Posty

Wyświetlam posty z etykietą 2018

[Artykuł] Podsumowanie roku 2018

Obraz
Czy 2018 był dobrym rokiem dla muzyki? Na podstawie ilości recenzji premierowych wydawnictw, jakie pojawiły się tu w ciągu ostatnich dwunastu miesięcy, można dojść do wniosku, że niezbyt dobrym. Przesłuchałem jednak znacznie więcej albumów, z czego około czterdziestu mógłbym z większym lub mniejszym przekonaniem polecić. O większości z nich jednak tu z różnych powodów nie pisałem. Pominąłem większość jazzowych nowości, uważając, że w pierwszej kolejności powinienem opisać tu albumy wybitne, ważne i/lub wpływowe, zamiast przyjemnych, ale wtórnych i jednak wyraźnie słabszych współczesnych wydawnictw. Z kolei w przypadku muzyki elektronicznej, jestem świadomy swojej małej wiedzy w temacie i braku wystarczających punktów odniesienia, by recenzować tego typu granie. Natomiast obecna sytuacja w muzyce rockowej jest tak fatalna, że po prostu nie było o czym pisać. Część I: Przegląd tegorocznych wydawnictw Poniższy przegląd ma bardzo subiektywny charakter i wspominam w nim wyłącznie

[Recenzja] Mythic Sunship - "Another Shape of Psychedelic Music" (2018)

Obraz
Mythic Sunship to duński zespół, założony w 2009 roku. Od samego początku w jego składzie znajdują się gitarzyści Emil Thorenfeldt i Kasper Stougaard Andersen, basista Rasmus Cleve Christensen oraz perkusista Frederik Denning. Do tej pory muzycy wydali siedem długogrających albumów, z czego dwa najnowsze, "Upheaval" i "Another Shape of Psychedelic Music", ukazały się w tym roku (odpowiednio w styczniu i październiku). Zespół obraca się w podobnych klimatach, co nagrywający dla tej samej wytwórni Monarch (którego jedyny jak dotąd album, "Two Isles", ukazał się dwa lata temu), grając długie, instrumentalne jamy, pozbawione wyraźnych struktur, stylistycznie mieszczące się gdzieś pomiędzy rockiem psychodelicznym, a stonerem. Tak przynajmniej było do czasu wydania "Another Shape of Psychedelic Music". Skład poszerzył się tu bowiem o saksofonistę Sørena Skova, co skierowało muzykę zespołu na bardziej jazzowe tory. W przeciwieństwie do wielu saks

[Recenzja] Greta Van Fleet - "Anthem of the Peaceful Army" (2018)

Obraz
Greta Van Fleet to dowód na potęgę mediów. Potrafią one bez trudu wypromować nawet najbardziej bezwartościowe i niepotrzebne rzeczy, jeśli tylko mają w tym interes. W przypadku mediów muzycznych zwykle chodzi o zachowanie przyjaznych stosunków z wytwórniami płytowymi lub samymi wykonawcami. Później odbiorcy tych mediów bezrefleksyjnie rozpowszechniają największe nawet bzdury - w przypadku GVF na temat rzekomej świeżości i ocalania muzyki rockowej - bo w przypadku ewentualnej dyskusji mogą podeprzeć się autorytetami. A ja się pytam: co świeżego jest w graniu dokładnie tak samo, jak inny zespół pięćdziesiąt lat temu? Albo: jak ocalić muzykę rockową ma zespół, który sugeruje, że gatunek ten od pięciu dekad polega na powielaniu tych samych schematów? Sądzę, że nikt samodzielnie myślący nie potrzebuje odpowiedzi na te pytania. "Anthem of the Peaceful Army" to oficjalny debiut Grety Van Fleet, choć trwa niewiele dłużej od zeszłorocznego "From the Fires", klasyfikow

[Recenzja] Riverside - "Wasteland" (2018)

