[Recenzja] Darkside - "Psychic" (2013)



W ciągu najbliższych miesięcy - oficjalna data wciąż nie jest znana - powinien ukazać się długo oczekiwany drugi album Darkside. Warto z tej okazji przypomnieć wydany przed ośmiu laty debiutancki "Psychic". Za projektem stoi dwóch amerykańskich muzyków: Nicholas Jaar, obecnie jeden z najsłynniejszych przedstawicieli współczesnej sceny elektronicznej, a także multiinstrumentalista Dave Harrington, w swoich własnych projektach poruszający się na pograniczu ambientu, jazzu i rocka. Połączyła ich chęć stworzenia muzyki, która zachowując nowoczesny charakter będzie wyraźnie odwoływać się do tego, co grano kilka dekad wcześniej. Szyld, pod którym się skryli, zupełnie nie przypadkiem wywołuje skojarzenia ze słynną płytą z pryzmatem na okładce. Duet zadebiutował w 2011 roku udaną eponimiczną EPką, a następnie opublikował - pod zmodyfikowanym szyldem Daftside - płytę z remiksem albumu "Random Access Memories" grupy Daft Punk. W końcu przyszła zaś pora na zaprezentowanie pełnowymiarowego wydawnictwa z autorskim materiałem.

Muzyka zawarta na "Psychic" brzmi bardzo nowocześnie, a zarazem klasycznie, łącząc house'ową elektronikę z wyraźniej zarysowanymi melodiami oraz partiami tradycyjnych instrumentów, jak różnego rodzaju gitary, elektryczne organy i pianino czy klarnet. Podejście do muzyki wydaje się jednak bliższe tego, jakie mieli wykonawcy z lat  70. Widać to już nawet po winylowej długości albumu, wynoszącej trzy kwadranse. Większość utworów zasługuje na szczególnie wyróżnienie. Zdecydowanie należy do nich 11-minutowy otwieracz "Golden Arrow", który stopniowo się rozwija, wprowadzając w klimat całości. Z początku można mieć wątpliwości, czy przypadkiem nie włączyło się jakiegoś klasycznego albumu Pink Floyd lub Tangerine Dream, a choć z czasem dochodzi coraz więcej współczesnych dźwięków, to zachowany zostaje nastrój typowy dla muzyki sprzed teraz już pięciu dekad. Fajnie wypada też bardziej zwarty, niemal piosenkowy w strukturze "Heart", w którym istotną rolę odgrywa gitara. "Paper Trails" to z kolei blues na miarę XXI wieku, znów z dużą ilością brzmień gitarowych, ale na elektronicznej podstawie. Do mnie jednak silniej trafia mocno elektroniczny "The Only Shrine I've Seen", który po bardziej klimatycznym początku stopniowo nabiera wręcz tanecznego, quasi-funkowego charakteru, a później znów się wycisza. Warto też zwrócić uwagę na "Freak, Go Home", w którym psychodeliczny nastrój całego albumu jeszcze bardziej podkreślają egzotyczne perkusjonalia. Najciekawszy efekt udało się jednak osiągnąć w finałowym "Metatron", w którym odniesienia do przeszłości i teraźniejsze rozwiązania spajają się ze sobą w niezwykle spójny oraz intersujący sposób, zachwycając przy tym kosmiczną atmosferą.

"Psychic" to bardzo przyjemny album, choć nie da się ukryć, że koncepcja zespolenia nowoczesnej elektroniki z muzyką sprzed wielu lat wygląda ciekawiej na piśmie, niż okazała się w praktyce. Zawarte tu nagrania ani przez chwile nie zbliżają się do prawdziwej wybitności. Wciąż jednak jest to muzyka intrygująca oryginalnym połączeniem dwóch odległych - choć chyba nie tak bardzo, jak się powszechnie wydaje - światów muzycznych, a także wciągająca naprawdę świetnym klimatem. Dlatego mimo wszystko zasługuje na wysoką ocenę. Czekam, co duet zaproponuje na drugim albumie Darkside - być może tym razem da się wydobyć z tej koncepcji jeszcze więcej.

Ocena: 8/10



Darkside - "Psychic" (2013)

1. Golden Arrow; 2. Sitra; 3. Heart; 4. Paper Trails; 5. The Only Shrine I've Seen; 6. Freak, Go Home; 7. Greek Light; 8. Metatron

Skład: Nicolas Jaar - instr. klawiszowe, elektronika, efekty, programowanie, automat perkusyjny, instr. perkusyjne, wokal; Dave Harrington - gitara, gitara basowa, kontrabas, klarnet, instr. klawiszowe, elektronika, efekty, automat perkusyjny, instr. perkusyjne
Gościnnie: Samer Ghadry - instr. perkusyjne (6)
Producent: Darkside


Komentarze

  1. Bardzo mnie cieszy ta recenzja, bo kocham ten album :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Zaciekawiony recenzją poleciałem na YouTube, aby zasięgnąć języka: początek mnie zaciekawił, ale te housowe naleciałości mnie nieco odpychają.
    Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło: przy okazji natknąłem się na niezwykle ciekawy album: Hiromasa Suzuki ''High-Flying'' (1976); nigdy wcześniej o tym krążku nie słyszałem, ale polecam.

