Posty

Wyświetlam posty z etykietą herbie hancock

[Recenzja] Herbie Hancock - "Future Shock" (1983)

Obraz
Prawie czterdzieści lat po swojej premierze "Future Shock" wciąż polaryzuje słuchaczy. Kontrowersje budzi jednak nie tyle zawarta na nim muzyka, co raczej firmujące ją nazwisko. Herbie Hancock w latach 60. należał do najbardziej cenionych pianistów jazzowych. Szerokie uznanie przyniosła mu przede wszystkim gra u boku Milesa Davisa, ale także autorskie albumy i liczne występy w roli sidemana. Na początku kolejnej dekady stał się prawdziwym nowatorem. Jego elektroniczne eksperymenty z tzw. trylogii Mwandishi niewątpliwie poszerzały granice jazzu. W tym samym dziesięcioleciu muzyk odnosił spore sukcesy komercyjne ze swoim jazz-funkowym zespołem Head Hunters, by z czasem zbliżyć się do stylistyki disco o nieznacznie już jazzowym zabarwieniu. Jednocześnie jednak grywał także jazz akustyczny, ku zadowoleniu swoich starszych wielbicieli. I nikt zapewne nie spodziewał się, że z początkiem lat 80. Hancock całkowicie porzuci gatunek, z którym był związany od ponad dwóch dekad. Pianista

[Recenzja] Herbie Hancock - "V.S.O.P." (1977)

Obraz
"V.S.O.P." to zapis bezprecedensowego występu Herbiego Hancocka na nowojorskiej edycji Newport Jazz Festival, 29 czerwca 1976 roku. Nowatorstwo tego koncertu polegało na tym, że lider wystąpił w towarzystwie kolejno trzech różnych składów, z każdym z nich grając inną odmianę jazzu. Dzięki temu, "V.S.O.P." stanowi swego rodzaju podsumowanie i przegląd dotychczasowej kariery klawiszowca. Występ rozpoczął się od solowego popisu Herbiego na pianinie elektrycznym ("Piano Introduction"). Następnie dołączają do niego muzycy, z którymi tworzył Drugi Wielki Kwintet Milesa Davisa - Wayne Shorter, Ron Carter i Tony Williams. Zabrakło tylko samego Davisa. Trębacz początkowo był zainteresowany udziałem w tym występie, ale doszedł do wniosku, że nie powinien udzielać się jako sideman swojego dawnego sidemana. Ostatecznie jego miejsce zajął Freddie Hubbard, który w latach 60. często występował na solowych albumach Hancocka, m.in. na "Maiden Voyage" (na k

[Recenzja] Herbie Hancock - "Secrets" (1976)

Obraz
"Secrets" otwiera nowy rozdział w karierze Herbiego Hancocka. W nagraniach nie wspiera go już grupa Head Hunters, nie licząc udziału Benniego Maupina i Paula Jacksona. Ponadto w sesji wzięli udział gitarzyści Wah Wah Watson i Ray Parker oraz perkusiści James Levi, James Gadson i Kenneth Nash. Bardziej istotne są jednak zmiany, jakie zaszły w samej muzyce. Właśnie tym albumem klawiszowiec całkowicie przeszedł na stronę mainstreamu. To już nie fusion z elementami funku, a praktycznie czysty funk, czasem zahaczający o fusion. Materiał został w większości skomponowany przez Hancocka, Watsona i Jacksona, choć znalazło się tu także po jednej samodzielnej kompozycji Herbiego i Maupina, oraz jednej autorstwa gitarzystów. Brzmienie albumu zdominowane jest przez proste, taneczne partie sekcji rytmicznej (z świetnie uwypuklonym, głębokim basem) i gitarzystów, którym towarzyszą łagodne i też niezbyt wyrafinowane solówki na klawiszach (głównie syntezatorach) i dęciakach. Zdecydowan

[Recenzja] Freddie Hubbard / Stanley Turrentine - "In Concert" (1976)

