[Recenzja] Eberhard Weber - "Yellow Fields" (1976)



Eberhard Weber to niemiecki basista, którego nazwisko wiele osób z pewnością kojarzy z płyt Kate Bush. Zanim jednak nawiązał współpracę z brytyjską wokalistką, był ważną postacią europejskiej sceny jazzowej. Zaczął jeszcze w latach 60., grając przede wszystkim u boku Wolfganga Daunera. Udzielał się też na płytach innych wykonawców, najczęściej poruszających się po takich stylistykach, jak free jazz czy fusion. Weber został doceniony za specyficzny sposób frazowania oraz tonację. Jego indywidualny styl gry stał się jeszcze bardziej zauważalny, gdy zaczął grać na skonstruowanym przez siebie elektro-akustycznym kontrabasie z dodatkową struną. W latach 70. muzyk związał się z wytwórnią ECM, biorąc udział w nagraniach innych podopiecznych Manfreda Eichera, ale też tworząc pod własnym nazwiskiem. Pozostał aktywny do początku XXI wieku. Po przejściu udaru w 2007 roku nie wrócił już do grania.

Prawdopodobnie najbardziej znanym solowym dziełem Webera jest jego debiut, "The Colours of Chloë" z 1974 roku. Znalazła się na nim muzyka łącząca jazz z elementami europejskiej muzyki klasycznej, minimalizmu oraz ambientu. Pod względem brzmieniowym jest to natomiast typowa produkcja Eichera, charakteryzująca się bardzo czystym, wręcz wypolerowanym dźwiękiem. Muszę przyznać, że choć go doceniam, nie jestem wielbicielem tego longplaya. Może z wyjątkiem fantastycznej kompozycji finałowej, "No Motion Picture" - w której wpływ minimalizmu staje się najbardziej oczywisty -  choć moim zdaniem nie zaszkodziłoby jej skrócenie o kilka minut. Pozostałe utwory uważam za nieco zbyt rzewne, co podkreślają partie orkiestry. Zdecydowanie bardziej przekonuje mnie kolejne dzieło basisty, wydany dwa lata później "Yellow Fields". Wypełnia go muzyka o również kameralnym charakterze, bardzo subtelna, lecz jednocześnie jakby bardziej dynamiczna. Ze składu nagrywającego poprzedni album pozostali tylko lider i klawiszowiec Rainer Brüninghaus, do których tym razem dołączyli saksofonista Charlie Mariano (znany m.in. ze współpracy z Charlesem Mingusem, ale też krautrockowym Embryo) oraz perkusista Jon Christensen (stały współpracownik Jana Garbarka).

Na "Yellow Fields" trafiły cztery utwory, z których tylko rozpoczynający album "Touch" trwa poniżej dziesięciu minut (ściślej mówiąc nie przekracza nawet pięciu). Choć nagranie jest bardziej zwarte od kolejnych, stanowi bardzo dobrą zapowiedź całości. Już od pierwszych sekund przyciąga uwagę fortepianowym ostinatem oraz wyrazistą partią kontrabasu, którym towarzyszy dość swobodna partia perkusji. po chwili dochodzą do tego jeszcze ładne solówki saksofonu sopranowego, a całość zostaje zatopiona w dźwiękach syntezatora. Instrumentaliści grają tutaj bardzo subtelnie, nastrojowo, ale też dość ekspresyjnie - nie ma mowy o żadnym przynudzaniu i smęceniu. Podobnie jest przez resztę albumu. Mój faworyt to drugi w kolejności "Sand-Glass". Utwór opiera się na mocno zaznaczonym, motorycznym rytmie, który wręcz przywodzi na myśl znacznie późniejsze style, jak downtempo czy trip-hop. Transowy klimat podkreślają ulegające nieznacznym przetworzeniom partie basu i klawiszy. Dochodzą do tego jeszcze solówki Mariano na egzotycznych instrumentach nadaswaram i shenhai, choć nie brakuje też bardziej jazzowych dźwięków saksofonu. Bardzo ładnie wypada też tytułowy "Yellow Fields", wyróżniający się lamentacyjnym, ale na swój sposób chwytliwym tematem saksofonu, a także bardziej swobodnymi partiami lidera. Brüninghaus i Christensen nie pozostają zresztą w tyle, także dodają tu wiele dobrego od siebie. Z kolei nieco bardziej rozmarzony, ale wciąż na ten swój subtelny sposób intensywny "Left Lane" doskonale sprawdza się w roli finału.

Jazz w stylu ECM (nie mylić z jazzem z katalogu ECM - to dwa zbiory, które tylko częściowo się pokrywają) nie zawsze do mnie przemawia. Wiele reprezentujących go płyt wydaje mi się zbyt sterylnie wyprodukowana i zagrana nieco bezpłciowo. W żadnym wypadku nie dotyczy to "Yellow Fields". Kwartet Eberharda Webera zaproponował tu muzykę bardzo ładną, subtelną, ale przy tym naprawdę wyrazistą i wciągającą. Jeżeli ktoś dotąd nie miał do czynienia z solową twórczością basisty, to oczywiście warto poznać też wcześniejszy "The Colours of Chloë" i wyrobić sobie własną opinię.

Ocena: 8/10



Eberhard Weber - "Yellow Fields" (1976)

1. Touch; 2. Sand-Glass; 3. Yellow Fields; 4. Left Lane

Skład: Eberhard Weber - kontrabas; Charlie Mariano - saksofon sopranowy, shenhai, nadaswaram; Rainer Brüninghaus - instr. klawiszowe; Jon Christensen - perkusja
Producent: Manfred Eicher


Komentarze

  1. Planujesz jakiś ECMowski cykl recenzj?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Całego cyklu to może nie, ale są jeszcze pozycje z katalogu tej wytwórni, które chciałbym zrecenzować.

      Usuń
  2. Sand-Glass mogę słuchać w kółko. Ten w kółko powtarzany motyw i wspaniała gra na perkusji wciągają mnie bez reszty.

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny basista, jak mało kto czaruje swoją grą. Ja osobiście bardzo, ale to bardzo lubię "The Colours of Chloë", ale faktycznie, zgodzę się, że "No Motion Picture" mógłby być trochę krótszy.
    Teraz słucham sobie koncertu - Colours Quartet Live 1976. Bajka :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Pearl Jam - "Dark Matter" (2024)

[Recenzja] ||ALA|MEDA|| - "Spectra Vol. 2" (2024)

[Recenzja] Death - "Human" (1991)

[Recenzja] Santana - "Welcome" (1973)

[Recenzja] Van der Graaf Generator - "The Least We Can Do Is Wave to Each Other" (1970)