[Recenzja] Led Zeppelin - "Led Zeppelin III" (1970)



Na przełomie lat 60. i 70. bluesrockowa formuła była już praktycznie wyczerpana. Pociągnęło to za sobą wiele konsekwencji. Rozpadł się Cream (co prawda z przyczyn personalnych), a niejako na jego miejsce powstał bardziej eklektyczny Blind Faith. Jimi Hendrix na kilkanaście miesięcy przed śmiercią zwrócił się w stronę bardziej funkowego grania, planował też współpracę z Milesem Davisem. Nawet tacy, jak się wydawało, tradycjonaliści, jak John Mayall i Fleetwood Mac, zaczęli eksperymentować z innymi stylami. Tymczasem w siłę rosła scena hardrockowa. Po debiucie Black Sabbath i wydaniu "In Rock" przez Deep Purple, Led Zeppelin nie był już najciężej brzmiącym zespołem rockowym. Muzycy zostali postawieni pod ścianą. I znaleźli rozwiązanie - zamiast konkurować z innymi, postanowili pójść w nieco innym kierunku.

W połowie 1970 roku, Jimmy Page i Robert Plant zamieszkali na pewien czas w walijskiej chacie z XVIII wieku, nieposiadającej dostępu do bieżącej wody ani elektryczności. Tworzony w takich warunkach materiał w zupełnie naturalny sposób przybrał folkowy charakter. Ostatecznie muzycy postanowili nagrać album składający się w połowie z nagrań elektrycznych, a w połowie z akustycznych. Połówki te miały odpowiadać stronom płyty winylowej, ale w celu lepszego wyrównania czasu trwania obu stron, zdecydowano się zamienić miejscami utwory "Friends" i "Tangerine".

Album rozpoczyna się od niesamowicie energetycznego "Immigrant Song", który zasłużenie stał się jednym z najbardziej rozpoznawalnych utworów grupy. Ale dwa pozostałe hardrockowe nagrania, "Celebration Day" i "Out on the Tiles" już nie robią tak dobrego wrażenia. Sugerują za to, że muzyków nieco zmęczyła taka stylistyka. Pomiędzy nimi pojawia się jednak doskonały "Since I've Been Loving You". To archetypowy dwunastotaktowy blues w wolnym tempie, ale zagrany tak porywająco, że nie sposób się nim nie zachwycać. Ekspresyjna partia wokalna Planta i emocjonalna gra Page'a nawet po kilkudziesięciu przesłuchaniach wciąż robią niesamowite wrażenie. Cichym bohaterem jest grający na organach John Paul Jones. A skrzypiąca perkusja Johna Bonhama dodaje fajnego klimatu. Bardzo lubię też "Tangerine" - uroczą piosenkę skomponowaną przez Jimmy'ego jeszcze w czasach The Yardbirds (wówczas nosiła tytuł "Knowing That I'm Losing You").

W folkowej części albumu zespół zastosował nietypowe dla siebie instrumentarium, jak mandolina, bandżo, dulcimer, kontrabas, smyczki i różne perkusjonalia, a nawet syntezator Mooga, dominuje jednak gitara akustyczna. Muzycy sięgnęli po tradycyjne pieśni folkowe "The Maid Freed from the Gallows" (tutaj jako "Gallows Pole") i "Hats Off to Harper" (z lekko zmodyfikowanym tytułem, aby oddać hołd Royowi Harperowi, dzięki któremu Page zainteresował się folkiem), a także napisali własne kawałki w tym stylu - "That's the Way" i "Bron-Yr-Aur Stomp". Świetnie udało im się oddać w tych nagraniach klimat XVIII-wiecznej, brytyjskiej wsi. Nieco odmienny charakter ma "Friends", który nawiązuje raczej do muzyki orientalnej.

"Led Zeppelin III" to bardzo udane odświeżenie stylu zespołu, który zaprezentował tutaj szersze horyzonty, dodając do swojej twórczości wpływy folkowe. Co prawda nie wszystkie utwory trzymają wysoki poziom, ale te najlepsze są naprawdę porywające.

