Posty

Wyświetlam posty z etykietą ornette coleman

[Recenzja] Ornette Coleman & Pat Metheny - "Song X" (1986)

Obraz
"Song X" to jedna z najdziwniejszych kooperacji w historii fonografii. Ornette Coleman i Pat Metheny. Jeden z największych innowatorów jazzu, grający muzykę nie najłatwiejszą w odbiorze oraz jeden z największych smęciarzy w muzyce okołojazzowej (bo z jazzem mającą często niewiele wspólnego), którego twórczość jest przystępna nawet dla zupełnie przypadkowych słuchaczy. Na szczęście, na "Song X" zdecydowanie więcej jest Colemana. To on samodzielnie skomponował równo połowę utworów i jest współautorem wszystkich pozostałych (razem z Methenym). Stylistycznie znacznie bliżej im do harmolodycznego free jazzu Prime Time niż do smooth-jazzowego smęcenia Pat Metheny Group. Nawet składu dopełnili głównie muzycy już wcześniej współpracujący z saksofonistą: jego syn Denardo oraz Charlie Haden. Występuje tu także Jack DeJohnette, a więc kolejny muzyk kojarzony raczej z ambitniejszym graniem - pamiętany przede wszystkim jako członek zespołu Milesa Davisa (grał np. na "B

[Recenzja] Ornette Coleman - "Of Human Feelings" (1979)

Obraz
"Of Human Feelings" to ukoronowanie harmolodycznych eksperymentów Ornette'a Colemana. Koncepcja testowana przez saksofonistę już na dwóch poprzednich albumach nagranych z grupą Prime Time, "Dancing in Your Head" i "Body Meta", tutaj dała chyba najbliższy zamierzeniom efekt. Podział na harmonię, melodię i rytm uległ kompletnemu zatarciu. Zniwelowane zostało także rozróżnienie na instrumenty solowe i rytmiczne, gdyż wszyscy instrumentaliści improwizują tu przez cały czas, niby niezależnie od siebie, ale wyraźnie reagując na grę pozostałych. Wreszcie jest to muzyka ponadgatunkowa - czerpiąca z free jazzu, funku i rocka, będąca każdym z nich w takim samym stopniu. Pogodzono tu nawet artystyczną bezkompromisowość z użytkową atrakcyjnością, a żadna z tych cech nie traci na obecności drugiej. Dosłownie wszystko spaja się tu w bardzo spójną całość. Może aż nadto spójną, bo żaden z ośmiu zamieszczonych tu utworów nie wyróżnia się na tle pozostałyc

[Recenzja] Ornette Coleman - "Body Meta" (1978)

Obraz
"Body Meta" to pierwszy album Ornette'a Colemana w całości nagrany z grupą Prime Time. I zarazem pierwszy, na którym podjęto próbę podporządkowania wszystkiego wymyślonej przez lidera idei grania harmolodycznego (na czym polegała, tłumaczyłem już we wcześniejszych recenzjach saksofonisty). Muzykę zawartą na "Body Meta" najłatwiej scharakteryzować jako połączenie funku i free jazzu. Trudno o bardziej odległe od siebie style, ale tutaj elementy ich obu łączą się w bardzo spójną całość. Muzyka prezentowana przez Colemana i Prime Time ma jednocześnie taneczny, funkowy puls, a zarazem freejazzową dzikość i złożoność, a przy okazji całkiem sporo finezji. I brzmi to bardzo ciekawie. Na longplay składa się pięć kompozycji Ornette'a o długości nie schodzącej poniżej siedmiu minut. Otwieracz "Voice Poetry" brzmi całkiem, jak na Colemana, przystępnie. Gra lidera balansuje na granicy subtelności i freejazzowego szaleństwa, podczas gdy partie pozostałych

[Recenzja] Ornette Coleman - "Dancing in Your Head" (1977)

Obraz
"Dancing in Your Head" to efekt dwóch zupełnie różnych sesji. Był początek 1973 roku, gdy Ornette Coleman, za namową klarnecisty Roberta Palmera, udał się wspólnie z nim do Maroka. Ściślej mówiąc do położonej w górach wioski Jajouka. Palmer był pod wrażeniem regionalnej grupy The Master Musicians of Jajouka i tworzonej przez nią muzyki, wykorzystującej przeróżne egzotyczne instrumenty dęte i perkusyjne. Amerykańscy jazzmani, wraz z tubylcami, przystąpili do wspólnych nagrań. Nigdy jednak nie doszło do wydania planowanego albumu, a światło dzienne ujrzały jedynie niewielkie fragmenty tamtej sesji. Po powrocie do Stanów, Coleman zebrał zupełnie nowy, elektryczny zespół Prime Time. W jego skład weszli gitarzyści Bern Nix i Charlie Ellerbee, basista Rudy MacDaniel oraz perkusista Ronald Shannon Jackson. W grudniu 1975 roku kwintet wszedł do paryskiego Barclay Studio. To właśnie nagrania z tych dwóch sesji wypełniają "Dancing in Your Head". Zdecydowaną większość a

