[Recenzja] Cocteau Twins - "Treasure" (1984)



"Treasure", trzeci album Cocteau Twins, zgodnie ze swoim tytułem należy do największych muzycznych skarbów lat 80. To właśnie ta płyta przyniosła grupie powszechne uznanie wśród krytyków i pozostałych słuchaczy, osiągając przy tym niemały sukces komercyjny. Co ciekawe, sami twórcy nie podzielali tego entuzjazmu i zdarzało im się określać "Treasure" ich najsłabszym dziełem. Narzekali też na pośpiech, przez który całość jest rzekomo niedopracowana. Warto w tym miejscu dodać, że wydawca zespołu, Ivo Watts-Russell planował zaangażować Briana Eno i Daniela Lanoisa jako producentów. Eno uznał jednak, że zespół poradzi sobie bez niego i odmówił. Trudno powiedzieć, czy album na tej decyzji coś stracił, bo wbrew opinii muzyków wcale nie sprawia wrażenia nieukończonego.

To tutaj zadebiutował najbardziej znany i zarazem ostateczny skład Cocteau Twins, z basistą Simonem Raymonde, który dołączył do współzałożycieli zespołu, Robina Guthrie i Elizabeth Fraser. Tu również styl grupy został doprowadzony do swojej najdoskonalszej postaci. Zniknął gotycki mrok i post-punkowe naleciałości debiutanckiego "Garlands", nie zostało też wiele z brudnego brzmienia "Head Over Heels". Zdarzają się jednak wciąż bardziej zadziorne momenty, co odróżnia "Treasure" od późniejszych płyt, na których konsekwentnie łagodzono brzmienie. Dzięki temu otrzymujemy dość zróżnicowany materiał, a same kompozycje należą do najbardziej wyrazistych w dorobku grupy.

Wszystkie dziesięć utworów zatytułowano za pomocą imion. O ile łatwo odgadnąć komu poświęcono rozpoczynający album "Ivo", tak pozostałe tytuły brzmią dość tajemniczo. Niczego nie wyjaśniają teksty, śpiewane przez Fraser w wymyślonym języku, co zresztą doskonale pasuje do eterycznej warstwy muzycznej. Klimat różni się jednak w zależności od utworu. Przywołany już "Ivo" pokazuje bardzo pogodne, niemalże przebojowe oblicze grupy. "Lorelei" to z kolei jeden z bardziej żwawych kawałków zespołu, wyróżniający się silnie wyeksponowanym automatem perkusyjnym, którego mechaniczny chłód i toporność ciekawie kontrastują z ciepłym, nieco onirycznym i urozmaiconym śpiewem Fraser. W łagodniejszym "Beatrix" brzmienia klawiszowe i wokal tworzą niemal mistyczny nastrój, natomiast "Persephone" zaskakuje ostrzejszym gitarowym riffem oraz większą intensywnością. Mógłbym tak dalej wymieniać, ale najlepiej odkrywać ten album i wszystkie smaczki samodzielnie. Najciekawsze, najbardziej emocjonalne oraz przykuwające uwagę utwory zaczynają się zresztą od piątego na płycie "Pandora (for Cindy)". Niesamowicie jest już praktycznie do samego końca.

Cocteau Twins na "Treasure" zrobił zdecydowanie najlepszy użytek ze swoich dwóch największych atutów: niepowtarzalnego wokalu Fraser oraz umiejętności kreowania interesującego, niesztampowego klimatu. W połączeniu z bardzo przyjemnymi melodiami oraz ogólną bezpretensjonalnością - instrumentaliści znają swoje ograniczenia i nie silą się na niepotrzebną tu przecież wirtuozerię - dało to po prostu znakomity efekt. Jeżeli do czegoś miałbym się na siłę przyczepić, to byłby to nie zawsze pasujące do reszty dźwięki automatu perkusyjnego. O ile takie rozwiązanie sprawdzało się dobrze na wcześniejszych, bardziej ponurych płytach zespołu, tak tutaj niektóre utwory mogłyby być jeszcze lepsze z naturalnym, cieplejszym brzmieniem bębnów. Ale to w sumie szczegół przy całym pięknie tej muzyki.

Ocena: 9/10


 
Cocteau Twins - "Treasure" (1984)

1. Ivo; 2. Lorelei; 3. Beatrix; 4. Persephone; 5. Pandora (for Cindy); 6. Amelia; 7. Aloysius; 8. Cicely; 9. Otterley; 10. Donimo

Skład: Elizabeth Fraser - wokal; Robin Guthrie - gitara; Simon Raymonde - gitara basowa
Producent: Cocteau Twins


Komentarze

  1. Perełka. 👍 Ocena nie zaskakuje.

    OdpowiedzUsuń
  2. Pamiętam zaskoczenie jak dawno temu wrzuciłem na talerz ten album. Z każdym kolejnym odsłuchem było tylko lepiej. Może po czasie nie robi na mnie takiego wrażenia, ale jest to faktycznie perła 4AD. Debiut też lubię.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Pearl Jam - "Dark Matter" (2024)

[Zapowiedź] Premiery płytowe maj 2024

[Recenzja] Oren Ambarchi / Johan Berthling / Andreas Werliin - "Ghosted II" (2024)

[Recenzja] Cristóbal Avendaño & Silvia Moreno - "Lancé esto al otro lado del mar" (2024)

[Recenzja] Kin Ping Meh - "Kin Ping Meh" (1972)