[Przegląd] Nowości płytowe 2020 (część 3/4)

W trzeciej, przedostatniej części przeglądu najciekawszych albumów wydanych w tym roku przyjrzę się przede wszystkim nowościom z ostatnich trzech miesięcy. Kilka płyt ukazało się już wcześniej, ale z różnych powodów nie zmieściły się w poprzednich przeglądach, opublikowanych odpowiednio w marcu oraz czerwcu. Tym razem musi obejść się bez krytycznych - czy jakichkolwiek innych - opinii na temat muzycznych dinozaurów. Najnowszych wydawnictw Deep Purple ("Whoosh!") i Metalliki ("S&M2") nawet nie przesłuchałem w całości, a na temat "Rough and Rowdy Ways" Boba Dylana, który wynudził mnie niemiłosiernie, wypowiadałem się już kilkakrotnie, więc nie mam ochoty robić tego ponownie. Na liście znalazło się natomiast dziesięć albumów od twórców brzmiących bardziej na czasie. Lista zaczyna się od dwóch polskich płyt jazzowych, a następnie przechodzi do zagranicznych wydawnictw, prezentując szerokie spektrum stylów, od różnych form metalu, przez folk, pop i hip hop, aż po odmiany elektroniki. Kolejność alfabetyczna.


Błoto - "Erozje" 7/10
Wydany: 24.04 | nu jazz, jazz fusion

Błoto to poboczny projekt części składu EABS. Cały materiał na debiutanckie "Erozje" powstał spontanicznie, w trakcie jednej nocy, bez żadnych wcześniejszych planów ani przygotowań. Rezultatem jest muzyka o improwizowanym, bardziej instynktownym charakterze niż zeszłoroczny "Slavic Spirits" nagrany przez macierzystą grupę. Tamten album, pomimo początkowego zachwytu, sporo u mnie stracił. "Erozje" wydają się jednak bardziej oryginalne, za sprawą nietypowej dla jazzu warstwy rytmicznej oraz nieco psychodelicznego klimatu, co przy kolejnych odsłuchach wciąż brzmi intrygująco.


Diomede feat. Hubert Zemler - "Przyśpiewki" 7/10
Wydany: 28.05 | jazz

Drugi album duetu Diomede, czyli saksofonisty Tomasza Markanicza i klawiszowca Grzegorza Tarwida, powstał z pomocą trzeciego muzyka, perkusisty Huberta Zemlera. Co nadało muzyce zdecydowanie pełniejszego brzmienia, ale też tchnęło w nią więcej życia. Wbrew temu, co może sugerować tytuł, jest to album całkowicie instrumentalny, daleki od piosenkowego banału. Chodzi raczej o nawiązanie do ludowości, co przejawia się w melodyce zawartej tu muzyki. Stylistycznie jest to niewątpliwie jazz, ale brzmiący całkiem świeżo, a w przeważnie bardzo krótkich utworach często niemało się dzieje. 


Fiona Apple - "Fetch the Bolt Cutters" 6/10
Wydany: 17.04 | art pop

Najnowszy album Fiony Apple, wydany po ośmioletniej przerwie, to jedna z najbardziej hajpowanych tegorocznych płyt. Raczej na wyrost, choć to naprawdę dobry pop, niebanalny, ciekawie zaaranżowany, z pewnymi ambicjami artystycznymi (wykorzystanie dźwięków niepochodzących z instrumentów), a przy tym nieco kabaretowy, a momentami nawet lekko zabarwiony jazzem. Do całości mam jednak poważny zarzut: nie jest na tyle urozmaicona, by uzasadnić długość przekraczającą 50 minut. Okrojenie do pół godziny byłoby doskonałym rozwiązaniem.


Hum - "Inlet" 7/10
Wydany: 23.06 | shoegaze, metal

Jeśli już słuchaliście tego albumu lub chociaż czytaliście na jego temat, to z pewnością już wiecie, że "Inlet" - pierwszy album Hum od ponad 20 lat - to takie bardziej metalowe My Bloody Valentine. Trudno jednak o bardziej trafne porównanie. Do niewątpliwych plusów tego wydawnictwa trzeba zaliczyć bardzo fajne brzmienie oraz solidne wykonanie, jednak kompozycje nie są zbyt charakterystyczne i trochę za bardzo się ze sobą zlewają. To jedno z tych wydawnictw, których dobrze mi się słucha, ale kompletnie nie zapadają w pamieć.