[Recenzja] Ornette Coleman - "Skies of America" (1972)

Obraz
Pomysł łączenia jazzu i zachodniej (a więc głównie europejskiej) muzyki klasycznej sięga lat 50. XX wieku. Wymyślono nawet specjalne określenie na taką stylistykę - "third stream", trzeci nurt - mające sugerować, że nie jest to ani odmiana jazzu, ani muzyki klasycznej, lecz coś odrębnego. W praktyce wyglądało to na ogół inaczej. Muzycy jazzowi, sięgając po pewne rozwiązania z muzyki klasycznej, wciąż grali muzykę kwalifikującą się bardziej jako odmiana jazzu. Wystarczy przypomnieć te najbardziej znane dzieła, jak "The Black Saint and the Sinner Lady" Charlesa Mingusa czy "Sketches of Spain" Milesa Davisa. Nieco inaczej do tematu podszedł Ornette Coleman. Pierwsze próby napisania kompozycji na orkiestrę saksofonista podjął pod koniec lat 60. Najwyraźniej nie był zadowolony z efektu, bo napisana przez niego wówczas muzyka nie została nigdy zarejestrowana. Przełomowym momentem okazała się współpraca z Alice Coltrane na początku następnej dekady. Colema

[Recenzja] Ornette Coleman - "Science Fiction" (1972)

Obraz
Na początku lat 70. Ornette Coleman nawiązał krótką współpracę z wytwórnią Columbia. Muzyka grana przez saksofonistę okazała się za mało komercyjna dla fonograficznego giganta, dlatego nie przedłużono kontraktu. Umowa opiewała na trzy albumy, jednak pierwotnie ukazały się tylko dwa: "Science Fiction" i kontrowersyjny "Skies of America" (oba w 1972 roku). Dopiero dekadę później, w 1982 roku, opublikowano "Broken Shadows", w znacznej części składający się z nagrań dokonanych podczas prac nad "Science Fiction". Pierwsze wydawnictwo Colemana dla Columbii powstawało w dniach 9 i 10 września oraz 13 października 1971 roku. Liderowi towarzyszyli liczni muzycy, występujący w różnych konfiguracjach, w zależności od utworu. Nie zabrakło wśród nich sprawdzonych współpracowników, jak Don Cherry, Charlie Haden, Billy Higgins i Ed Blackwell, ale i nowych, mniej znanych partnerów, jak saksofonista Dewey Redman czy trębacze Carmine Fornarotto, Gerard Schwar

[Recenzja] The Ornette Coleman Trio - "At the 'Golden Circle' Stockholm" (1966)

Obraz
Ornette Coleman powrócił na scenę w 1965 roku, wraz z zupełnie nowym składem - tym razem trzyosobowym, z basistą Davidem Izenzonem i perkusistą Charlesem Moffettem - oraz z nowymi pomysłami i umiejętnościami. Świetnym dokumentem tego okresu są dwa albumy o wspólnym tytule "At the 'Golden Circle' Stockholm". Znalazły się na nich fragmenty występów tria z 3 i 4 grudnia 1965 roku w sztokholmskim klubie Gyllene Cirkeln. Był to debiut Colemana w barwach wytwórni Blue Note. Według wielu źródeł obie płyty ukazały się się jeszcze w 1965 roku. Biorąc pod uwagę datę rejestracji, jest to możliwe, ale bardzo nieprawdopodobne - dlatego przyjmuję rok 1966 za datę wydania. Choć poszczególne części "At the 'Golden Circle' Stockholm" nigdy nie zostały oficjalnie skompilowane jako jedno wydawnictwo, najlepiej potraktować je jako całość. Wówczas otrzymujemy najpełniejszy obraz ówczesnych występów Ornette'a. Skrzących się od porywających solówek lidera na sak

[Recenzja] Ornette Coleman - "Ornette on Tenor" (1962)