Obraz
Ta recenzja miała w ogóle nie powstać. Nie planowałem nawet słuchać tego albumu. Znów jednak zwyciężyła ciekawość, gdy pojawił się w propozycjach na YouTube. Wytrzymałem parę minut, resztę szybko przewinąłem. Gdy jednak internet został zalany pozytywnymi recenzjami "Wasteland", postanowiłem stanąć po przeciwnej stronie. Aby sprostować wszystkie bzdury, jakie można przeczytać w innych recenzjach (zwłaszcza te dotyczące rzekomej progresywności). W tym celu zmusiłem się do przesłuchania całości - kilkukrotnego, ale dawkując ją sobie małymi dawkami. Materiał jest jednak na tyle jednorodny, że bez trudu mogę sobie wyobrazić, jak brzmiałby słuchany od początku do końca. Popularność Riverside to prawdziwy fenomen. Z każdym kolejnym albumem o zespole robiło się coraz głośniej, nie tylko w kraju, ale i za granicą. Muzycy osiągnęli sukces najmniejszym kosztem, grając niewyobrażalnie wtórną muzykę, nie dodając nic od siebie do inspiracji innymi epigonami w rodzaju Marillion, Pend

[Recenzja] Alice in Chains - "Rainier Fog" (2018)

Obraz
Popełniłem cholerny błąd, sięgając po nowe wydawnictwo Alice in Chains. Ciekawość, ale przede wszystkim pewien obowiązek, w związku z prowadzeniem tej strony, zwyciężyły z rozsądkiem. Pamiętając jak bardzo przeciętny jest poprzedni album zespołu, "The Devil Put Dinosaurs Here", i wiedząc, jak kiepskie zwykle bywają nowe wydawnictwa rockmanów w tym wieku i tak straciłem kilkadziesiąt minut życia na przesłuchanie najnowszego dzieła Alice in Chains. Czemu w takim razie tracę kolejne minuty na opisywanie tego materiału? Bo mam nadzieję, że uda mi się uchronić innych przed traceniem czasu na niego i inne wydawnictwa podstarzałych, dawno wypalonych twórczo grup rockowych. Istnieje zbyt wiele różnorodnej, wartościowej muzyki, by zajmować się takimi pierdołami. "Rainier Fog" to dopiero szósty pełnowymiarowy album Alice in Chains (a trzeci z udziałem Williama DuValla, który zajął miejsce nieżyjącego Layne'a Staleya). Zespół trzyma się wypracowanego przed laty sty

[Recenzja] The Doors - "Live at the Isle of Wight Festival 1970" (2018)

Obraz
Premiera najnowszego wydawnictwa The Doors przeszła praktycznie bez echa. W sumie trudno się temu dziwić, bo na przestrzeni dekad ukazało się już wiele koncertówek zespołu. "Live at the Isle of Wight Festival 1970" to jednak zapis wyjątkowego występu, zagranego 29 sierpnia 1970 na tytułowym festiwalu. Tego samego dnia wystąpili tam także m.in. Miles Davis, The Who, Ten Years After, Sly and the Family Stone i trio Emerson, Lake & Palmer (a to tylko mała część wszystkich wykonawców, którzy zagrali w trakcie sześciodniowej imprezy). Co jednak najistotniejsze, był to ostatni europejski koncert Jima Morrisona i jeden z jego ostatnich w ogóle. Podczas godzinnego setu zespół zaprezentował siedem utworów, pochodzących głównie z dwóch pierwszych albumów. Występ rozpoczęli jednak od nagrania z wydanego pół roku wcześniej "Morrison Hotel" - "Roadhouse Blues". To świetny kawałek zarówno na otwarcie albumu, jak i występu. W tej wersji partie pianina i gitary

[Recenzja] John Coltrane - "Both Directions at Once: The Lost Album" (2018)

