[Recenzja] Ornette Coleman & Pat Metheny - "Song X" (1986)



"Song X" to jedna z najdziwniejszych kooperacji w historii fonografii. Ornette Coleman i Pat Metheny. Jeden z największych innowatorów jazzu, grający muzykę nie najłatwiejszą w odbiorze oraz jeden z największych smęciarzy w muzyce okołojazzowej (bo z jazzem mającą często niewiele wspólnego), którego twórczość jest przystępna nawet dla zupełnie przypadkowych słuchaczy. Na szczęście, na "Song X" zdecydowanie więcej jest Colemana. To on samodzielnie skomponował równo połowę utworów i jest współautorem wszystkich pozostałych (razem z Methenym). Stylistycznie znacznie bliżej im do harmolodycznego free jazzu Prime Time niż do smooth-jazzowego smęcenia Pat Metheny Group. Nawet składu dopełnili głównie muzycy już wcześniej współpracujący z saksofonistą: jego syn Denardo oraz Charlie Haden. Występuje tu także Jack DeJohnette, a więc kolejny muzyk kojarzony raczej z ambitniejszym graniem - pamiętany przede wszystkim jako członek zespołu Milesa Davisa (grał np. na "Bitches Brew"). A jednak wydawca albumu zdecydował się umieścić na okładce na pierwszym miejscu nazwisko Metheny'ego. Zadecydowały o tym, oczywiście, względy merkantylne - gitarzysta był po prostu bardziej znany i to on gwarantował wysoką sprzedaż. Było to jednak zakłamanie rzeczywistości, mogące wprowadzić w błąd nabywców płyty.

Słuchacze Metheny'ego, nie mający wcześniej do czynienia z free jazzem, musieli przeżyć prawdziwy szok. Nagrania w rodzaju tytułowego otwieracza oraz najdłuższego - i najlepszego - "Endangered Species" to szalone, hałaśliwe improwizacje. Napędzane opętańczą grą sekcji rytmicznej, z agresywnymi solówkami saksofonu oraz gitarowym zgiełkiem. Metheny gra w zupełnie inny sposób niż zwykle, zdecydowanie bliżej mu tutaj do stylu Sonny'ego Sharrocka lub Dereka Baileya. Za to Coleman i pozostali muzycy są po prostu sobą. Album przynosi jednak także parę spokojniejszych, bardziej konwencjonalnych momentów, jak blues "Mob Job" (nie licząc jazgotliwej partii skrzypiec Ornette'a) i subtelna ballada "Kathelin Gray". Siłą rzeczy dość delikatnie wypada także "Song X Duo", czyli tytułowe nagranie wykonane wyłącznie przez saksofonistę i gitarzystę. Pozbawieni wsparcia pozostałych muzyków grają wolniej, bardziej melodyjnie, choć wciąż z freejazzowym zadęciem. Znów ostrzejsze są ich partie w "Video Games" i "Trigonometry", w których jednak bardziej konwencjonalnie prezentuje się sekcja rytmiczna, swingująca w bardzo tradycyjny sposób. Dość dziwnym nagraniem jest finałowy "Long Time No See", w którym muzycy zdają się za bardzo nie wiedzieć, czy obrać bardziej freejazzowy, czy raczej hardbopowy kierunek, więc na różne sposoby łączą oba te podejścia. Z całkiem ciekawym efektem końcowym, choć niewiele tu brakowało do popadnięcia w niezamierzony chaos.

"Song X" to album wyjątkowy w dyskografii Pata Metheny'ego, który na ogół stronił od tak brutalnego grania (aczkolwiek na "Zero Tolerance for Silence" z 1994 roku pokazał jeszcze agresywniejsze, bardziej zgiełkliwe oblicze). Jest to, oczywiście, w większym stopniu dzieło Ornette'a Colemana. I jak na niego, jest to album momentami bardzo zachowawczy, dający sporo momentów wytchnienia, jednak cały czas bardzo solidnie wykonany. Nie jest to poziom najlepszych płyt Colemana, choć też nie dużo niższy. Natomiast Metheny'ego w tak dobrym wydaniu nie słyszałem nigdzie indziej. I przynajmniej dla tego doświadczenia warto sięgnąć po "Song X", abstrahując już od świetnej zawartości muzycznej.