Obraz
"Ornette on Tenor" przedstawia Colemana w nietypowej dla niego roli. Saksofonista po raz pierwszy zdecydował się na grę na tenorze, zamiast na alcie. To album wyjątkowy także z innych względów. Choćby z uwagi na skład. Ponownie znaleźli się w nim Don Cherry i Ed Blackwell, za to znów zmienił się basista. Lider nie był do końca zadowolony ze Scotta LaFaro, grającego na kontrabasie w wysokich rejestrach. Potrzebował basisty, który zapewni więcej niższych tonów. Jak Charlie Haden, który jednak przebywał na odwyku. Składu dopełnił więc Jimmy Garrison, późniejszy członek najsłynniejszego kwartetu Johna Coltrane'a. Odbywająca się 22 i 27 marca 1961 roku sesja (pierwszego dnia zarejestrowano wyłącznie utwór "Eos") była, jak się wkrótce okazało, ostatnią dla wytwórni Atlantic, z którą Coleman współpracował niemal od początku kariery, wydając z jej logo choćby takie albumy, jak "The Shape of Jazz to Come" czy "Free Jazz: A Collective Improvisation&quo

[Recenzja] The Ornette Coleman Quartet - "Ornette!" (1962)

Obraz
Ornette Coleman za sprawą albumów "The Shape of Jazz to Come" (1959) i "Free Jazz: A Collective Improvisation" (1961) może nie tyle kompletnie zmienił, co ogromnie wzbogacił oblicze muzyki jazzowej. Żadne z jego późniejszych wydawnictw nie było już taką rewolucją. Co bynajmniej nie znaczy, że nie nagrywał już interesującej muzyki. Wręcz przeciwnie i dlatego właśnie zdecydowałem się na kontynuowanie opisywania co ciekawszych pozycji z jego dyskografii. Album "Ornette!" został zarejestrowany 31 stycznia 1961 roku - niewiele ponad miesiąc po przełomowej sesji "Free Jazz". Tym razem Coleman zdecydował się wrócić do tradycyjnej formuły kwartetu (na poprzedniej sesji grały dwa niezależne kwartety). W towarzyszącym mu składzie ponownie znaleźli się Don Cherry (grający na miniaturowej trąbce z plastiku), perkusista Ed Blackwell i basista Scott LaFaro. Zespół zarejestrował siedem kompozycji Colemana, z których trzy zostały odrzucone ("Check Up

[Recenzja] Ornette Coleman - "Free Jazz: A Collective Improvisation" (1961)

Obraz
"Free Jazz: A Collective Improvisation", szósty album w dyskografii Ornette'a Colemana, to jedno z najbardziej oryginalnych i przełomowych wydawnictw w historii fonografii. Longplay dał nazwę nowej odmianie jazzu (choć wielu muzyków preferowało określanie jej mianem new thing ), której był jednym z pierwszych dojrzałych reprezentantów. Na okładce oryginalnego wydania nie przypadkiem wykorzystano obraz "The White Noise" amerykańskiego malarza Jacksona Pollocka (na niektórych reedycjach zastąpiono go zdjęciem Colemana lub zostawiono puste miejsce), który jest autorem zdania:  Nowe czasy potrzebują nowych form . Doskonale pasuje to do tego wydawnictwa, na którym faktycznie mamy do czynienia z zupełnie nową formą. Album został zarejestrowany 21 grudnia 1960 roku. Podczas sesji powstały dwa nagrania: 17-minutowy "First Take" (wydany dopiero w 1971 roku na kompilacji "Twins", później dołączany do kompaktowych reedycji "Free Jazz")

[Recenzja] Ornette Coleman - "The Shape of Jazz to Come" (1959)

Obraz
Rok 1959 był jednym z najlepszych i najważniejszych dla jazzu. To wtedy nagrane (i w większości wydane) zostały takie przełomowe albumy, jak "Kind of Blue" Milesa Davisa, "Time Out" Dave'a Brubecka, "Giant Steps" Johna Coltrane'a, "Mingus Ah Um" Charlesa Mingusa, czy bohater niniejszej recenzji, "The Shape of Jazz to Come" Ornette'a Colemana - jednego z największych innowatorów jazzu, twórcy free jazzu. To trzeci album saksofonisty, ale pierwszy będący wyraźnym odejściem od stylistyki bopowej. "The Shape of Jazz to Come" został nagrany w ciągu jednego dnia, 22 maja 1959 roku. Liderowi towarzyszy tu skład złożony z grającego na kornecie Dona Cherry'ego, basisty Charliego Hadena i perkusisty Billy'ego Higginsa. Album pierwotnie miał zostać zatytułowany "Focus on Sanity", od tytułu jednego z utworów, ale producent Nesuhi Ertegun wymusił jego zmianę na ten powszechnie znany. Jakże adekwatny i p