The Microphones - "Microphones in 2020" 6/10
Wydany: 7.08 | indie folk

Kolejny mocno hajpowany album wydany po dłuższej przerwie - Phil Elverum powrócił do szyldu Microphones po 17 latach. To taki "Thick as a Brick" XXI wieku. Podobnie jak dzieło Jethro Tull składa się z jednej, ponad 40-minutowej kompozycji, z odniesieniami do folku. Całość brzmi jednak zdecydowanie współcześnie, bardziej drone'owo. Wkrada się tu jednak zbyt wiele, jak dla mnie, monotonii. Przebrnięcie przez siedmiominutowy wstęp, gdy nie dzieje się nic, to spore wyzwanie. Później jednak utwór stopniowo się rozwija i coraz bardziej intryguje. Chyba jednak niewiele by stracił, gdyby skrócić go o połowę.


Neptunian Maximalism - "Éons" 6/10
Wydany: 26.06 | drone metal z elementami free jazzu

Jak przystało na zespół o takiej nazwie, "Éons" to album o monumentalnej formie: trzy płyty kompaktowe, blisko 130 minut muzyki. Szkoda tylko, że tak mało w tym wszystkim treści. Belgowie mieli pomysł, by połączyć drone / post-metal z awangardowymi formami jazzu oraz rocka progresywnego. Poszczególne utwory są jednak bardzo do siebie podobne, a w nich samych praktycznie nic się nie dzieje. Dopiero w przedostatnim nagraniu, "Heliozoapolis", pojawia się jakieś większe urozmaicenie (partie sitaru). Nie brakuje tutaj ciekawych pomysłów, zwłaszcza brzmieniowych, ale całość jest o wiele za długa - o jakieś dwie płyty.


Nicolas Jaar - "Cenizas" 7/10
Wydany: 27.03 | ambient

Tegoroczna aktywność wydawnicza Nicolasa Jaara robi wrażenia. Tylko do tej pory zdążył opublikować dwa albumy solowe i jeden pod szyldem Against All Logic. Nowoczesnych form muzyki elektronicznej, zaprezentowanych na tym ostatnim, kompletnie nie rozumiem. Zupełnie inaczej ma się sprawa z brzmiącym bardziej klasycznie "Cenizas" - zbiorem krótkich, czasem quasi-piosenkowych utworów o ambientowym klimacie. Zwykle bardzo ładnych, jednak podobnie, jak w przypadku większości płyt z tej listy, mam zastrzeżenia do długości albumu. 


Rafael Anton Irisarri - "Peripeteia" 7/10
Wydany: 22.05 | ambient, drone

Jeszcze jeden ambientowy album. Tym razem jest to jednak ambient zupełnie innego rodzaju: taki bardziej ospały, bez jakichkolwiek śladów powszechnie pojmowanej melodyjności, całkowicie pozbawiony warstwy rytmicznej. Pomimo podziału na osiem ścieżek, jest to w zasadzie 40-minutowa całość (tutaj w końcu nie mogę przyczepić się do długości), która słuchana w sprzyjających okolicznościach może zachwycić swoim brzmieniem i nastrojem. To zdecydowanie jedna z najładniejszych płyt 2020 roku.


Run the Jewels - "RTJ4" 7/10
Wydany: 3.06 | hip hop

W poprzednim przeglądzie wspominałem, że hip hop nie należy do moich ulubionych gatunków, jednak zdarzają się w nim płyty, które do mnie trafiają. Czwarty longplay Run the Jewels jest jedną z nich. Może trochę mniej od strony wokalnej, za to muzycznie już jak najbardziej. Rockowych słuchaczy do osłuchu zachęcić mogą gościnne występy Zacka de la Rochy i Josha Homme'a. Mnie jednak najbardziej podoba się finałowy "A Few Words for the Firing Squad (Radiation)" z jazzowym saksofonem.


