[Recenzja] Chico Freeman - "The Outside Within" (1981)

Chico Freeman - The Outside Within


Można polemizować, który album Chico Freemana zasługuje na tytuł tego najlepszego. "The Outside Within" to jeden z najbardziej prawdopodobnych zwycięzców w takim ewentualnym sporze. I mój osobisty faworyt. Album stanowi potwierdzenie instrumentalnego oraz kompozytorskiego kunsztu tego nieco zapomnianego saksofonisty, wspieranego tu przez trzech innych mocarzy: pianistę Johna Hicksa, basistę Cecila McBee oraz bębniarza Jacka DeJohnette'a. Materiał musiał swoje odczekać, zanim trafił do odbiorców - nagrania odbyły się w 1978 roku, a płytowa premiera dopiero w 1981. Za to, w przeciwieństwie do wielu innych wydawnictw na labelu India Navigation, doczekał się kompaktowych wznowień i obecności w streamingu. Przy okazji poprawiono jedną z nielicznych wad oryginału, czyli kolejność utworów.

W przypadku pierwotnego wydania winylowego ograniczenia czasowe tego formatu wymusiły umieszczenie na jednej stronie najdłuższej, blisko dwudziestominutowej kompozycji "Undercurrent", podpisanej przez McBee, a na drugiej trzech krótszych utworów autorstwa lidera. Na wznowieniach postanowiono przesunąć oryginalnie otwierające stronę B nagranie "The Search" na sam początek albumu. Był to strzał w dziesiątkę, gdyż utwór wprost doskonale sprawdza się w roli rozbudowanego, siedmiominutowego wstępu, perfekcyjnie podkręcając napięcie. Zaczyna się od posępnych dźwięków klarnetu basowego Freemana, do którego dołączają swobodne partie pozostałych muzyków. Pod koniec trzeciej minuty miejsce klarnetu zajmuje melodyjne solo saksofonu tenorowego, z bardziej już ułożonym akompaniamentem. Ta część ma świetny klimat nocnego klubu z jazzem na żywo, gdzieś w Nowym Jorku lat 50. Pod koniec utwór nabiera zaś fantastycznej energii, a rozpoczynające ten finał wejście saksofonu to jeden z najpiękniejszych momentów tak późnego jazzu.

Najważniejszym utworem na płycie wydaje się jednak wspomniany już "Undercurrent", gdzie muzycy od początku do końca grają w nieskrępowany, choć zdyscyplinowany sposób. Znaczna część nagrania opiera się na chwytliwym ostinato McBee, świetnie obudowanym przez Hicksa i DeJohnette'a, tworząc akompaniament dla znakomitych popisów Freemana, który płynnie przechodzi od melodyjnych partii do freejazzowych przedęć. Sekcja rytmiczna także dostaje tu nieco czasu do zaprezentowania swoich możliwości - czysto w postaci indywidualnych solówek, czy bardziej kolektywnych momentów, jak np. wtedy, gdy w siódmej minucie cała trójka zaczyna swingować w bardzo klasyczny sposób, podczas gdy lider gra jedną z agresywniejszych solówek. Dwa pozostałe utwory już się nie zbliżają do poziomu dwóch pierwszych, choć to wciąż całkiem udane granie. W "Luna" uwagę zwraca pierwsza połowa, z dość mechaniczną sekcją rytmiczną, jakby imitującą pracę fabryki - szkoda tylko, że saksofon nie podejmuje tego wyzwania, lecz zdaje się grać niezależnie od reszty zespołu, a przy tym bardziej konwencjonalnie.  "Ascent" to z kolei bardziej żywiołowe nagranie, kierujące się zdecydowanie w stronę free, gdzie pozornie oderwane od siebie partie instrumentalistów wypadają bardziej przekonująco.

"The Outside Within" niewątpliwie zasługuje na zaliczenie w poczet najlepszych jazzowych płyt z lat 80. Nie jest to wprawdzie szczególnie odkrywcze granie, lecz wykonanie i kompozycje - szczególnie dwa pierwsze utwory - stoją na naprawdę wysokim poziomie. Jest to też jeden z tych albumów, do których wracam z autentyczną przyjemnością.

Ocena: 8/10



Chico Freeman - "The Outside Within" (1981)

1. Undercurrent; 2. The Search: 3. Luna; 4. Ascent

Skład: Chico Freeman - saksofon tenorowy, klarnet basowy; John Hicks - pianino; Cecil McBee - kontrabas; Jack DeJohnette - perkusja
Producent: Bob Cummins


Komentarze

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Pearl Jam - "Dark Matter" (2024)

[Recenzja] Maruja - "Connla's Well" (2024)

[Recenzja] Oren Ambarchi / Johan Berthling / Andreas Werliin - "Ghosted II" (2024)

[Recenzja] Cristóbal Avendaño & Silvia Moreno - "Lancé esto al otro lado del mar" (2024)

[Recenzja] Kin Ping Meh - "Kin Ping Meh" (1972)