[Recenzja] Peter Gabriel - "Peter Gabriel" (1982)



"Peter Gabriel" po raz czwarty. Tego dla wydawców w wielu krajach było już za wiele i postanowili nadać wydawnictwu własny tytuł. W większości przypadków wystarczył dopisek "4" lub "IV". O krok dalej poszli Amerykanie i Kanadyjczycy, którzy zdecydowali się nazwać album "Security". Pod jeszcze innym tytułem można było znaleźć go w Niemczech, aczkolwiek opublikowany tam "Deutsches Album" od innych wydań różni się także innym miksem oraz unikalną, niemieckojęzyczną warstwą wokalną. Identyczny zabieg Gabriel wypróbował już wcześniej, na swojej eponimicznej "trójce".

Pod względem stylistycznym otrzymujemy tutaj ewidentną kontynuację poprzedniego longplaya artysty. Peter Gabriel, we współpracy z nieznacznie zmienionym składem, ponownie proponuje muzykę łączącą w zasadzie popowe, przebojowe kompozycje z ambitnymi rozwiązaniami w kwestii brzmienia oraz aranżacji. Tym razem jeszcze chętniej czerpie z technologicznych nowinek w rodzaju syntezatorów czy automatów perkusyjnych. "Czwórka" to zresztą jeden z pierwszych albumów nagranych całkowicie w cyfrowy sposób. Z drugiej strony, Gabriel na jeszcze większą skalę, niż poprzednio, sięga po inspiracje do korzennej muzyki afrykańskiej, kładąc tu bardzo mocny nacisk na warstwę rytmiczną. Takie połączenie odległych w czasie i przestrzeni tradycji z nowoczesnością dało naprawdę świetny efekt.

Album ma kilka naprawdę znakomitych momentów. Jak rozpoczynający go "The Rhythm of the Heat", w którym wszystko zdaje się całkowicie podporządkowane plemiennym bębnom, choć nie brakuje też innych smaczków, a warstwę instrumentalną wspaniale dopełnia głos lidera. Albo następujący tuż potem "San Jacinto", jedna z najpiękniejszych ballad w całym dorobku artysty, urzekająca jego śpiewem, egzotycznym klimatem oraz stopniowo narastającym napięciem. Albo najbardziej rozbudowany "The Family and the Fishing Net", gdzie znów świetny nastrój oraz pomysłowa aranżacja robią niesamowitą robotę. Co ciekawe, w tym ostatnim i jeszcze dwóch innych kawałkach wokalnie udziela się sam Peter Hammill. Niestety, jego rola ogranicza się do chórków, a przecież pełnoprawny duet ex-wokalistów Genesis i Van der Graaf Generator, dwóch spośród najsłynniejszych grup prog-rockowych, mógłby jeszcze bardziej podnieść poziom tego albumu.

Nie można też zapomnieć o dwóch autentycznie chwytliwych przebojach singlowych, czyli "I Have the Touch", a zwłaszcza "Shock the Monkey". To już granie o ewidentnie radiowym charakterze, nieco nawet ocierające się o modny w tamtym czasie synthpop, ale wykonane i brzmiące ze smakiem. W obu kawałkach Gabriel pokazuje swój wokalny i kompozytorski kunszt. Uwagę zwracają też fantastyczne partie Tony'ego Levina na sticku Chapmana, a także dobry użytek z syntezatorów oraz innych ówczesnych osiągnięć. Nie miałbym nic przeciwko temu, by znalazło się tu więcej takiego grania. Zwłaszcza, że po "Shock the Monkey" album wyraźnie już traci na impecie. "Lay Your Hands on Me" pomimo fajnych smaczków brzmieniowo-aranżacyjnych, w tym fragmentów podchodzących niemal pod hip-hop, sprawia wrażenie mało treściwego i zbyt ospałego. Balladzie "Wallflower" nie można odmówić urody, ale wydaje się zbyt zwyczajna, jak na ten album, a do tego znów trochę za długa w stosunku do treści. Z kolei w żywszym "Kiss of Life" partie syntezatora brzmią strasznie sztampowo, zbliżając ten - i tak nie najwyższych lotów - utwór do ejtisowego kiczu, którego tak udanie udało się uniknąć w pozostałych nagraniach.

Ostatni z serii eponimicznych albumów Petera Gabriela ma dokładanie ten sam problem, co trzy poprzednie - trochę brakuje tu stylistycznej konsekwencji, a i poziom kompozycji mógłby być równiejszy. Jednak obok "trójki", "czwórka" wypada zdecydowanie najlepiej. Powyższe mankamenty nie są aż tak bardzo słyszalne, jak wcześniej. Zdecydowanie przeważa tu granie bardzo kreatywne, a przy tym nierzadko naprawdę przebojowe. Gabriel na ogół bardzo udanie i ciekawie czerpie na tych płytach z ówczesnych muzycznych trendów, przekuwając je w muzykę o wcale niemałych walorach artystycznych.

Ocena: 8/10



Peter Gabriel - "Peter Gabriel" (1982)

1. The Rhythm of the Heat; 2. San Jacinto; 3. I Have the Touch; 4. The Family and the Fishing Net; 5. Shock the Monkey; 6. Lay Your Hands on Me; 7. Wallflower; 8. Kiss of Life

Skład: Peter Gabriel - wokal, syntezator, sekwencer, programowanie, instr. perkusyjne (1,2,8), pianino (7); Larry Fast - syntezator (1-5,7,8), elektroniczna perkusja (8); David Lord - syntezator (6,7), pianino (7,8); David Rhodes - gitara (2-8); John Ellis - gitara (2,4), dodatkowy wokal (1,3,8); Tony Levin - gitara basowa (1,6-8), Chapman stick (2-5); Jerry Marotta - perkusja i instr. perkusyjne; Ekome Dance Company - instr. perkusyjne (1); Morris Pert - instr. perkusyjne (6,8); Roberto Laneri - saksofon (4); Stephen Paine - programowanie (4); Jill Gabriel - dodatkowy wokal (2); Peter Hammill - dodatkowy wokal (4-6)
Producent: David Lord i Peter Gabriel


Komentarze

  1. Moim zdaniem najlepsza płyta P. Gabriela...Do czego bym się przyczepił to do produkcji... Zbyt ciemne brzmienie , ze zbyt podbitym środkiem...

    OdpowiedzUsuń
  2. U mnie 10/10- nie ma tu już tego problemu, co na poprzednim albumie. "The Family and the Fishing Net" i "Shock The Monkey" rozwalają system- wszystko, co lubię w New Vawe

    OdpowiedzUsuń
  3. A u mnie 7/10. Bardzo dobra płyta, ale słabsza od poprzedniczki. Brzmienie takie trochę zmulone. Momentami przynudza...no ale z drugiej strony to jednak Gabriel z krwi i kości. Potrafi urzec melodią, która jest wplatana w plemienne rytmy, a one opanowują tutaj prawie każdy numer.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Pearl Jam - "Dark Matter" (2024)

[Recenzja] Maruja - "Connla's Well" (2024)

[Recenzja] Oren Ambarchi / Johan Berthling / Andreas Werliin - "Ghosted II" (2024)

[Recenzja] Cristóbal Avendaño & Silvia Moreno - "Lancé esto al otro lado del mar" (2024)

[Recenzja] Kin Ping Meh - "Kin Ping Meh" (1972)