Obraz
Chyba nikt się nie spodziewał, że w 2018 roku światło dzienne ujrzy nowy studyjny album Johna Coltrane'a. Jakiś czas temu rodzina Naimy Coltrane - pierwszej żony saksofonisty - odnalazła taśmę z niepublikowanym wcześniej materiałem. Przekazano ją wytwórni Impulse!, gdzie pod okiem Raviego Coltrane'a (syna Johna i jego drugiej żony, Alice) i Kena Drukera przygotowano jej zawartość do wydania. "Both Directions at Once: The Lost Album" ukazał się 29 czerwca w dwóch wersjach (każda jest dostępna w wersji winylowej i kompaktowej). Podstawowa zawiera siedem utworów, a rozszerzona czternaście (bonusy to alternatywne podejścia do części nagrań z podstawowego wydania). Na zagubionej - i cudowanie odnalezionej po 55 latach - taśmie znalazł się zapis sesji z 6 marca 1963 roku w Van Gelder Studio. Saksofoniście towarzyszył już wówczas jego klasyczny kwartet, z pianistą McCoyem Tynerem, basistą Jimmym Garrisonem i perkusistą Elvinem Jonesem. Muzycy byli jeszcze przed nagran

[Recenzja] Alameda 4 - "Czarna woda" (2018)

Obraz
Bydgoski projekt Alameda Organisation występował już w różnych konfiguracjach: jako trio, kwintet i duet (za każdym razem odpowiednio modyfikując nazwę). "Czarna woda", czwarty album kolektywu, nagrany został w kwartecie. Podstawą składu są, jak zwykle, Jakub Ziołek i Mikołaj Zieliński. W najnowszym wcieleniu dołączył do nich perkusista Tomasz Popowski, znany już z Alamedy 3, a także zupełnie nowy muzyk - gitarzysta Krzysztof Kaliski (początkowo w projekt zaangażowany był jednak Raphael Rogiński, który musiał zrezygnować z powodu innych zobowiązań). W nagraniach wzięło udział także kilkoro gości, w tym Łukasz Jędrzejczak ze składu Alamedy 5. Dotychczasowe albumy Alamedy różnią się nie tylko składem i numerkami w nazwie, ale także pod względem stylistycznym. Debiutancki "Późne królestwo" z 2013 roku, nagrany w trio, to mieszanka noise'u, psychodelii i shoegaze'u, z momentami o nieco folkowym charakterze. Później przyszła pora na bardziej elektroniczny

[Recenzja] Lonker See - "One Eye Sees Red" (2018)

Obraz
Obecny rok przyniósł już wiele interesujących wydawnictw. Oczywiście, trzeba ich szukać poza mainstreamem. W Polsce w wydawaniu ambitnej, niszowej muzyki specjalizuje się przede wszystkim wytwórnia Instant Classic (mająca w swoim katalogu takich wykonawców, jak Saagara, Lotto, czy Alameda). Parę miesięcy temu jej nakładem ukazał się drugi pełnoprawny album gdyńskiego Lonker See, zatytułowany "One Eye Sees Red". To bez wątpienia jeden z ciekawszych rodzimych zespołów. Jego inspiracje sięgają od space rocka, przez klasyczny rock progresywny, aż po jazz rock, a momentami nawet fusion czy free jazz. Mimo tak wiekowych wpływów, twórczość Lonker See brzmi bardzo świeżo i nowocześnie. Na album składają się tylko trzy utwory: dwa osiągające długość niemal dwudziestu minut i jeden zdecydowanie krótszy. Razem czterdzieści minut muzyki - bardzo klasycznie, jak przed kompaktową rewolucją (niestety, "One Eye Sees Red" w przeciwieństwie do wielu innych wydawnictw Instant

[Recenzja] Iceage - "Beyondless" (2018)

Obraz
"Beyondless" to czwarty album duńskiej grupy post-punkowej, Iceage. Wydany po niemal czteroletniej przerwie, jest dowodem większej dojrzałości muzyków. Szczeniacka agresja  i prostota poprzednich wydawnictw została zastąpiona przez dobre melodie i pomysłowe aranżacje. W recenzjach pojawiają się - zupełnie nietrafione - porównania do twórczości Nicka Cave'a, The Stooges i New York Dolls. Ja słyszę tu przede wszystkim wpływ takich grup, jak The Modern Lovers i Material. Z pierwszą z nich Duńczyków łączy przede wszystkim nonszalancki śpiew Eliasa Bendera Rønnenfelta i spora melodyjność. Z drugą - wpływy jazzowe i udział sekcji dętej w niektórych kawałkach (nie ma jednak nic wspólnego jej z awangardowym i eksperymentalnym podejściem). "Beyondless" zawiera sporą dawkę naprawdę melodyjnego i energetycznego grania (np. "Hurrah", "Plead the Fifth"). Bardzo fajnie brzmi połączenie gitarowego czadu z dęciakami ("Pain Killer", "The

