[Recenzja] Uriah Heep - "Return to Fantasy" (1975)



Po podsumowaniu dotychczasowej kariery koncertowym "Live", klasyczny skład Uriah Heep nagrał i wydał jeszcze dwa albumy. Najpierw ukazał się taki sobie "Sweet Freedom", na którym kompletnie zabrakło świeżych pomysłów i wyrazistych utworów. Następnie pojawił się przeokropny "Wonderworld", na którym zespół popadł w jeszcze większy banał niż kiedykolwiek wcześniej. W tamtym czasie muzycy bez wyjątku pogrążeni byli w różnych nałogach. Zdecydowanie w najgorszym stanie był Gary Thain, więc postanowiono usunąć go ze składu (mniej więcej rok później zmarł po przedawkowaniu heroiny). Jego miejsce zajął John Wetton, który szukał nowego zajęcia po rozwiązaniu King Crimson. Nie znaczy to jednak, że zespół, decydując się na takiego basistę, miał zamiar grac bardziej ambitną muzykę. Zresztą Wetton, będąc naprawdę utalentowanym instrumentalistą, jest też muzykiem, dla którego nie ma żadnego znaczenia, czy gra wartościową artystycznie mieszankę rocka z elementami muzyki poważnej, awangardy i jazzu (co robił w King Crimson) czy komercyjne badziewie bez żadnych walorów (co uskuteczniał później w tworze o nazwie Asia). Z Uriah Heep nagrał dwa albumy, z których wcześniejszy "Return to Fantasy" jest najbardziej znośnym wydawnictwem zespołu z drugiej połowy lat 70.  - co jeszcze wcale nie znaczy, że jest to dobry longplay.

Materiał w większości został skomponowany przez Kena Hensleya, Micka Boxa i Davida Byrona, jedynie tytułowy utwór powstał bez pomocy Boxa, a "Your Turn to Remember" i "A Year or a Day" napisał samodzielnie Hensley. Album, podobnie jak większość poprzednich, jest bardzo eklektyczny. Znalazło się tu trochę wygładzonego hard rocka ("Devil's Daughter", "Showdown"), odrobina bluesa ("Your Turn to Remember"), podniosła ballada z partią melotronu ("Why Did You Go") i jeszcze więcej podniosłych nagrań, tym razem z dużą ilością organów oraz syntezatorowych dodatków ("Return to Fantasy", "Beautiful Dream", "A Year or a Day"), ale też trochę rock'n'rollowych okropieństw (do bólu sztampowy "Shady Lady" oraz jeszcze gorszy "Prima Donna", sprawiający wrażenie kompletnie wyrwanego z kontekstu nawet na tak zróżnicowanym wydawnictwie ). Bez tych dwóch ostatnich całość jeszcze jako tako by się kleiła i trzymała w miarę przyzwoity poziom. Bo choć żaden z pozostałych kawałków nie zbliża się do poziomu najlepszych utworów z najsłynniejszych albumów zespołu (choć takim "Beautiful Dream" i "A Year or a Day" w sumie niewiele do tego brakuje), to jest to nawet znośne granie. Przynajmniej w moim przypadku nie wywołujące żadnych bardzo nieprzyjemnych odczuć.

Co ciekawe, "Return to Forever" był najwyżej notowanym albumem Uriah Heep w Wielkiej Brytanii, dochodząc do 7. miejsca UK Albums Chart. Oczywiście, takie wyniki w znacznej mierze zależą od tego, jaka akurat jest konkurencja. Ogólnie album sprzedał się w mniejszej ilości niż "Demons and Wizards" i "The Magician's Birthday", a nawet "Sweet Freedom". Skład ten nagrał jeszcze jeden album, "High and Mighty", który nie tylko komercyjnie wypadł gorzej. A potem z zespołem rozstał się zarówno Wetton, jak i oryginalny wokalista David Byron, którego dalszą działalność uniemożliwił postępujący alkoholizm (który doprowadził go do śmierci w 1985 roku). Ich miejsca zajęli odpowiednio Trevor Bolder, basista grupy The Spiders from Mars (wspierającej Davida Bowie), oraz John Lawton, wokalista niemieckiego Lucifer's Friend. Odświeżony zespół nagrał trzy albumy, które lepiej pominąć milczeniem. Podobnie jak i całą dalszą działalność Uriah Heep.

Ocena: 5/10



Uriah Heep - "Return to Fantasy" (1975)

1. Return to Fantasy; 2. Shady Lady; 3. Devil's Daughter; 4. Beautiful Dream; 5. Prima Donna; 6. Your Turn to Remember; 7. Showdown; 8. Why Did You Go; 9. A Year or a Day

Skład: David Byron - wokal; Mick Box - gitara; Ken Hensley - instr. klawiszowe, gitara, dodatkowy wokal; John Wetton - gitara basowa, melotron, dodatkowy wokal; Lee Kerslake - perkusja i instr. perkusyjne, dodatkowy wokal
Producent: Gerry Bron


Komentarze

  1. Z późniejszych płyt UH to jeszcze daje radę "Sea of Light" z 1995 roku - wiadomo, że wszystko wtórne i tak dalej, ale czasem i rockowym dinozaurom z lat 70. udawało się wydać taki zestaw piosenek, że dało się go posłuchać bez zgrzytania zębami.

    OdpowiedzUsuń
  2. widzę że 2 albumy Uriahów z końca lat 70 oceniłeś bardzo nisko, czy na pewno jest aż tak fatalnie ?

    OdpowiedzUsuń
  3. Wyłamują się nam kolejni Juraje : ostatnio Lawton, Kerslake, Hensley

    OdpowiedzUsuń
  4. "Odświeżony zespół nagrał trzy albumy, które lepiej pominąć milczeniem. Podobnie jak i całą dalszą działalność Uriah Heep"...wybacz człowieku sympatyczny, ale czy Ty w ogóle lubisz muzykę ? Poważnie pytam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A kolega pewnie z tych, dla których muzyka znaczy rock/metal, poza którymi istnieje tylko nie-muzyka w postaci disco-polo? ;)

      Tak, uwielbiam muzykę, od klasycznej, przez blues, jazz, folk, funk, psychodelię, rock progresywny, hard rock, post-punk, aż po hip-hop i różne rodzaje elektroniki. Przy takim ogromie muzyki trudno zachwycać się słabszymi dokonaniami grupy, która nawet w swoim najlepszym okresie była co najwyżej przyzwoitym epigonem innych wykonawców. Kwestia perspektywy.

      Usuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Julia Holter - "Something in the Room She Moves" (2024)

[Recenzja] Alice Coltrane - "The Carnegie Hall Concert" (2024)

[Recenzja] Laurie Anderson - "Big Science" (1982)

[Recenzja] Księżyc - "Księżyc" (1996)

[Zapowiedź] Premiery płytowe marzec 2024