Posty

Wyświetlam posty z etykietą uriah heep

[Recenzja] Uriah Heep - "Return to Fantasy" (1975)

Obraz
Po podsumowaniu dotychczasowej kariery koncertowym "Live", klasyczny skład Uriah Heep nagrał i wydał jeszcze dwa albumy. Najpierw ukazał się taki sobie "Sweet Freedom", na którym kompletnie zabrakło świeżych pomysłów i wyrazistych utworów. Następnie pojawił się przeokropny "Wonderworld", na którym zespół popadł w jeszcze większy banał niż kiedykolwiek wcześniej. W tamtym czasie muzycy bez wyjątku pogrążeni byli w różnych nałogach. Zdecydowanie w najgorszym stanie był Gary Thain, więc postanowiono usunąć go ze składu (mniej więcej rok później zmarł po przedawkowaniu heroiny). Jego miejsce zajął John Wetton, który szukał nowego zajęcia po rozwiązaniu King Crimson. Nie znaczy to jednak, że zespół, decydując się na takiego basistę, miał zamiar grac bardziej ambitną muzykę. Zresztą Wetton, będąc naprawdę utalentowanym instrumentalistą, jest też muzykiem, dla którego nie ma żadnego znaczenia, czy gra wartościową artystycznie mieszankę rocka z elementami m

[Recenzja] Uriah Heep - "Live" (1973)

Obraz
Pierwsza koncertówka Uriah Heep została zarejestrowana 26 stycznia 1973 roku w angielskim Birmingham. Na dwupłytowy album trafił głównie materiał z najnowszych wówczas albumów "Look at Yourself", "Demons and Wizards" i "The Magician's Birthday". Wyjątek stanowią jedynie "Gypsy" z debiutanckiego "...Very 'Eavy ...Very 'Umble" oraz wiązanka rock'n'rollowych standardów, którą zespół miał zwyczaj kończyć swoje występy. Trochę dziwi brak czegokolwiek z "Sailsbury", bo przecież "Lady in Black" to jeden z popularniejszych utworów grupy, a "Bird of Prey" świetnie pasowałby do repertuaru. Ogólnie tracklista tylko częściowo pokrywa się z tym, co najbardziej chciałbym usłyszeć w wersjach koncertowych. Ale przecież w ówczesnych koncertówkach nie chodziło o zrobienie przeglądu typu "greatest hits", ale o zaprezentowanie się od innej strony, nie będąc ograniczanym przez decydentów z wyt

[Recenzja] Uriah Heep - "The Magician's Birthday" (1972)

Obraz
"The Magician's Birthday" to pierwszy album w dorobku Uriah Heep, który został nagrany w dokładnie tym samym składzie, co poprzedni. Podobnie jak na "Demons and Wizards", na okładce znalazła się baśniowa grafika namalowana przez Rogera Deana (sprawiająca jednak wrażenie niedokończonej). Zawartość muzyczna, niestety, nie jest równie dobra. Przede wszystkim, nic się tutaj ze sobą nie klei. Każde nagranie utrzymane jest w zupełnie innym stylu. Takiego eklektyzmu nie ma nawet na dwóch pierwszych - strasznie przecież niespójnych - albumach zespołu. I to pomimo tego, że znów głównym twórcą materiału jest Ken Hensley, podpisany pod sześcioma z ośmiu utworów, z czego tylko pod tytułowym wspólnie z Mickiem Boxem i Lee Kerslakiem. Na ten chaotyczny zbiór składają się: "Sunrise" - najcięższy na płycie, zdecydowanie hardrockowy utwór. Chóralne zaśpiewy i teatralne partie Byrona wypadają pretensjonalnie, ale instrumentalnie jest naprawdę w porządku. "

[Recenzja] Uriah Heep - "Demons and Wizards" (1972)