Obraz
Jeśli na jednym wydawnictwie grają tacy muzycy, jak Herbie Hancock, Freddie Hubbard, Ron Carter i Jack DeJohnette, to można je brak w ciemno. Wspomniani muzycy, wraz z saksofonistą Stanleyem Turrentine'em i gitarzystą Erikiem Gale'em, zagrali razem dwa koncerty: 3 marca 1973 roku w Chicago Opera House, oraz następnego dnia w Ford Auditorium w Detroit. Fragmenty tych występów w 1974 roku (choć niektóre źródła podają '73 lub '75) trafiły na dwa osobne wydawnictwa: "In Concert, Volume One" i "In Concert, Volume Two". Co ciekawe, pierwsze z nich firmowały wyłącznie nazwiska Hubbarda i Turrentine'a, podczas gdy drugie - całego sekstetu, z Hancockiem na pierwszym miejscu. W 1976 roku obie płyty wydano ponownie jako jedno wydawnictwo, "In Concert" (wykorzystując okładkę "Volume One"). Większość kompaktowych wznowień również zawiera materiał z obu  wolumenów , ale ponieważ zdecydowano się na jednopłytowe wydawnictwo, pominięt

[Recenzja] Herbie Hancock - "Flood" (1975)

Obraz
"Flood" to ostatni album Herbiego Hancocka zarejestrowany ze składem Head Hunters (poszerzonym o gitarzystę Dewayne'a McKnighta). Zespół kontynuował działalność bez swojego lidera, a poszczególni muzycy często dalej występowali na jego solowych albumach. Dwupłytowy "Flood" został zarejestrowany podczas dwóch tokijskich koncertów, 28 czerwca i 1 lipca 1975 roku (a więc już po nagraniu, ale jeszcze przed wydaniem "Man-Child"). Początkowo longplay został wydany wyłącznie w Japonii (jak wiele zarejestrowanych tam koncertówek), ale parę lat temu doczekał się premiery także w Europie i Stanach. Album rozpoczyna się od solowego popisu Herbiego - utworu "Maiden Voyage" zagranego w większości na samym pianinie akustycznym. W takiej ascetycznej wersji podoba mi się nawet bardziej - udało się tutaj uzyskać naprawdę przepiękne brzmienie pianina. Dopiero w końcówce dołączają pozostali instrumentaliści - Bennie Maupin grający ładne solo na flecie i

[Recenzja] Herbie Hancock - "Man-Child" (1975)

Obraz
Herbie Hancock postanowił nagrać ten album w znacznie poszerzonym składzie. W sesji wzięło udział równo dwudziestu instrumentalistów, w tym wszyscy członkowie Head Hunters (włącznie z byłym perkusistą Harveyem Masonem), a także tacy muzycy, jak chociażby Wayne Shorter, Stevie Wonder, czy gitarzysta Wah Wah Watson. Album "Man-Child" stanowi logiczne rozwinięcie "Head Hunters" i "Thrust" - Herbie odchodzi tu jeszcze dalej od swoich jazzowych korzeni, na rzecz typowego funku. Ograniczone zostały improwizacje, które na dwóch poprzednich albumach wciąż odgrywały istotną rolę. Zamiast tego otrzymujemy zbiór dość krótkich (jak na standardy Hancocka), zwartych kawałków o zdecydowanie tanecznym charakterze (np. singlowy "Hang Up Your Hang Ups", "Heartbeat", czy "Steppin' in It" zbudowany na linii basu podobnej do tej z "Chameleon"), uzupełnionych dwiema łagodnymi balladami ("Sun Touch" i nieco mniej komercy

[Recenzja] Herbie Hancock - "Thrust" (1974)

