Posty

[Recenzja] Led Zeppelin - "Led Zeppelin IV" (1971)

Obraz
Czwarty album Led Zeppelin (powszechnie znany jako "Led Zeppelin IV", choć oficjalnego tytułu brak) jest naznaczony czymś, co można nazwać syndromem wielkiego przeboju. Dany album oceniany jest pozytywnie przez pryzmat jednego utworu i uznawany dzięki niemu za największe dokonanie danego wykonawcy. Tak też jest w przypadku "Czwórki". Ogromna popularność "Stairway to Heaven" (którego nawet nie wypuszczono na singlu, z obawy przed okaleczeniem go wersją "radiową") sprawiła, że to właśnie ten longplay jest zwykle wymieniany w przeróżnych "profesjonalnych" zestawieniach jako najwspanialsze dzieło Led Zeppelin. Choć nie jest ani najrówniejszym, ani najbardziej nowatorskim/wpływowym dokonaniem zespołu. Inna sprawa, że "Stairway to Heaven" to faktycznie wybitne osiągnięcie w kategorii mainstreamowego rocka. Utwór wspaniale się rozwija, od balladowego początku do hardrockowego finału, zachwycając przepiękną melodią i urozmaicon

[Recenzja] Led Zeppelin - "Led Zeppelin III" (1970)

Obraz
Na przełomie lat 60. i 70. bluesrockowa formuła była już praktycznie wyczerpana. Pociągnęło to za sobą wiele konsekwencji. Rozpadł się Cream (co prawda z przyczyn personalnych), a niejako na jego miejsce powstał bardziej eklektyczny Blind Faith. Jimi Hendrix na kilkanaście miesięcy przed śmiercią zwrócił się w stronę bardziej funkowego grania, planował też współpracę z Milesem Davisem. Nawet tacy, jak się wydawało, tradycjonaliści, jak John Mayall i Fleetwood Mac, zaczęli eksperymentować z innymi stylami. Tymczasem w siłę rosła scena hardrockowa. Po debiucie Black Sabbath i wydaniu "In Rock" przez Deep Purple, Led Zeppelin nie był już najciężej brzmiącym zespołem rockowym. Muzycy zostali postawieni pod ścianą. I znaleźli rozwiązanie - zamiast konkurować z innymi, postanowili pójść w nieco innym kierunku. W połowie 1970 roku, Jimmy Page i Robert Plant zamieszkali na pewien czas w walijskiej chacie z XVIII wieku, nieposiadającej dostępu do bieżącej wody ani elektrycznośc

[Recenzja] Led Zeppelin - "Led Zeppelin II" (1969)

Obraz
Wkrótce po wydaniu debiutanckiego albumu, muzycy Led Zeppelin zabrali się za przygotowanie kolejnego wydawnictwa. Longplay zdążył się ukazać jeszcze w tym samym roku 1969. Mimo tego, słychać tu pewien postęp. Na "Dwójce" zespół zaczyna powoli odchodzić od swoich bluesowych korzeni, na rzecz stuprocentowego hard rocka. Utwory w rodzaju "Whole Lotta Love", "Heartbreaker", "Living Loving Maid (She's Just a Woman)" i "Moby Dick" porażają potężną dawką energii, ciężkim brzmieniem i rewelacyjnymi riffami. Ale zespół nie ogranicza się tylko do prostego czadowania, bo w takim "Whole Lotta Love" znalazł się także bardziej eksperymentalny fragment z wykorzystaniem thereminu i możliwości stereofonicznego miksu. Na albumie nie brakuje łagodniejszych momentów, czego przykładem bardziej piosenkowe "Ramble On" i "Thank You", w których pojawia się brzmienie gitary akustycznej (i elektrycznych organów w tym dr

[Recenzja] Led Zeppelin - "Led Zeppelin" (1969)