Ocena: 8/10



Led Zeppelin - "Led Zeppelin III" (1970)

1. Immigrant Song; 2. Friends; 3. Celebration Day; 4. Since I've Been Loving You; 5. Out on the Tiles; 6. Gallows Pole; 7. Tangerine; 8. That's the Way; 9. Bron-Yr-Aur Stomp; 10. Hats Off to (Roy) Harper


Skład: Robert Plant - wokal, harmonijka; Jimmy Page - gitara, banjo, dulcimer, gitara basowa (8), dodatkowy wokal; John Paul Jones - gitara basowa, instr. klawiszowe, mandolina, kontrabas (9), aranżacja instr. smyczkowych, dodatkowy wokal; John Bonham - perkusja i instr. perkusyjne, dodatkowy wokal
Producent: Jimmy Page


Komentarze

  1. Myślę, że o tym albumie można by napisać o wiele więcej. I zgadzam się z tym, że "Since I've Been Loving You" jest ich największym arcydziełem.

    OdpowiedzUsuń
  2. Może kogoś to zdziwi ale Trójka to mój ulubiony Zeppelin a rzeczywiście Since i've been loving to mistrzostwo świata

    OdpowiedzUsuń
  3. Kiedyś też zza "Immigrant song" i "Since..." niewiele więcej widziałem w tym albumie, ale szybko się zorientowałem, że jest on prekursorski. Nie tylko dlatego, że te folkowe utwory, czasem ostro grane czy śpiewane, zapowiadają późniejsze w rocku przemieszanie gatunków,zwłaszcza z folkiem (u nas 2Tm 2,3 Litzy i Malejonka poszło tym śladem), ale w 2 utworach mających etykietkę mniej wybitnych słyszę wybiegnięcie w stronę późniejszego grunge'u - w "Celebration day" i "Out on the tiles". Przecież ten molowy riff z "Out on the tiles", ulubiony przez Toma Morello to rewelacja! Cała barwa tej piosenki, osobliwy rytm są bardzo oryginalne. My chyba za bardzo zostaliśmy wyuczeni - może przez radiową Trójkę, iż jakieś skomplikowane, wciąż odgrywane w ambitnych stacjach radiowych utwory są największe. Nie, czasem pozorna drobnica muzyczna wykracza poza swój czas, czyli inaczej mówiąc ktoś w przyszłości idzie śladem nie wielkich kompozycji wielkich zespołów, lecz tropami jakiegoś jednego brzmienia, jednego riffu, rytmu, które niby zwrotnica kierują muzykę na nowe tory.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zaraz, zaraz... Przecież w 1970 roku nagrywanie eklektycznych albumów nie tylko nie było niczym nowym, ale nie było też rzadkie. To raczej standard ówczesnych wydawnictw, a wyjątkiem od reguły były płyty jednorodne stylistycznie. Przykłady można mnożyć, ale przytoczę tu tzw. "elektryczną trylogię" Boba Dylana (albumy z lat 1965-66), na której folk przeplata się z elektrycznym bluesem czy kawałkami o bardziej rockowym charakterze. Zresztą i sam Led Zeppelin już wcześniej umieszczał na płytach utwory innego rodzaju niż ciężki blues rock, tylko na mniejszą skalę niż na "Trójce".

      A druga kwestia - to nie tyle muzyka z tego albumu wykracza w przyszłość, bo takiego grania było wtedy mnóstwo, co raczej rock z lat 90. jest okropnie wtórny.

      Usuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Julia Holter - "Something in the Room She Moves" (2024)

[Recenzja] Alice Coltrane - "The Carnegie Hall Concert" (2024)

[Recenzja] Laurie Anderson - "Big Science" (1982)

[Recenzja] Księżyc - "Księżyc" (1996)

[Zapowiedź] Premiery płytowe marzec 2024