[Recenzja] Dead Can Dance - "Aion" (1990)

Dead Can Dance - Aion


"Aion" stanowi logiczną kontynuację poprzednich albumów Dead Can Dance. W ciągu niespełna sześciu lat Lisa Gerrard i Brendan Perry zdążyli odejść od post-punkowych korzeni (dominujących jeszcze na eponimicznym debiucie) na rzecz bardziej nastrojowego grania, inspirowanego muzyką dawną ("Spleen and Ideal"), które to wpływy odgrywały coraz większą rolę ("Within the Realm of a Dying Sun"), z czasem wpływając na większy udział akustycznych instrumentów, stosowanych w odległych epokach ("The Serpent's Egg"). W przypadku "Aion" można wręcz odnieść wrażenie, że duet próbuje jak najbardziej zbliżyć się do autentycznej muzyki średniowiecznej i renesansowej. Zdaje się to sugerować nawet okładka, będąca w rzeczywistości fragmentem tryptyku "Ogród rozkoszy ziemskich", namalowanego około 1500 roku przez Hieronima Boscha, Podczas sesji wykorzystano nie tylko wiele dawnych instrumentów - jak lira korbowa, dudy czy basowe i tenorowe viole da gamba - ale wręcz postanowiono wykorzystać kilka starych utworów. Na płycie pojawia się interpretacja XIV-wiecznego włoskiego tańca "Saltarello" oraz XVI-wiecznej katalońskiej pieśni "The Song of Sybil", a za tekst "Fortune Presents Gits Not According to the Book" posłużył XVII-wieczny poemat Luisa de Góngory.

Nie będę tutaj poruszał kwestii tego, jak dzieło Dead Can Dance wypada na tle kompozycji sprzed kilku wieków. Mam jednak wrażenie, że zespół całkiem dobrze oddał tutaj nastój ówczesnej muzyki. Inaczej ma się jednak sprawa z brzmieniem, które czasem wydaje się nieco syntetyczne, co niespecjalnie pasuje do nadrzędnej idei tego albumu. Razi obecność zdominowanego przez brzmienia elektroniczne "Black Sun", który zdaje się kompletnie oderwany od pozostałych utworów, ale chyba jeszcze większą wpadką okazuje się wykorzystanie automatu perkusyjnego w nawiązującym do starych szkockich pieśni "As the Bell Rings the Maypole Spins" czy syntezatora w arabizującym "Radharc". A przecież w innych utworach duet doskonale sobie radzi bez tych wszystkich technologicznych nowinek. Tak, jak w przepięknych miniaturach "The Arrival and the Reunions", "The End of Words" oraz "Wilderness", gdzie do zbudowania niesamowitej atmosfery renesansowych pieśni wystarczają same głosy. Jeszcze lepszy efekt udaje się jednak uzyskać wtedy, gdy takim partiom wokalnym towarzyszy odpowiednio dobrany akompaniament organów ("The Song of the Sybil") lub instrumentów smyczkowych ("The Promised Womb"). W tych pięciu fragmentach zespół najbardziej zbliża się do muzyki sakralnej, pełnej mistycyzmu i uduchowienia, ale oprócz sacrum, znajdziemy tu też profanum, pod postacią skocznych, ludowych melodii "Saltarello", "Mephisto" czy wspomnianego "As the Bell Rings the Maypole Spins". Tak radośnie Dead Can Dance nie grał nigdy wcześniej - i chyba nigdy później - ale jest to zaskoczenie jak najbardziej pozytywne.

Można zarzucić "Aion", że nie trzyma się konsekwentnie przyjętej konwencji, a wszystkie urozmaicenia po prostu gryzą się z głównymi elementami tego albumu. Gdyby nie to, rozważałbym wyższą ocenę, bo bardzo podoba mi się ten renesansowo-średniowieczny klimat. Tak po prawdzie "Aion" stawiam na drugim miejscu dyskografii Dead Can Dance, zaraz po "Within the Realm of a Dying Sun".

Ocena: 8/10



Dead Can Dance - "Aion" (1990)

1. The Arrival and the Reunion; 2. Saltarello; 3. Mephisto; 4. The Song of the Sibyl; 5. Fortune Presents Gifts Not According to the Book; 6. As the Bell Rings the Maypole Spins; 7. The End of Words; 8. Black Sun; 9. Wilderness; 10. The Promised Womb; 11. The Garden of Zephirus; 12. Radharc

Skład: Lisa Gerrard - wokal, instrumenty; Brendan Perry - instrumenty, wokal (5,8)
Gościnnie: David Navarro Sust - wokal (1,7); Robert Perry - dudy (2,6); John Bonnar - instr. klawiszowe (5); Honor Carmody - viola da gamba tenorowa (10); Lucy Robinson - viola da gamba tenorowa (10); Andrew Robinson - viola da gamba basowa (10); Anne Robinson - viola da gamba basowa (10)
Producent: Dead Can Dance