Obraz
Debiutancki album Led Zeppelin zmienił oblicze muzyki rockowej. Co prawda, pod względem stricte muzycznym mamy tutaj do czynienia właściwie z typowym dla drugiej połowy lat 60. blues rockiem, ale brzmieniowo jest to już zupełnie nowa jakość. Zespół nie zdecydował się zatrudniać producenta z zewnątrz - wszystkim osobiście zajął się Jimmy Page, który w ciągu kilku lat pracy jako muzyk sesyjny nauczył się sporo o pracy w studiu. Zdobyte doświadczenie pomogło mu stworzyć wyjątkowo ciężkie, jak na tamte czasy, brzmienie. Szczególnie potężnie brzmi tutaj perkusja, nagrywana w zupełnie innowacyjny sposób (m.in. za pomocą mikrofonów umieszczonych wewnątrz bębnów). Zespół powstał latem 1968 roku, gdy Page został jedynym członkiem The Yardbirds. Po dodaniu nowych muzyków - wokalisty Roberta Planta, basisty Johna Paula Jonesa i perkusisty John Bonhama - zespół przyjął nazwę New Yardbirds, szybko zmienioną na Led Zeppelin. Już we wrześniu rozpoczęły się nagrania na debiutancki album. Muzy

[Recenzja] Witchcraft - "The Alchemist" (2007)

Obraz
Od dobrych paru lat w muzyce rockowej panuje moda na granie retro. Nowe zespoły, zamiast próbować czegoś nowego i tworzyć swój oryginalny styl, imitują muzykę sprzed wielu lat. Na celownik biorą zwykle przełom lat 60. i 70., a swoje inspiracje ograniczają przeważnie do dwóch czy trzech zespołów, starając się jak najwierniej oddać nie tylko ich styl, ale i brzmienie. Jednym z takich zespołów jest szwedzki Witchcraft. W związku ze zbliżającą się premierą nowego albumu - zaplanowanego na 21 września "Legend" - postanowiłem przypomnieć dotychczasową karierę grupy. Powstała na początku XXI wieku roku z inicjatywy śpiewającego gitarzysty Magnusa Pelandera i początkowo miała być jednorazowym projektem. Muzyk chciał jedynie zarejestrować singiel, na którym odda hołd swoim największym idolom. Jednym z nich był Bobby Liebling z Pentagram i innych około-doomowych projektów, drugim - Roky Erickson, niegdysiejszy członek pionierów rocka psychodelicznego, The 13th Floor Elevators; swo

[Recenzja] AC/DC - "Black Ice" (2008)

Obraz
Po ośmiu latach od wydania beznadziejnego "Stiff Upper Lip", AC/DC wróciło z nowym albumem, który okazał się kolejnym wielkim sukcesem. Pamiętam, jak stacje radiowe do znużenia katowały singlowy "Rock 'n' Roll Train", choć to tylko kolejny bardzo typowy dla grupy kawałek, do tego dość nachalnie kojarzący się z "Highway to Hell". Na "Black Ice" jest, oczywiście, pod dostatkiem takich schematycznych nagrań. Album zawiera w sumie piętnaście utworów, co w przypadku tak jednostajnej muzyki jest totalnym przegięciem. Na szczęście, znajdziemy tu też parę smaczków, na które trzeba jednak poczekać do drugiej połowy płyty. W "Decibel" i "Stormy May Day" pojawiają się zupełnie niespodziewane urozmaicenia wokalne - na początku pierwszego i końcu drugiego Brian Johnson śpiewa niższym głosem! I od razu brzmi nieporównywalnie lepiej. W "Stormy May Day" dodatkowo pojawiają się gitarowe partie grane techniką slide. Dzi

[Recenzja] AC/DC - "The Razors Edge" (1990)

Obraz
Album "The Razors Edge" uznawany jest za powrót AC/DC do formy. Coś w tym jest, bo po serii kompletnie nijakich albumów z lat 80., niespodziewanie wróciła dawna energia i radość z grania. Być może była to zasługa kolejnej zmiany perkusisty (Chris Slade zastąpił Simona Wrighta, który kilka lat wcześniej zajął miejsce Phila Rudda). A może nowego producenta, Bruce'a Fairbairna, który zapewnił solidne, odpowiednio ciężkie brzmienie (będące miłą odmianą po amatorskiej produkcji samych muzyków na "Flick of the Switch" i "Fly on the Wall").  Na "The Razors Edge" znalazła się najlepsza kompozycja, jaką kiedykolwiek nagrał zespół - utwór tytułowy, który za sprawą wolniejszego tempa, dość posępnego nastroju, a nawet swego rodzaju powagi, bardzo mocno wyróżnia się na tle reszty repertuaru AC/DC. Album przyniósł też kilka popularnych singli. "Thunderstruck" to w ogóle jeden z najbardziej znanych kawałków grupy. Pierwszy, jaki poznałem.