Obraz
"Thrust" to drugi album Herbiego nagrany ze składem Head Hunters (z nowym perkusistą Mikiem Clarkiem na miejscu Harveya Masona). Pomysł na muzykę jest taki sam, jak na przebojowym "Head Hunters". Bo i po co od razu zmieniać coś, co przyniosło tak wielki sukces? Dominują tu proste, funkowe rytmy i futurystyczne brzmienia syntezatorów, ale utwory są dość długie (mieszczą się w przedziale czasowym od siedmiu do jedenastu minut), co daje muzykom spore pole do popisu. Tanecznego potencjału nie można odmówić takim kawałkom, jak "Palm Grease", "Actual Proof" i "Spank-a-Lee", ale najważniejszym i najpiękniejszym utworem jest bardziej stonowany "Butterfly", w którym błyszczy przede wszystkim Bennie Maupin, choć zarówno lider (grający tu głównie na pianinie elektrycznym), jak i rozbudowana sekcja rytmiczna również pokazują swój talent. Ogólnie jest to całkiem przyjemny longplay, choć nie tak przełomowy i interesujący, jak jego słyn

[Recenzja] Herbie Hancock - "Head Hunters" (1973)

Obraz
W Mwandishi Herbie Hancock mógł się wyszaleć artystycznie, jednak granie tak eksperymentalnej muzyki nie przynosiło korzyści finansowych i komercyjnych. O ile jemu samemu niespecjalnie to przeszkadzało - zarabiał sporo na tantiemach za swój wczesny przebój "Watermelon Man" - tak dla pozostałych muzyków było to coraz bardziej frustrujące. Wkrótce po wydaniu "Sextant" zapadła decyzja o rozwiązaniu zespołu. Niedługo potem Herbie zmontował nową grupę, która przybrała nazwę Head Hunters. Ze składu Mwandishi trafił do niej tylko Bennie Maupin. Nowymi muzykami zostali natomiast basista Paul Jackson, perkusista Harvey Mason, oraz perkusjonista Bill Summers. We wrześniu 1973 muzycy zarejestrowali materiał na album, który nazwano po prostu "Head Hunters". Zawarta na nim muzyka znacząco odbiega od tego, co Herbie tworzył z Mwandishi. To już nie eksperymentalne wariacje na temat "In a Silent Way" i "Bitches Brew", a wyraźny zwrot w kierunku

[Recenzja] Herbie Hancock - "Sextant" (1973)

Obraz
"Sextant" jest w dyskografii Herbiego Hancocka tym, czym u Milesa Davisa "Bitches Brew". Absolutnym szczytem kreatywności i kompozytorsko-wykonawczego natchnienia. A także bardzo nowatorskim albumem, który pokazał zupełnie nowe oblicze jazzu. Oba longplaye mają też wiele wspólnego pod względem muzycznym. Choć jednak wpływ "Bitches Brew" na "Sextant" jest oczywisty, ten drugi idzie jeszcze dalej w kierunku eksperymentu i poszerzania ram muzyki jazzowej. Mniej tu też spontaniczności, a więcej świadomego zmierzania w konkretnym celu. Oczywiście, utwory dalej opierają się na improwizacji i wzajemnej interakcji muzyków, którzy tworzyli bardzo zgrany i zwarty zespół. Podobnie jak poprzednie albumy Mwandishi, "Sextant" składa się z trzech utworów - dwóch krótszych na jednej stronie i jednego kolosa na drugiej (tym razem wszystkie skomponował Herbie). Uwagę zwracają niesamowite, bardzo prekursorskie pod względem sonorystycznym brzmie

[Recenzja] Herbie Hancock - "Crossings" (1972)

Obraz
Przed przystąpieniem do nagrywania "Crossings" - drugiej części "trylogii Mwandishi" - Herbie Hancock postanowił rozbudować swój klawiszowy zestaw. Do tamtej pory grał wyłącznie na pianinie akustycznym i elektrycznym, Teraz zdecydował się sięgnąć także po melotron i syntezatory. W związku z tymi ostatnimi, nawiązał współpracę z Patrickiem Gleesonem, który początkowo miał zająć się jedynie programowaniem, lecz ostatecznie wziął udział w nagrywaniu albumu (a wkrótce potem stał się pełnoprawnym członkiem Mwandishi). Nie wszystkim muzykom w zespole podobał się pomysł wykorzystania syntezatorów. Przeciwny temu był zwłaszcza Buster Williams, który twierdził, że nie jest to nawet instrument. Na "Crossings" syntezatory zostały jednak użyte ze smakiem i wyczuciem, zresztą pełnią niewielką rolę, polegającą na różnych niuansach i urozmaiceniu brzmienia. Dopiero na kolejnym albumie zostały wykorzystane na szerszą skalę. Kolejna zmiana zaszła w samym podejściu

