[Recenzja] Dead Can Dance - "Anastasis" (2012)
Poznałem ten album w okolicach jego premiery - całkiem możliwe, że był to mój pierwszy kontakt z muzyką Dead Can Dance - i już wtedy wydał mi się intrygujący, choć preferowałem wówczas granie gitarowe. Nie śpieszyłem się z jego zrecenzowaniem, choć dyskografię grupy wziąłem na warsztat ponad dwa lata temu. Nie śpieszyli się też Lisa Gerrard i Brendan Perry z jego nagrywaniem: "Anastasis" ukazał się aż szesnaście lat po poprzednim "Spiritchaser". W międzyczasie projekt był zawieszony, choć w 2005 roku duet powrócił na liczącą trzydzieści koncertów trasę. Podczas przerwy od zespołu niezbyt aktywny pozostawał Perry, który przygotował jedynie dwie płyty autorskie. Znacznie bardziej twórcza okazała się Gerrard, rozkręcająca w tym czasie solową karierę, a także owocną współpracę z Hansem Zimmerem (m.in. nagradzana lub nominowana do najważniejszych nagród ścieżka dźwiękowa "Gladiatora" Ridleya Scotta) oraz Klausem Schulze. Można więc przypuszczać, że to Perry'