[Recenzja] Ghost - "Prequelle" (2018)

Obraz
Zespół Ghost od niemal dekady jest wrzodem na dupie wszystkich prawdziwych metalowców, nie potrafiących pojąć, jak grupa o takim image'u (włączając w to okładki płyt) może nie grać ekstremalnego metalu, a żartobliwą mieszankę ciężkich riffów i ewidentnie popowych melodii. Na swoim najnowszym, czwartym już albumie, zatytułowanym "Prequelle", Tobias Forge i jego ekipa Bezimiennych Upiorów idą jeszcze dalej w stronę popu. Gitary wyraźnie ustępują tu miejsca instrumentom klawiszowym, nadającym bardzo ejtisowego klimatu. Zespół od zawsze jednak potrafił umiejętnie czerpać z kiczu w taki sposób, aby kicz ten nie irytował, a bawił. Trzeba oczywiście załapać taką konwencję. Ja jednak mam słabość do dobrych melodii, a pod tym względem Ghost zawsze był bezkonkurencyjny wśród retro-rockowych zespołów. I nie inaczej jest na najnowszym longplayu. Czy to w tych nielicznych cięższych momentach ("Rats", "Faith"), czy tych bardziej pogodnych i piosenkowych (&qu

[Recenzja] Jimi Hendrix - "Both Sides of the Sky" (2018)

Obraz
Mogłoby się wydawać, że archiwum nagrań Jimiego Hendrixa zostało już w pełni wyeksploatowane. Chyba żaden inny artysta nie doczekał się tylu pośmiertnych wydawnictw. A jednak wciąż ukazują się kolejne  nowe albumy sygnowane jego nazwiskiem. Rok 2018 przynosi kolejny tytuł: "Both Sides of the Sky". To trzecia - i podobno ostatnia - część serii rozpoczętej w 2010 roku albumem "Valleys of Neptune" i kontynuowanej w 2013 roku przez "People, Hell and Angels". Jej celem jest zebranie i udostępnienie mało znanych, a czasem wcześniej niepublikowanych nagrań. W praktyce wygląda to już nieco mniej ekscytująco. Znaczna część materiału z obu poprzednich części to po prostu alternatywne wersje doskonale znanych kompozycji. Aczkolwiek, dzięki nowoczesnej technologii udało się uratować wiele nagrań, które wcześniej nie nadawały się do publikacji ze względu na brzmienie, pomyłki muzyków czy ich nieukończony charakter. Niektóre z nich były wcześniej dostępne wyłączni

[Recenzja] Fire! - "The Hands" (2018)

Obraz
Rok 2018 na razie nie zapowiada się ciekawie pod względem płytowych premier, lecz przyniósł już jedno bardzo interesujące wydawnictwo. Jest nim wydany niemal równo miesiąc temu album "The Hands" szwedzkiego tria Fire!. Zespół powstał blisko dekadę temu z inicjatywy saksofonisty Matsa Gustafssona - jednego z najbardziej zapracowanych muzyków w branży, zaangażowanego w dziesiątki projektów i współpracującego z niezliczonymi artystami, głównie ze świata jazzu, choć czasem też rocka (wspomagał chociażby Sonic Youth). Od samego początku towarzyszy mu sekcja rytmiczna składająca się z basisty Johana Berthlinga i perkusisty Andreasa Werliina. Trio wydało dotąd sześć albumów studyjnych (wliczając najnowszy), a także trzy kolejne pod szyldem Fire! Orchestra, na których towarzyszy mu mocno rozbudowany skład. Stylistycznie zespół porusza się w rejonach fusion, jazz rocka i free jazzu z domieszką noise'u, psychodelii i elementów krautrocka - wymieszanych w różnych proporcach, w