[Recenzja] Herbie Hancock - "Mwandishi" (1971)

Obraz
Choć Herbie Hancock należy do najbardziej rozpoznawalnych jazzmanów, zwykle mówi się tylko o jego konwencjonalnie jazzowych albumach "Empyrean Isles" i "Maiden Voyage", lub o komercyjnej, jazz-funkowej twórczości z połowy lat 70. (przede wszystkim platynowym "Head Hunters"). Mniej uwagi poświęca się jego dokonaniom z początku siódmej dekady, mimo że pod względem artystycznym był to najbardziej interesujący okres jego solowej działalności. Muzyka zawarta na albumach "Mwandishi", "Crossings" i "Sextant", nazywanych "trylogią Mwandishi", okazała się zbyt ambitna i nowatorska, by zyskać większą popularność. Choć wszystkie te albumy sygnowane są nazwiskiem Hancocka, był to jedynie zabieg marketingowy, gdyż w rzeczywistości zostały nagrane przez działający na demokratycznych zasadach zespół Mwandishi. Był to sekstet (później septet) złożony z utalentowanych muzyków, występujących pod pseudonimami w języku swahili:

[Recenzja] Kawaida - "Kawaida" (1970)

Obraz
W grudniu 1969 roku doszło do spotkania kilku wybitnych jazzmanów: Herbiego Hancocka, trębacza Dona Cherry'ego, basisty Bustera Williamsa, flecisty Billy'ego Bonnera, perkusjonalisty Eda Blackwella, oraz trzech przedstawicieli rodziny Heathów - perkusisty Alberta, jego brata, saksofonisty Jimmy'ego, a także syna tego drugiego, perkusjonalisty Jamesa Mtume'a. W ciągu jednego dnia zarejestrowali materiał wydany w następnym roku pod tytułem "Kawaida". Ciekawa jest jego historia fonograficzna. Oryginalne, amerykańskie wydanie nie zawiera żadnej informacji o wykonawcy (poza spisem muzyków biorących udział w sesji), co sugeruje, że tytuł "Kawaida" jest także nazwą tego projektu. Jednak japońskie wydanie z 1975 roku sygnowane jest nazwiskiem Alberta Heatha, a ściślej mówiąc pseudonimem Kuumba-Toudie Heath (być może dlatego, że jego nazwisko wymienione jest jest jako pierwsze na oryginalnej okładce). Co ciekawe, w tym samym roku album został wydany w

[Recenzja] Herbie Hancock - "Fat Albert Rotunda" (1970)

Obraz
"Fat Albert Rotunda", zawierający muzykę napisaną do kreskówki "Hey, Hey, Hey, It's Fat Albert", to punkt zwrotny w karierze Herbiego Hancocka. Był to jego pierwszy album nagrany dla fonograficznego giganta Warner Bros. - dzięki czemu mógł dotrzeć do szerszego grona odbiorców, co wpłynęło na późniejsze komercyjne sukcesy pianisty. Ale przede wszystkim ze względów muzycznych - longplay stanowi wyraźną zapowiedź późniejszych, funkowych dokonań Herbiego, który oddalił się tutaj od swoich jazzowych korzeni, na rzecz muzyki inspirowanej R&B w stylu Jamesa Browna. Materiał został zarejestrowany pod koniec 1969 roku w słynnym studiu Rudy'ego Van Geldera. W nagraniach wzięło udział wielu znakomitych muzyków jazzowych, jak Joe Henderson, basista Buster Williams, czy perkusista Albert Heath. W opisie na wczesnych wydaniach albumu zabrakło natomiast informacji, że dwa utwory - rozpoczynający całość "Wiggle-Waggle" i finałowy "Lil' Brother&