Obraz
To tutaj zadebiutował klasyczny skład Uriah Heep. Do zespołu dołączyła nowa sekcja rytmiczna, perkusista Lee Kerslake, wcześniej grający w różnych grupach z Kenem Hensleyem, oraz basista Gary Thain, do tamtej pory członek bluesrockowego Keef Hartley Band. Zanim ten drugi trafił do składu, funkcję basisty przez krótko pełnił Mark Clarke z rozwiązanego tuż wcześniej Colosseum. Zdążył jednak zarejestrować z zespołem jeden singiel, na który trafił skomponowany przez niego i Hensleya "The Wizard" oraz napisany jeszcze przed jego dołączeniem "Why". Jest to o tyle istotne, że pierwszy z nich trafił, w tej samej wersji, na "Demons and Wizards" (drugi można natomiast znaleźć na reedycjach, nie tylko w oryginalnej wersji, ale także w dużo lepszej, dziesięciominutowej, o jakby jamowym charakterze, z fantastycznymi popisami basisty). To nie pierwszy album Uriah Heep, na którym znalazły się utwory zarejestrowane w różnych składach. Tym razem nie przeszkodziło to j

[Recenzja] Uriah Heep - "Look at Yourself" (1971)

Obraz
Zgodnie z dotychczasową tradycją, trzeci album Uriah Heep w Stanach został wydany z inną okładką (ale już  bez zmian w liście utworów). Tym razem jednak obie okładki opierają się na dokładnie tym samym pomyśle: wyposażone są w lustrzaną folię, w której może przeglądać się osoba trzymająca album. Jest to oczywiste nawiązanie do tytułu "Look at Yourself". A zawartość muzyczna? Jest to jak dotąd najbardziej spójny album zespołu. Muzycy (głównym kompozytorem materiału jest Ken Hensley, którego w dwóch nagraniach wspomógł David Byron, a w jednym Mick Box) postawili zdecydowanie na hardrockowy czad. Rozpędzony utwór tytułowy, z bardzo purplowymi partiami organów i gitary, ale urozmaicony egzotycznymi perkusjonaliami (odpowiadają za nie członkowie afrobeatowej grupy Osibisa), stał się kolejnym klasykiem zespołu, bez którego nie mógł się odbyć żaden koncert. Ale nie mniej udanie prezentują się "Tears in My Eyes" z bluesowymi zagrywkami gitary i partią syntezatora (w

[Recenzja] Uriah Heep - "Salisbury" (1971)

Obraz
"Salisbury", podobnie jak debiutancki "...Very 'Eavy ...Very 'Umble", ukazał się w dwóch różnych wersjach. Na europejskim wydaniu uwzględniono "Bird of Prey", dobrze już znany ze strony B singla "Gypsy". W Stanach utwór ten był już uwzględniony na poprzednim albumie, więc jego miejsce zajęła inna kompozycja, "Simon the Bullet Freak" (ze strony B singla "Lady in Black"); przygotowano też zupełnie inną okładkę. Nagrania na longplay zaczęły się niespełna pół roku po poprzedniej sesji. Inspiracje zespołu przez ten czas się nie zmieniły, natomiast znacznie zwiększyła się rola Kena Hensleya. Klawiszowiec dołączył do składu w trakcie nagrywania pierwszego albumu, gdy cały materiał był już napisany i w znacznej części nagrany. Jego wkład ograniczył się do nagrania partii organów Hammonda, które pomogły w ukształtowaniu się brzmienia zespołu. Tym razem jego nazwisko pojawia się pod wszystkimi siedmioma utworami (liczę ma

[Recenzja] Uriah Heep - "...Very 'Eavy ...Very 'Umble" (1970)

Obraz
Niektórzy uważają Uriah Heep za zespół niemalże równy wielkiej hardrockowej trójcy: Led Zeppelin, Black Sabbath i Deep Purple. Inni słyszą w nim wyłącznie klona ostatniej z tych grup. Podobieństwa są uderzające, szczególnie w kwestii brzmienia oraz roli organów Hammonda, ale też np. w warstwie wokalnej. Fakt, że debiutancki album Uriah Heep, "...Very 'Eavy ...Very 'Umble", ukazał się zaledwie tydzień po premierze "In Rock", na którym w pełni ukształtowało się hardrockowe brzmienie Purpli. ale wcześniej oba zespoły często ze sobą koncertowały. Podobieństwa mogą też wynikać ze wspólnej inspiracji dokonaniami amerykańskiego Vanilla Fudge. Tak czy inaczej, twórczość obu brytyjskich grup jest bardzo do siebie zbliżona. I nie przypadkiem o jednym z nich pamiętają już chyba wyłącznie wielbiciele takiej stylistyki. Uriah Heep nie zbliżył się nigdy do poziomu najlepszych dokonań swojego głównego konkurenta, nie dawał tak porywających koncertów, ani nie dorobił s