[Recenzja] AC/DC - "For Those About to Rock" (1981)

Obraz
Album "Black in Black" okazał się tak wielkim sukcesem, że po zakończeniu promującej go trasy muzycy mogliby spokojnie przejść na emeryturę. Jednak zamiast tego, już niewiele ponad rok później wydali kolejny album, "For Those About to Rock (We Salute You)", który również okazał się sukcesem - przynajmniej komercyjnym. Tuż po wydaniu sprzedawał się tak dobrze, że w Stanach doszedł na szczyt listy Billboardu, podczas gdy "Back in Black" doszedł "zaledwie" do 4. miejsca. Inna sprawa, że ogółem sprzedało się mniej egzemplarzy - jak dotąd "For Those..." zdobył 12 platynowych płyt na całym świecie, podczas gdy jego poprzednik - 22 w samych Stanach, a na świecie ponad 50... Nie ma zresztą co ukrywać - wysoka sprzedaż "For Those..." tuż po premierze wynikała przede wszystkim z renomy, jaką grupa zdobyła dzięki "Back in Black". Zawartość muzyczna prezentuje się dużo słabiej. Całość otwiera jednak jeden z najsłynniejs

[Recenzja] AC/DC - "Back in Black" (1980)

Obraz
Album "Back in Black" odniósł niewyobrażalny sukces. Do dziś sprzedało się ponad 50 milionów egzemplarzy tego wydawnictwa, co plasuje go na drugim miejscu najlepiej sprzedających się albumów wszech czasów i wszech gatunków. Jak to w ogóle możliwe w przypadku tak zwyczajnego albumu hardrockowego, który nawet w swoim gatunku jest dość przeciętny? W znacznym stopniu jest to z pewnością efekt niespodziewanej śmierci Bona Scotta, zaledwie pięć miesięcy przed premierą "Back in Black" (który zarejestrowano już bez jego udziału). Reszty dopełnił cholernie dobry marketing. To jedyne racjonalne wytłumaczenie. Album cierpi na przypadłość wielu powszechnie uznawanych za klasyczne wydawnictw, które nie mają do zaoferowania wiele/nic (niepotrzebne skreślić), oprócz paru przebojów. Tytułowy "Back in Black" i łagodniejszy "You Shook Me All Night Long" wciąż są katowane do porzygu przez stacje radiowe, a wraz z "Shoot to Thrill" i "Hells B

[Recenzja] AC/DC - "Highway to Hell" (1979)

Obraz
Wydany zaledwie pół roku przed śmiercią Bona Scotta album "Highway to Hell" okazał się pierwszym prawdziwym sukcesem komercyjnym w karierze AC/DC (choć już wcześniejsze wydawnictwa sprzedawały się całkiem nieźle). Na zainteresowanie tym longplayem z pewnością wpłynęła wspomniana tragedia. Jednak trzeba przyznać, że to jedno z najlepszych wydawnictw zespołu. Zaledwie rok po słabym "Powerage", muzykom udało się wrócić do dobrej formy kompozytorskiej i stworzyć jeden z najlepszych zbiorów utworów w swojej karierze, jeśli nie najlepszy (choć poważnym konkurentem jest "Let There Be Rock"). Najbardziej znanym utworem jest oczywiście tytułowy "Highway to Hell" - oparty na od razu rozpoznawalnym riffie (który bez większych problemów mógłby zagrać każdy początkujący gitarzysta), z równie zapamiętywanym refrenem. Jednak album ma do zaoferowania więcej fajnych kawałków. Potężnej dawki energii i chwytliwych melodii nie brakuje w takich nagraniach, j