[Recenzja] David Crosby - "If I Could Only Remember My Name" (1971)

David Crosby - If I Could Only Remember My Name


Coś jest we stwierdzeniu, że znani muzycy umierają seriami. Niedługo po Jeffie Becku zawinął się David Crosby. Gimby nie znają - co najwyżej kojarzą jego niepochlebne opinie na temat Van Halena i Iron Maiden - a był to przecież jeden z najważniejszych muzyków pokolenia wczesnych boomerów. Karierę zaczynał w The Byrds, niepozornej grupie, która wynalazła folk rock, jangle pop i psychodelię. To właśnie Crosby, wespół z Gene'em Clarkiem i Jimem McGuinnem, skomponował "Eight Miles High", najprawdopodobniej pierwszy psych-rockowy kawałek, chętnie interpretowany później przez jazzmanów. Drogi artysty i The Byrds rozeszły się niedługo póżniej. Jednym z powodów było odrzucenie przez pozostałych muzyków kompozycji "Triad" z odważnym, jak na tamte czasy, tekstem o miłosnym trójkącie. Kawałek trafił jednak do repertuaru Jefferson Airplane. Crosby tymczasem połączył siły ze Stephenem Stillsem i Grahamem Nashem. Eponimiczny debiut tria przyniósł kolejną słynną kompozycje muzyka, "Guinnevere", którą później interpretował po swojemu sam Miles Davis. Legenda głosi, że trębacz wykopał ze swojego domu Crosby'ego, gdy ten stwierdził, że nie słyszy podobieństwa tej przeróbki do pierwowzoru.

Na swoim drugim albumie Crosby, Stills & Nash połączyli siły z Neilem Youngiem. "Déjà vu" odniósł jeszcze większy sukces komercyjny od debiutu. Wtedy pojawił się pomysł, aby korzystając z zainteresowania każdy z muzyków przygotował własny album. Tak doszło do nagrania "After the Gold Rush" Younga, "Songs for Beginners" Nasha, wiadomo czyjego "Stephen Stills" oraz "If I Could Only Remember My Name" bohatera tego tekstu. Crosby zebrał tutaj fantastyczny skład, złożony z czołowych przedstawicieli ówczesnej sceny kalifornijskiej. W nagraniach udział wzięli m.in. Graham Nash, Neil Young, Joni Mitchell, a także Jerry Garcia, Phil Lesh, Mickey Hart i Bill Kreutzmann z Grateful Dead, Jorma Kaukonen, Jack Casady, Paul Kantner i Grace Slick z Jefferson Airplane, Gregg Rollie i Michael Shrieve z grupy Santana czy David Freiberg z Quicksilver Messenger Service. Większość materiału lider skomponował samodzielnie, otrzymując wsparcie od Younga i Nasha w "Music Is Love" oraz Garcii, Lesha, Shrieve'a i Younga w "What Are Their Names". Akurat tych dwóch kawałków nie odsłuchacie w serwisie Spotify - zniknęły razem z całym katalogiem Neila Younga, który nie życzył sobie być na platformie, która dopuszcza podcasty o tematyce antyszczepionkowej. Na podobny krok zdecydowała się Mitchell, ale jeden z dwóch kawałków z jej chórkami wciąż jest dostępny do odsłuchu.

Lista gości daje niezły pogląd na to, jakiej muzyki spodziewać się po tym albumie. Wypełnia go dziewięć bezpretensjonalnych, lekkich piosenek w klimacie późnych lat 60. we słonecznej Kalifornii. Najczęściej jest to akustyczne, pastoralne granie bliskie folku i country, jak w "Laughing" i "Song with No Words" - napisanych jeszcze z myślą o CSN&Y i tak właśnie brzmiących - albo w zbliżonym do nich "Music Is Love" czy bardzo ascetycznej interpretacji tradycyjnej piosenki "Orléans". Znajdziemy tu jednak także odrobinę ostrzejsze, bluesujące "Cowboy Movie" i "What Are Their Names", oniryczną, psychodeliczno-jazzującą balladę "Tamalpais High" czy zaśpiewany a capella "I'd Swear There Was Somebody Here". Można powiedzieć, że to takie podsumowanie wszystkiego, co Crosby i jego goście, może za wyjątkiem muzyków Santany, robili przez kilka ostatnich lat - przynajmniej w studiu, bo na koncertach był znacznie większy odlot. Album jest zatem świetnym dokumentem pewnego okresu, ale już w chwili wydania brzmiał trochę jak z innej epoki, co chętnie wypominało mu wielu krytyków w popremierowych recenzjach. Być może dlatego swój kolejny autorski longplay David Crosby nagrał dopiero dwie dekady później. "If I Could Only Remember My Name" doczekał się jednak większego uznania już w XXI wieku, regularnie pojawiając się na różnych rankingach najlepszych płyt.

Ocena: 8/10



David Crosby - "If I Could Only Remember My Name" (1971)

1. Music Is Love; 2. Cowboy Movie; 3. Tamalpais High (At About); 4. Laughing; 5. What Are Their Names; 6. Traction in the Rain; 7. Song with No Words (Tree with No Leaves); 8. Orléans; 9. I'd Swear There Was Somebody Here

Skład: David Crosby - wokal i gitara; Neil Young - gitara (1,5), gitara basowa (1), wibrafon (1), kongi (1), wokal (1,5); Graham Nash - gitara i wokal (1,3,4-7); Jerry Garcia - gitara (2,3-5,7), wokal (5); Phil Lesh - gitara basowa (2-5), wokal (5); Mickey Hart - perkusja (2); Bill Kreutzmann - instr. perkusyjne (2), perkusja (3,4); Jorma Kaukonen - gitara (3,7); Joni Mitchell - wokal (4,5); Michael Shrieve - perkusja (5,7); David Freiberg, Paul Kantner, Grace Slick - wokal (5); Laura Allan - cytra i wokal (6); Gregg Rolie - pianino (7); Jack Casady - gitara basowa (7)
Producent: David Crosby


Komentarze

  1. Kurcze, zachęcony recenzją stwierdziłem, że sprawdzę ten album, bo już od dłuższego czasu się i tak za niego zabierałem. Jest w tym graniu coś naprawdę cudownego - ta wypunktowana przez ciebie lekkość i bezpretensjonalność nadają całości tak świetnego klimatu, że aż chce się tego słuchać. Nigdy się jakoś nie wkręcałem w te amerykańskie klimaty psychodeliczno-folkowe, a chyba najwyższą pora, bo sama atmosfera tego albumu jest po prostu tak ciepła i urocza, że aż mam ochotę na więcej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Płytę nabyłem kilka miesięcy temu. Bardzo ostatnio mi podchodzi takie amerykańskie granie psychodeliczno - folkowe. Słuchaczom którym spodoba sie ta płyta polecam debiut duetu Graham Nash i David Crosby a także ich drugie wydawnictwo ,,Wind of the Water "

      Usuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Death - "Human" (1991)

[Recenzja] Republika - "Nowe sytuacje" (1983) / "1984" (1984)

[Recenzja] Present - "This Is NOT the End" (2024)

[Zapowiedź] Premiery płytowe kwiecień 2024

[Recenzja] Extra Life - "The Sacred Vowel" (2024)