Shackleton & Zimpel - "Primal Forms" 7/10
Wydany: 31.07 | ambient, post-minimalizm

Po współpracy Sama Shackletona i Wacława Zimpla spodziewałem się nieco więcej, jednak i tak jest to bardzo udana muzyka, łącząca co najlepsze w twórczości obu muzyków. Sporo tutaj egzotycznych brzmień, przywołujących zeszłoroczny projekt Shackletona, Tunes of Negation, a także post-minimalizmu charakterystycznego dla ostatnich dzieł Zimpla, który ponadto znów chętnie sięga po klarnet (i inne instrumenty, w tym skrzypce czy organy), przypominając o swoich jazzowych korzeniach. Mnóstwo tu naprawdę ładnych fragmentów, ale same kompozycje wydają się nieco niedopracowane.



Komentarze

  1. Ojej, ja nie wyciąłbym z tej płyty Fiony ani sekundy! Nawet te niby słabsze piosenki przy końcu same w sobie troszkę się wyróżniają pomysłami aranżacyjnymi i są całkiem udane. Choć wiele współczesnych płyt faktycznie jest o te 2-3 utwory za długa. Najbardziej te "Eony", które naprawdę wystarczyłoby zamknąć w 1 CD...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fiona.
      Nie znałem, ale posłuchałem.
      Kurczę, spodobało mi się - interesujące i niesztampowe granie.
      Dzięki za podjęcie tematu = będę go drążył. :)

      Usuń
  2. Co myslisz o Stingu jako o samym popie nie mówie o całej muzyce ? Kiedyś (30 lat temu) go nawet trochę słuchałem. Na pewno trzeba przyznać że nie jest to wiejski i banalny pop typu i love you babe. Moim zdaniem jako pop jest bardzo dobry jednak jak dla mnie bardzo wykalkulowany, przykładny i sztampowy. Taki skrojony do dobrej sprzedaży. Skomponowany pod fana pop i nawet fana rocka. Piosenki ładne, pomyslowe,świetnie wyprodukowane. Takie "idealne". Taka muzyka dla przeciętnego słuchacza, choć dalej twierdzę że w dobrym smaku. Dla mnie jednak za grzeczne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak byłem mały, to ojciec słuchał Stinga na potęgę, na przemian z solowym Collinsem. Dlatego już nie wyzbędę przekonania, że to muzyka wyłącznie dla ludzi z jego pokolenia. Zresztą nie zetknąłem się nigdy z kimś młodszym, kto by tego słuchał. To jest zresztą cholernie nudna muzyka.

      Usuń
    2. No ale słuchasz King Crimson a ten zespół to symbol muzyki dla swojego pokolenia.

      Usuń
    3. Moja wychowawczyni z gimnazjum uwielbiała Stinga :) "English Man in New York" to dobry kawałek z przyjemną melodią- najczęściej go słyszę jeśli chodzi o radio (gdzie indziej nie mam kontaktu ze Stingiem), ale faktycznie- to jest takie do bólu wygładzone i sentymentalne. Jeśli chodzi o Collinsa- nie jest w cale taki zły, przynajmniej sądząc po "Face Value"- jest to na pewno muzyka wykraczająca poza zwykły pop i według mnie mniej ugrzeczniona niż taki Sting. Nie wiem czy wezmę się za jakieś kolejne jego albumy, na pewno nie w najbliższym czasie.

      Usuń
    4. @Pumpciuś: Nie, King Crimson jest bardzo uniwersalny i dzięki swoim licznym walorom znajduje słuchaczy w różnym wieku.

      Usuń
    5. Ze Stingiem mam podobny problem. O ile jest to muzyka świetnie skomponowana i zagrana, tak wyprodukowana została w sposób strasznie sterylny i "miękki", a szkoda.
      Pytanie do Pawła: Znasz może kanał Ricka Beato?

      Usuń
    6. Nie znam, ani nigdy nawet nie zetknąłem się z takim nazwiskiem. Co to za kanał?

      Usuń
    7. Ogólnie gość jest dość znanym producentem muzycznym i bardzo dobrze zna teorię muzyki. Tworzy masę ciekawych serii, z czego najbardziej znaną jest What Makes This Song Great, gdzie rozbiera różne utwory na czynniki pierwsze i przeprowadza ich muzyczną analizę. Mocno polecam :)

      Usuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Laurie Anderson - "Big Science" (1982)

[Recenzja] Julia Holter - "Something in the Room She Moves" (2024)

[Recenzja] Alice Coltrane - "The Carnegie Hall Concert" (2024)

[Recenzja] Księżyc - "Księżyc" (1996)

[Zapowiedź] Premiery płytowe marzec 2024