Ocena: 8/10



Ornette Coleman & Pat Metheny - "Song X" (1986)

1. Song X; 2. Mob Job; 3. Endangered Species; 4. Video Games; 5. Kathelin Gray; 6. Trigonometry; 7. Song X Duo; 8. Long Time No See

Skład: Ornette Coleman - saksofon altowy, skrzypce; Pat Metheny - gitara, syntezator gitarowy; Charlie Haden - kontrabas; Jack DeJohnette - perkusja; Denardo Coleman - perkusja i instr. perkusyjne
Producent: Pat Metheny


Komentarze

  1. ten pogląd o psuedojazzowości Pata, jest tak już nudny i oklepany, że ja proszę, bądźmy szczerzy Pat to nie Kenny G, a naprawdę utalentowany kompozytor i muzyk... rozczarowałeś mnie tu Pawle, myślałem że z tak otwartą głową na muzykę, jednak trochę masz zrozumienia dla jednak unikalnej muzyki Metheny'ego, eh.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla tej twórczości z czasów ECM mam trochę więcej zrozumienia, niż z okresu Pat Metheny Group, gdzie tego jazzu jest już mniej.

      Usuń
  2. Na dorobek Pata można spojrzeć z punktu widzenia formy muzyki, która tworzy oraz z tego w jakim nurcie muzyki ją sklasyfikować. Pod względem formy, muzyka Pata to artystyczne szczyty, takie melodie i harmonie jakie on tworzy to mistrzostwo świata. Jest tylko jedno ale - ta muzyką często nie porusza emocji. Przynajmniej ja to tak odbieram. Przesłuchałem wiele jego płyt i wracałem tylko do dwóch tytułów: ten Song X omawiany powyżej (jestem fanem free jazzu) i Question and Answer (z Hollandem na basie i Haynesem na perkusji). Ta druga pozycja to nowoczesny jazz najwyższych lotów. Z pozostałymi tytułami miałem ten problem wynikający z tego, że trudno mi było powiedzieć co to za nurt muzyki, pop-jazz, etno-jazz, pop itd. Ale porównywanie Pata z Kennym G to nieporozumienie. Kenny G to taki Tercet Egzotyczny jazzu, facet ma świetną technikę grania i zero wyobraźni muzycznej, potrafi jedynie znakomicie kopiować chwytliwe nutki i trafiać do niskich gustów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nikt tutaj takiego porównania nie użył ;)

      Usuń
    2. Ciekawostka - Pat o Kennym:
      http://www.jazzoasis.com/methenyonkennyg.htm

      Usuń
  3. Faktycznie, ale samo użycie w dyskusji nazwiska Kenny G. jako jakiegoś punktu odniesienia jest nie na miejscu. Sporo płyt Pata to jednak jazz i ma on wielu fanów, a kwestia odbioru jego muzyki to sprawa gustu. Do mnie nie trafia.

    OdpowiedzUsuń
  4. Metheny na swoim debiucie nagrał już jedną kompozycję Colemana. Co do jego awangardowych płyt warto jeszcze wymienić "The Sign of 4" nagraną między innymi z wzmiankowanym w recenzji Baileyem. Metheny zdecydowanie umie grać jazz, nie zasłużył sobie na tak surową ocenę, nagrał nawet płytę z Jimem Hallem.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Laurie Anderson - "Big Science" (1982)

[Recenzja] Julia Holter - "Something in the Room She Moves" (2024)

[Recenzja] Alice Coltrane - "The Carnegie Hall Concert" (2024)

[Recenzja] Księżyc - "Księżyc" (1996)

[Zapowiedź] Premiery płytowe marzec 2024