[Recenzja] Dead Can Dance - "Spiritchaser" (1996)

Dead Can Dance - Spiritchaser


Jeśli pominąć post-punkowy debiut, to dyskografia Dead Can Dance jest bardzo konsekwentna pod względem estetycznym. Duet Brendana Perry'ego i Lisy Gerrard upodobał sobie granie muzyki o eterycznym, wręcz mistycznym nastroju, czerpiącej z bogatego dziedzictwa europejskiej lub pozaeuropejskiej muzyki dawnej. A jednak każda z tych płyt, przynajmniej tych wydanych w ubiegłym wieku, eksploruje nieco inne rejony. "Spiritchaser" to przede wszystkim wyprawa do Afryki. Album bardziej od poprzednich kładzie nacisk na rytm, w czym pomaga udział aż czterech dodatkowych muzyków grających na instrumentach perkusyjnych. Miniatura "Dedicacé Outò" to w całości ich popis, ale bardzo istotną rolę odgrywają także w otwieraczu "Nierika", nadając mu plemiennego klimatu, w którym świetnie odnajdują się także quasi-afrykańskie zaśpiewy Gerrard i Perry. Z jednej strony od razu słychać, że to Dead Can Dance, a z drugiej - było to coś niewątpliwie nowego w twórczości grupy. Naprawdę mocne otwarcie, po którym było można spodziewać się czegoś lepszego, niż to, czym "Spiritchaser" ostatecznie się okazał.

Już drugi na trackliście "Song of the Stars" ujawnia jeden z problemów tej płyty - przez długi czas jest tu po prostu niemrawo, słyszymy głównie mamrotanie Perry'ego z jednostajnym akompaniamentem bębnów plus różne egzotyczne dodatki. Dopiero po kilku minutach wchodzi przyjemna partia gitary - to chyba najbardziej gitarowe nagranie na studyjnym albumie zespołu od dobrej dekady - która z dodatkiem bardziej energetycznej sekcji rytmicznej nadawałaby się nawet na "Remain in Light" Talking Heads. Wracają też te zaśpiewy obojga wokalistów, znów dodając fajnej atmosfery. Jednak mało które nagranie zespołu aż tak bardzo zasługiwałoby na skrócenie. Niestety, takiego anemicznego grania, jak początek tego utworu, jest na płycie więcej, zresztą już od razu na kolejnych ścieżkach: "Indus" - nawiązujący akurat do hinduskich tradycji - a zwłaszcza dość konwencjonalnie, jak na tę grupę, brzmiący "Song of the Dispossessed". Bardziej przekonuje mnie żywszy, bardzo optymistyczny i znów mocno przesiąknięty Afryką "The Snake and the Moon". Potężnym utworem jest natomiast "Song of the Nile", najbardziej przepełniony tym tajemniczym klimatem, jakiego oczekuje się od Dead Can Dance, tym razem tworzącym w wyobraźni obrazy starożytnego Egiptu. Byłby to z pewnością lepszy finał od rzewnego i mało konkretnego "Dezvorzhum", za bardzo zbliżającego się do stylistyki new age.

Pomimo odświeżających inspiracji, dzięki którym udało duetowi się po raz kolejny zaprezentować album o swoim własnym charakterze, "Spiritchaser" to najsłabsza do tamtej pory pozycja w dyskografii Dead Can Dance. Zdarzają się tu mocne rzeczy - z pierwszym i przedostatnim utworem na czele - ale całość jest o dobre kilkanaście minut za długa. A daje się to we znaki tym bardziej, że zdarzają się kompozytorsko-wykonawcze mielizny, zaś aranżacje na dłuższą metę okazują się stosunkowo monotonne. Muzykom na tym etapie chyba już po prostu nie zależało na zespole, co zresztą zdaje się potwierdzać zawieszenie działalności, jakie nastąpiło niedługo później, podczas próby nagrania kolejnego albumu. Lisa Gerrard skupiła się na rozwijaniu solowej kariery, natomiast Brendan Perry niemal wycofał się z grania, przez kolejne półtora dekady wydając tylko dwie płyty.

Ocena: 6/10



Dead Can Dance - "Spiritchaser" (1996)

1. Nierika; 2. Song of the Stars; 3. Indus; 4. Song of the Dispossessed; 5. Dedicacé Outò; 6. The Snake and the Moon; 7. Song of the Nile; 8. Devorzhum

Skład: Lisa Gerrard - wokal, instrumenty; Brendan Perry - wokal, instrumenty
Gościnnie: Lance Hogan, Robert Perry, Rónán Ó Snodaigh, Peter Ulrich - instr. perkusyjne (1,5); Renaud Pion - klarnet turecki (3)
Producent: Dead Can Dance


Komentarze

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Pearl Jam - "Dark Matter" (2024)

[Recenzja] Maruja - "Connla's Well" (2024)

[Recenzja] Oren Ambarchi / Johan Berthling / Andreas Werliin - "Ghosted II" (2024)

[Recenzja] Cristóbal Avendaño & Silvia Moreno - "Lancé esto al otro lado del mar" (2024)

[Recenzja] Kin Ping Meh - "Kin Ping Meh" (1972)