gypsys.

Jego dotychczasowa grupa, The Jimi Hendrix Experience, przestała istnieć parę miesięcy po wydaniu albumu "Electric Ladyland", gdy ze składu odszedł coraz bardziej sfrustrowany Noel Redding. Na jego miejsce Hendrix ściągnął swojego kumpla z wojska, Billy'ego Coxa. W składzie na razie pozostał perkusista Mitch Mitchell. Trio zaczęło pracę nad nowym studyjnym materiałem, a w sierpniu 1969 roku, wsparte przez kilku dodatkowych muzyków, dało słynny występ na Woodstock Festival. Jakiś czas potem ze składu odszedł Mitchell, a jego miejsce zajął Buddy Miles, który już wcześniej grywał z Hendrixem, a nawet zagrał w dwóch utworach na "Electric Ladyland". W ten sposób powstało trio Band of Gypsys, które zadebiutowało serią występów w nowojorskim Fillmore East. W dniach 31 grudnia 1969 i 1 stycznia 1970 roku odbyły się po dwa występy, w trakcie których zaprezentowano głównie premierowy repertuar, unikając popularnych utworów z czasów Experience. Fragmenty obu występów z drugiego dnia zostały wydane na albumie zatytułowanym po prostu "Band of Gypsys".

Nowe trio składało się wyłącznie z czarnoskórych muzyków, co znacząco wpłynęło na charakter granej przez nie muzyki. Już w otwierającym album "Who Knows" słychać zupełnie inne podejście sekcji rytmicznej. Cox i Miles grają zdecydowanie intensywniej, gęściej, odwołując się do afroamerykańskiej tradycji muzycznej: bluesa, jazzu i przede wszystkim funku. A przy tym nie ograniczają się do roli akompaniatorów dla lidera, lecz niemal rywalizują z nim o pierwszeństwo. A wszyscy są w doskonałej formie. Słychać tu doskonałą interakcję, jakiej brakowało w poprzednim trio. Buddy Miles wzbogacił też warstwę wokalną swoim wysokim, soulowym głosem, ciekawie kontrastującym z niższym śpiewem Hendrixa. Kolejny utwór, "Machine Gun", to największy popis tego składu. Swobodnie zagrany, ciężki blues, z porywającymi solówkami lidera, potężną grą sekcji rytmicznej, a także interesującym fragmentem z gitarowo-perkusyjnym imitowaniem karabinu maszynowego (ciekawe, czy inspiracją był tu album "Machine Gun" Petera Brötzmanna, na którym lider imituje karabin za pomocą saksofonu, czy obaj artyści wpadli na podobny pomysł niezależnie?). To jeden z najwspanialszych protest-songów przeciwko wojnie w Wietnamie, choć tak wiele w tamtym czasie ich powstało. Oba utwory zostały zarejestrowane podczas trzeciego występu.

Druga stronę winylowego wydania wypełniają natomiast cztery krótsze utwory, nagrane podczas ostatniego występu. Skomponowane i zaśpiewane przez perkusistę "Changes" i "We Gotta Live Together" jeszcze mocniej nawiązują do afroamerykańskich tradycji, nie tylko za sprawą soulowych partii wokalnych, ale też bardzo funkowej gry sekcji rytmicznej. Nie brakuje tu jednak rockowego czadu, za który odpowiadają gitarowe popisy Hendrixa. Te ostatnie dominują w "Power of Soul" i "Message to Love", choć i tutaj nie brakuje gęstego, funkowego pulsu, soulowych chórków oraz fantastycznej interakcji pomiędzy całym składem. I to wszystko. Z czterech występów wybrano jedynie czterdzieści pięć minut muzyki, choć spokojnie można było wydać album dwupłytowy. W dodatku całość została przygotowana do wydania nieco niechlujnie - na okładce część tytułów została zapisana błędnie (patrz niżej), a w "We Gotta Live Together" słychać wyraźne cięcie w miejscu usuniętego fragmentu. Sama muzyka jest jednak naprawdę porywająca. Nowa sekcja rytmiczna doskonale się sprawdziła, interesująco wzbogacając muzykę Hendrixa. Muzycy na scenie rozumieli się fantastycznie, dzięki czemu w ich grze słychać prawdziwą interakcję, a nie solistę z akompaniatorami. A zaproponowana przez trio fuzja funku, bluesa i hard rocka do dziś brzmi świeżo.