    PS. Skoro weszliśmy w elektroniczne tematy, to namawiam do posłuchania sobie płyty Briana Eno ''Apollo: Atmospheres & Soundtracks'' - świetna rzecz, warto poznać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale przecież poznawanie muzyki powinno polegać na tym, by przekonywać się do nowych rzeczy. A nie akceptować tylko tę identyczną jak ta, którą się lubi. Ten konkretny album zawiera elementy house'u, ale też klasycznego rocka, dzięki czemu wielbicielom obu tych rodzajów muzyki powinno być łatwiej się do niego przekonać.

      Usuń
    2. Ale taki house wybitnie mi nie podchodzi - nie zdzierżę tego. A poza tym mam jeszcze tyle zaległości w przeróżnych ambitnych nurtach, mam ten komfort ogromnego i nieskrępowanego wyboru (jak np. ten wspomniany wcześniej gość Hiromasa Suzuki), że często mówię ''pass'' i zabieram się za coś całkiem nowego/dziewiczego.
      No nic: ważne że dajesz wciąż jakieś nowe recenzje i ciągle czymś zaskakujesz.

      PS. Słyszałeś o zespole Nuda. ? (Nuda z kropką na końcu)

      Usuń
    3. Zapewne jakieś pięć i więcej lat temu mówiłbym to samo na temat tego albumu. Podobnie zresztą jak o country, reggae, hip-hopie czy techno, a obecnie w każdym z tych gatunków znajduję coś dla siebie. Nadrabianie muzycznych zaległości powinno raczej polegać na próbach docenienia kolejnych rodzajów muzyki, poprzez zagłębianie się w istotne dla nich albumy. Ta wspomniana przez Ciebie płyta Hiromasy Suzuki, z której próbkami przed chwila się zapoznałem, to typowy dla tamtych czasów jazz-funk. Takich płyt, podobnie jak ta nic do stylu niewnoszących, już wcześniej powstało całe mnóstwo. Sęk w tym, że przesłuchanie kilkudziesięciu bardzo podobnych do siebie płyt w żaden sposób nie rozwija słuchacza. Więc trudno uznać je za zaległości. Prawdziwymi zaległościami są albumy istotne, czyli te bardzo znane i/lub bardzo wpływowe i/lub coś do muzyki wnoszące. Do tych ostatnich należy debiut Darkside, bo o ile mi wiadomo, nikt wcześniej ani później nie grał czegoś podobnego. Dlatego takim płytom jak "Psychic" warto dać kiedyś kolejne szanse, jeśli nie podeszły po pierwszych próbach. Nawet jeśli zabierze to czas, kiedy mogło odkryć się kolejnych Suzukich - w najgorszym wypadku tak naprawdę nic się nie straci, a w najlepszym można poszerzyć swoje horyzonty.

      Nie znam takiego zespołu, a kompletny brak ocen na RYM daje mi do myślenia ;)

      Usuń
    4. Na zespół Nuda. trafiłem przypadkiem, a że był polecany przez wielbicieli awangardowego jazzu, to poszukałem utworów na YouTube - podoba mi się taki sposób grania, a debiut zespołu chyba można uznać za udany:
      http://polish-jazz.blogspot.com/2020/02/nuda-nuda-2019.html

      Usuń
  3. Techno? O kurde, to nieźle skręciłeś przez te kilka lat;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niekoniecznie, bo mam tu na myśli nurt ambient techno, który w zasadzie nie jest bardzo odległy od elektroniki z lat 70. I w ogóle nie przypomina tego, z czym powszechnie kojarzy się słowo techno. Bardzo ciekawym elektronicznym stylem jest też IDM.

      Usuń
    2. No tak, wiedziałem, że raczej na pewno nie słuchasz jakiegoś umpa umpa ;) Sporo gatunków, podgatunków różnej muzyki jest do poznania. Ciekawe, w którą stronę ja skręcę. Na razie jeszcze braki mam okropne, więc luz ;)

      Usuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Pearl Jam - "Dark Matter" (2024)

[Recenzja] ||ALA|MEDA|| - "Spectra Vol. 2" (2024)

[Recenzja] Death - "Human" (1991)

[Recenzja] Van der Graaf Generator - "The Least We Can Do Is Wave to Each Other" (1970)

[Recenzja] Santana - "Welcome" (1973)