[Recenzja] Herbie Hancock - "Blow-Up" (1967)

Obraz
"Blow-Up" to ścieżka dźwiękowa do tak samo zatytułowanego filmu Michelangela Antonioniego (w Polsce znanego jako "Powiększenie"), twórcy słynnego "Zabriskie Point" (w którym wykorzystane zostały m.in. utwory Pink Floyd, The Doors i Grateful Dead). Soundtrack "Blow-Up" został w większości skomponowany i wykonany przez Herbiego Hancocka. Ponadto, w filmie wykorzystane zostały utwory brytyjskich grup rockowych The Yardbirds i Tomorrow, a także dwa covery grupy The Lovin' Spoonful w wykonaniu anonimowych brytyjskich muzyków. Na oryginalnym winylowym wydaniu albumu znalazły się wyłącznie kompozycje Hancocka i Yardbirds; nagrania pozostałych wykonawców dołączono dopiero przy okazji kompaktowych reedycji. Herbie nagrał najpierw swoją muzykę w Londynie z pomocą tamtejszych muzyków studyjnych. Lecz rozczarowany efektem, postanowił wrócić do Nowego Jorku i tam zarejestrować materiał ponownie, tym razem z udziałem uznanych jazzmanów. Podczas tej

[Recenzja] Herbie Hancock - "Maiden Voyage" (1966)

Obraz
"Maiden Voyage", najsłynniejszy album Herbiego Hancocka z epoki jazzu akustycznego, został zarejestrowany podczas jednodniowej sesji, 17 marca 1965 roku. Pianiście towarzyszą ci sami muzycy, co na poprzednim w jego dyskografii "Empyrean Isles" - trębacz Freddie Hubbard, basista Ron Carter i perkusista Tony Williams. Ponadto w nagraniach wziął udział saksofonista George Coleman, który parę miesięcy wcześniej przez pewien czas grał z Hancockiem, Carterem i Williamsem w kwintecie Milesa Davisa (można go usłyszeć na albumie "Seven Steps to Heaven" i kilku koncertówkach z tamtego okresu). "Maiden Voyage" to swego rodzaju album koncepcyjny. Tytuły większości utworów nie przypadkiem kojarzą się z tematyką marynistyczną. Kompozycje mają charakter ilustracyjny, co sprawia, że nie są całkowicie abstrakcyjne, jak większość jazzu. Album składa się z pięciu kompozycji Herbiego. Jedną z nich, "Little One", pianista nagrał już kilka tygodni wcz

[Recenzja] Herbie Hancock - "Empyrean Isles" (1964)

Obraz
Zwykle pierwszą recenzję danego wykonawcy zaczynam od krótkiej notki biograficznej. Tym razem jest to zupełnie zbyteczne. Herbie Hancock to jeden z tych muzyków, których nie trzeba przedstawiać. Jeden z najpopularniejszych twórców współczesnego jazzu, mający na koncie zarówno wybitne albumy, doceniane przez znawców i koneserów, jak i spore sukcesy w mainstreamie (nie tylko jazzowym). Sądzę, że większość Czytelników miała kontakt z jego twórczością. Jeśli nie poprzez jego liczne solowe albumy lub nie mniej liczne albumy innych wykonawców, na których się udzielał, to dzięki filmom, do których nagrywał muzykę. Najważniejszy, pod względem artystycznym, okres solowej twórczości Herbiego przypadł na początek lat 70. Dokonania z poprzedniej dekady - a w każdym razie te dla wytwórni Blue Note, utrzymane w stylistyce hard bopu i jazzu modalnego - to naprawdę przyjemna muzyka, perfekcyjnie wykonana, ale też dość bezpieczna i zachowawcza, bez eksperymentów, jakie cechowały ówczesną twórczo