Komentarze

  1. Interpretacje utworów z odległych epok, zarówno średniowiecza („Saltarello”), jak i renesansu („The Song Of The Sybil”), mocno odbiegają od „poważnego” kanonu. Nie tylko tego bardziej ortodoksyjnego, czyli HIP, ale także luźniejszego, w którym nie dba się tak bardzo o realia epoki. W tym przypadku, jesteśmy w świecie muzyki rozrywkowej, dlatego wierność interpretacji schodzi na dalszy plan. Syntetyczne brzmienie, syntezatory, automat perkusyjny (brrr!) - takie są reguły gry w obrębie takiej muzyki. Tak się wtedy grało. Na pewno było w tym trochę koniunkturalizmu, bo nijak nie pasuje to do atmosfery, którą chcieli osiągnąć. Na szczęście tych nowinek technologicznych nie ma za wiele. Dla mnie ważne jest jednak coś innego. Ten album może się stać dla wrażliwego i ambitnego słuchacza bramą do innego muzycznego królestwa. Muzyki wieków średnich i renesansu. Nie imitacji, tanich stylizacji, trywialnych adaptacji, ale autentycznej muzyki mistrzów tamtej epoki, interpretowanej przez wybitnych wykonawców. Podobnie jak „Song Of Scheherazade” Renaissance czy „Suita Po Tisíc A Jednej Noci” Collegium Musicum mogą zainspirować do sięgnięcia nie tylko po suitę „Szeherezada” Nikołaja Rimskiego-Korsakowa, ale także muzykę symfoniczną doby neoromantyzmu. Później można odkrywać nowe muzyczne terytoria. Z czasem być może niejedna osoba zda sobie sprawę, że szeroko pojęta muzyka rozrywkowa była tylko wstępem do poznawania tego, co najbardziej wartościowe.

    OdpowiedzUsuń
  2. Niewątpliwie te tandetne bębny z komputera w niektórych utworach to nieporozumienie. Czy natomiast same interpretacje są czysto "rozrywkowe", bo odbiegają od kanonu? Niekoniecznie. Byłem niedawno na koncercie muzyki sefardyjskiej - wykonywało ją trio "pod wodzą" Gerarda Edery, jednego z czołowych przedstawicieli tej muzyki i tam też podejście do hiszpańskiej muzyki renesansowej (grali dwa takie utwory) były swobodne i nieortodoksyjne. Muzyka średniowieczna (a także starożytna) nie musi być "koszerna" (tego określenia użył kiedyś Bananamoon na forum i bardzo mi się spodobało) - artysta nie musi odtwarzać jej purystycznie i ma zazwyczaj o wiele większą swobodę niż wykonawca XIX-wiecznej muzyki klasycznej ściśle przywiązany do partytury. Tabulatury czy notacje chorałowe ze średniowiecza nie są partyturami w sensie XIX-wiecznym. Wszystko zależy od podejścia. Na pewno głos Lisy Gerrard pozwala ma bardzo szeroką i ciekawą interpretację. Warto też zwrócić uwagę na jeszcze jedno źródło inspiracji Deads na Aion - tzn muzykę bułgarską (As The Bell Rings, Radharc).

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie chodzi o purystyczne podejście do interpretacji, bo, jak wiadomo, w przypadku muzyki średniowiecza jest to trudne do zrealizowania. Temat jest szeroki, o niektórych istotnych wątkach już wspomniałeś. Zresztą, tak jak napisałem, od wykonawców tego typu nie oczekuję ortodoksyjnego podejścia do tematu. Dla mnie jest to jednak świat muzyki rozrywkowej. Weźmy „Saltarello” z „Aion”. Brzmi to jak neo-medieval folk. Spokojnie można wrzucić go do tej samej szuflady, co niektóre utwory Gryphon z ich debiutanckiego albumu. Pod względem „klimatycznym” i brzmieniowym różnice są spore, jednak trzeba brać namiar na to, że to muzyka z innej epoki (17 lat różnicy). W obydwu przypadkach słychać wyraźną chęć zanurzenia się w estetyce wieków średnich. W kontekście „poważnych” interpretacji - dla każdego, kto obcuje w miarę regularnie z muzyka dawną, łatwo zauważalne będą pewne zasadnicze różnice. Przede wszystkim, nieuzbrojonym uchem słychać nowoczesną produkcję, poza tym różne uproszczenia (harmoniczne, melodyczne, rytmiczne). Warto posłuchać sobie różne saltarella, nie tylko ten konkretny utwór, w interpretacji „poważnych” zespołów. Kłaniają się choćby – Jordi Savall, New London Consort i przede wszystkim Ensemble Unicorn. Ostatni przypadek, z oczywistych względów, jest najbardziej instruktywny (vide Saltarello 2).

    OdpowiedzUsuń
  4. Tak, Saltarello w wykonaniu Deads to medieval pop, ale przecież nie dzięki utworom instrumentalnym ta grupa ma miejsce w historii. Natomiast Song of the Sybil w wykonaniu Deads ma swoje przewagi. Np. w porównaniu do wersji Savalla jest co uproszczony instrumentalnie, ale głos Lisy wypada wg mnie wcale nie mniej ciekawie niż śpiew Monsterrat Figureas.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Pearl Jam - "Dark Matter" (2024)

[Recenzja] ||ALA|MEDA|| - "Spectra Vol. 2" (2024)

[Recenzja] Death - "Human" (1991)

[Recenzja] Santana - "Welcome" (1973)

[Recenzja] Van der Graaf Generator - "The Least We Can Do Is Wave to Each Other" (1970)