W 1986 roku ukazał się album "Band of Gypsys 2". Wbrew tytułowi, tylko połowa zawartych na nim nagrań została zarejestrowana przez ten skład: porywający blues "Hear My Train a Comin'" (z pierwszego występu w Fillmore East) oraz "Foxy Lady" i przeróbka soulowego przeboju "Stop" (oba z trzeciego występu). Wszystkie trzy nagrania można znaleźć na niektórych kompaktowych wznowieniach "Band of Gypsys". Warto też wspomnieć o wydanym w 1999 roku "Live at the Fillmore East", na którym znalazł się obszerny, ale wciąż niekompletny wybór utworów ze wszystkich czterech występów (w tym inne wykonania "Who Knows", "Machine Gun" i "Changes", plus już znane "Power of Soul", "Hear My Train a Comin'", "Stop" i "We Gotta Live Together", choć ten ostatni w końcu w pełnej wersji).

Publiczność nie najlepiej przyjęła nowe trio, prawdopodobnie rozczarowana nieuwzględnieniem w repertuarze wielu hitów, które zastąpiono zupełnie nowym materiałem. Band of Gypsys powrócił na scenę pod koniec stycznia 1970 roku. Występ okazał się jednak kompletną klapą, gdyż Hendrix wyszedł na scenę naćpany. Popularna teoria głosi, że jego ówczesny menadżer, Michael Jeffery, celowo podał mu LSD przed koncertem, aby doprowadzić do rozpadu tego składu i powrotu Experience, na który liczyło wielu fanów. Jeśli to prawda, to odniósł jedynie połowiczny sukces: Band of Gypsys się rozpadł, Mitch Mitchell wrócił na swoje miejsce, ale posadę basisty zachował Billy Cox. Szkoda, że skład z Buddym Milesem nie przetrwał dłużej, bo było to zdecydowanie najmocniejsze trio Hendrixa.

Ocena: 10/10



Hendrix - "Band of Gypsys" (1970)

1. Who Knows; 2. Machine Gun; 3. Changes; 4. Power of Love; 5. Message of Love; 6. We Gotta Live Together

Skład: Jimi Hendrix - gitara, wokal (1,2,4,5), dodatkowy wokal (6); Billy Cox - gitara basowa, dodatkowy wokal (6); Buddy Miles - perkusja, wokal (1-3,6), dodatkowy wokal (4,5)
Producent: Jimi Hendrix


Komentarze

  1. "Who Knows" i "Machine Gun" w tutejszym wykonaniu są perfekcyjne i rekompensują brak sensownych wersji studyjnych.
    "Who Knows" jest jednocześnie luzacki i niepokojący i do tego brzmienie jest na tyle przyjemne że gdyby nie owacje widzów to ten utwór mógłby być umieszczony na albumie studyjnym.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zdecydowanie na dobre wyszla zmiana basisty! We Gotta Live Together to pierwszy utwór Hendrixa który usłyszałem w radiu jako nastolatek. Zrobil wrażenie. Machine Gun jak dla mnie za długi i za ciężki. Za to Power Of Soul- rewelacja. Podobnie tutejszą wersją Message Of Love. Szkoda ze materiał na tej płycie został pocięty przez wydawcę. I oczywiście wielu utworów nie wydano na nim wcale zachowują na później.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Pearl Jam - "Dark Matter" (2024)

[Recenzja] ||ALA|MEDA|| - "Spectra Vol. 2" (2024)

[Recenzja] Death - "Human" (1991)

[Recenzja] Santana - "Welcome" (1973)

[Recenzja] Van der Graaf Generator - "The Least We Can Do Is Wave to Each Other" (1970)